Z obozu rywala - Lech Poznań

Redaktor Patryk Tylak

Patryk Tylak

Źródło: Legia.Net

24.04.2019 08:50

(akt. 24.04.2019 08:49)

Mecze Legii z Lechem Poznań zawsze elektryzują piłkarską Polskę, często toczą się o najwyższą stawkę, a kibice obu drużyn nakręcają się na konfrontację pomiędzy zwaśnionymi drużynami. Tym razem będzie inaczej, a to ze względu na nastroje panujące w obozie najbliższego przeciwnika Legii. „Kolejorz” to, na ten moment, najgorsza drużyna w grupie mistrzowskiej, w dodatku władze poznańskiego klubu już ogłosiły, że po sezonie rozstaną się z połową kadry. Skutkiem marnych wyników Lecha może być kiepska frekwencja na stadionie podczas meczu, który w normalnych okolicznościach nazwany byłby hitem kolejki.

Lech w bieżący sezon wchodził z ponurymi nastrojami, mając w pamięci przegraną na własne życzenie walkę o mistrzostwo w poprzednich rozgrywkach. Jednocześnie w kibicach „Kolejorza” tkwiła nadzieja na „lepsze jutro”, ponieważ stery w ich ukochanym klubie przejął Ivan Djurdjević, niegdyś piłkarz poznaniaków, a później trener drużyny rezerw. Serb miał sprawić, że poznańska drużyna będzie bardziej waleczna, a sam otrzymał spore zaufanie od zarządu. Przynajmniej tak zapowiadał na jednej z konferencji wiceprezes zarządu, Piotr Rutkowski. Zaufania do trenera, znającego poznański klub od podszewki, starczyło na kilka miesięcy. Kiepska gra czy nie do końca udane eksperymenty z przejściem na system 3-5-2 sprawiły, że jeszcze podczas rundy jesiennej klubowe władze postanowiły oddelegować Djurdjevicia od pracy z pierwszym zespołem.

Eksperymenty z trenerem, dla którego była to dopiero pierwsza praca na tym poziomie rozgrywkowym, nie wyszły, więc następnie władze Lecha postawiły na doświadczoną personę. W listopadzie nowym szkoleniowcem poznaniaków ogłoszono Adama Nawałkę, którego jeszcze przed sezonem łączono z Legią. Zatrudnienie byłego selekcjonera reprezentacji Polski było ruchem interesującym, ale i bardzo ryzykownym, zważywszy na fakt, że Nawałka do Poznania przyjechał z pozostałymi członkami swojego kosztownego sztabu. Jednakże po wielu niepowodzeniach, w Lechu liczono, że zatrudnienie trenera o wysokiej, jak na polskie warunki, reputacji, przyniesie wiele korzyści.

Po czasie możemy stwierdzić, że jedyne, co przyniósł Nawałka wraz ze swoim sztabem, to straty finansowe związane z przedwczesnym rozwiązaniem kontraktu ze szkoleniowcem. Były selekcjoner nie poradził sobie z poznańskim zespołem, w jego kilkumiesięcznej pracy w stolicy Wielkopolski trudno znaleźć nawet moment, kiedy można było przewidywać, że jeszcze trochę i dowodzona przez niego drużyna zacznie grać na miarę oczekiwań. Znany z przesadnej perfekcji trener prowadził drużynę „Kolejorza” w jedenastu spotkaniach. W tym czasie, poznańska drużyna zwyciężyła pięć razy, tyle samo przegrała, a raz zremisowała. Bilans może i nie byłby taki zły, jeśli mówilibyśmy o zespole walczącym o utrzymaniem. A jak wiemy, Lech ma jednak trochę większe ambicje, z którymi jednak nie poradził sobie doświadczony szkoleniowiec. Z ostatnim dniem marca, po zremisowanej bezbramkowo wyjazdowej konfrontacji z Koroną Kielce, jego misja w Poznaniu dobiegła końca, a w roli tymczasowego trenera, mającego sprawować pieczę nad zespołem do finiszu rozgrywek, zatrudniono ponownie Dariusza Żurawia.

