Michał Saprwasser

W maju mistrzostwo z Legią, jesienią nauka w Opolu

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

29.10.2019 17:00

(akt. 29.10.2019 17:05)

W Opolu strzelił sto goli, trafił do Legii, a pożegnał się z nią po czterech sezonach, zdobywając mistrzostwo Polski. W maju Michał Sparwasser zdecydował się odejść z Łazienkowskiej i związać z pierwszoligową Odrą Opole. W środę 17-latek mógłby zagrać przeciwko Legii II w Pucharze Polski, lecz na przeszkodzie stanęły problemy zdrowotne.

- Jest człowiekiem z fajnymi wartościami, które wyniósł z domu. Odnosi się z dużą pokorą oraz szacunkiem do miejsca i ludzi, z którymi dane jest mu współpracować i przeżywać jakieś chwile. Trenowałem go zaledwie przez rok, lecz przez ten czas pokazał te wartości, które są kluczowe w sporcie. Myślę o pokorze, szacunku, samodyscyplinie, zawziętości, pracowitości, zaangażowaniu zarówno na boisku i poza nim. Nigdy nie doświadczyłem sytuacji, w której zrzuciłby winę na osoby trzecie za poniesienie porażki czy niepowodzenie. Również, gdy przeniósł się do Legii – mówi Marek Duraj, koordynator i szkoleniowiec akademii Odry Opole. – Przede wszystkim jest miły i zawsze służy pomocą. Profesjonalnie podchodzi do piłki. Pracowity gość - dodaje Michał Kochanowski, pomocnik Legii w CLJ.

Kosorowice, bramkarz i sto goli

Michał Sparwasser od najmłodszych lat zaczął interesować się futbolem i grał w piłkę ze swoim tatą na podwórku - tak rozpoczęła się jego przygoda ze sportem. - Pochodzę z Kosorowic, więc bardzo chciałem trafić do lokalnego LZS-u, wręcz nalegałem na taki ruch. Rodzice się zgodzili, przez co zacząłem tam trenować. Ćwiczyłem razem z graczami, którzy byli starsi ode mnie o trzy-cztery lata. Co ciekawe, przez cztery sezony występowałem na pozycji bramkarza. W większości tych spotkań, w których stałem między słupkami, okazywaliśmy się słabsi. Dochodziło do takich sytuacji, gdy puszczałem po 15-20 goli na mecz… - opowiada „Szparka”.

W piątej klasie "podstawówki", zawodnik był sprawdzany "w polu", grając już w LZS-ie Przywory. Z racji położenia w jednej gminie, wioska ta łączy się z Tarnowem Opolskim, gdzie piłkarz uczęszczał do klas 4-6. W końcówce pobytu w tej ekipie, Michał został powołany do kadry wojewódzkiej. - Pojechaliśmy do Krakowa na mecz z rówieśnikami z Małopolski. Przegraliśmy 2:5, lecz wszedłem na murawę w drugiej połowie i strzeliłem dwa gole – stwierdza Sparwasser, po czym dodaje: – LZS Przywory to nasz gminny klub, do którego trafiłem poprzez przyjaciół. Grałem tam przez dwanaście miesięcy, w trakcie których dwukrotnie mierzyliśmy się z Odrą Opole. Na jednym z tych meczów ustawiono mnie na środku obrony i zremisowaliśmy 1:1. Pamiętam, iż po końcowym gwizdku podszedł do mnie trener rywali, chciał poznać moje personalia oraz zakomunikował, że spodobałem mu się na boisku.

