Domyślne zdjęcie Legia.Net

Zaraz po Ronaldinho

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

09.11.2006 13:03

(akt. 24.12.2018 12:15)

Lubi zaskoczyć żonę przyrządzeniem jakiegoś wymyślnego dania. Życie nauczyło go pracy i pokory. Na boisku daje z siebie wszystko, ale poza nim jest spokojnym człowiekiem. - Nie myślę o tym, co będzie za miesiąc. Żyję tym, co jest teraz - mówi <b>Grzegorz Bronowicki</b>.
Ursynów. Tę dzielnicę Warszawy spokojnie można nazwać "legijną". Mieszkają tam prawie wszyscy piłkarze zespołu mistrza Polski. Bronowicki nie jest wyjątkiem. - Rzeczywiście. W tej samej klatce mieszkają Dickson Choto i Herbert Dick. W innej Tomek Kiełbowicz i kierownik Ireneusz Zawadzki. W bloku naprzeciwko Aco Vuković i Janek Mucha. Na brak znajomych twarzy podczas spaceru nie mogę więc narzekać - uśmiecha się lewy obrońca reprezentacji Polski. Na słodko Życie każdego dorosłego człowieka, który dochował się już potomstwa, jest podporządkowane dzieciom i według ich zajęć trzeba sobie planować dzień. Ten dla popularnego "Bronka" rozpoczyna się o 7 rano. - W zdecydowanej większości przypadków to ja budzę Rafała. Ma 6 lat, od początku września poszedł do zerówki. Oczywiście czasem się zdarzy, że to on pierwszy wstanie. Jednak żadnych niekonwencjonalnych metod budzenia rodziców nie stosuje. Nie skacze nam po głowach - przyznaje Bronowicki. - Mieliśmy ogromne problemy, żeby znależć mu przedszkole w okolicy. Kiedy przeprowadziliśmy się do Warszawy, nawet nie podejrzewaliśmy, że tak może być. Dopiero po rozmowie z dyrektorem udało się to załatwić - dodaje. Pobudka, wizyta w łazience i cała rodzina zasiada do śniadania. Nasz bohater bez ogródek przyznaje, że właśnie rano przyjmuje największą ilość kalorii. - Uwielbiam słodkie śniadanka. Zawsze jest biały ser z przeróżnymi dżemami. Na to wszystko jeszcze polewy, szczególnie malinowa. I do tego obowiązkowo ciasteczko. Wyjątek robię tylko przed meczami. Wtedy na stole dominują jajka na twardo - opowiada. Najpierw do zerówki.... Punktualnie o 8 wraz z synem wyrusza spod bloku do przedszkola. Piłkarz parkuje samochód nieopodal kiosku z prasą. Tam sympatyczny sprzedawca na jego widok sięga pod ladę i wyjmuje "Przegląd Sportowy". - To jedyna gazeta, jaką czytam. I wcale nie jest to z mojej strony żadna kurtuazja. Tak było i jest przez całe moje piłkarskie życie -mówi. ... potem na Łazienkowską Zostawia Rafała w przedszkolu, szybko wraca do domu, czyta nie tylko to, co o nim napisano i wyrusza na trening. - Czasem oceniacie mnie za nisko, czasem za wysoko. Ja sam bardzo krytycznie podchodzę do swojej postawy na boisku. Jednak każda pochwała i krytyka w równym stopniu mobilizują mnie do pracy - przyznaje. Trener Dariusz Wdowczyk przeważnie wyznacza treningi na godzinę 11. Zawodnicy muszą stawić się na stadionie trzy kwadranse wcześniej. - Zawsze jest trochę czasu, by porozmawiać, pośmiać się i oczywiście odpowiednio przygotować do zajęć, zadbać o sprzęt. W klubie mamy wszystko świetnie zorganizowane. Koszulki, spodenki, dresy zawsze wyprane i pachnące. Dbamy jedynie o buty piłkarskie, przynajmniej ja sam je pastuję. Dlaczego? Bo to moje buty, narzędzie pracy - opowiada Bronowicki. Z treningami jest różnie. Raz trwają godzinę, czasem ponad dwie. Po zakończeniu zawodnik nie jedzie do domu. Zostaje w klubie i udaje się na odnowę biologiczną. - Głównie polega to na masażach i saunie. Szczególnie lubię posiedzieć w saunie, spędzam tam nawet godzinę. Oczywiście nie w bardzo wysokiej temperaturze, ustawiam sobie narastającą - mówi. Bronowicki obiekty przy Łazienkowskiej opuszcza przeważnie około godziny 15. - Trochę to trwa, ale trzeba się odpowiednio przygotować - tłumaczy. Po zajęciach jest w końcu czas na życie prywatne. Bronowicki ma nieco ponad godzinę na zjedzenie obiadu i załatwienie prywatnych