Winny kłopotów Legii: Takesure Chinyama
13.11.2008 01:08
Po jego zagraniach kibice czasem wiwatują, ale znacznie częściej złorzeczą. Ile naprawdę znaczy dla Legii napastnik z Zimbabwe i jaką ponosi winę za porażki? Niestety dużą... Czy można mieć do niego pretensje, skoro to najlepszy strzelec Legii w obecnych rozgrywkach? – pyta wielu kibiców, biorąc w obronę <b>Takesure’a Chinyamę</b>. Inni pukają się w czoło i zastanawiają się, ilu on potrzebuje sytuacji, by wreszcie zdobyć gola. Sytuacja przypomina tę, w jakiej był przy Łazienkowskiej jeden z najbardziej kontrowersyjnych napastników – <b>Piotr Włodarczyk</b>.
Największe pretensje do Chinyamy pojawiają się po meczach z mocnymi rywalami. Tym legionista nie potrafi strzelać goli. W ubiegłym sezonie ani razu nie pokonał bramkarzy Wisły i Lecha. Teraz nie jest lepiej. Mecz w Poznaniu (0:0) zaczął czarną serię wyjazdowych spotkań Legii. W czterech ostatnich grach poza stolicą podopieczni Jana Urbana nie tylko ani razu nie wygrali, ale nawet nie zdobyli gola! Przy Bułgarskiej Chinyama zagrał fatalnie. Strzelał z każdej pozycji, nie podawał lepiej ustawionym kolegom.
– Liczymy na niego, bo w każdej chwili może zaskoczyć jakąś niesamowitą akcją czy zaskakującym strzałem – stara się bronić podopiecznego Urban.
Tyle że w kolejnych meczach wcale nie było lepiej. Owszem, Wiśle strzelił gola, ale tylko wykończył kapitalną akcję Jakuba Wawrzyniaka i Bartłomieja Grzelaka strzałem z kilku metrów. Lechii Gdańsk wbił dwa gole przy Łazienkowskiej, ale i bez tego Legia wygrałaby. Tymczasem w meczach wyjazdowych z ŁKS, Polonią Bytom i wtorkowym w Bełchatowie Chinyama zawodził.
W Łodzi grał słabo, ale naprawdę rozwścieczył fanów dopiero zachowaniem w Bytomiu. W samej końcówce meczu, przy stanie 0:1, Maciej Iwański wykonywał rzut wolny. Uderzył na bramkę, tymczasem „Chini“ przeciął tor lotu piłki, wybijając ją za bramkę. A to byłby gol!
W Bełchatowie Urban był wściekły na swego napastnika, widząc jego grę w pierwszej połowie (Chinyama wlókł się po boisku, jakby nie wiedział, co ma robić). Trener ciągle krzyczał na niego z ławki, zapewne swoje dołożył w szatni w przerwie. Pomogło? Nie do końca. Takesure w drugiej połowie niby grał trochę lepiej, ale tylko do 82. minuty. Wtedy to skompromitował się ostatecznie. Stał pięć metrów od bramki, gdy dostał przypadkowe podanie od przeciwnika. Miał mnóstwo czasu, ale uderzył prosto w bramkarza. Tak uciekł Legii kolejny punkt. Oby przez bezmyślność Chinyamy nie zabrakło go na koniec sezonu...
Roman Kosecki, były znakomity napastnik Legii: - Chinyama momentami przeszkadza Legii. Ma totalnie rozregulowany celownik, czasem, gdy uderza z daleka, nawet nie zdążę złapać się za głowę, a piłka już leci w trybuny. Mam wrażenie, że ten chłopak powinien poprosić o pomoc Lucjana Brychczego (jeden z asystentów trenera Urbana – przyp. red.), by z nim popracował. Chinyama ma spore możliwości, ale musi jeszcze wiele trenować, by coś osiągnąć. Ostatnie jesienne mecze będą miały olbrzymie znaczenie. Myślę, że Jan Urban złapie piłkarzy za gardła i wszystko poukłada tak, by w piątek Legia wróciła na właściwy tor.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.