Sparwasser miał kolegę, który reprezentował wówczas opolską ekipę i postanowił porozmawiać z nim dłużej o niebiesko-czerwonych. Wypytywał go o to czy można się tam dostać oraz jak klub wygląda od wewnątrz. Po roku spędzonym w zespole z Przywor, piłkarz udał się do Odry na pierwsze treningi, po których od razu został przyjęty. Do Opola z Kosorowic wozili go rodzice, później pokonywał ten odcinek z trzema znajomymi, również występującymi w zespole. – Miałem dwa treningi oraz mecze w tygodniu. Zajęcia piłkarskie odbywały się wieczorem, z kolei spotkania – popołudniu, przez co bez problemu dało się pogodzić futbol z edukacją. Sam zainteresowany nie ukrywał, że nieco obawiał się transferu do uznanej marki w województwie. – Większy klub, a ja mieszkałem na wsi. Byłem niepozornym gościem, poszedłem do Odry i zależało mi na grze. Od razu po przyjściu moim celem były występy na „szpicy” i strzelenie stu goli. Mówiłem o tym otwarcie przed sezonem. Walczyliśmy w dwóch ligach: młodzików oraz trampkarzy, gdzie rywalizowaliśmy z chłopakami o dwa lata starszymi. Starcia w pierwszej kategorii miały miejsce w poniedziałki, a drugiej w weekendy – mówi.

Co ciekawe, udało mu się dokonać tej sztuki. Zawodnik zdobył równo sto bramek w obu drużynach, licząc również sparingi. Snajper w jednym meczu potrafił dziewięciokrotnie pokonać bramkarza drużyny przeciwnej. – Pokazuje to, że chłopak jest niezwykle ambitny i stawia sobie realne wyzwania. Był to wtedy jednak dosyć wygórowany cel, przez co osiągnięta przez niego liczba mogła rzucić na kolana – uważa Duraj. – Trener Marek to wspaniały człowiek. Wiele mnie nauczył, bardzo dobrze szkolił. Mam z nim kontakt do dziś. Podpowiadał mi czy pójść do Legii, czy zostać w Odrze – komentuje „Szparka”.

Testy w Zagłębiu, transfer do Legii, porównania do Saganowskiego oraz chwilowa zmiana pozycji

2015 rok. Dzięki niezłej postawie w reprezentacji województwa opolskiego, zawodnik zaczął widnieć w kajetach skautów. Cztery kluby zainteresowały się na tyle mocno, że zaproponowały transfer. Chodzi o Legię Warszawa, Górnik Zabrze, Wojewódzki Ośrodek Szkolenia Młodzieży w Prószkowie oraz Zagłębie Lubin, gdzie był testowany.

Dzień po testach, lubinianie zadzwonili do wychowanka LZS- u Kosorowice i oznajmili, że czekają na to, aż oficjalnie do nich dołączy. – To był kwiecień. Odpowiedziałem „Miedziowym”, że nie jestem jeszcze gotowy. Ostatecznie, temat ucichł. Wówczas nie wiedziałem jeszcze o ofercie Legii, która pojawiła się miesiąc później. W maju warszawski zespół odezwał się do szkoleniowca Duraja, a ten poinformował mnie o tym, że zostałem zaproszony na trzydniowe testy. Trenowałem nie ze swoim rocznikiem. Już drugiego dnia usłyszałem od Legii, że mam zielone światełko i mogę tutaj zostać – komentuje Sparwasser. Jeżeli chodzi o stołeczny klub, Sparwassera wypatrzył Marcin Pawlina. Po rozmowach, piłkarz zdecydował się zaufać legijnym pomysłom na jego rozwój.

– Byłem w stałym kontakcie z osobami zajmującymi się skautingiem czy rekrutacją w Legii, czyli Marcinem Pawliną oraz Radosławem Kucharskim. Michała wyróżniała zawziętość. Wspomniana dwójka porównywała go w początkowej fazie do Marka Saganowskiego, ponieważ zostawia dużo serca na boisku i regularnie podnosi swoje umiejętności. Gdy Sparwasser przeszedł do ekipy „Wojskowych”, widywaliśmy się co pewien czas przy kawie. U niektórych młodych zawodników, którzy nie zawsze mają możliwość gry w pierwszym składzie, pojawia się marudzenie czy wybujane ego bądź zaczyna im uderzać woda sodowa. Co więcej, w grę wchodzą menedżerowie, przez co ktoś kusi z jednej, a ktoś z drugiej strony. Nie jest to w każdym przypadku dyktowane dbaniem o piłkarza. Sparwassera cechowała chłodna głowa i wyważone podejście. Doceniał moment, w którym się znajduje. Warszawa i Legia była dla niego spełnieniem marzeń oraz szansą realizacji – twierdzi Duraj.

