Domyślne zdjęcie Legia.Net

Warszawa na trzy stadiony

Marcin Szymczyk

Źródło:

02.10.2006 11:52

(akt. 24.12.2018 18:54)

Biznesmeni traktują stadiony jak dochodową inwestycję i zarabiają krocie? Nie w Warszawie. Na murawę i trybuny obiektów Legii, Polonii, Narodowego pójdą więc publiczne złotówki. "Mistrzem Polski jest Legia, Legia najlepsza jest" - śpiewają kibice przy Łazienkowskiej. Na starym, pełnym wspomnień, ale archaicznym stadionie.
Obiekt przy Łazienkowskiej mógł być pierwszym z dużych stadionów nad Wisłą, który nie powstanie głównie za publiczne pieniądze. Ba! miał być także zarządzany przez prywatnego inwestora, Tyle że sprawa - po półtora roku zamieszania - padła. Okazało się, że w Warszawie potrzebne są trzy stadiony: Legii, Polonii i narodowy (na miejscu Stadionu Dziesięciolecia) - wszystkie za publiczne środki. Dlaczego? W Monachium na przykład - gdzie też budowano (jeden!) stadion za publiczne środki - w pażdzierniku 2001 r., podczas głosowania w referendum, mieszkańcy zgodzili się płacić większe podatki lokalne, by pomóc w sfinansowaniu inwestycji. Obywatele zdecydowali. Budowę za 175 mln funtów (funtów, bo przytaczamy dane z brytyjskich żródeł) wsparły po równo również miejscowe kluby sportowe: Bayern oraz TSV 1860. - W Warszawie również wystarczyłby jeden miejski stadion - jak San Siro w Mediolanie - zaczyna rozmowę z "Pulsem" Andrzej Kraśnicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rozwoju Infrastruktury Sportu i Rekreacji IAKS Polska. Pierwotnie A polskie przykłady dużych obiektów, ostatnimi laty zbudowanych bądż gruntowanie modernizowanych? Stadiony: Śląski, w Kielcach, Poznaniu i Krakowie - wszystkie ze środków publicznych (co potwierdziliśmy w IAKS Polska). Tymczasem wiosną zeszłego roku Warszawa ogłosiła prekursorski, bo pierwszy u nas, przetarg na budowę i sfinansowanie stadionu przy ul. Łazienkowskiej - w formule przypominającej partnerstwo publiczno-prywatne. Zwycięzca miał zaprojektować, sfinansować oraz postawić - w ramach koncesji na roboty budowlane - obiekt piłkarski o powierzchni 70 tys. mkw. - na co najmniej 35 tys. miejsc siedzących. Zarządzać nim przez kilkanaście lat. Do tego boiska treningowe, parking na 3,5 tys. samochodów, stosowny układ komunikacyjny i obiekty usługowe - głównie o funkcji sportowo -rekreacyjnej. W szranki stanęło kilka konsorcjów - m.in. wspierany przez Hochtief Construction AG - ITI, właściciel klubu Legia Warszawa. Konkurs jednak padł (jako powód podano błędy formalne). - Oferenci przedstawili wadliwe oferty. Ponieważ przetarg był zorganizowany pod auspicjami poprzedniego prawa zamówień publicznych, nie mogliśmy im błędów odesłać do korekty. Teraz kiedy obowiązuje nowa ustawa nie ma już tego problemu - mówi Michał Borowski, naczelny architekt stolicy. Wobec tego niepowodzenia Warszawa zdecydowała się w tym roku na drugi przetarg. Ku zaskoczeniu wszystkich, nie wystartował w nim ITI. Larum - Konsorcjum Legii i ITI brało udział w negocjacjach prowadzących do sformułowania ostatecznych warunków przetargu. Po wnikliwej analizie doszliśmy do wniosku, że nie da się złożyć komercyjnie sensownej oferty, spełniając jednocześnie przetargowe warunki. Poza tym wymogi konkursu nie dawały atrakcyjnych możliwości komercyjnej eksploatacji obiektu - opowiada Wojciech Kostrzewa, prezes ITI. Jedynym kandydatem pozostało niemieckie konsorcjum pod przewodnictwem HBM Stadien und Sportstattenbau, w skład którego weszły także firmy Wayss und Freytag Schlusselfertingbau AG i Krupp Stahlbau Hannover. Niemcy wycenili przedsięwzięcie na 462 mln zł, z czego miasto wyłożyć miało 178 mln. W zamian za pieniężny wkład konsorcjum zza Odry przez 16 lat zarządzałoby stadionem przy Łazienkowskiej i zarabiało m.in. na organizacji meczów, koncertów, wystaw i targów. Potem obiekt przeszedłby na własność miasta. HBM zbudowało wcześniej supernowoczesne stadiony w Gelsenkirchen i w Amsterdamie. I co? I podniosło się larum. ITI i Legia zapowiedziały, że oferta Niemców jest nie do przyjęcia. Legia po