Urban szuka składu
23.10.2009 17:56
Nie było w tej rundzie dwóch kolejnych meczów ligowych, które Legia rozpoczęłaby identyczną jedenastką. Z jednej strony przyczyną są permanentne urazy nękające drużynę. Z drugiej - zmiany ustawienia i poszukiwania drużyny gwarantującej warszawianom zwycięstwa. Dla porównania - Wiśle Macieja Skorży aż cztery razy zdarzyło się w tej rundzie zaczynać dwa kolejne mecze w identycznym ustawieniu. Rotacja u mistrzów Polski wynikała głównie z kontuzji. Wicelider Ruch Chorzów trzy ostatnie spotkania ligowe zaczął identyczną jedenastką. Trzecia w tabeli Polonia Bytom też miewała w tym sezonie momenty takiej stabilizacji. Jan Urban nie znalazł idealnego, skutecznego na ekstraklasę ustawienia.
Do dziś nie wiadomo, kto jest podstawowym lewym obrońcą Legii. Do dyspozycji trener miał dwóch reprezentantów kadry Leo Beenhakkera - Jakuba Wawrzyniaka (zdyskwalifikowanego za doping) i Marcina Komorowskiego. Obu jednak "godził i godzi" do dziś nad podziw solidny, gwarantujący stały, przyzwoity, ligowy poziom 33-letni Tomasz Kiełbowicz. Zdecydowanie lepiej rozumie taktykę Legii - po stracie piłki nie wraca po nią w okolice własnego pola karnego, tylko jak najszybciej i jak najdalej od własnej bramki stara się odebrać ją rywalom.
Nie wykreował się ani drugi, ani trzeci środkowy pomocnik - pozycja Macieja Iwańskiego w składzie jest niepodważalna. Można do niego mieć pretensje o przestoje w grze, chowanie się za rywali, ale ostatnio zaczął przynajmniej grać skutecznie. Ma asysty i strzela gole. Tego wymaga się od ofensywnego pomocnika. Piotr Giza nie odwzajemnił miłości trenera i dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka, którzy zapewniali, że warto wydać 400 tys. euro na kreatywnego pomocnika Cracovii. Stworzonego do kombinacyjnej gry, jaką chciał wpoić Urban legionistom. A przecież można było rok temu odesłać Gizę do Krakowa - początkowo był do Legii tylko wypożyczony. Ostatnio (wraz ze zmianą ustawienia na 4-4-2) stracił miejsce w składzie, a w meczu z Lechem został odesłany na trybuny. Okazał się jednym z wielu chybionych transferów dyrektora Trzeciaka. Ale Urban chciał go w drużynie. Legia nie ma też defensywnego pomocnika. Bez mrugnięcia okiem wywaliła Aleksandara Vukovicia, bo były kapitan domagał się podwyżki w nowym kontrakcie. Urban miał pomysł na następcę, ale 18-letni Ariel Borysiuk nie zrobił oczekiwanych postępów. Trener odważnie wprowadza młodego chłopaka do ligowej piłki, daje mu szansę, która może wydać owoce za dwa-trzy sezony. Na razie jednak Borysiuk nie robi kroków naprzód. Alternatywą miał być Tomasz Jarzębowski. Wychowanek Agrykoli, w Legii od zawsze, warszawiak z krwi i kości. Wygnany z Łazienkowskiej odchodził do Bełchatowa ze łzami w oczach. Wrócił po trzech latach spędzonych w GKS bez jednej kontuzji. W Legii znowu dopadły go urazy, zagrał 78 minut w Pucharze Polski i 26 przeciwko Jagiellonii w lidze. Trudno też stwierdzić, kto w Legii jest drugim napastnikiem. Ostatnio partnerem Takesure Chinyamy był Bartłomiej Grzelak. Zagrał w trzech ostatnich meczach ligowych, ale nie wiadomo, kiedy znowu dopadnie go kontuzja. I co wtedy zrobi trener Urban. Czy wróci do ustawienia 4-5-1, czy postawi na Marcina Mięciela, do którego nawet po jego dobrych występach miał pretensje. To nie jest wyłącznie wina trenera. Próbuje stworzyć zespół z zawodników, jakich ma. Zmienił ustawienie na 4-4-2, jednego ze środkowych pomocników wyrzucił na ławkę, drugiego na trybuny. Ale z płótna fraka na przyjęcie u angielskiej królowej się nie wykroi. Dlatego Urban, który chyba najbardziej ze wszystkich w szatni Legii przeżywa niepowodzenia drużyny, musi znaleźć zawodników, dla których zwycięstwo nie będzie takim samym "przeżyciem" jak porażka. Trener Legii nie ogląda meczów swojej drużyny na siedząco. Stoi blisko linii bocznej i przez 90 minut krzyczy na zawodników, dyryguje nimi. - Fajnie by było, żeby Janek znalazł jeszcze chociaż jednego piłkarza, któremu zależy na wygrywaniu tak jak jemu - powiedział ostatnio w nSporcie trener Śląska Ryszard Tarasiewicz. Legia potrzebuje szybkiego wstrząsu. Na boisko musi wyjść jedenastu facetów, którym Legia obojętna nie jest. Tylko czy Urban takich znajdzie? Dotąd mu się nie udało. Znalazł się jednak w wyjątkowej sytuacji - cierpliwość właścicieli się kończy. Sobotnim meczem z Koroną Urban zaczyna walkę o posadę. Przez dwa lata nie wpoił legionistom kultury wygrywania. Tego, że porażki się mogą zdarzyć, ale w Legii nie wolno do nich przywyknąć. Teraz musi to zrobić praktycznie z dnia na dzień.
