Wiktor Puciłowski
fot. Marcin Szymczyk

Wiktor Puciłowski: Chciałbym zaistnieć w Legii

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

23.12.2023 12:00

(akt. 24.12.2023 09:46)

– Chciałbym zaistnieć w Legii, gdyż to klub, z którym jestem naprawdę mocno związany. Od małego marzyłem o grze w pierwszym zespole i wierzę, że to osiągnę – mówił 18-letni wahadłowy III-ligowych rezerw "Wojskowych", Wiktor Puciłowski.

Wiktor Puciłowski jest w Legii już 10. rok. Młodzieżowiec trafił do klubu z Łazienkowskiej jako 9-latek, który reprezentował wcześniej Śląsk Wrocław oraz FC Barcelona Escolę Varsovia. W poprzednim sezonie wyróżniał się w Centralnej Lidze Juniorów U-19, w połowie br. dołączył do III-ligowych rezerw, a pod koniec października wygrał rywalizację na prawym wahadle, stał się podstawowym zawodnikiem i dołożył cegiełkę do dobrych wyników "dwójki" (12 meczów, 1 gol, 3 asysty).

Największe atuty 18-latka to szybkość, dynamika, wytrzymałość, gra obiema nogami (prawa wiodąca), drybling 1 na 1, fizyczność i strzał z dystansu. W ostatnim czasie zdecydowanie poprawił grę w defensywie, którą też należy uznać za jego mocną stronę. Piłkarz Legii II mocno pracuje nad aspektem mentalnym, bo wie, jak kluczowa jest koncentracja na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

Zaczynałeś 2023 rok jeszcze w Centralnej Lidze Juniorów U-19, w której walczyłeś o utrzymanie. Obecnie grasz z rezerwami o awans do II ligi. Rozmaite przeżycia, sporo różnych doświadczeń.

– Zdecydowanie tak. Interesujący rok, w trakcie którego dużo się wydarzyło. Zebrałem cenne doświadczenia i lekcje, które ze mną zostaną.

Początek poprzedniego sezonu w zespole U-19 był naprawdę udany, gdyż wygraliśmy pięć pierwszych meczów i byliśmy liderem. Potem sprawy potoczyły się trochę inaczej. Doszło do zderzenia z rzeczywistością, szło nam zdecydowanie gorzej, walczyliśmy o utrzymanie, ale musieliśmy sobie z tym poradzić i wyjść z trudnej sytuacji. Wspomniane przeżycia uczą. 

Grając w Legii, celem jest zwyciężanie – po to występuje się w najlepszym klubie w Polsce, by osiągać dobre wyniki. 

Latem dołączyłeś do kadry III-ligowych rezerw i zacząłeś walczyć o skład. Z jakimi nadziejami przystępowałeś do trwającego sezonu?

– Generalnie byłem pełen optymizmu, czułem się dobrze przygotowany, gdyż od półtora roku pracuję z dietetykiem sportowym, Filipem Borysem, który pomógł mi też motorycznie i fizycznie w zbudowaniu sylwetki. 

Nie miałem większego problemu z mentalnością i przejściem do piłki seniorskiej. Uważam się za osobę, która jest w 100 proc. zaangażowana. Jak co sezon liczyłem, że moja praca przyniesie sukcesy, minuty, grę.  Spoglądałem na to pozytywnie, traktowałem to jako kolejny krok do przodu. Za każdym razem tak do tego podchodzę. 

O ile w Centralnej Lidze Juniorów grałeś jako skrzydłowy, to teraz występujesz na wahadle. 

– Bardzo dobrze czuję się na pozycji wahadłowego. Uważam, że to moja nominalna pozycja, na której gra mi się nawet lepiej niż na skrzydle. Wymaga ona ode mnie wytrzymałości i przygotowania motorycznego, które pozwoli wykonać obowiązki w ofensywie i defensywie. Od zawodnika na tej pozycji dużo zależy na boisku.

Wiktor Puciłowski

Początek obecnego sezonu wyglądał tak, że nie grałeś lub otrzymywałeś szanse w końcówkach meczów, rywalizując o miejsce na prawym wahadle z Franciszkiem Saganowskim i Michałem Ziębą, którzy występowali częściej od ciebie.

– Zgadza się. Na początku, przez pierwsze 14 tygodni, dostawałem mniej minut. Trudno powiedzieć, czemu tak to wyglądało. Po prostu czekałem na szansę, robiłem swoje, ciężko pracowałem, by w odpowiednim momencie wejść na boisko i to wykorzystać. Czułem się dobrze, bo miałem wrażenie, że będę gotowy na grę w meczach, co pokazywałem w treningach. Cieszę się, że w końcówce roku częściej pojawiałem się na boisku.

