Włodarczyk: Powrót do Legii? To raczej niemożliwe
01.10.2008 22:51
W najbliższą niedzielę Legię czeka bardzo prestiżowy mecz w Poznaniu. W hicie ósmej kolejki Ekstraklasy, warszawianie zmierzą się z Lechem - Chłopaków czeka bardzo trudne zadanie. W Poznaniu lekko nigdy nie było, a w tym sezonie Lech jest wyjątkowo mocny. Mam jednak nadzieję, że Legia wygra przy Bułgarskiej i utrzyma pierwsze miejsce w tabeli - mówi były napastnik drużyny z Łazienkowskiej, <b>Piotr Włodarczyk</b>. Popularny "Włodar" większość spotkań z Lechem wspomina dość dobrze, a wszystko z uwagi na zdobywane w nich gole.
Od tego sezonu występuje pan w barwach Arisu Saloniki. Jak zaaklimatyzował się pan w Grecji? Grę na Bałkanach uważa pan za sportowy awans?
- Sezon rozpoczął się niedawno. Aris rozegrał na razie cztery mecze ligowe i dwa w Pucharze UEFA. Dwa razy wystąpiłem w lidze i w jednym spotkaniu przeciwko Slavenowi Belupo. Na razie strzeliłem jednego gola. Czy ten transfer odbieram jako sportowy awans? Cóż, odpowiem tak: odpadliśmy z europejskich pucharów w tej samej rundzie co Legia...
Do Grecji odszedł pan, choć w polskiej ekstraklasie brakowało panu tylko ośmiu bramek, aby wejść do elitarnego „Klubu 100“. Nie żal straconej szansy?
- Oczywiście trochę żal. Z drugiej strony – przecież mam dopiero 31 lat. W Arisie podpisałem kontrakt na dwa sezony, a po nich będę mógł spokojnie wrócić do Polski. Do stu bramek brakuje mi tylko ośmiu, więc nie jest powiedziane, że jeszcze tej bariery nie pokonam.
Zamierza pan wrócić do Legii i wyrównać rekord Cezarego Kucharskiego, który do tego klubu przychodził czterokrotnie?
- Legia to klub, z którym emocjonalnie bardzo się związałem. Oczywiście chciałbym kiedyś do niej wrócić, ale... to raczej niemożliwe. Z kilkoma osobami, które obecnie pracują w Legii, ciężko byłoby mi się porozumieć.
Grając w lidze greckiej, ma pan czas, by śledzić rozgrywki polskiej ekstraklasy?
- Naturalnie. Staram się być na bieżąco, zwłaszcza jeśli chodzi o sytuację Legii. Stale przeglądam polskie portale internetowe, regularnie oglądam też polską telewizję.
Więc z pewnością wie pan, że już w niedzielę Legia zagra niezwykle prestiżowy mecz z Lechem w Poznaniu...
- Pewnie, że wiem. Chłopaków czeka bardzo trudne zadanie. W Poznaniu lekko nigdy nie było, a w tym sezonie Lech jest wyjątkowo mocny. Mam jednak nadzieję, że Legia wygra przy Bułgarskiej i utrzyma pierwsze miejsce w tabeli.
Jak pan wspomina mecze z Lechem? Rozegrał ich pan naprawdę sporo...
- To zawsze były wyjątkowe spotkania. Takie, na które nikogo mobilizować specjalnie nie trzeba. Już od poniedziałku wszyscy w drużynie żyli tym meczem. Zresztą podobnie kibice. Pamiętam, że – kiedy jechaliśmy na stadion Lecha – już siedząc w autokarze, nie mogłem doczekać się rozpoczęcia meczu.
Ostatni raz Legia wygrała w Poznaniu przed czterema laty. Pan z pewnością świetnie pamięta tamten mecz. W końcu zdobył zwycięską bramkę...
- Rzeczywiście. Do dziś wspominam tamto spotkanie. Było naprawdę szczególne. I to z kilku powodów. Właśnie przed tamtym meczem na stadionie przy Bułgarskiej oddano do użytku nową trybunę. Tak samo jak pozostałe zapełniła się do ostatniego miejsca. Do Poznania przyjechało wtedy także wielu kibiców Legii. Oni tak samo jak poznaniacy postarali się o wspaniałą oprawę spotkania. I przede wszystkim udało nam się wygrać. W dodatku po mojej bramce. Miałem z tego olbrzymią satysfakcję.
Miał pan chyba patent na Lecha. To pan przed dwoma laty strzelił mu ostatnią bramkę, jaką legioniści zdobyli w Poznaniu. W 2004 roku pokonał pan też ich bramkarza w finale rozgrywek o Puchar Polski w Warszawie...
- Faktycznie zawsze dobrze mi się grało z Lechem. Tak było w Legii, gdzie strzeliłem im kilka goli, ale też w innych drużynach. Muszę przyznać, że wiedziałem, jak z nimi grać i co zrobić, by zdobyć bramkę.
Mecze Legii z Lechem, przynajmniej po spadku Widzewa, są dla kibiców najważniejszymi w sezonie. Pan ostatnio widział podobne spotkanie w Grecji...
- Niestety, nie dane mi było zagrać w meczu Arisu z PAOK Saloniki, ale z ławki rezerwowych patrzyłem na to, co się działo. A działo się wiele. Tam jest zupełnie inna atmosfera niż w Polsce. Polscy kibice są bardziej... kulturalni. W Grecji mecze derbowe są uznawane za spotkania podwyższonego ryzyka. Nie wpuszcza się na nie kibiców gości w obawie przed zakłócaniem porządku. Ale ci, którzy przychodzą, nie są wcale spokojni. Na ostatnim meczu już w 2. minucie zaczęli rzucać butelkami w zawodnika, który chciał wykonać rzut rożny. Dostało się także sędziemu. W dodatku w te animozje między kibicami mocno angażują się także piłkarze.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.