Nastolatek zamieszkał w legijnej bursie salezjańskiej, aczkolwiek na początku trudno było mu się przestawić i otworzyć nowy rozdział w swojej przygodzie z piłką– Trzeba było się pilnie kontrolować i wszystko planować, nauczyć się poruszania po stolicy, a nawet pamiętać o „głupim” praniu. Byłeś zdany tylko i wyłącznie na siebie. Każdy musiał żyć po swojemu. Dodatkowo, towarzyszyła tęsknota za domem, gdy nie wracało się do rodzinnych stron przez kilka tygodni, jednak zdołała ona przeminąć. W internacie nie było nie wiadomo jakiej opieki. Oczywiście, byli wychowawcy, jednak to nie to samo co rodzice, którzy cały czas na ciebie patrzą. Tutaj zamiast jednej czy dwóch osób mieli na głowie aż trzydzieści. Na starcie było trudno, ale z czasem wszystko przeszło – rozwija wątek zawodnik, który praktycznie przez cztery lata dzielił pokój z Kochanowskim, Dawidem Barnowskim oraz Kamilem Rokoszem. – Jesteśmy jak bracia, bardzo dobrze ich wspominam. Bez kłótni, bez sprzeczek przez cztery lata, to pewnego rodzaju wyczyn. Bursa też się rozwinęła. Jak tam przychodziłem, nie było nie wiadomo jakich standardów. Na początku był problem z posiłkami. Dostawaliśmy danie na talerz i po prostu musieliśmy je zjeść. Z czasem pojawił się szwedzki stół, co było fajnym udogodnieniem. Potem nie było na co narzekać, przynajmniej jeśli chodzi o moją osobę, bo wiem, iż różni ludzie mają swoje uwagi – mówi Sparwasser.

- Razem z Michałem graliśmy w bursie w FIFĘ. Często można było nas dostrzec na siatkonodze w środku internatu. Zdarzało się, iż rywalizowaliśmy na salce. Zazwyczaj występowaliśmy w jednej drużynie. Reszta denerwowała się z tego powodu, bo „Szparka” grał ostro, a ja cieszyłem się z tego, że dzięki niemu utrzymywaliśmy się przy piłce – wspomina Kochanowski, pomocnik Legii z Centralnej Ligi Juniorów.

Piłkarz przychodził do Legii z paroma chłopakami. Reguła i schemat jest bowiem prosty: „Wojskowi” ściągali do gimnazjum po kilku zawodników, w zależności od rocznika. Razem ze „Szparką” do klubu trafiali m.in. Gabor Grabowski czy wymienieni Rokosz, Barnowski i Kochanowski, czyli gracze, którzy do dzisiaj zakładają koszulkę stołecznej ekipy. Wówczas nastąpiło przejście z małych na duże boiska.

Na początku przygody w nowych barwach, Legia chciała zrobić ze Sparwassera bocznego obrońcę, jednak sam zawodnik nie był zwolennikiem takiej koncepcji. W pierwszym półroczu nie pograł zbyt wiele z „eLką” na piersi. – Myślę, że okazałem się wówczas jednym z najsłabszych w moim roczniku. Klub miał pomysł, żebym został lewym albo prawym defensorem. Swoją decyzję argumentował tym, iż byłem bardzo szybki i silny, to mu odpowiadało. Nie czułem się tam jednak zbyt dobrze. Pewnego dnia poszedłem na rozmowę do trenera Michała Kolanowskiego i zaproponowałem przesunięcie mnie na „dziewiątkę” – oznajmia Sparwasser. Co stało się później? Młodzi legioniści pojechali do Lwowa na dwumecz z Karpatami Lwów. W jednym z meczów wychowanek LZS-u Kosorowice wszedł na plac gry w drugiej połowie jako napastnik. Legia musiała uznać wyższość ekipy z Ukrainy (1:4), jednak „Szparka” zdołał trafić do siatki. W drugim spotkaniu między tymi zespołami znalazł się w wyjściowym składzie. Efekt? „Wojskowi” zwyciężyli 3:0, a on sam zdobył dwie bramki. Od tamtej pory wrócił na swoją nominalną pozycję bądź grał na skrzydle. Co jakiś czas zdarzały się epizody w postaci występu na boku obrony, przeważnie gdy brakowało zawodników.

