Z czym do Europy?
28.05.2006 06:20
„Mistrza już mamy, na Ligę Mistrzów czekamy” – tak skandowali kibice na fecie na Placu Zamkowym i na Łazienkowskiej. Zdobycie mistrzostwa Polski stawia bowiem przed Legią nowe wyzwania. Już niedługo stołeczny klub rozpocznie walkę o awans do elitarnej Ligi Mistrzów, do której od dziesięciu lat bezskutecznie dobijają się kolejne polskie kluby.
Jeśli Legia chce choćby powalczyć jak równy z równym o awans z klubami czołowych lig Europy, a później godnie zaprezentować się wśród najlepszych drużyn naszego kontynentu musi zdecydowanie wzmocnić swój skład. Z pewnością nikt nie chciałby, żeby Legia powtórzyła blamaż krakowskiej Wisły z dwóch ostatnich sezonów, gdy mistrz Polski nie był w stanie zakwalifikować się nawet do fazy grupowej Pucharu UEFA, o Lidze Mistrzów nie wspominając. Nikt też z pewnością nie chciałby oglądać powtórki zeszłorocznego dwumeczu z przeciętnym FC Zurich. Drużyna, która zdobyła w tym sezonie mistrzostwo kraju z pewnością nie jest jeszcze gotowa na podbój Europy i potrzebuje poważnych wzmocnień. Tym bardziej, że Legię opuścił niedawno Moussa Ouattara – jeden z kluczowych graczy trenera Dariusza Wdowczyka.
Szukając kandydatów do gry w Legii należy przede wszystkim przeanalizować obecny „stan posiadania”. Należy bowiem wyjść z założenia, że realnym wzmocnieniem jest tylko gracz lepszy od tego, który grał dotychczas w podstawowej jedenastce. Można też sprowadzać piłkarzy o podobnym poziomie umiejętności (dla zwiększenia konkurencji w składzie) oraz młodych i perspektywicznych, którzy – jak choćby Dawid Janczyk - będą w krótkim czasie mogli się przebojem wedrzeć do pierwszego składu. Biorąc pod uwagę, że polityka transferowa klubu jest nastawiona na zbudowanie silnej drużyny na przynajmniej kilka kolejnych sezonów, nie powinni być sprowadzani piłkarze starsi niż 30 lat, gdyż za 2-3 lata nie będą oni już stanowić trzonu Wielkiej Legii. Ważna jest też realna ocena możliwości finansowych klubu, i to nie tylko pod względem kosztów transferów, ale przede wszystkim kosztów kontraktów – żaden klub w polskiej lidze nie jest w stanie płacowo dorównać czołówce ligi austriackiej, średniakom ligi holenderskiej czy nawet drugoligowcom angielskim, niemieckim czy hiszpańskim, co dobitnie pokazała rejterada Tomasza Frankowskiego z Wisły Kraków do przeciętnego klubu z zaplecza hiszpańskiej Primera Division.
Z tyłu było dobrze, ale...
Budowę klasowej drużyny zaczyna się z reguły od bramkarza i obrony. Legia ma to szczęście, że na pozycji golkipera gra w niej najlepszy i najbardziej utalentowany bramkarz Orange Ekstraklasy. Jedynym zmartwieniem dotyczącym obsady tej pozycji może być w perspektywie najbliższych kilku lat zatrzymanie Łukasza Fabiańskiego w Polsce. Jego zmiennik, Jan Mucha również prezentuje się solidnie, więc żadnych transferów na ta pozycję spodziewać się nie należy – i nie miałyby one większego sensu. Prasa pisze co prawda niekiedy o zainteresowaniu Legii Radosławem Cierzniakiem, jednak tremer Krzysztof Dowhań nie ma o nim najlepszego zdania, a Wdowczyk wypowiedział się jasno: „Nie ma tematu”. Warto natomiast obserwować młodziutkiego Przemysława Tytonia z Górnika Łęczna, który bardzo szybko się rozwija i posiada już pewne doświadczenie ligowe.