Władze Lecha doszły do wniosku, że skoro Lechowi nie pomógł i trener znający tamtejsze realia, dopiero rozpoczynający swoją przygodę z futbolem na tym poziomie (Djurdjević), a także doświadczony szkoleniowiec (Nawałka), to być może jest coś nie tak z piłkarzami. Dlatego jeszcze przed startem rundy finałowej ogłoszono, że Lech po sezonie pożegna się z piłkarzami, którym kończą się kontakty lub wypożyczenia. Są nimi: Łukasz Trałka, Jasmin Burić, Matus Putnocky, Maciej Gajos, Nikola Vujadinović, Marcin Wasielewski, Vernon De Marco, Rafał Janicki i Dimitris Goutas. Wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu otrzyma natomiast Mihai Radut, możliwe jest także odejście Roberta Gumnego i Christiana Gytkjaera, należących do tej części zawodników, do których większych pretensji o grę akurat mieć nie można. Dodatkowo, trener Żuraw ogłosił, że „trzeba ten sezon jakoś dograć do końca”. Biorąc pod uwagę, że przed rozpoczęciem rundy finałowej Lech do czwartego miejsca, mogącego dać europejskie puchary, tracił tylko pięć punktów, wypowiedź szkoleniowca była niefortunna. Później oczywiście Żuraw próbował swoje słowa prostować, ale mimo wszystko, niesmak pozostał.

Jeśli chodzi zaś o postawę swojego zespołu, Żuraw na razie też nie ma za bardzo czym się pochwalić. Owszem, chwilę po objęciu posady po sterach Nawałki, zadziałał efekt „nowej miotły”, i drużyna prowadzona przez byłego obrońcę m. in. Hannoveru 96 wygrała z Pogonią Szczecin 3:2 w ramach 28. kolejki ekstraklasy. W następnych trzech spotkaniach „Kolejorz” nie zdołał już jednak zwyciężyć, przegrywając 0:1 z Lechią Gdańsk, 0:2 z Jagiellonią Białystok i remisując ostatnio z białostoczanami 3:3 w ramach pierwszej kolejki rundy finałowej. Czyli nie dość, że ekipa prowadzona przez Żurawia zdołała wygrać tylko jedno starcie na cztery możliwe, to nie zachowała jeszcze ani razu czystego konta, tracąc w tym czasie aż osiem bramek. – Z każdym treningiem i każdym meczem będzie to wyglądało lepiej. Musimy być bardziej konsekwentni w defensywie i popełniać mniej błędów. Wiele rzeczy siedzi w głowie, a jedna stracona bramka powoduje nerwowość. Nie jesteśmy tak stabilni, żeby spokojnie do tego podchodzić. – mówił na konferencji przedmeczowej, świadomy błędów w obronie, trener poznaniaków. Pod względem straconych goli, gorszymi drużynami od Lecha w grupie mistrzowskiej są tylko Jagiellonia i Pogoń.

Trzeba jednak oddać poznaniakom, że w ostatnich meczach przeciwko „Jadze” nie mieli szczęścia. W przegranej 0:2 konfrontacji pierwszego gola stracili po rzucie karnym, rywal z Białegostoku ukąsił z „wapna” lechitów dwukrotnie także podczas ostatniego, rozgrywanego w Wielką Sobotę, starcia. Wtedy to drużyna prowadzona przez Żurawia prowadziła już 2:0 z Jagiellonią po golach Vujadinovicia i Joao Amarala, ale jeszcze przed przerwą Jesus Imaz wykorzystał rzut karny, a w 64. minucie poznaniacy przegrywali już 2:3, po golach Andreja Kadleca i ponownej bramce Imaza z jedenastu metrów. Dopiero kwadrans przed końcem spotkania Timur Żamaletdinow zaliczył trafienie na 3:3. 

