Walec i leśne dziadki
16.04.2007 07:20
Szef Wydziału Dyscypliny PZPN <b>Michał Tomczak</b> udowadnia, że wojna z korupcją w polskim futbolu wcale nie musi przypominać walki z wiatrakami. Pierwsze skojarzenie? - Walec drogowy - ocenia Tomczaka <b>Michał Listkiewicz</b>, prezes PZPN. Ale taki walec polskiej piłce był potrzebny. W styczniu zarządca komisaryczny <b>Andrzej Rusko</b> w drugim dniu swego urzędowania wyrzucił dotychczasowego szefa Wydziału Dyscypliny PZPN.
I mianował nowego - dziennikarza sportowego i prawnika Michała Tomczaka.
Efekt? W ubiegłym tygodniu Wydział Dyscypliny podjął decyzje niespotykane dotąd w historii.
Z pierwszej ligi za korupcję wyleciały dwie drużyny, kolejne dwie z drugiej. A 52-letni Tomczak stał się bohaterem kibiców, mających dość udawanej walki z łapówkarstwem na stadionach. Michał Listkiewicz gasi ich zapał: - Kibice myślą, że w PZPN jeden dobry Tomczak walczy z korupcją, a inni działacze, których pogardliwie nazywają leśnymi dziadkami, tylko udają, że to robią. Na oczyszczeniu piłki zależy wszystkim - zapewnia, nie po raz pierwszy, szef PZPN. Ale gdy Tomczak zapoznał się z materiałami, jakie zebrała wrocławska prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce, aż złapał się za głowę.
- Jest bardzo źle. Dużo gorzej, niż wiele osób myśli -mówi "Newsweekowi". Czy poradzi sobie z tym bagnem? Pierwszy krok już zrobił, a przekonuje, że energii mu nie zabraknie.
- Znam się trochę na piłce i prawnikiem też jestem nie najgorszym. Mam swoje koncepcje - wyjaśnia powody zajęcia się piłkarską stajnią Augiasza. Jest w swoim żywiole. Jego znajomi podkreślają, że lubi wyzwania i nie unika sytuacji kryzysowych. - To twardy człowiek, typ wojownika. Idealna osoba na czas walki - mówią zgodnie. Tomczak nie jest w środowisku piłkarskim osobą anonimową. W latach 80. skończył prawo, ale zatrudnił się w redakcji - najpierw w "Sztandarze Młodych", potem w "Rzeczpospolitej". Jako dziennikarz sportowy poznał większość dygnitarzy rządzących przez następne lata polskim futbolem. Ale szybko musiał wybierać: piłka czy prawo. Postawił na karierę adwokacką. Do piłki wróci! jednak w 1999 roku - za namową Listkiewicza trafił do komisji odwoławczej PZPN. Po dwóch i pół roku wyrzucono go z hukiem, bo w jednej ze spraw orzekał inaczej niż reszta członków komisji. Wydawało się, że to już koniec kariery działacza. Ale w 2005 roku sięgnęła po niego tworząca się Ekstraklasa SA, spółka mająca przejąć od PZPN organizację spotkań pierwszej ligi.
- Zrobili ze mnie takiego lipnego prezesa, organizatora - śmieje się Tomczak. Po pół roku zastąpił go Andrzej Rusko, a Tomczak został doradcą spółki. Oprócz stałego związku z prawem i piłką miał jeszcze flirt z polityką. W 1991 roku startował z list Unii Demokratycznej do Sejmu, ale bez powodzenia. Pod koniec lat 90- został nawet szefem koła Unii Wolności w warszawskim Śródmieściu. Jednak nigdy poza politykę lokalną nie wyszedł. Choć dziś się odgraża, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa - planuje zapisać się do Platformy. Tym razem sobie pewnie poradzi, bo - jak mówią jego znajomi - ma "parcie na media" i dar argumentacji. Lubi popisy oratorskie. Dziennikarze sportowi do dziś pamiętają pytania, jakie zadawał na konferencjach prasowych, używając piłkarskiego slangu. W latach 80. po meczu Legii wstał i zapytał Kazimierza Górskiego, wtedy trenera warszawskiego klubu: - Czy nie uważa pan trener, że Legia powinna zagrać dziś bardziej skrzydłami, podwoić krycie, grać długimi podaniami... - i tu nastąpiła kilkuminutowa analiza gry drużyny. A gdy Tomczak dobrnął do końca, Górski odpowiedział flegmatycznie, ale pełnym zdaniem: - Uważam.
Dziś Tomczak swoje pasje zaszczepia synowi. I piłkarskie, i dziennikarskie. Razem chodzą na mecze warszawskiej Legii, a kilkunastoletni Tomczak junior redaguje kibicowską gazetkę w nakładzie kilkudziesięciu egzemplarzy. Tomczak senior zapowiada, że sam już niedługo zabierze się za większą formę. Napisze książkę o korupcji w polskiej piłce. Pozostaje tylko życzyć mu, żeby nie musiał pisać jej drugiej części.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.