Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wojciech Szala: To był słaby sezon

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

04.06.2009 10:06

(akt. 17.12.2018 16:03)

Trzeba być pazernym na najmniejszy choćby sukces. Nauczysz się zdobywać małe trofea, to i wielkie przyjdą. My tego nie umieliśmy w tym roku, dlatego sezon skończyliśmy z niczym - mówi kapitan Legii Warszawa <b>Wojciech Szala</b>. - Na wiosnę wszystkie czołowe drużyny grały słabo, każdy miał wpadki i słabe mecze. Okazja do zdobycia mistrzostwa była idealna, a my jej nie wykorzystaliśmy. Sami sobie jesteśmy winni. Reszta to tylko gdybanie. To pierwsza nasza porażka.
Druga to Puchar Polski. Szczerze mówiąc, nie wyobrażałem sobie, że odpadniemy w takim stylu w półfinale z Ruchem Chorzów. Chyba wszyscy za bardzo uwierzyliśmy w to, że awans mamy wręcz zapewniony. Wszystko ustawił pierwszy mecz w Warszawie, kiedy przegraliśmy 0:1. Gola stracić można, ale żeby żadnego nie strzelić? To było decydujące. Nie błysnęliśmy też w Pucharze Ekstraklasy, do którego wszyscy podchodzą różnie i raczej nie gra się w nim w najmocniejszym składzie. Ale w Legii powinno się być zachłannym na każde trofeum. Zdobywając małe sukcesy, większe też się osiąga. Porównując ten sezon z poprzednim, można powiedzieć, że zawiedliśmy. W tamtym wicemistrzostwo i Puchar Polski były odebrane jako sukces. Wywalczyliśmy więcej, niż każdemu się wydawało, że możemy zdobyć. Z tego wicemistrzostwa już takiej radości nie ma. Nadzieje i oczekiwania były większe niż w ubiegłym. Miał być tytuł, nie ma nic. Legia prowadziła w meczach z Lechem i Jagiellonią, ale nie potrafiła ich wygrać, utrzymać przewagi. - W innych meczach też zdarzały się nam wpadki. Mistrzostwo przegraliśmy w Krakowie, ale decydujące były porażki w Wodzisławiu czy Bytomiu. Straciliśmy dwa punkty z najgorszym zespołem ligi, czyli Górnikiem, u siebie. Potem, w końcówce sezonu, te straty okazały się decydujące. Sezon był pasjonujący, emocjonujący. Do ostatniej chwili większość drużyn o coś grała. W przedostatniej kolejce było trzech mistrzów Polski. Niedosyt mamy my, ma Lech, który miał świetną jesień. Problemem ligi jest to, że nieczołowe kluby nie potrafią utrzymać najlepszych zawodników i mają mało wartościowych zmienników. Kiedy przychodzą kartki i kontuzje, zaczynają się straty punktów. Po wielu miesiącach doping wrócił na Łazienkowską. - Można powiedzieć, że nareszcie. Rozmawialiśmy z jedną i drugą stroną konfliktu. Bo cierpieliśmy na nim najbardziej my, piłkarze. Pogodziliśmy się z tym, że kibice nas nie wspierają. Ale nie akceptowaliśmy szyderstw i kpin, kiedy nam nie szło. Dlatego chcieliśmy, aby spór się skończył. Pomogło to, że podczas wyjazdów kibice przestali wyzywać właścicieli naszych pracodawców. Nie mogło być tak, że jedna bądź druga strona podchodzi do wszystkiego z pozycji siły. Nie mogło być tak, że rywale przyjeżdżali na Łazienkowską i czuli się jak u siebie. Teraz wreszcie wróciła normalność, mam nadzieję, że tak zostanie. Fizycznie i szybkościowo byliście przygotowani do rundy? - Trudno mi mówić o kolegach, ale ja czułem się świetnie na początku rundy. Zagrałem jednak tylko w jednym meczu i sezon skończył się dla mnie już w lutym. Kiedy jednak oglądałem mecze Legii, widziałem, że po słabszych występach przychodził dobry. Nie było więc chyba tak źle z przygotowaniem fizycznym. Zresztą to nie mój problem, teraz myślę tylko o tym, co będzie w następnym sezonie.

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.