Na prawej obronie rządzi Wojciech Szala niekiedy zastępowany przez Grzegorza Bronowickiego. Poza Marcinem Baszczyńskim z Wisły, którego Legia nie jest w stanie kupić (a Wisła najprawdopodobniej nie będzie potrafiła u siebie zatrzymać), żaden prawy obrońca w polskiej lidze z Szalą od dłuższego czasu równać się nie może. Jedynym argumentem dla poszukiwania prawego obrońcy może być w dalszej perspektywie wiek Szali – w tym roku skończył trzydziestkę i za 2-3 lata warto by mieć dla niego następcę, którego być może już teraz należy zacząć wprowadzać do zespołu. Warto więc zwrócić uwagę na Marcina Wasilewskiego z Amiki?.
Innym pomysłem jest sprowadzenie z powrotem do Warszawy Marcina Kusia, którego nie będzie już chciało w przyszłym sezonie Queens Park Rangers, niemniej na dziś pozycja ta wzmocnień nie wymaga. Na środku obrony „Dwie Wieże” były praktycznie nie do zastąpienia, ale Ouattara opuścił klub i konieczne jest znalezienie dla niego następcy. Gracza na tym poziomie można znaleźć wyłącznie za granicą i ponoć Marek Jóźwiak już go znalazł – media spekulują, że jest to Serb Milovan Skimić z Guingamp. Po wypożyczeniu Jakuba Rzeźniczaka warto też poszukać na tą pozycję przyzwoitych zmienników. Mogą to być np. Jose da Rosa Hernani z Korony czy Jarosław Bieniuk z Amiki. Innym, wciąż powracającym pomysłem jest zatrudnienie weterana reprezentacji narodowej Jacka Bąka. W zeszłym roku miał on już propozycję z Legii i ją odrzucił. Czy zmienił zdanie? „Nie wiem czy to jeszcze aktualne, bo od dawna nikt z Warszawy do mnie nie dzwonił” – mówi sam zainteresowany. Bąk ma swoje atuty - ogromne doświadczenie i duże umiejętności, ale są i minusy - dość zaawansowany wiek (33 lata) i duża podatność na kontuzje. Do tego ostatni sezon grał w półamatorskich rozgrywkach dla oldbojów jakimi są niewątpliwie mecze ligi katarskiej. Choć jego zatrudnienie kłóciłoby się z budową „drużyny na lata”, to niewątpliwie nad rocznym lub dwuletnim kontraktem warto by się poważnie zastanowić. Dużo zapewne będzie zależeć od formy jaką pokaże na mundialu, a także od wymagań finansowych samego piłkarza.
Natomiast na lewej obronie gra w Legii Edson Luiz da Silva i nikt o zdrowych zmysłach nie zamierza szukać dla niego następcy. W polskiej lidze ciężko jest nawet znaleźć gracza na poziomie jego zmiennika, Tomasza Kiełbowicza, stąd szukanie na tą pozycję wzmocnień nie ma większego sensu. Najbardziej obiecującym lewym obrońcą wydaje się być Błażej Telichowski z Lecha, ale daleko mu umiejętnościami do piłkarzy grających obecnie w drużynie mistrza Polski. Warto też obserwować debiutującego niedawno w reprezentacji Seweryna Gancarczyka z Metalista Charków, poza zasięgiem Legii jest natomiast inny kadrowicz Michał Żewłakow, który wybrał Olympiakos Pireus. Podsumowując – warto rozglądać się za bocznymi obrońcami, ale w obecnej chwili chyba nie ma sensu kupować żadnego piłkarza.
W środku są dziury
Na lewej pomocy gra Roger Guerreiro, jeden z najlepszych transferów ostatnich lat w Legii i następcy dla niego szukać nie trzeba. Zwłaszcza, że lewych pomocników w Orange Ekstraklasie o przyzwoitych umiejętnościach po prostu nie ma. Warto natomiast szukać dla Rogera utalentowanego zmiennika – najlepszym wyborem byłby tu zapewne bardzo młody, ale już posiadający pewne doświadczenie Filip Burkhardt z Amiki, który wydaje się mieć przed sobą niezłą przyszłość (może grać również w środku pola, tak jak jego brat). Prawa pomoc jest natomiast jedną z większych luk w zespole Legii, którą koniecznie trzeba załatać w letnim okienku transferowym, by znaleźć konkurencję dla Sebastiana Szałachowskiego i Grzegorza Bronowickiego – pierwszy z nich częściej ostatnio grywał w ataku, drugi jest raczej ofensywnym prawym obrońcą. Do Legii nie trafi raczej Wojciech Łobodziński z Zagłębia Lubin, gdyż jego klub odrzucił ofertę z Łazienkowskiej. Zamiast niego możnaby zastanowić się nad Marcinem Kikutem z Amiko-Lecha lub Grzegorzem Boninem z Korony. Niewątpliwie najlepszym rozwiązaniem byłoby kupienie z Wisły Kraków Jakuba Błaszczykowskiego, lecz jest to nierealne. A pomyśleć, że kiedyś Jacek Magiera przywiózł Błaszczykowskiego do Warszawy, ale nikt go tu nie chciał. Pozostaje poszukiwanie nowego, tym razem "prawonożnego Rogera" w Europie Zachodniej lub Ameryce Południowej.