wejściu Niemców miałaby nie mieć wpływów z biletów i reklam. Kibice na forach internetowych coraz częściej nie pozostawiali na projekcie suchej nitki. Sprawą zainteresowali się kontrkandydaci Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisko prezydenta Warszawy: Hanna Gronkiewicz-Waltz i Marek Borowski, który wydał nawet w sprawie stadionu przy Łazienkowskiej oświadczenie. - "Przetarg jest żle pomyślany. Nie należy budować nowego stadionu, lecz przebudować obiekt stojący przy ulicy Łazienkowskiej, na co wystarczy około 180 mln zł. Jeśli warszawiacy powierzą mi funkcje prezydenta stolicy, ten przetarg unieważnię. Wszędzie stadiony budowane są ze środków publicznych" - mówił Marek Borowski 19 września na konferencji rozpoczynającej jego kampanię wyborczą. Trzy dni póżniej Michał Borowski, przewodniczący komisji przetargowej do spraw Łazienkowskiej i naczelny architekt stolicy, nie zostawił w rozmowie z "PB" suchej nitki na wynurzeniach polityka centrolewicy. - Myślałem, że Marek Borowski jest bardziej rozsądnym człowiekiem. Jeśli przetarg zostanie rozstrzygnięty, to on nic nie będzie miał do powiedzenia - stwierdził Michał Borowski. Powiedział również, że komisja przetargowa zwróciła się do HBM o wyjaśnienie dwóch drobnych kwestii - i że wszystko jest na dobrej drodze. - ITI natomiast - skoro nie wystartowało w przetargu - nie może składać protestów. Legia ma na Łazienkowskiej grać, nic bez niej nie ustalimy. Legii krzywdy zrobić nie chcemy. Poza tym nie wyobrażam sobie nawet, byśmy mieli budować stadion ze środków publicznych, tak jak chce klub - uspokajał Michał Borowski. Minął jednak weekend i w poniedziałek, tydzień temu, komisja przetargowa - po analizie - zarekomendowała jednak p.o. prezydenta stolicy unieważnienie przetargu na budowę nowego stadionu Legii. Wybory za pasem - Ofertę Niemców uznaliśmy za warunkową, a taka być nie mogła. Oferent w jednym miejscu napisał, że wykona zlecone zadanie pod warunkiem, że będzie miał finansowanie. W drugim - że ma finansowanie. I choć Niemcy zapewniali, że finansowanie rzeczywiście mają, nie potrafili komisji przedstawić na to dowodów - mówił naczelny architekt Warszawy Michał Borowski. Sprawę na gorąco skomentował także rzecznik byłego premiera. - Jeśli Kazimierz Marcinkiewicz przychyli się do wniosku komisji przetargowej - i tak nie zmieni to faktu, że Warszawie potrzebny jest nowoczesny stadion - a nawet dwa: narodowy i dla Legii. Pewnie prezydent nie będzie zatem zwlekał z rozpisaniem kolejnego przetargu - mówił Robert Szaniawski, rzecznik prasowy p.o. prezydenta. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby przyczyną unieważnienia stało się to, że Marcinkiewicz ugiął się pod presją kontrkandydatów na prezydenta stolicy, bo nie chciał, by sprawę Legii rozgrywano w czasie kampanii. Dwa dni po tych zapewnieniach - w zeszłą środę - p.o. prezydenta spotykał się z kierownictwem Legii. I po tym, co dało się potem usłyszeć z ust uczestników tego spotkania, można jednak wnioskować, że było dokładnie odwrotnie. Po spotkaniu były premier oświadczył, że poprze pomysł modernizacji stadionu według projektu klubu i 19 pażdziernika zaproponuje to radzie miasta. A zatem przetarg będzie, tyle że zwykły - budowlany - i prawie wszystko sfinansuje miasto. - Dłużej na budowę stadionu czekać nie można. Legia jest ikoną, symbolem Warszawy. Od zawsze twierdziłem, że stadiony powinny być własnością samorządów. Miasto powinno uczestniczyć w budowie wielkości i rangi klubu przez tworzenie dobrej infrastruktury. Bez względu na to, kto jest właścicielem klubu -oświadczył Marcinkiewicz. - Rozmawiałem o tym projekcie również z Hanną Gronkiewicz-Waltz i Markiem Borowskim - uważają, że nasze stanowisko jest logiczne, sensowne. Popierają taką decyzję władz Warszawy, która spowodowałaby budowę stadionu dla Legii jak najszybciej i z założeniem realizacji oczekiwań klubu - wtórował Marcinkiewiczowi prezes Legii, Piotr Zygo. Jeżeli rada Warszawy przychyli się do propozycji Marcinkiewicza, prace budowlane na Legii