Wypożyczony z CSKA Moskwa Żamaletdinow, który uratował poznaniakom remis, we wspomnianej konfrontacji zameldował się na placu gry wchodząc z ławki rezerwowych, ale w środowym meczu należy spodziewać się Rosjanina na murawie od pierwszej minuty. Najlepszy strzelec zespołu, Gytkjaer, wciąż nie może być brany pod uwagę przy ustalaniu składu ze względu na kontuzję. – Przy nieobecności Gytkjaera, Żamaletdinow jest pierwszym wyborem w ataku i będzie miał szansę na to, żeby pokazać, że jest dobrym zawodnikiem. – mówił na konferencji szkoleniowiec Lecha. Duńczyk nie jest jedynym zawodnikiem z kadry „Kolejorza”, który nie zagra w starciu z Legią. Przymusową przerwę od gry, z powodu urazu, ma także Darko Jevtić, a zawieszony za nadmiar żółtych kartek jest Trałka. Ponadto, do gry wciąż nie jest gotowy Juliusz Letniowski, który w lutym doznał kontuzji i nie zdołał jeszcze zadebiutować w barwach „Kolejorza”.

Odkąd Żuraw objął zespół, w obronie cały czas decyduje się na wariant z Gumnym na prawej stronie, Vujadinoviciem i Thomasem Rognem na środku oraz Wołodymyrem Kostewyczem po lewej. Na bramce powinniśmy zobaczyć Buricia, chociaż w pierwszym starciu przeciwko „Jadze”, Żuraw zdecydował się na Putnockiego. Tak jak wspominał szkoleniowiec na konferencji, przeciwko Legii w ataku zobaczymy Żamaletdinowa, a największą niewiadomą pozostaje zestawienie środka pola. Na jednym ze skrzydeł operować zapewne będzie dynamiczny Kamil Jóźwiak, a na drugim Żuraw ma do wyboru Macieja Makuszewskiego albo Tymoteusza Klupsia. Pierwszy z wymienionych, z dala jest od swojej formy, którą pokazywał jeszcze, gdy był powoływany na zgrupowania reprezentacji. Patrząc na ostatnie mecze, pewniakiem do gry wydaje się także Pedro Tiba, a zagwozdką pozostaje fakt, kto zaprezentuje się obok niego. Jeśli Żuraw zdecyduje się na doświadczenie, zapewne ujrzymy Gajosa. Trener poznaniaków może postawić także na młodość, awizując do gry Mateusza Skrzypczaka, dla którego wejście na boisko w doliczonym czasie gry meczu z „Jagą” było debiutem w ekstraklasie. Zawodnikiem podwieszonym za napastnikiem może być natomiast Amaral, występujący przeciwko białostoczanom „na szpicy” (zanim na murawie pojawił się Żamaletdinow), albo Filip Marchwiński, który ma już na swoim koncie trafienie w najwyższej lidze, jeszcze za kadencji Nawałki.

Niezależnie jednak od tego, na kogo postawi Żuraw w środowym starciu, należy spodziewać się woli walki poznaniaków. Lechici pokazali już niejednokrotnie, że na mecze z Legią potrafią się sprężyć, niezależnie od ostatniej formy i pozycji w tabeli. – Spodziewam się dobrego i otwartego meczu. Mam nadzieję, że z pozytywnym zakończeniem dla nas. Warszawiacy mają duży potencjał w ofensywie i kluczem do zwycięstwa będzie nasza dobra gra w defensywie. Jeżeli ustrzeżemy się błędów to na pewno mamy szansę na osiągnięcie dobrego wyniku. – zapowiadał na przedmeczowej konferencji Żuraw. W porównaniu do ostatnich meczów z „Wojskowymi”, poznaniacy nie powinni spodziewać się wielkiego wsparcia ze strony swoich kibiców. Bilety na środowe spotkanie rozchodzą się w powolnym tempie, możliwe nawet, że będziemy świadkami najniższej frekwencji podczas meczu Lech – Legia w XXI wieku. Do tej pory, najniższym wynikiem było ok. 13 500 widzów na arenie w Poznaniu w 2010 roku. Kto wie, czy w środę poznańscy kibice nie pobijają tego niechlubnego rekordu.

Mecz Lech – Legia rozpocznie się w środę, 24 kwietnia, o godzinie 20:30. Sędzia spotkania będzie Jarosław Przybył. Relacja tradycyjnie na łamach Legia.Net!

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.