Wstydliwy superpuchar
13.08.2012 09:01
Legia przegrała w Superpucharze ze Śląskiem Wrocław, a po meczu pozostał niesmak i uczucie wstydu. Ludzie na trybunach i przed telewizorami zadawali sobie pytanie czy jest jakikolwiek sens organizować SP w takiej formie, w jakiej zorganizowany został w tym roku? Na trybunach hulał wiatr, a wręczenia medali czy samego pucharu nie obejrzał nikt, gdyż kibice wyszli ze stadionu.
Wstyd nr. 1: Słabiutkie widowisko piłkarskie
Nie ma co ukrywać, że obie drużyny nie wzniosły się na wyżyny swoich umiejętności. Obejrzeliśmy nudne "widowisko", wiele osób nie znając regulaminu modliła się o to by nie było dogrywki. Emocji było jak na lekarstwo - dwie sytuacje bramkowe, dwie okazje Michała Żyry, szanse Radovicia i... seria rzutów karnych. Na trybunach cisza jak makiem zasiał, słychać było jedynie pokrzykującego Jana Urbana. Jeżeli komuś zdarzyło się przysnąć w tej sielankowej atmosferze - nie dziwimy się! Śląsk poza stałymi fragmentami nie pokazał nic, gubił się, popełniał mnóstwo błędów - choćby przy wyprowadzaniu piłki. W Legii było niewiele lepiej. Trener Jan Urban eksperymentował ze składem - na ławce rezerwowych posadził swoje najgroźniejsze żądła - Miroslava Radovicia i Danijela Ljuboję.
Do ogólnego poziomu przystosował się arbiter Daniel Stefański, który nie poradził sobie z prowadzeniem tego spotkania. Sędzia z Bydgoszczy gwizdał najmniejsze przewinienia, widział też faule, których nie było jak przy czystym odbiorze Daniela Łukasika w drugiej połowie. Podobnie było ze spalonymi. Trener Legii dostawał furii od decyzji arbitra głównego i głośno dyskutował o nich z arbitrem technicznym. Po meczu cała czwórka rozjemców otrzymała pamiątkowe medale - pytanie tylko za co?
Jedynymi piłkarzami, którzy wybili się ponad przeciętność był Danijel Ljuboja oraz Rafal Gikieiwcz. Serb naprawdę starał się pociągnąć swoją ekipę do lepszej ekipy i przede wszystkim do walki. Sam też zaliczył przepiękne trafienie z rzutu wolnego. W Ekstraklasie nie ma chyba piłkarza, który tak potrafiłby uderzyć ze stałego fragmentu gry. W zespole Sląska pochwalić należy bramkarza, który bronił fenomenalnie, a serii rzutów karnych stał się bohaterem.
Wstyd nr. 2: Lokalizacja spotkania
Mecz został zorganizowany na stadionie Legii zamiast na obiekcie neutralnym. Nie tak dlaeko od Łazienkowskiej jest Stadion Narodowy wybudowany za ponad 2 mld zł. Niestety na rozegranie spotkania na tej arenie nie wyraziła zgody policja, która jak wiadomo zrobi wszystko aby tylko mieć jak najmniej pracy. Gdyby mogła zabronić rozgrywania meczów Ekstraklasy to pewne sięgnęłaby po takie rozwiązanie.
Najlepszym komentarzem są słowa Jana Urbana i Marka Saganowskiego. - Decyzja o rozgrywaniu spotkania na naszym stadionie nie była dobra. Pokazano jedynie, że brakuje szacunku do tego trofeum. Mogliśmy zagrać mecz i rewanż albo wystąpić na neutralnym terenie, bo wtedy byłaby atmosfera odpowiednia do rangi spotkania - skomentował Urban. - Trzeba było pojechać do Anglii, gdzie nawet mecze barażowe z niższych lig organizuje się na Wembley. Dlaczego w Polsce ktoś buduje Stadion Narodowy, który potem nie może być wykorzystywany? Miało być święto, a wyszło nie wiadomo co. Był bojkot kibiców i ja się z nim solidaryzuję - dodał "Sagan".