Defensywnym pomocnikiem w Legii jest jej kapitan Łukasz Surma, dla którego następcy w Polsce znaleźć nie sposób – prawie wszyscy wyróżniający się w polskiej lidze gracze na tej pozycji przekroczyli już trzydziestkę i albo powoli obniżają loty (jak Mauro Cantoro) albo starają się wyjechać na Zachód (jak Radosław Sobolewski). Pozostają jeszcze Piotr Giza z Cracovii lub Przemysław Kaźmierczak z Pogoni, jednak nie przewyższają oni umiejętnościami nawet Veselina Djokovica siedzącego w Legii na ławce rezerwowych. Jeśli ta pozycja ma być wzmocniona – a nie jest to potrzeba szczególnie pilna – trzeba szukać piłkarzy poza Polską.
Inaczej jest z ofensywnym pomocnikiem – tu przydałby się bardzo ktoś, kto będzie stanowił poważną konkurencję dla Marcina Burkhardta, który ma problemy z wytrzymałością i grą kontaktową. W Polsce jedynym takim graczem jest Maciej Iwański z Zagłębia Lubin, jednak kto wie, czy nie lepszym pomysłem byłoby zakupienie Sebastiana Mili, który nie mieści się w składzie Austrii Wiedeń. Mila kosztowałby zapewne niemało, kontrakt też nie należałby do niskich, ale jest to mimo wszystko gracz w zasięgu możliwości finansowych Legii, a o tym, że umiejętności posiada duże, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.
Z przodu jest nędza
„Klon Stanko Svitlicy pilnie poszukiwany” – takie ogłoszenie powinno zawisnąć na bramie przy ulicy Łazienkowskiej. Legia nie ma snajpera, napastnicy nie wypracowują sami sytuacji podbramkowych, nie potrafią ich też wykorzystywać, gdy stworzy im je ktoś inny, a bramki strzelają obrońcy i pomocnicy. Dawid Janczyk, nękany wiosną przez problemy zdrowotne wraz z Piotrem Włodarczykiem nie przestraszą żadnego, nawet przeciętnego klubu europejskiego, stąd znalezienie dwóch klasowych napastników jest absolutną koniecznością. Nie ma sensu liczyć na to, że lukę w ataku wypełni wracający z wypożyczenia Maciej Korzym (o innych wypożyczonych piłkarzach nie warto nawet wspominać) – wystarczyło obserwować jego osiągnięcia w Wodzisławiu, by stwierdzić, że jeszcze sporo mu do gry w Legii brakuje. Konieczne jest wydanie pieniędzy i to dużych pieniędzy na snajperów z prawdziwego zdarzenia. Numerem jeden na liście powinien być oczywiście Ireneusz Jeleń z Wisły Płock, będący absolutnie w zasięgu możliwości finansowych Legii. Jedynym problemem jest sam Jeleń, który zapowiada, że w polskiej lidze grać już nie chce. „Wiem, że Legia i Wisła chciały mnie kupić, ale tam nie pójdę. Albo wyjadę za granicę, albo zostanę w Płocku.” – mówił ostatnio płocki snajper. Powinien się jednak poważnie zastanowić, czy druga Bundesliga, skąd podobno ma on oferty zatrudnienia jest bardziej przyszłościowa od mistrza Polski.
