Domyślne zdjęcie Legia.Net

Urzekła nas Twoja historia

Adam Dawidziuk

Źródło:

07.06.2004 00:00

(akt. 30.12.2018 14:56)

W piątek wieczorem okazało się, że do końca dobiegła przygoda Aleksandara Vukovica z Legią Warszawa. Cóż, taki jest los, że jedni odchodzą, a drudzy przychodzą, mamy z tym do czynienia przez całe swoje kibicowskie życie i trzeba się z tym pogodzić. Wyjątkiem są sytuacje, kiedy odchodzi piłkarz lubiany przez fanów danego zespołu. Zawsze żal mocno ściska serducho, bo właśnie z takich zawodników powinny być budowane drużyny. Jednak jeszcze większy żal powoduje zator w okolicach tętnicy w przypadku, kiedy człowiek, który był przez dłuższy czas idolem trybun, rozważa przejście do największego konkurenta w walce o najwyższe trofea w danym kraju. Nie wiemy czy ostatecznie tam trafi, ale wiele na to wskazuje. Ten tekst nie będzie wylewał wspomnianych już żali z powodu prawdopodobnego przejścia „Aco” do krakowskiej Wisły. Tak naprawdę, nie chodzi tu o nazwę klubu, bo równie przykro byłoby nam, gdyby Serb wybrał sobie na przyszłe miejsce pracy Poznań, Łódź czy Wronki. Będzie on natomiast traktował o miłości... Tak, tak, o miłości, do danego klubu. Tej jakże łatwo deklarowanej przez zawodników, a zarazem tej, której podstawowych wartości trudno dotrzymać. Vuković przychodził do Warszawy jako piłkarz anonimowy. Początkowo myślano, że nie da rady wygrać rywalizacji z Mariuszem Piekarskim, o którym wiele można napisać, ale na pewno to, że był bardzo dobrym zawodnikiem. Ówczesny trener Legii Dragomir Okuka powoli wprowadzał „Vuko” do drużyny, a ten odwdzięczał się mu dobrą grą, wieloma asystami, aż w końcu wraz z kolegami z zespołu sięgnął po mistrzostwo Polski, a przez fachowców został obwołany najlepszym rozgrywającym naszej ligi. Jako, że był tylko wypożyczony z Partizana, mógł wrócić do Belgradu. Jednak za namową kibiców Legii został w Warszawie, a stołeczny klub pozyskał go transferując do Partizana ... ekskluzywny autobus marki Autosan. Stało się. Vuko kupił serca fanów stołecznej Legii. W prasie zaczęło ukazywać się wiele wywiadów, w których Serb podkreślał, że to kibice „nakręcają” go do gry, że on sam jest kibicem, a jego serce bije dla Partizana. Opowiadał o mniej lub bardziej poważnych przygodach w swoim kibicowskim życiu. Jedno było pewne, Vuković przestał być anonimowy, a przez fanów Legii został potraktowany jak „swój”. „W Polsce nie zagram nigdy w innym klubie niż Legia” – mówił Vuković w wywiadach prasowych lub za pośrednictwem czatów internetowych, czym do końca zjednał sobie wszystkich, którzy regularnie bądź nieregularnie zasiadali na Stadionie Wojska Polskiego. Mieli w nim idola. Człowieka, z którym mogli się identyfikować. Nawet słabsze mecze najłatwiej wybaczano Vukovicowi. Bo był „swojak”, uosabiał kogoś, kim część z młodych kibiców Legii mogło, a część ze starszych fanów – chciało się stać. Bo któż z nas nie marzył kiedyś, żeby zagrać w barwach swojego ukochanego klubu? I nagle czar prysł. Coraz częściej słyszeliśmy z ust Aleksandara, że może odejść, że potrzebuje nowych wyzwań, że ma 25 lat i musi myśleć o przyszłości. Wiadome było, że o wszystkim zadecyduje kasa. Ta sama kasa, dla której przyjaciel „Vuko”, Stanko Svitlica uciekł do Hannoveru. Z idola tysięcy, stał się jednym z tysięcy ... widzów na stadionie tego niemieckiego zespołu. Vuković zażądał prawie 100% podwyżki. Od początku było pewne, że klub się nie zgodzi. Kibice liczyli na to, że „Aco” trochę spuści z tonu i obniży żądania. Zamiast tego spadła na nas jak grom z jasnego nieba informacja, że istnieje możliwość, iż Serb podpisze umowę z Wisłą Kraków. Tego już było za dużo. Vuković wyrzucił telefon, przestał rozmawiać z prasą. W sumie już nikt się nie łudził, że pozostanie on w Warszawie. Nie po tym, co powiedział. Piłkarz teraz żałuje swoich deklaracji o miłości do Legii. „Wisła jest dla mnie wyzwaniem” – mówi zawodnik. Cieszymy się z tego, że tak lubiany przez nas do niedawna zawodnik ma w swoim życiu wyzwania. Jednak nie cieszymy się, jak ktoś robi nas „w balona”, a ze swojej delikatnie mówiąc – buzi, cholewę. Spójrz drogi Aco na swoją Bojanę. Młoda i piękna dziewczyna, z którą zamierzasz wziąć ślub. Czy za 20 lat też jej powiesz: „Moja droga, żałuje, że 20 lat temu powiedziałem, że Cię kocham i nie opuszczę aż do śmierci. Teraz mnie chce fajna, długonoga małolatka, która jest dla mnie wyzwaniem” ? Sam sobie na to pytanie odpowiedz. Panowie piłkarze – wielka prośba. Nie składajcie już więcej obietnic, deklaracji, nie mówicie o miłości do Legii, o tym, że zawsze marzyliście, żeby tu grać. Nie starajcie się za wszelką cenę wkupić w łaskę kibiców. Spójrzcie np. na Marka Saganowskiego. Facet stawia sprawę jasno, nie składa deklaracji uwielbienia do Legii, on Legię ceni i szanuje. Tego właśnie od was będziemy wymagać. Całe to zamieszanie z Vukovicem przypomina ramówkę TVN-u. Swój pobyt w Warszawie Aco rozpoczął od „Dla Ciebie wszystko”, następnie mieliśmy do czynienia z „Jestem, jaki jestem”, później najważniejsze stały się „Fakty, ludzie, pieniądze”, w ostatnim tygodniu mieliśmy fuzję „Co za tydzień” z „Chwilą prawdy”, a po zakończeniu sezonu będziemy mogli wygodnie usiąść w fotelach i zagłębić się w tajniki „Nie do wiary”. Aco, urzekła nas Twoja historia... Powodzenia.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.