Uważam, że przełomem okazała się wyjazdowa rywalizacja z GKS-em Wikielec. Dostałem 30 minut, wszedłem na murawę przy wyniku 0:1, dając asystę i pozytywny bodziec. Potem solidnie zaprezentowałem się w meczu Pucharu Polski z Koroną Kielce. Otrzymałem szansę w dłuższym wymiarze czasowym, co sprawiło, że do końca roku zagrałem w każdym spotkaniu ligowym.

Od sierpnia wystąpiłeś 12 razy w rezerwach, zagrałeś prawie 600 minut, strzeliłeś ładnego gola z GKS-em Bełchatów i miałeś trzy asysty, zbierając liczby od końcówki października. Czujesz zadowolenie?

– Tak, jestem zadowolony z końcówki roku, oceniam ją jako pozytywny fragment, w którym sporo grałem i mogłem się pokazać poprzez udział liczbowy przy bramkach. Początek sezonu okazał się trochę cięższy, miałem zdecydowanie mniej minut, ale musiałem przepracować ten okres i cieszę się, że ostatnie tygodnie były tak udane. 

W poprzednich tygodniach występowałeś w jednym zespole z takimi zawodnikami, jak Mateusz Możdżeń, Bartosz Kapustka, Lindsay Rose czy Robert Pich, którzy pograli trochę w Ekstraklasie. Zakładam, że to także przyjemna sprawa.

– Jak najbardziej. Gra z takimi zawodnikami to czysta przyjemność, cenna lekcja. Można się od nich naprawdę wiele nauczyć. Mateusz Możdżeń, Bartek Kapustka, Patryk Sokołowski, Lindsay Rose czy Robert Pich to piłkarze z występami w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Mogą przekazywać wiedzę młodszym, mają duży bagaż doświadczeń i ogromną jakość, tak jak również m.in. Damian Byrtek, Julien Tadrowski oraz Aleksander Waniek. W naszej drużynie jest mnóstwo takich osób.

Da się zauważyć, że starsi zawodnicy, choćby Rose, często do ciebie podają. W meczu z Legionovią grałeś na małej przestrzeni z Kapustką. Miałeś okazję z nimi dłużej rozmawiać, dostać jakieś wskazówki?

– Oczywiście. Cieszy mnie to, że tacy zawodnicy też dostrzegają, że jestem dla nich dobrym partnerem do gry. Trudno byłoby mi przytoczyć konkretną wskazówkę, gdyż otrzymuję ich naprawdę sporo, ale cenne jest to, że doświadczeni piłkarze z takimi umiejętnościami w świetny sposób podchodzą do młodszych kolegów, zawsze starają się dużo pomagać i przekazywać jak najwięcej.

Zmieńmy temat. Jak to się stało, że zacząłeś grać w piłkę? 

– Mój tata jest fanem futbolu i od małego zaszczepił we mnie miłość do piłki. Pochodzę z Wrocławia, gdzie się urodziłem i jako 6-latek poszedłem pierwszy raz na trening miejscowego Śląska. Po roku moja rodzina przeprowadziła się do Warszawy, gdzie trafiłem do lokalnej szkółki FC Barcelony, w której spędziłem dwa lata. Potem zostałem zaproszony na testy do Legii i obecnie to mój 10. rok w klubie z Łazienkowskiej.

W dzieciństwie też dużo pływałem, osiągając sukcesy, np. wicemistrzostwo Polski do lat 7. Był to drugi ważny sport w moim życiu. 

Jakie są twoje najlepsze dotychczasowe wspomnienia z Legią?

– Mam mnóstwo wspaniałych przeżyć i pięknych chwil, które spędziłem w Legii, ale jeden z najlepszych momentów, najcieplej wspominanych, to Rodło Cup. Wówczas wygraliśmy rozgrywki, do czego przyczyniłem się poprzez zdobycie statuetki MVP turnieju. Cieszę się, że zebrałem cenne doświadczenie i sięgnąłem po puchar z trenerem Jakubem Zapaśnikiem, który bardzo długo mnie prowadził i sporo mu zawdzięczam.

Mógłbym powiedzieć o wielu innych wyjazdach czy dobrych przeżyciach z różnymi szkoleniowcami, którzy wsparli mnie w trakcie przygody z piłką. Szczególnie dobrze wspominam m.in. trenerów Dariusza Rolaka, Tomasza Kyckę i wspomnianego wcześniej Jakuba Zapaśnika, którzy – w okresie dzieciństwa – niezwykle pomogli mi w pokonaniu wszystkich szczebli.

Jeśli chodzi o twoje najświeższe wspomnienia, to ciekawymi przeżyciami były na pewno gol w sparingu z reprezentacją Polski i zaproszenie na trening pierwszej drużyny Legii.