spraw. Stołuje się w restauracji na Torwarze, albo sam przygotowuje posiłki Tendencja do tycia - Lubię czasem zaskoczyć żonę jakimś wymyślnym daniem przyznaje. - Sam jem tylko potrawy gotowane. Smażonego absolutnie nie jadam. Takie przyzwyczajenie pozostało mi jeszcze z czasów gry w Górniku Łęczna. Nauczył mnie tego Bartek Jurkowski. I myślę, że wiele mi to pomogło - twierdzi. Taka dieta nie wynika z przyzwyczajeń Bronowickiego, a z jego tendencji do... tycia. - Nikt mi tego nie nakazuje, sam postanowiłem o siebie zadbać. Zaczęło się, kiedy do Łęcznej trafił trener Bogusław Kaczmarek. Codziennie musieliśmy stawać na wadze i z tego byliśmy rozliczani. Po kuracji trenera schudłem chyba ze siedem kilo. Od razu odbiło się to korzystnie na mojej wydolności i dynamice - przyznaje piłkarz. Granice popularności Jak zaznacza, popularność czasem mu pomaga, czasem męczy, a czasem nie ma znaczenia. Choćby w banku, gdzie właśnie stara się o kredyt, czy warsztacie samochodowym, gdzie przy wymianie opon mechanicy uszkodzili mu auto. Odkąd trafił do reprezentacji Polski i znakomicie zagrał w Chorzowie przeciwko Portugalii, stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny na ulicach. - Wcześniej, jak szedłem do jakiejś restauracji na kolację, to czasem ktoś spytał mnie o Legię. Ale to było sporadyczne. Teraz wszyscy gratulują, pytają o zdrowie. Mnie to nie przeszkadza, ale jak wszystko w życiu, i popularność musi mieć jakieś granice. Jeśli uznam, że kolejne wywiady, spotkania czy wizyty w mediach mogą mieć negatywny wpływ na moją koncentrację, grzecznie odmawiam - opowiada, wspominając przy tym bardzo zabawną historię. - Po spotkaniu z Portugalią nie zostawałem na Śląsku, tylko od razu udałem się w drogę powrotną do Warszawy. Postanowiłem zatrzymać się na stacji benzynowej, żeby kupić coś do picia. Podjechałem, zobaczyłem kilka autokarów z polskimi kibicami i zdębiałem. Pomyślałem, że mnie zaraz tam rozszarpią. Wszedłem do środka i nikt mnie nie rozpoznał. Kolejka była bardzo duża, więc poprosiłem osoby z jej początku, czy mogę kupić tylko colę i uciekam. Jeden się zgodził, inny mnie skrzyczał, ale nikt nie rozpoznał. Dzięki Bogu - śmieje się zawodnik warszawskiej Legii. Żona i seriale Póżne popołudnie i wieczór to czas dla najbliższych. W okolicach 16 odbiera synka z przedszkola. Jeśli jest ładna pogoda, wyjmuje z bagażnika piłkę i kopie wraz z Rafałem w pobliskim parku. - Rafał, kto jest lepszy, tata czy Ronaldinho? - pytamy Bronowickiego juniora. - Ronaldinho - odpowiada bez namysłu. - Ale tata jest zaraz za nim - dodaje. - Rafał jest zafascynowany piłką nożną. Wie dokładnie, kiedy i z kim gra Legia, zna wyniki naszych meczów, strzelców bramek, a Eurosport dominuje na domowym telewizorze. Dobrze, że mamy dwa - mówi tata. Reprezentant Polski dostrzega w swoim synu materiał na dobrego piłkarza. Zaznacza jednak, że nie zamierza wywierać na nim presji. Rafał niebawem rozpocznie treningi w szkółce piłkarskiej prowadzonej przez Łukasza Surmę. - Chcę, żeby zaczął od treningów na hali Zobaczymy, jak sobie będzie radził - przyznaje. Wieczorem rozpoczyna się czas poświęcony żonie Monice. Kolacji przeważnie nie spożywa ze względu na swoją tendencję do tycia. Za to towarzyszy małżonce w oglądaniu seriali. - Na początku mnie to zbytnio nie pociągało, ale teraz sam lubię popatrzeć. Chociaż powoli staje się to nudne. Jak nie mam ochoty, to włączam Playstation i rozgrywam kilka meczów. Problem w tym, że tam posadzili mnie na ławce. Muszę więc czasem wyrzucić Wojtka Szalę ze składu - zaznacza z uśmiechem. Doba w domu państwa Bronowickich kończy się jeszcze przed północą. Za długo nie można siedzieć, bo rano znowu trzeba wstać. Zawieżć syna do przedszkola, zjeść coś słodkiego i gonić na Łazienkowską...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.