Historyczne mistrzostwo juniorów, zainteresowanie Odry i treningi z „jedynką”

- Dobrze wspominam ostatni sezon przy Łazienkowskiej. Trener Grzegorz Szoka obdarzył mnie dużym kredytem zaufania. Wiedział, że po wejściu na murawę wykonam swoją robotę tak jak należy. Nie miał do mnie żadnych „ale”, że odpuszczam czy obijam się na boisku. Podobało mi się to, iż cały czas występowałem u niego w „napadzie” – mówi Sparwasser.

Faza pucharowa. O awans do niej Legia biła się niemalże do ostatniej kolejki. W ostatnim starciu ligowym „Wojskowi” zremisowali 2:2 z Naki Olsztyn, dzięki czemu utrzymali przewagę nad Escolą i uzyskali promocję do półfinałów. – Od początku zmagań razem ze sztabem szkoleniowym wyznaczyliśmy sobie mistrzostwo za główny cel. Trenerzy przygotowali fajną analizę, a potem narysowali charakterystyczną górę, gdzie krok po kroku mieliśmy za zadanie pokonywać następnych rywali w drodze po trofeum. W półfinałach dosyć gładko wygraliśmy z Zagłębiem 3:1 oraz 2:0, a mnie udało się skierować futbolówkę do siatki w rewanżu. Łącznie strzeliłem trochę goli, dzięki czemu nieco pomogłem drużynie, a tytuł w ekipie do lat 17 okazał się zwieńczeniem tego wszystkiego – wspomina.

W wielkim finale, stołeczna drużyna pewnie zwyciężyła z Lechem 3:1. Moment celebracji dla nastolatka okazał się szczególny. Mógł on bowiem zarzucić słynne „Ceeee!” na stadionie w Ząbkach. - Piękna chwila, zawsze lubiłem krzyczeć w szatni i śpiewać z okazji triumfu. Przyjemne uczucie. Mistrzem Polski nie bywa się tak często – dodaje Sparwasser, który w przeszłości sięgnął po tytuł z kadrą Mazowsza do lat 16.

Dla niego był to ostatni sezon spędzony przy Łazienkowskiej. 17-latek podpisał kontrakt z… Odrą. Był to zatem powrót na stare śmieci i rozpoczęcie nowego wyzwania, czyli mierzenia się z seniorami. – Już przed starciem z „Kolejorzem” wiedziałem, iż przejdę do opolskiego klubu. Nikt poza mną i trenerem o tym wcześniej nie słyszał. Zdawałem sobie sprawę, co mnie czeka. Zrobiłem następny krok w piłce. Niebiesko-czerwoni zainteresowanie moją osobą wykazali już w styczniu i odnosiłem wrażenie, iż coś może być na rzeczy – opowiada Sparwasser. Gdy piłkarz otrzymał oficjalną ofertę, skontaktował się z Grzegorzem Szoką, rozmawiał również ze swoim menedżerem oraz Durajem. – Imponowało mi u Michała, że mimo bardzo młodego wieku podchodził do tematu bardzo dojrzale, a zarazem ambitnie, odpowiedzialnie, będąc z dala od domu. Dodatkowo, trenerzy pracujący w Legii wypowiadali się o nim niezwykle pozytywnie, można było usłyszeć o nim dobre zdanie. Osiągnął już sukces przede wszystkim jako człowiek. Jako sportowiec, jest na początku swojej kariery. Trzeba dać mu czas. Musi czekać na swój moment, aby dostać minuty na murawie, a następnie, miejmy nadzieję, przekonać do siebie szkoleniowca, który będzie z nim pracował – dopowiada koordynator akademii Odry.

