Wielka Sobota i wielkie nadzieje
12.04.2009 18:01
Huśtawka nastrojów, w jaką Legioniści wprawiają kibiców swoimi wiosennymi występami nie jest niczym nadzwyczajnym. Podopieczni Jana Urbana wielokrotnie już udowadniali, że potrafią zaskakiwać zarówno negatywnie, jak i pozytywnie. Wystarczy przywołać chociażby jesienne mecze, gdy "Wojskowi" potrafili np. gładko ograć Lechię, by w następnej kolejce, prezentując dramatycznie żenującą postawę, ulec w Bytomiu Polonii, albo – sytuacja odwrotna – gdy potknęli się w meczu z bardzo słabym wówczas ŁKS-em, by tydzień później, na oczach całej Polski, rozprawić się po efektownym meczu z Wisłą Kraków. Wysokie zwycięstwo w wielkosobotnich zawodach z Cracovią, odniesione po serii słabych spotkań, w zasadzie wpisuje się w konwencję ciągle nierównej gry Legii, lecz na plus wyróżnia je dość istotny szczegół – znakomity styl, znamionujący duże możliwości zespołu i wzrost jego formy.
Wśród gier zespołowych chyba tylko w koszykówce prawdziwy outsider nie jest w stanie zagrozić gigantowi. Faworyt, nawet będąc w gorszej dyspozycji, zdobywa zazwyczaj dostateczną liczbę punktów, by udowodnić swoją wyższość, a w najgorszym razie skutecznie uniemożliwia atak rywalowi, broniąc się przed ewentualną porażką. Piłka nożna rządzi się nieco odmiennymi zasadami, o ostatecznym wyniku może przesądzić jedna udana akcja, toteż niespodzianki w futbolu zdarzają się dość regularnie, a Legia – niestety – nierzadko bywa drużyną zbyt łatwo rozdającą przeciwnikom prezenty. Nieodłączna przy tym frustracja, nakazuje wówczas kibicom zastanowić się ile wart jest zespół, co w danym sezonie może osiągnąć i czy przewidywalność jego wyników nie równa się przypadkiem przewidywalności pogody w krajach równikowych, gdzie aura lubi płatać figle. W takim kontekście, niekoniecznie definiując niektóre popisy "Wojskowych" jako niewinne figle, sensownie jest porównać trzy ostatnie ligowe spotkania Legii, która miała okazję zmierzyć się z kandydatami do spadku z Ekstraklasy.
Oglądając remisowy pojedynek Legii z Górnikiem, autentycznie można było rwać włosy z głowy. Pomijając już aspekt estetyczny takiego działania, najbardziej martwił fakt, że zawodnicy Urbana na własne życzenie rozstają się z nadziejami na mistrzowski tytuł, pozbawiając ich przy okazji swoich sympatyków. Nadzieje wśród kibiców odżyły po następnej kolejce, gdy Legia, pokonując Arkę, zbliżyła się w tabeli do gubiącego punkty Lecha. Jednak przeciętny styl odniesionego zwycięstwa racjonalnie myślącym obserwatorom uzmysławiał, że słaba jest i Legia, i rodzima Ekstraklasa, gdzie fotel wicelidera – patrząc na jakość gry – dzierży zespół, którego występy mogą przywrócić o "filipiński zawrót głowy". Bo co innego pozostawało kibicom, patrzącym na poczynania "Wojskowych" niż zastosować się do słów przedwojennego tanga: "siedzieć i płakać i śpiewać – to warto, z sercem ściśniętym i z duszą otwartą, upić się upić – to jedno co warto...". Ale sytuacja, choć wielu dramatyzowało, przedstawiała się nienajgorzej, bo najgroźniejsi przeciwnicy również nie imponowali formą, a Legia – bądź co bądź – zaczęła zdobywać punkty.
W Wielką Sobotę zrobiło się dla odmiany radośnie. Z mniej więcej tego samego kalibru rywalem, "Wojskowi" pokazali znakomitą grę. Co prawda olśniewali tylko przez połowę meczu, jednak ich postawa naprawdę wymaga pochwały. Po kolei: Mucha nie miał zbyt wielu okazji do wykazania się, ale potrafił m.in. zatrzymać w sytuacji sam na sam Ślusarskiego i kolejny raz w sezonie zachował czyste konto, zasługując na wysoką ocenę. Obrońcy zaprezentowali się nadzwyczajnie, bo niecodziennie można napisać, że Rzeźniczak zanotował aż dwie asysty, obydwie po celnych dośrodkowaniach, zaś zagubiony dotąd Astiz trafił do siatki przeciwnika. Pomoc, może poza osowiałym Rogerem, pokazała wyjątkowo kreatywną i efektowną grę (vide gol na 1:0), zaś wszędobylski, niesamowicie ambitny Rybus oraz imponujący dokładnością i pomysłowością Giza strzelili nawet po ładnej bramce. Wszystkich zadziwił jednak Chinyama, który w kapitalny sposób otworzył wynik meczu, zapisał na swym koncie asystę i przez całe zawody wielokrotnie popisywał się udanymi i pomysłowymi zagraniami, celnymi strzałami oraz dużą ochotą do walki.
Recepta na wygraną z outsiderem był prosta – determinacja, szybka kombinacyjna gra, wykorzystanie własnego potencjału i prędko strzelona bramka, za którą poszły następne. 45 minut wysiłku wystarczyło, żeby po ostatnim gwizdku odczuwać satysfakcję, docenioną przecież także przez wymagających kibiców. Z tym wszystkim Legia miała jednak wcześniej kłopoty, przez co nawet nisko notowani rywale zaczęli upatrywać szansy na zainkasowanie punktów w konfrontacji z drużyną Urbana. Doszło już nawet do tego, że Cracovia przystąpiła do spotkania przy Łazienkowskiej usposobiona ofensywnie, gotowa na wymianę ciosów. To nieprawda, że szkoleniowiec Legii nie zna mechanizmu prowadzącego do zwycięstw ze słabeuszami, bo przepis ten od lat się nie zmienia, zwłaszcza w lidze, w której wolicjonalne cechy zawodników potrafią okazać się nadrzędne w stosunku do ich potencjalnych umiejętności. Jednak w sobotę, po raz pierwszy wiosną, Urban wyegzekwował od piłkarzy to, co rzeczywiście potrafią, a czego nie pokazali wcześniej nawet w równie wysoko wygranym meczu z Odrą.
Nie deklasacja Cracovii, ale postawa "Wojskowych" i stale rosnące morale zespołu sprzyjają świątecznemu optymizmowi. O postrzeganiu szans graczy z Łazienkowskiej decyduje bowiem w dużej mierze sposób myślenia o drużynie. Po sobotnim spotkaniu Legia ma w swoich szeregach lidera klasyfikacji strzelców, jest najskuteczniejszą drużyną Ekstraklasy, zespołem który stracił dotąd w rozgrywkach najmniej bramek, a nie lideruje tylko dlatego, że Lech Poznań uratował szczęśliwie swoje zwycięstwo, oddalając nieco moment rotacji na czele tabeli. Terminarz jest Legii przychylny, wydaje się więc, że wystarczy, by drużyna ustabilizowała formę, a radość okresu Wielkanocy trwać będzie wśród kibiców i piłkarzy do końca sezonu. Widać, że zawodnicy uwierzyli w swoje możliwości, a to – przy ich potencjale – ponad połowa sukcesu. Czy uwierzyli już również kibice?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.