Domyślne zdjęcie Legia.Net

Urban: Piłkarze muszą na siebie krzyczeć

Marcin Szymczyk

Źródło: Polska The Times

05.02.2010 09:10

(akt. 16.12.2018 13:57)

- Wkurza mnie, że muszę często żyć na treningu tak, jakby mi najbardziej na tym wszystkim zależało. Chodzi mi o sposób, w jaki się reaguje na boisku. Chciałbym, żeby moi zawodnicy też żyli, komunikowali się między sobą, nie bali się nawzajem opieprzać czy chwalić. Chciałbym, żeby było słychać, że ta drużyna żyje - mówi w rozmowie z Polska The Times trener Legii Jan Urban.
Na obozie w Mijas testowaliście nowych piłkarzy. Poza Dongiem Fangzhuo wszystkim już podziękowaliście.

- Wcale nie jest powiedziane, że jemu też nie podziękujemy. Pożyjemy, zobaczymy. Nie jestem jeszcze do końca do niego przekonany. Pierwsze, co mnie uderzyło zaraz po przyjeździe Donga, to fakt, że był bardzo słabo przygotowany fizycznie. Do tego od początku wszedł z nami w maksymalne obciążenia, co go jeszcze bardziej dobiło. Efekt był taki, że w sparingach nie pokazał niczego szczególnego. Wyróżniał się tylko podczas gierek na małej przestrzeni, gdy mógł zrobić użytek ze swojej niezłej techniki i strzału.

Dlatego więc dał mu Pan jeszcze szansę?

- Przekonał mnie ostatni sparing z Hajdukiem Split. Miał w nim nie zagrać, ale Bartek Grzelak złapał grypę. Nie miałem więcej zmienników, z konieczności sięgnąłem więc po Donga, który dzień wcześniej zagrał całe 90 minut FC Zestafoni. Tym razem zagrał tylko pół meczu, ale o dziwo - to był jego najlepszy występ w Mijas. Był ruchliwy, dobrze wychodził na pozycję, zastawiał się. Warto też dodać, że zagraliśmy tylko jednym napastnikiem, i to jest chyba dla Donga najlepszy wariant. W systemie z dwójką z przodu trochę się gubił. Sam fakt, że był w Manchesterze United jest najlepszą rekomendacją, bo tam byle kto nie trafia. Nawet na krótko. Na jego korzyść przemawia również fakt, że strzelał bramki w Antwerpii. Poleci więc z nami na Cypr. 

Może warto zatrzymać Donga, choćby tylko ze względów marketingowych?

- Już widzę te tłumy Chińczyków na Legii. To by nam rozwiązało problem frekwencji na nowym stadionie, bo przecież w Warszawie sporo ich mieszka (śmiech).

Poważnie jednak mówiąc, to chyba mógłby być naprawdę dobry pomysł.

- Od strony marketingowej na pewno. Wszyscy wiemy, co się dzieje, kiedy jakiś klub z Europy zatrudni Japończyka czy Koreańczyka. Wiadomo, jak wzrasta zainteresowanie meczami tego klubu na Dalekim Wschodzie i ilu przybywa mu kibiców.

Piszą o tym również lokalne gazety. Takie z niewielką, jak na Chiny, sprzedażą... Jakieś pięć milionów dziennie.

- Sami widzicie (śmiech). Z Dongiem zresztą jest podobnie. Pytaliśmy go, gdzie mieszka i powiedział, że w takiej niewielkiej miejscowości, koło granicy z Japonią. Jakieś... osiem milionów mieszkańców (śmiech).

Dong może się chyba przydać również na boisku, bo problemy z kolanem wciąż ma Takesure Chinyama. To chyba trochę niepokojące?

Nawet bardzo. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z jesieni, kiedy mogliśmy z niego korzystać tylko w kilku meczach. Niestety, wygląda na to, że nic się nie zmieniło. Kolano niby jest w porządku, ale wystarczy kilka przebieżek, by się przekonać, że to nieprawda. Rozmawiałem już o tym z lekarzami i poprosiłem o konkretną Dobrze, że Iwański i Rybus chociaż zagrali, bo inaczej wogólezadużoby w tej Tajlandii nie robili diagnozę. Muszę wiedzieć, w jakim zakresie będę mógł korzystać z Chinyamy wiosną.

Iwański i Rybus grają w reprezentacji na trochę innych pozycjach niż w Legii.

- Dla mnie Rybus jest przede wszystkim lewoskrzydłowym. Może zmienię kiedyś zdanie, ale na razie nie widzę go na środku. Znam dobrze atuty Iwańskiego, ale na razie musi grać tam, gdzie go potrzebuję. Nie mogę wystawiać w środku pola zawodnika, który potrafi tylko rozbijać ataki rywali. Potrzebny jest mi taki, który potrafi również coś stworzyć, zainicjować akcję ofensywną. Jeżeli kogoś takiego znajdę, to Ajwen powędruje do przodu.

Czy kimś takim może być kiedyś Ariel Borysiuk?

- Jak najbardziej, i to wcale nie kiedyś. Musi jednak pokazywać na boisku cały swój potencjał. Paradoksalnie, on najlepiej sobie radził na tej swojej młodzieńczej fantazji, gdy dopiero wchodził do Legii. Grał wtedy odważnie i bez kompleksów. Potem jednak zaczął kalkulować. Zastanawiać się, jak poważne mogą być konsekwencje tego, że straci piłkę, będąc ostatnim zawodnikiem przed parą stoperów. Musi sobie jakoś z tym poradzić. Nie mówię oczywiście, że ma przestać myśleć i niepotrzebnie ryzykować, ale nie może pewnych spraw wyolbrzymiać. Wracając jeszcze do Iwańskiego - moim zdaniem nawet jako defensywny pomocnik mógłby trochę lepiej wykorzystywać swoje atuty, takie jak strzał z dystansu czy stałe fragmenty gry.


Rozmawiali Rafał Romaniuk i Hubert Zdankiewicz

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.