Nie wykreował się ani drugi, ani trzeci środkowy pomocnik - pozycja Macieja Iwańskiego w składzie jest niepodważalna. Można do niego mieć pretensje o przestoje w grze, chowanie się za rywali, ale ostatnio zaczął przynajmniej grać skutecznie. Ma asysty i strzela gole. Tego wymaga się od ofensywnego pomocnika. Piotr Giza nie odwzajemnił miłości trenera i dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka, którzy zapewniali, że warto wydać 400 tys. euro na kreatywnego pomocnika Cracovii. Stworzonego do kombinacyjnej gry, jaką chciał wpoić Urban legionistom. A przecież można było rok temu odesłać Gizę do Krakowa - początkowo był do Legii tylko wypożyczony. Ostatnio (wraz ze zmianą ustawienia na 4-4-2) stracił miejsce w składzie, a w meczu z Lechem został odesłany na trybuny. Okazał się jednym z wielu chybionych transferów dyrektora Trzeciaka. Ale Urban chciał go w drużynie. Legia nie ma też defensywnego pomocnika. Bez mrugnięcia okiem wywaliła Aleksandara Vukovicia, bo były kapitan domagał się podwyżki w nowym kontrakcie. Urban miał pomysł na następcę, ale 18-letni Ariel Borysiuk nie zrobił oczekiwanych postępów. Trener odważnie wprowadza młodego chłopaka do ligowej piłki, daje mu szansę, która może wydać owoce za dwa-trzy sezony. Na razie jednak Borysiuk nie robi kroków naprzód. Alternatywą miał być Tomasz Jarzębowski. Wychowanek Agrykoli, w Legii od zawsze, warszawiak z krwi i kości. Wygnany z Łazienkowskiej odchodził do Bełchatowa ze łzami w oczach. Wrócił po trzech latach spędzonych w GKS bez jednej kontuzji. W Legii znowu dopadły go urazy, zagrał 78 minut w Pucharze Polski i 26 przeciwko Jagiellonii w lidze. Trudno też stwierdzić, kto w Legii jest drugim napastnikiem. Ostatnio partnerem Takesure Chinyamy był Bartłomiej Grzelak. Zagrał w trzech ostatnich meczach ligowych, ale nie wiadomo, kiedy znowu dopadnie go kontuzja. I co wtedy zrobi trener Urban. Czy wróci do ustawienia 4-5-1, czy postawi na Marcina Mięciela, do którego nawet po jego dobrych występach miał pretensje. To nie jest wyłącznie wina trenera. Próbuje stworzyć zespół z zawodników, jakich ma. Zmienił ustawienie na 4-4-2, jednego ze środkowych pomocników wyrzucił na ławkę, drugiego na trybuny. Ale z płótna fraka na przyjęcie u angielskiej królowej się nie wykroi. Dlatego Urban, który chyba najbardziej ze wszystkich w szatni Legii przeżywa niepowodzenia drużyny, musi znaleźć zawodników, dla których zwycięstwo nie będzie takim samym "przeżyciem" jak porażka. Trener Legii nie ogląda meczów swojej drużyny na siedząco. Stoi blisko linii bocznej i przez 90 minut krzyczy na zawodników, dyryguje nimi. - Fajnie by było, żeby Janek znalazł jeszcze chociaż jednego piłkarza, któremu zależy na wygrywaniu tak jak jemu - powiedział ostatnio w nSporcie trener Śląska Ryszard Tarasiewicz. Legia potrzebuje szybkiego wstrząsu. Na boisko musi wyjść jedenastu facetów, którym Legia obojętna nie jest. Tylko czy Urban takich znajdzie? Dotąd mu się nie udało. Znalazł się jednak w wyjątkowej sytuacji - cierpliwość właścicieli się kończy. Sobotnim meczem z Koroną Urban zaczyna walkę o posadę. Przez dwa lata nie wpoił legionistom kultury wygrywania. Tego, że porażki się mogą zdarzyć, ale w Legii nie wolno do nich przywyknąć. Teraz musi to zrobić praktycznie z dnia na dzień.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.