Zatrzymano terrorystę z tortem
03.10.2008 15:34
O 6 rano w czwartek po 45-letniego <b>Wojciecha Brauna</b> przyjechały dwa policyjne radiowozy. Na komisariacie trzymano go przez siedem godzin skutego kajdankami. Policjanci pytali go m. in. o związki z terrorystami arabskimi. Wszystko dlatego, że doniósł na niego Leszek Miklas, w którego dwa dni wcześniej rzucił tortem z bitą śmietaną - informuje Niezalezna.pl. - Przyjechały do mnie dwa radiowozy z policjantami. Mieszkam kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, więc zdziwiła mnie w szczególności obecność radiowozu ze stolicy, drugi był miejscowy - mówi zatrzymany.
- Zawieźli mnie na warszawską komendę przy Wilczej. Zostałem tam skuty kajdankami, trzymano mnie w nich przez jakieś 7 godzin - relacjonuje.
- Na początku było takie przesłuchanie nieformalne, które odebrałem jako zachętę do kapowania, donoszenia. Wypytywali mnie o różne grupy kibiców Legii. Odpowiedziałem, że nic o tym nie wiem. Mam 45 lat, rodzinę, dzieci, jestem normalnym kibicem. Mocno zdziwiłem się, gdy zapytano mnie o kibiców Legii z... państw arabskich. Odpowiedziałem, że nigdy o takich nie słyszałem. Ale niczego nie można wykluczyć, skoro w Warszawie są kibice Realu Madryt, to może i ktoś w krajach arabskich kibicuje Legii. Z czasem zrozumiałem, że jestem przesłuchiwany jako ewentualny... terrorysta, a to w związku z obrzuceniem tortem pana prezesa Miklasa. Jak zrozumiałem, pytanie o arabskich terrorystów wynikało z tego, że krzyknąłem do niego 'Dżihad Legia - tłumaczy Wojciech Braun.
- Nie było to żadne nawoływanie do stosowania przemocy, bo do pana Miklasa przyszedłem z tortem, a nie z niczym niebezpiecznym. To przecież forma protestu stosowana na świecie, choćby wobec Billa Gatesa. Jej istotą jest niestosowanie przemocy i napiętnowanie kogoś, kto dopuszcza się niewłaściwych działań. W cukierni zapytałem, jakim tortem nie zrobię na pewno komuś krzywdy. Odpowiedziano mi, że kremowym z bitą śmietaną. I taki kupiłem. Przyozdobiłem go ładnymi napisami – przekreślonym logo ITI oraz napisem 'Urodzeni do walki z okupantem'. Bo dla mnie ITI to okupant, próbujący zniszczyć kibiców - kontynuuje kibic.
Dżihad Legia - co to oznacza?
- Tak od dawna określana bywa wojna kibiców z koncernem ITI, który chce nas zniszczyć. Oznacza ona bojkot meczów organizowanych przez ten koncern, transparenty, naklejki, nieoglądanie TVN, niewchodzenie na onet.pl. Zorganizowałem w tej sprawie protest także w mojej miejscowości, skierowaliśmy przy tej okazji list otwarty. Czego dotyczył ten protest? Niszczenia kibiców Legii. Przede wszystkim kłamstw, że koncern ITI walczy z chuliganami. To bzdura. Walczy ze wszystkimi kibicami Legii. Kiedyś na mecze Legii przychodziło 14 tysięcy ludzi, dziś przychodzi trzy tysiące. Miałoby ubyć 11 tysięcy chuliganów? To jakiś absurd. Mam 45 lat, nie jestem żadnym chuliganem, tylko zwyczajnym kibicem. Pomagałem Legii jak mogłem od lat 70. Na pierwszy mecz przyszedłem jako dzieciak z ojcem w 1974 r. Od 1977 r. zacząłem chodzić na Legię samemu, jeździłem na wyjazdy, aż do czasu, gdy klub przejął ITI. Zaczął stosować wobec nas klasyczny czarny PR. Rzuciłem tortem, bo mam dość kłamstw. Słuchania, że jesteśmy bandytami, nazistami, narkomanami, czy dilerami. Nie wiem, dlaczego próbuje się zniszczyć ruch kibiców. Dla mnie jest on ważny. Na stadionie nie liczy się jaką masz pozycję społeczną, czy jesteś bogaty czy biedny, wykształcony czy nie. Jestem starszym kibicem, ale z szacunkiem odnoszę się do małolatów. Tak akcja była krzykiem człowieka bezradnego, który nie widzi możliwości, by się sprzeciwić inaczej - twierdzi Braun.
Braun był zatrzymany również podczas wrześniowej akcji policji przed meczem derbowym.
- Zgodnie z prawdą do niczego się nie przyznałem. Nie postawiono mi żadnych zarzutów. Po akcji z tortem policjanci pytali mnie o to i byli wyraźnie niezadowoleni, gdy się dowiedzieli, że nic na mnie nie ma. Teraz powiedziano mi, że prezes Miklas twierdzi, że mu groziłem. Groźbą miało być słowo 'Dżihad'. Twierdził on też, że wcześniej miałem grozić mu w radzie Warszawy, gdzie stałem z transparentem, domagając się nieprzekazywania miejskich pieniędzy ITI. To bzdura, stałem na balkonie, w ogóle nie miałem tam kontaktu z panem Miklasem. Przy okazji policjanci kazali mi rozpoznawać osoby stojące obok mnie w radzie Warszawy. Nikogo nie rozpoznałem. Poddano mnie też okazaniu przez lustro weneckie. Było to dość zabawnie, bo słyszałem, a chwilami nawet widziałem, kto wchodzi na drugą stronę. Najpierw zwracano się do Miklasa 'Panie Leszku', a potem 'Panie Jarosławie' do jego współpracownika Ostrowskiego. Ostrowski miał potwierdzić, że wygłaszałem groźby w radzie Warszawy. Drugim zarzutem Pana Miklasa miało być naruszenie nietykalności cielesnej, miał skarżyć się, że od tortu odczuwa silne bóle w karku - opowiada kibic.
Zakaz za tort?
Ostatecznie jednak prawdopodobnie skończy się beż żadnych zarzutów. - Wychodzi na to, że policja dała wiarę moim wyjaśnieniom i nie będę miał zarzutów. Pan Miklas ma mnie podobno pozwać na drodze cywilnej o zwrot kosztów wyprania garnituru. Z czasem chyba niektórzy ze zwykłych policjantów przekonali się, że raczej nie jestem terrorystą. Choć między sobą żartowali, że to ten z Al-kaidy. Na końcu uznano mnie za świadka i zdjęto mi kajdanki. Powiedziano mi też, że pan Miklas nałoży na mnie prawdopodobnie zakaz stadionowy. Trochę to dziwny zakaz stadionowy, skoro na stadionie nic złego nie zrobiłem. Pouczono mnie, że mogę odwołać się od niego do sądu administracyjnego. Uważam, że taki zakaz powinien obowiązywać dopiero, gdy orzeknie go niezawisły sąd, inaczej jest to łamanie konstytucji. Zapewne do wypuszczenia mnie przyczyniło się pojawienie dwóch adwokatów. Myślę, że każdego, kto zna praktykę działania naszej policji, zdziwi troszkę jej błyskawiczna akcja w mojej sprawie i nieproporcjonalne do jej wagi zaangażowanie sił. W końcu rzucając tortem nie ukrywałem się, nie zasłaniałem twarzy. Mimo to wysłano po mnie radiowóz aż z Warszawy, który przejechać musiał jakieś 70 kilometrów, by okazało się w końcu, że zarzutów wobec mnie nie ma - kończy Braun.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.