News: Wspomnienia o Kazimierzu Deynie

Wspomnienia o Kazimierzu Deynie

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net, futbol.pl

01.09.2011 14:28

(akt. 13.12.2018 07:15)

<p>Jak już wspominaliśmy dziś przypada 22. rocznica śmierci Kazimierza Deyny. Na jego temat napisano już wiele tekstów, powstały książki i filmy. Jednak jego historia do dziś porusza i może dlatego co roku czczone są daty jego narodzin oraz śmierci. zapraszamy do zapoznania się z kilkoma opiniami o "Kaziku" a także do obejrzenia kilku filmów. Przy okazji zapraszamy na przemarsz kibiców Legii ze Źródełka pod tablicę upamiętniającą "Kazika" wiszącą przy ul. Łazienkowskiej. Kibice oddadzą hołd Deynie o godzinie 19.</p>

Andrzej Strejlau – Miałem przyjemność pracować razem z Kazimierzem Deyną. Najpierw na obozach centralnych juniorów, potem w reprezentacji narodowej kiedy współpracowałem z Kazimierzem Górskim i wreszcie jako trener Legii do momentu jego wyjazdu do Manchesteru City. Opinia o nim może być tylko jedna – genialny piłkarz. Fakt, że po Cruyffie i Beckenbauerze został trzecim piłkarzem świata mówi sam za siebie. Miał podobnie jak Lucjan Brychczy znakomite przewodzenie nerwowo-mięśniowe. Doskonale wyczuwał dystans, potrafił zmienić fantastycznie kierunek gry czego nie dostrzegał ani kibic ani wielu trenerów. Miał swoje dramatyczne chwile jako sportowiec. Ja pamiętam mecz z Portugalią w którym strzelił bramkę dającą nam awans na mistrzostwa świata, a cały stadion go wygwizdał. On po meczu zadeklarował, że więcej na tym stadionie nie zagra i z tego co pamiętam słowa dotrzymał.


Wiktor Bołba – Kustosz muzeum Legii Warszawa – Kazik nie był błyskotliwym dryblerem, ani sprinterem. Czasem ludzie się denerwowali, że on kręci sobie kółeczka na środku boiska, ale on kręcąc te kółeczko myślał i jak kończył to już wiedział co zrobić z piłką. I wtedy zagrywał niekonwencjonalnie, zaskakiwał wszystkich. Kazik często się zastanawiał czemu poza Warszawą ludzie go tak nienawidzą, przecież grał tez dla Polski i tyle bramek zdobył w reprezentacji, tyle sukcesów z kadrą odniósł. Zastanawiał się czemu nienawidzą go z Poznaniu skąd pochodziła jego żona.  Dlaczego nienawidzą go na Wybrzeżu skąd sam pochodził. Odpowiedzi były dwie. Grał dla Legii, która nie była lubiana i doprowadzał kibiców innych drużyn do rozpaczy. Później skomplikowało mu się życie, nie dawał sobie z tym wszystkim rady, nie był tak mocny psychicznie w życiu jak na boisku. Zaczął nadużywać alkoholu i to go zgubiło. Wersje śmierci są różne wypadek – mógł zasnąć za kierownicą lub samobójstwo.


Stefan Szczepłek –To był bardzo uczciwy człowiek. Nie miał dużego wykształcenia, był prostym człowiekiem, ale bardzo uczciwym i prawym.  Był normalnym chłopakiem do końca jak wtedy gdy przyszedł do Legii mając lat 19. Później niestety życie dało mu w kość. A on jako człowiek pokazał wszystkie słabości charakterystyczne dla osób, które mają problemy. Zaczął więcej pić, kolejnym etapem był hazard – w ten sposób chciał odbić sobie to wszystko co stracił. A warto wspomnieć, że przez działania nieuczciwego menedżera stracił około miliona dolarów – to jak na tamte czasy była fortuna. Siłą rzeczy w tych kasynach topił kolejne pieniądze i to go doprowadziło do skrajnego wyczerpania psychicznego. Gdyby nie to wszystko to dziś stałby tutaj sam i wspominał jak pięknie było 30 lat temu.


Jakub Konarski – kibic – Deyna był kimś w kim możemy zobaczyć samych siebie. Kiedy jeździmy za Legią po całym kraju czujemy jak jesteśmy znienawidzeni jako warszawiacy, jako ludzie identyfikujący się z warszawskim klubem. On jako piłkarz czuł coś podobnego, jako nieliczny gracz w historii. Dowodem na to jest rok 1977 i mecz z Portugalią na stadionie w Chorzowie.  Jako genialny piłkarz miał też zwykłe ludzkie słabości. Te słabości i zbytnia wiara w ludzi zrujnowały mu życie.


Inne wspomnienia o Kazimierzu Deynie - kliknij tutaj

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.