Z innych snajperów Orange Ekstraklasy coraz głośniej mówi się o przejściu na Łazienkowską Radosława Matusiaka, ale to tylko "fakty prasowe" nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
Pozostali snajperzy polskiej ligi właśnie przekraczają trzydziestkę i myśląc długofalowo na Piechnę i Chałbińskiego raczej szkoda pieniędzy. Może więc poszukać Polaków za granicą? Najlepszym pomysłem byłoby ściągnięcie z powrotem Marka Saganowskiego, który w Vitorii Guimaraes spadł właśnie do drugiej ligi. „Sagan” mówił ostatnio na temat swojego powrotu do Legii: „Klub może zagra w Lidze Mistrzów i byłaby szansa się pokazać. Poza tym Legii się nie odmawia, przynajmniej ja na pewno bym tego nie zrobił.” Zapewne (niestety dla Legii) pozostanie jednak na Zachodzie – zainteresowanych jest nim kilka klubów z czołówki ligi portugalskiej, a i na Wyspach Brytyjskich bez problemu znalazłby pracę. Ostatnio powiedział: „Marzy mi się liga angielska. Na pewno nie będę chciał wrócić do Polski”, więc w Warszawie go raczej jednak nie zobaczymy. Inny kandydat, Łukasz Sosin trafia w Apollonie do siatki z niezwykłą częstotliwością, tyle, że europejskie puchary to nie półamatorska liga cypryjska, poza tym on sam ma już 29 lat. Artur Wichniarek jest w takiej formie, że ławka rezerwowych w Legii byłaby dla niego za krótka. Ostatnio miłością do stołecznego klubu zapałał wywalony najpierw z Panathinaikosu, a ostatnio z Portsmouth Emmanuel Olisadebe, który sam chyba już nie pamięta, kiedy zagrał swój ostatni mecz na choćby przyzwoitym poziomie. „Jestem otwarty na propozycję ze strony Legii. Legia to bardzo dobry zespół i odpowiednie miejsce do kontynuowania kariery” – oznajmił niedawno „Oli”. Cóż, atmosfera w zespole jest dobra i szkoda by ją psuć, a doktor Machowski i bez wiecznie kontuzjowanego Nigeryjczyka z polskim paszportem ma dostatecznie dużo pracy. Przegląd napastników polskich za granicą wygląda więc jeszcze gorzej niż w kraju i trzeba koniecznie wynaleźć jakiegoś obcokrajowca (cała nadzieja w Jóźwiaku i Piekarskim), który będzie perspektywicznym snajperem z prawdziwego zdarzenia o europejskich umiejętnościach. Prasa informuje już o tym, że Marek Jóźwiak zamierza ściągnąć Francuza Davida Suareza z Guingamp. Z kolei „Piekario” ma swoją opinię o potrzebach Legii: „Pokusiłbym się o sprowadzenie kogoś pokroju Govou czy Maloudy”. Pomarzyć dobra rzecz, ale zestaw Jeleń plus jeszcze jeden napastnik wysokiej klasy z zagranicy oraz jeden z młodych utalentowanych graczy (ze szczególnym wskazaniem na Oziemczuka) wydaje się w zasięgu możliwości Legii.
Reasumując: Legię czekają poważne wydatki, jeśli chce ona liczyć się w europejskich pucharach, a zwłaszcza awansować do Ligi Mistrzów. Co najmniej dwóch klasowych napastników, jeden prawy i jeden środkowy pomocnik i jeden lub dwóch stoperów to absolutna konieczność, warto byłoby też ściągnąć jednego zmiennika na lewą pomoc oraz trzeciego napastnika. Razem daje to ośmiu piłkarzy, z których pięciu będzie zapewne kosztować duże pieniądze, należy też zapewnić im odpowiednio wysokie kontrakty. Pozostali to młodzi, przyszłościowi gracze, z których przy „dobrym prowadzeniu” powinny wyrosnąć podpory przyszłej Legii. Należy też przy zakupach pamiętać o obowiązującym w rozgrywkach UEFA limitach graczy spoza Unii Europejskiej, zwłaszcza że Wdowczyk kilkakrotnie już mówił, że poza Łobodzińskim interesują go wyłącznie gracze spoza Polski. W rękach właścicieli i zarządu klubu jest więc znalezienie na nich odpowiednich środków finansowych, a w głowie Dariusza Wdowczyka oraz jego sztabu wyszukanie właściwych piłkarzy i wynegocjowanie odpowiednich cen i kontraktów. Nie tylko po to, by nie powtórzył się zeszłoroczny Zurych, ale przede wszystkim po to, by znów na Łazienkowskiej były takie emocje, jak w meczach z Rosenborgiem czy Blackburn jedenaście lat temu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.