rozpoczęłyby się latem, a w sezonie 2008/09 klub mógłby rozgrywać spotkania na znacznie większym obiekcie. Realizacja projektu zmieścić się ma w 180 mln zł, przeznaczonych na ten cel w poprzedniej uchwale rady miasta. - Zgodnie z naszymi szacunkami koszty modernizacji nie powinny przekroczyć tej sumy. Po trzecim etapie rozbudowy stadion miałby 30 tys. miejsc według standardów UEFA - mówi prezes ITI Wojciech Kostrzewa Wkład Legii? Koszty związane z projektem architektonicznym, budowlanym oraz z nadzorem autorskim. - Szacujemy, że to około 10-12 mln zł - dodaje Wojciech Kostrzewa. Po takiej modernizacji stadion Legii nie będzie mógł być jednak raczej areną finałowych zmagań mistrzostw Europy 2012, o których organizację stara się Polska i Ukraina. - Po wyborach wystąpimy o dofinansowanie budowy stadionu narodowego w Warszawie - z budżetu centralnego. Jest taki projekt, jeśli idzie o Stadion Dziesięciolecia. Poza tym proszę pamiętać, że miasto dofinansowało także modernizacje stadionu Polonii - mówi Robert Szaniawski. Ależ pamiętamy. Na świecie spór o model finansowania obiektów użyteczności publicznej, w tym stadionów, to wybór między finansowaniem z budżetu państwa a tworzeniem przez państwo warunków do inwestowania kapitałów prywatnych na warunkach komercyjnych (m.in. przez partnerstwo publiczno-prywatne - w takiej mniej więcej formule miał wznieść obiekt przy Łazienkowskiej niemiecki HBM). W ojczyżnie futbolu, Anglii, nie buduje się stadionów z publicznych pieniędzy. Tamtejsi samorządowcy pozbywają się też ryzyka związanego z ewentualną małą opłacalnością inwestycji. Sięgają po pomoc profesjonalnego zarządcy dla obiektu: to, by stadion był dochodowy, wymaga też sporego doświadczenia Anglicy twierdzą, że sektor prywatny gwarantuje sprawność, efektywność i doskonalone umiejętności kierownicze. Tak jest w przypadku Wembley (piłka nożna, lekkoatletyka), nowego stadionu Arsenalu czy Stanford Bridge, gdzie gra Chelsea. Keith Edelman, dyrektor zarządzający Arsenalu, oświadczył w zeszłym roku nim Arsenal na nowym stadionie zaczął grać, że się o nic nie martwi, bo jeżeli spółka zarządzająca obiektem nie zapewni jego odpowiedniego wypełnienia, to upadnie i nie będzie w niej Arsenalu. To biznes - stadion jest własnością Ashburton Properties Limited i banków. - Anglicy wiedzą, że taki obiekt jest projektem komercyjnym, na budowie się nie kończy. Póżniej ważne są przychody. Dlatego w sąsiedztwie murawy powstają hotele, biurowce, supermarkety etc. Tylko 30 proc przychodów stadionu wiąże się z płytą piłkarską. Obiekt musi mieć w grafiku około 250 różnorakich imprez rocznie - mecze piłkarskie to tylko część. Zarządzanie stadionem jest biznesem, który nie toleruje amatorów, urzędników i polityków. Tak jest w Anglii. W Polsce nikt tego nie rozumie - mówi Marceli K. Król, biznesmen, propagator PPP w Polsce, doradca w tego typu projektach. - Wszystko rozumiem... Polska to jednak nie zachodnia Europa. Uważam, że stadiony u nas trzeba finansować ze środków publicznych - np. ze wsparciem z Unii - jak w Kielcach - odbija piłeczkę Andrzej Kraśnicki. - Szkopuł w tym, że naszym politykom i działaczom sportowym nie zależy. Najłatwiej realizować inwestycje z środków budżetowych - uważa Marceli Król. Skoro zatem doświadczenia angielskie nie bardzo nam pasują, może bardziej polskim samorządowcom przypadną do gustu wzory niemieckie? Tu są publiczne środki, ale tylko na budowę - potem wchodzi biznes. Całkowity koszt rekonstrukcji stadionu olimpijskiego w Berlinie (gościł finał mistrzostw świata w piłce nożnej) sięgnął - według żródeł brytyjskich - 150 mln funtów. Niemiecki rząd federalny zgodził się pokryć z budżetu 22 mln, a 28 mln ze środków publicznych sfinansowało miasto Berlin. Za zarządzanie obiektem odpowiada jednak spółka operatorska Olympia-Stadion Berlin GmbH, utworzona przez Herthę Berlin oraz firmę Walter Bau-AG. Ale to już przykład, z którego ktoś może skorzystać w przyszłości. Autor: Rafał Kerger

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.