Wspomnienia z wyjazdu.
20.08.2002 23:08
Nasz specjalny wysłannik do Barcelony, Łukasz Głębicki, przedstawia swoje wrażenia z pobytu w Hiszpanii. Z poniższego tekstu można dowiedzieć sie m.in. jak spędzali czas kibice podczas tej wyprawy, zarówno w czasie meczu jak i w wolnym czasie na miescie.
Wyjazd był z niedzieli na poniedziałek 15 minut po północy autokarem rejsowym do Lloret de Mar na Costa Brawa. Kibiców, z których znałem tylko jednego jechało 11. Większość to legijni wyjazdowicze, jeden to kibic z lat 80 (chodzi o początki, 56 wyjazdów), dla którego należy się największy szacunek ponieważ dużo pieniędzy nie miał, nie znał języka innego niż polski oraz nie wiedział, że z kimś pojedzie. Podróż nam minęła przyjemnie. Trochę piwek wypitych w Polsce, potem strefa bezcłowa na granicy czesko-austryjackiej i jakoś dotarliśmy na miejsce po trzydziestu kilku godzinach. Spaliśmy na campingu w Blanes (miejscowość obok Lloret, nad morzem, typowo turystyczna, ale co ważne z stacją
kolejową, dzięki której w środę udaliśmy się do Barcy klimatyzowanym "żółtkiem". Ów hiszpański żółtek to pociąg, który miejscami jechał 120, choć stacji było z 15 po drodze, cichy, nie słychać typowego stukania dla polskich kolei). W Barcelonie na dworcu jeden murzyn okradł z portfela jednego z naszych ziomków. Trochę była to jego wina, bo aby wyjść ze stacji, trzeba było ponownie wrzucić bilet do kasownika i ... kolega stracił wszystkie pieniądze, pewnie niemałe). Ze stacji udaliśmy się pod stadion po bilety. Tutaj spotkała nas niemiła niespodzianka, ponieważ nikt za bardzo nie wiedział gdzie można kupić bilety na sektor dla kibiców gości albo nie potrafił się dogadać po angielsku. W końcu się udało, więc część z nas udała się do słynnego muzeum. Dla kibica nie Barcy to jakieś szczególne przeżycie nie było. Dla ciekawostki należy dodać, że wisiała tam tablica z meczu Hiszpania - Polska i w składach było dwóch W. Kowalczyków Do meczu pozostało kilka godzin, więc udaliśmy się w stronę miasta. Po drodze spotkaliśmy dwóch ziomali z
Sosnowca, którzy zostali z nami aż do następnego dnia. W jednym ze sklepów spotykamy rodzinę - kibiców Espanyolu (szef i jego syn), którzy nam życzyli (Barca 0 Legia 4) i trochę obniżyli ceny za napój złocisty.
Przed meczem, stojąc pod kasami wzbudzaliśmy wielkie zainteresowanie, ponieważ śpiewaliśmy piosenki klubowe. Incydentów przed meczem nie było. Czasem jakiś odważny Katalończyk krzyczał z szybko jadącego samochodu jakieś inwektywy. Na mecz weszliśmy grupą, dodając fakt, że większość z nas była pod sporym wpływem napojów %%%. Na sektorze było około 400 osób. Dokładnie nie wiem, bo nie chciało mi się liczyć, wiec może tutaj być nieścisłość. Na stadionie widać było też Polaków incognito, albo z flagami polskimi. Na temat meczu pisać nie będę, ale napiszę że bardzo ciekawie się ogląda mecz z perspektywy zakola, kiedy sektor jest na wysokości 7 piętra. Doping był prawie ciągły, wszyscy zdzierali kibice gardła. Polacy, którzy przyszli tylko na mecz, jakoś nie śpiewali.
Podczas meczu był także incydent z policją, ale na szczęście do czegoś poważnego nie doszło. Po meczu musieliśmy czekać na pociąg, który był dopiero o 6 rano, więc przeszliśmy kawałek Barcelony, zahaczając o kilka ciekawych miejsc, jeden pub oraz ławki przy porcie, na których niektórzy z nas uderzyli w kimono. Czwartek, piątek to generalnie duża imprezka w Blanes, ale o tym nie będę pisać, bo nie ma to nic wspólnego z piłką.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.