W momencie gdy sam zainteresowany zastanawiał się nad swoją przyszłością i konsultował się z paroma osobami, Legia zaproponowała graczowi dwuletnią umowę, z której jednak nie skorzystał. O Sparwassera zabiegał ówczesny dyrektor sportowy Dariusz Motała oraz były trener Odry, Mariusz Rumak. – Miałem do podjęcia trudną decyzję, łatwo nie było. Sporo na ten temat rozmawiałem także z Michałem Kochanowskim. Pamiętam jak któregoś dnia szliśmy wzdłuż Wisły i zastanawialiśmy się czy jest to odpowiedni moment na rozstanie ze stolicą. Zdecydowałem się podjąć nowe wyzwanie – przyznaje.

- Odra skłoniła mnie perspektywą treningów z pierwszym zespołem. Obecnie chłonę to wszystko, w Legii nie otrzymałbym teraz takiej szansy. Uczę się seniorskiego grania, pierwszoligowej otoczki – dodaje zawodnik, który miał stawić się na rozdaniu medali przed meczem z Lechem na stadionie przy Łazienkowskiej. Sparwasser znalazł się w kadrze opolan na piątkowy mecz z Wigrami w Suwałkach, z którego wrócił do domu o 5-6 nad ranem. Następnego dnia miał z kolei spotkanie w ramach Opolskiej Ligi Juniorów. Chciał przyjechać do Warszawy, ale jednocześnie zależało mu na tym, aby nie odbywać długiej podróży, zwłaszcza przed starciem o stawkę.

W bieżących rozgrywkach, „Szparka” ośmiokrotnie siedział na ławce w pierwszej lidze, non stop występował natomiast w juniorach starszych, z którymi awansował w sobotę do Ligi Makroregionalnej i będzie tam grał w rundzie jesiennej. Snajper robi wszystko, aby zadebiutować na zapleczu Ekstraklasy. – Nasza sytuacja w tabeli nie jest komfortowa. Znajdujemy się w strefie spadkowej. Czekam na swoją szansę, ciężko na nią pracuję. Nie ukrywam, iż debiut z rezerwami Legii byłby dodatkowym smaczkiem. Po losowaniu Nikodem Niski napisał do mnie, że się widzimy – dodaje Sparwasser. Niestety, piłkarz nie przyjedzie do Ząbek, aby zmierzyć się z „Wojskowymi” w ramach Pucharu Polski. Z meczu wykluczył go pechowy uraz. Zawodnik ma problemy z mięśniem dwugłowym, przez co nie trenuje od tamtego tygodnia. Gracz wróci do zajęć za kilka dni i nie będzie mu dane pokazać swoich umiejętności przeciwko ekipie z Łazienkowskiej.

- Stawiałbym Michała za wzór dla zawodników, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z piłką i szukają nie wiadomo jakich rozwiązań do tego, żeby poukładać sobie karierę. Wydaje mi się, że receptą na sukces jest to w jaki sposób Sparwasser podchodzi do treningów oraz generalnie do futbolu. To jego wielka pasja, której całkowicie się poświęca. Nigdy nie słyszałem, żeby miał problemy w szkole, z czymkolwiek. Wyróżnia go upór i chęć bycia lepszym. To anegdota, która mnie, jako trenera, motywuje do tego, że nie możemy zwalniać. Jeżeli chcemy dążyć do wielkich rzeczy, musimy się samodoskonalić – kończy Duraj, koordynator akademii Odry.

Polecamy

Komentarze (3)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.