Domyślne zdjęcie Legia.Net

Z kart historii Legii - 1989 r. finał Pucharu Polski

Redakcja

Źródło: Legia.Net

03.10.2009 12:58

(akt. 17.12.2018 02:57)

Dziś Legia zagra z Jagiellonią. W historii spotkań z drużyną z Białegostoku najpiękniejszym meczem był finał Pucharu Polski z 1989 roku. W całym sezonie legioniści zagrali poniżej oczekiwań kibiców. Pomimo bardzo silnego składu na koniec rozgrywek uplasowali się na czwartym miejscu w tabeli. Na pocieszenie przed legionistami stanęła szansa wywalczenia Pucharu Polski. Po pokonaniu we wcześniejszych fazach rozgrywek GKS-u Katowice, Górnika Zabrze, ŁKS-u Łódź i Stali Rzeszów w finale Legia spotkała się z Jagiellonią Białystok.
Rywal Legii występował w najwyższej klasie rozgrywkowej od dwóch sezonów. Drużyna wprowadzona do ekstraklasy przez Janusza Wójcika (który w sezonie 1988/89 był już selekcjonerem kadry olimpijskiej) zajęła, zarówno rok wcześniej jak i w sezonie 88/89 ósme miejsce w tabeli. Kilka tygodni wcześniej w meczu ligowym Jagiellonia na własnym stadionie zremisowała z Legią 1:1. Zdecydowanego faworyta meczu więc nie było. Mecz finałowy odbył się w Olsztynie, który po raz pierwszy gościł finalistów Pucharu Polski. Dodatkowo miasto to nie miało w tamtym okresie swojego przedstawiciela w I-lidze (obecnej Ekstraklasie), a więc było to wielkie święto dla mieszkańców, a w szczególności dla wszystkich kibiców piłki nożnej. Mecz ten uznany został przez wielu fachowców jako najlepszy mecz finałowy w całej historii tych rozgrywek. 1:0 dla Legii Pierwsza bramka dla Legii padła po stałym fragmencie gry już w 7. minucie spotkania. Dariusz Wdowczyk wykonywał rzut wolny 5 metrów od narożnika pola karnego, Dośrodkował piłkę na pole karne gdzie doszedł do niej Roman Kosecki i z woleja lewą nogą posłał ją w prawy róg bramki. Po chwili wspaniałą okazję do wyrównania miała Jagiellonia. Po wspaniałej kontrze lewą stroną boiska pod pole karne przedarł się Dariusz Czykier dośrodkował na piąty metr gdzie już stał niepilnowany jeden z napastników Jagiellonii – Michalewicz. Czykier precyzyjnie dośrodkował na jego głowę, ale na szczęście dla Legii piłka powędrowała kilka centymetrów nad bramką. Legia bardzo szybko zdała sobie sprawę, że rywal nie przypadkowo znalazł się w finale i prowadzenie 1:0 może okazać się niewystarczające do wygranej. Zawodnicy zaczęli, więc uważniej konstruować akcje. Druga bramka dla Legii Po chwili prowadzili już 2:0 po ewidentnym błędzie bramkarza Jagielloni - Sowińskiego. Piłka po kilku podaniach w środkowej części boiska została zagrana na lewe skrzydło na dobieg do Iwanickiego, który po przyjęciu jej minął zwodem jednego z obrońców i strzelił na bramkę. Piłka skozłowała jeszcze na piątym metrze, bramkarz nie zdołał jej złapać i tylko wybił przed siebie gdzie już czekał na nią Dariusz Dziekanowski, który dobił ją do bramki. Duży błąd zarówno bramkarza, ale i obrońców, którzy zupełnie nie upilnowali Dziekanowskiego. Trzecia bramka Po prostopadłym podaniu Pisza przed polem karnym do piłki doszedł Iwanicki minął zwodem obrońcę Jagiellonii i z linii pola karnego oddał strzał na bramkę trafiając jednak wprost w wysuniętego na siódmym metrze bramkarza. Golkiper jednak sparował piłkę wprost pod nogi Koseckiego. a ten strzałem z pierwszej piłki nie miał kłopotów ze zdobyciem gola uderzając do pustej bramki. Po trzydziestu minutach 3:0 w tym momencie na sektorze Legii zaczęło się święto i już chyba nikt nie wierzył, że Legii może się w tym meczu stać coś złego. Kibice Jagiellonii na chwile zamilkli. Jagiellonia walczy nadal W 31. minucie gry Jagiellonia wykonywała rzut wolny. Piłka dośrodkowana w pole karne znalazła się na głowie Leszczyka, który technicznym strzałem kierując piłkę nad zaskoczonym Robakiewiczem zdobył pierwszą bramkę dla Jagiellonii. Kibice Jagiellonii znów się ożywili i uwierzyli, że straty można odrobić.Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa spotkania. Iwanicki show Po zmianie stron w 53. minucie spotkania znowu dał o sobie znać Iwanicki, który najpierw odegrał piłkę do Koseckiego, który poszedł pod pole karne, zakręcił obrońcami Jagiellonii, ściągnął ich uwagę na siebie - po czym odegrał przed pole karne do wchodzącego Iwanickiego, a ten huknął z pierwszej piłki nie do obrony w samo okienko. 4:1 i znowu nadzieje Jagiellonii na wyrównanie stanu rywalizacji oddaliły się. Po chwili zrobiło się jednak 4:2 i znowu przy bramce miał swój udział Leszczyk, który pięknie podał do Romaniuka, a ten popędził skrzydłem pod pole karne, dośrodkował przed bramkę do Michalewicza, który uderzył piłkę głową. Ta jednak trafiła w poprzeczkę i wylądowała na szóstym metrze gdzie czekał już na nią Bajer. Płaskim strzałem w prawy róg bramki pokonał Robakiewicza. 4:2 i nadzieje Jagiellonii odżywają. Trener decyduje się na wprowadzenie do gry aż dwóch nowych zawodników. Przy wyniku 4:2 na 20 minut przed końcem większość drużyn, które przegrywa i to w dodatku 4:2 czeka już tylko na końcowy gwizdek. To było jednak w tym meczu najpiękniejsze, że zawodnicy Jagiellonii jakby nie zwracali uwagi na to, że tracą gole i cały czas grali ofensywną ładną dla oka piłkę. Może gdyby postępowali tak od początku nie przegrywaliby po 30 minutach 0:3 i mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Jednak te pierwsze pół godziny zapewniło zwycięstwo Legii. To, co najbardziej zachwyciło obserwatorów tego meczu to nie ilość bramek w dodatku bardzo pięknych, ale postawa Jagiellonii. Przegrywając zarówno 0:3, a potem 1:4 cały czas atakowali bramkę Legii. Po zdobyciu drugiego gola przez kilka kolejnych minut Legia zamknięta była we własnym polu karnym. Piłka raz po raz leciała na bramkę Robakiewicza. W tym okresie gry Jagiellonia stworzyła więcej dogodnych sytuacji niż przez całe spotkanie. Na szczęście na posterunku albo stali obrońcy albo Robakiewicza albo... poprzeczka bramki. Niewykorzystane sytuacje jednak się mszczą. To stare piłkarskie przysłowie urzeczywistniło się w 79. minucie spotkania. Po kontrze Legii piłkę po długim podaniu przed polem karnym przejmuje Karaś, podaje do Dziekanowskiego, ten wchodzi w pole karne i w sytuacji sam na sam z bramkarzem kieruje piłkę do bramki 5:2 i już wszystko jasne. Kazimierz Górski zachwycony spotkaniem Obecny na tym meczu ś.p. Kazimierz Górski skomentował dla TVP to spotkanie w następujący sposób: - Patrząc na ten mecz trzeba jedno stwierdzić. To było widowisko. Siedem bramek, ładnych bramek, mnóstwo różnych sytuacji. Chcę pochwalić przegrywającą drużynę, która pomimo tego, że przegrywała cały czas grała ambitnie i walczyła do końca. Włożyła bardzo dużo wysiłku, grała ofiarnie i ambitnie. To trzeba zaliczyć na plus, jednak szereg błędów w bloku obronnym zadecydował o przegranej (...) Legia miała w grze bardzo dobre momenty, ale i chwile zwolnienia gry. Kiedy do głosu dochodziła Jagiellonia, stwarzała sytuacje, ale nie uwidoczniła tej przewagi bramkami (...) Cieszy mnie to, że mecz obfitował w piękne akcje i siedem bramek. Piękny finał Szybka i skuteczna gra Legii w pierwszym kwadransie spotkania ustawiła cały mecz. Legia grała w tym meczu bardzo agresywne i bardzo ofensywnie. Zupełnie inaczej niż przez cały sezon. Po meczu wszyscy twierdzili, że gdyby Legia tak grała przez cały sezon nie było by na nią mocnych w lidze. Szybkie widowisko, siedem bramek, gra do końca i 20 000 kibiców na stadionie, czego można chcieć więcej?.... jak największej ilości takich spotkań. SKŁADY Legia: Zbigniew Robakiewicz - Juliusz Kruszankin, Krzysztof Budka, Zbigniew Kaczmarek, Dariusz Wdowczyk - Jacek Bąk (71', Andrzej Łatka), Leszek Pisz (81' Marek Jóźwiak), Jan Karaś, Krzysztof Iwanicki - Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki Jagiellonia: Mirosław Sowiński - Jarosław Bartnowski, Mariusz Lisowski, Andrzej Ambrożej, Antoni Cylwik - Wiesław Romaniuk (67' Janusz Szugzda), Dariusz Czykier, Dariusz Bayer, Jerzy Leszczyk - Jacek Bayer, Jarosław Michalewicz (67' Cezary Kulesza)

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.