– Zgadza się. Mecz z pierwszą reprezentacją Polski to wydarzenie prestiżowe i cenne, a zdobycie bramki w takim sparingu to moment, który zapamiętam na długo, gdyż graliśmy z naprawdę jakościowymi piłkarzami. 

Zaproszenie na zajęcia "jedynki" to także chwila, która cieszy. Traktuję to jako bodziec do dalszych treningów i spełniania kolejnych marzeń. To miłe przeżycia, doceniające moją pracę, umiejętności i to, w jakim kierunku idę.

Styczność z pierwszą drużyną Legii, choćby poprzez zaproszenie na treningi, sprawia, że zaczynasz bardziej o niej myśleć? Dołączenie do kadry "jedynki", plus awans z rezerwami do II ligi, to twoje największe cele na przyszły rok?

– Kiedy przychodzi się do Legii, to długofalowym celem – również moim – zawsze jest to, by jak najszybciej dołączyć do pierwszego zespołu. Gra w "jedynce" i bycie jej częścią to moje marzenie. 

Jestem w tym klubie naprawdę długo, bo już 10. rok. Cieszę się, że doszedłem do miejsca na zapleczu pierwszego zespołu. Pracuję na to, by w przyszłości być uwzględniany i brany pod uwagę pod kątem "jedynki". Chciałbym i robię wszystko, by jak najszybciej do niej trafić. Głęboko na to liczę, że tak się stanie.

Jeśli chodzi o rezerwy, to na tym etapie interesuje nas tylko awans do II ligi. To główny cel "dwójki" w obecnym sezonie, na którym się skupiamy. Sądzę, że też jestem w stanie w tym pomóc. Cieszy obecna pozycja w tabeli (2. miejsce, tyle samo punktów, co lider – red.). Drużyna jest zgrana, co widać po wynikach. W szatni jesteśmy jedną wielką rodziną, mamy atmosferę na najwyższym poziomie. Wszyscy ludzie, którzy są zaangażowani w projekt wejścia do wyższej klasy rozgrywkowej, chcą to osiągnąć. Myślę, że z taką grą, jaką pokazaliśmy w drugiej części minionej rundy, możemy dużo zdziałać.

Wiktor Puciłowski

Twój obecny kontrakt wygasa z końcem trwającego sezonu. Były już może jakieś rozmowy w sprawie przedłużenia? 

– Nie skupiam się na tym, co wydarzy się w tej sprawie. Po prostu robię swoje na boisku. Jestem bardzo zadowolony z gry w Legii, cieszy mnie moja obecna sytuacja. Jak wspomniałem, końcówka roku była udana, udało mi się zgromadzić minuty i liczby w drugim zespole.

W umowie są pewne zapisy, które mogą spowodować jej przedłużenie. To leży po stronie Legii, ale także mojej, gdyż mam grać jak najlepiej i dawać zespołowi jak najwięcej. Jeśli klub będzie zainteresowany, to oczywiście może doprowadzić do podpisania nowego kontraktu ze mną. Liczę na to i bardzo bym chciał zostać na następny sezon, gdyż jestem związany z tym miejscem. 

Zakładam, że młodzi zawodnicy patrzą m.in. na Igora Strzałka, który wcześniej grał w akademii, jest bardzo utalentowany, ale nie dostaje wielu minut w pierwszym zespole. To też może być pewien sygnał dla młodzieżowców Legii.

– Bardzo dobrze znam Igora, gdyż dzieliliśmy szatnię przez kilka lat. Cieszy mnie to, że miał kilka okazji, by zagrać w pierwszym zespole. Życzę mu jak najlepiej i chciałbym, by zaczął grać regularnie, przebijać się do składu. Legia ma najwyższe cele, choćby zdobywanie mistrzostwa Polski, dlatego każdy młody zawodnik, który jest brany pod uwagę do jej kadry, musi się z tym liczyć, co też wpływa na liczbę minut.

W ostatnim okresie poświęciłem sporo pracy na fizyczność oraz motoryczność. Skupiam się nad przygotowaniem do piłki seniorskiej, chciałbym zaistnieć w Legii, bo to klub, z którym jestem naprawdę mocno związany. Już od małego marzyłem o grze w tym zespole i wierzę, że to osiągnę. 

Przebicie się do pierwszego składu "Wojskowych" nie jest czymś prostym, ale kariera piłkarska też taka nie jest. Nie lubię łatwych zadań, dlatego z przyjemnością określam sobie trudne wyzwania. Jeśli będę dostawał szanse, to postaram się – poprzez pracę i umiejętności – udowodnić, że warto na mnie stawiać. Jestem zawodnikiem, który może mieć swoje miejsce w tej drużynie.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.