Wstyd nr. 3: Tragiczna frekwencja:
Około 5000 osób oglądało spotkanie o Superpuchar, który powinien być wielkim świętem polskiej piłki. Był to efekt protestu fanów obu zespołów. Kilka godzin później na stadionie w Monachium o Superpuchar Niemiec walczył Bayern z Borussią Dortmund. Tam widzów było 70 tysięcy, w Anglii ponad 35 tysięcy widzów w Birmingham obejrzało zwycięstwo Manchester City z Chelsea 3:2. U nas nikt nie potrafił wyjść frontem do kibiców, zaproponować im godnego produktu, dogadać się. Wszystkie decyzje podjęto samodzielnie, bez jakiejkolwiek konsultacji z kibicami obu zespołów. W ten sposób wykazano brak szacunku do fanów i do samych rozgrywek. Ekstraklasa SA zdecydowała, że mecz odbędzie się przy Łazienkowskiej. Efekt? Niezadowoleni kibice Śląska ogłosili bojkot i w ogóle nie pojawili się w stolicy. A fani gospodarzy - w ramach solidarności - nie dopingowali swojej drużyny
Gwiazdą wieczoru przy Łazienkowskiej był Sebastian Mila dla którego kibice zrobili wyjątek i wznieśli kilka okrzyków. Nasłuchał się wielu tekstów za swoje śpiewackie wyczyny po wywalczeniu mistrzostwa kraju - choć wcześniej deklarował bycie kibicem naszego zespołu. Blond włosy pomocnik dobrze jednak wiedział, że sam na takie niewybredne teksty zapracował.
Wstyd nr. 4: Medialna zmowa milczenia wśród piłkarzy:
Piłkarze po tym jakie stworzyli widowisko nie chcieli o nim opowiedzieć, podzielić sie z fanami swoimi opiniami o meczu. Jedynymi legionistami, którzy odważyli się wyjść do dziennikarzy byli Danijel Ljuboja i Janusz Gol, który robi to po każdym spotkaniu. Ciekawe czy pozostali gracze spieszyli się na powtórkę spotkania o Superpuchar, aby analizować swoje błędy...?
Współpracować z dziennikarzami nie chcieli również piłkarze Śląska Wrocław. Jedynym zawodnikiem, który powiedział cokolwiek był Sebastian Mila zaciągnięty i posadzony obok trenera na konferencji prasowej przez rzecznika prasowego. - Nie rozmawiamy z mediami, ale sukces dedykuję żonie - rzucił jeszcze tylko Rafał Gikiewicz. - Nie mogę - powtórzył tylko ze zmieszaną miną Tadeusz Socha. Widocznie zespół obraził się na dziennikarzy za krytykę, za szmacenie jak powiedziałby Mariusz Pawelec po meczach w europejskich pucharach. Szkoda, bo kibice pewnie chętnie posłuchaliby tłumaczeń przegranych, a radości zwycięzców. Ale takie zachowanie pasuje jak ulał do całości superpucharu...
Wstyd nr. 5: Brak lepszych widoków na przyszłość
Na razie nie ma żadnej nadziei na zmiany na lepsze, nie widać nikomu komu zależałoby na tych zmianach. Po meczu nie było słychać jakichkolwiek narzekań ze strony oficjeli. Dominowały raczej głosy, że wszystko było dobrze zorganizowane... N o tak przecież mecz się odbył, medale zostały wręczone... A że nikt tego nie widział, że ucierpiał prestiż - kogo to interesuje... A wystarczyło rok wcześniej ustalić miejsce rozgrywania spotkania, zapisać w statusie rozgrywek, że mecz zawsze będzie się odbywał na tym samym obiekcie. Zaprosić do wręczenia medali choćby obecnego na trybunach selekcjonera Waldemara Fornalika zamiast Janusza Matusiaka z PZPN, którego nikt nie zna. Ale czego można wymagać, skoro na takie spotkanie nawet nie pofatygował się prezes piłkarskiej centrali Grzegorz Lato.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.