Domyślne zdjęcie Legia.Net

Zburzmy stadiony, nie będzie kiboli!

Jan Szurek

Źródło:

07.04.2008 20:16

(akt. 20.12.2018 19:45)

W dzisiejszym wydaniu Gazety Stołecznej, warszawskim dodatku do Gazety Wyborczej na pierwszej stronie można przeczytać artykuł na temat wyższych niż planowano kosztów budowy nowego stadionu Legii. Zarezerwowane kilka lat temu 365 milionów złotych zgodnie z przewidywaniami jest sumą zdecydowanie zbyt niską. Miasto zapowiada, że z budowy stadionu Legii nie zrezygnuje, ale być może będzie trzeba ograniczyć jego zakres.
Powyższy temat postanowił skomentować redaktor naczelny „Gazety Stołecznej” Seweryn Blumsztajn. W pierwszym akapicie czytamy: „Od dawna już wiadomo, że Warszawą rządzą kibice Legii i kupcy z placu Defilad - oni zawsze dostawali, czego chcieli. Jednak pół miliarda jeszcze nikt im nie chciał podarować.” Nie będą wypowiadać się na temat kupców z placu Defilad, bo to zupełnie odrębny temat, ale zaskakująca jest teza jakoby kibice Legii rządzili Warszawą. Nieprawdziwość tego stwierdzenia jest zawarta w tekście, który pan Blumsztajn komentuje. Gdyby kibice Legii rządzili stolicą w ogóle nie byłoby tematu budowy nowego stadionu. Pierwsze projekty nowego stadionu Legii pojawiły się na początku lat dziewięćdziesiątych, a realne kroki mające na celu rozpoczęcie tej inwestycji miały miejsce ponad 10 lat temu, kiedy Legia rozpoczęła starania o przejęcie terenów, na których znajduje się stadion. Gdyby kibice Legii rządzili miastem to tereny przy ulicy Łazienkowskiej 3 nie byłyby teraz własnością miasta, a Legii. Za kwotę 30 mln złotych miasto przejęło te tereny od Agencji Mienia Wojskowego mimo, że przed wojną tereny zostały przekazane przez marszałka Piłsudskiego Legii, a stadion został wybudowany w całości ze środków własnych. Dlatego choć z jednej strony 30 mln złotych to spore pieniądze, to z pewnością każdy zdecydowałby się na taki zakup, wiedząc, że otrzymuje w zamian coś wartego znacznie więcej. Gdyby tylko 10 lat temu to Legii pozwolono nabyć te tereny to obecnie Legia grałaby na nowym stadionie, którego miasto nie byłoby współwłaścicielem w ani jednym procencie. Legii zatem nic nie zostało podarowane, a wręcz przeciwnie raczej odebrane. W dalszej części czytamy: „Na mecze Legii chodzi wrzeszczeć te dość paskudne hasła kilkanaście tysięcy ludzi. Nie widzę żadnego powodu, żeby dostawali od miasta taki prezent. Mogą fałszować i machać szalikami na Stadionie Narodowym. To są publiczne pieniądze i można znaleźć dziesiątki innych znacznie pożyteczniejszych celów, żeby je wydać.” Gazeta Wyborcza od jakiegoś czasu próbuje walczyć z „kibolami” na stadionach, w taki sposób, że zamiast przekonać osoby niezdecydowanych do odwiedzenia stadionu zniechęcają się do takiego kroku. Dokładnie wpasowuje się to w strategię przyjętą przez KP Legia, która przybiera, coraz bardziej zaskakujący kierunek. Przytoczę fragment z jednego z ostatnich komunikatów klubowych: „Jeśli zachowania te [obraźliwe hasła, wulgarne okrzyki oraz transparenty zawierające treści niedozwolone] nie przestaną mieć miejsca, nie widzimy powodu, dla którego mielibyśmy wychodzić naprzeciw oczekiwaniom kibiców i na kolejnych meczach utrzymywać preferencyjne - nie pokrywające kosztów organizacji - ceny biletów na trybunę otwartą. Lepiej by trybuna była pusta, niż kipiała wrogą atmosferą.” Po wydarzeniach, jakie miały miejsce w Wilnie byłem zdecydowanym zwolennikiem kierunku obranego przez KP Legia w celu wyeliminowania ze stadionu osób, których nie można nazwać kibicami. Niestety ten kierunek zboczył na niewłaściwe tory i nie prowadzi do wyeliminowania problemu, a jego pogłębiania. Jest absurdalny i nadaje się bardziej do kabaretu z czarnym humorem niż do poważnego rozpatrzenia. Niestety jest faktem. Bo jeśli przyjmiemy, że najlepszą metodą na poprawę frekwencji na stadionach jest ich zamykanie, to najlepszą metodą na zmniejszenie korków w mieście byłoby zamiast budowania nowych dróg, ich burzenie. Tak samo metodą na poprawienie sytuacji w służbie zdrowia byłoby burzenie szpitali i przychodni itd. Oczywiście postępowanie w ten sposób spowodowałoby skutki zupełnie odwrotne. Dokładnie tak samo jest z sytuacją na polskich stadionach. Najlepszą metodą zachęcania mieszkańców stolicy i całej Polski do odwiedzania obiektów sportowych jest rozbudowa obecnej infrastruktury, budowa nowych stadionów, a także mniejszych obiektów sportowych, a nie jak czytamy w komentarzu zaniechanie takiej działalności. Dlaczego Legia nie powinna grać na Stadionie Narodowym? Dlatego, że będzie to zdecydowanie za duży obiekt na potrzeby Legii. Mimo, iż wierzę, że rozbudowa stadionu Legii przyczyni się do wzrostu frekwencji na meczach Legii to nie wydaje mi się, żeby w najbliższych latach popularność na tyle wzrosła, aby większość meczów Legii chciało oglądać 55 tysięcy osób. Dla Legii obiekt, który ani nie jest własnością miasta, ani Legii jest obiektem zdecydowaniem zbyt wielkim do regularnego użytkowania. Koszty, jakie z tego tytułu musiałby ponosić klub byłyby zbyt wielkim obciążeniem dla budżetu klubu. Ponadto, jeśli chcemy dbać o charakter miasta, a o to stara się „Gazeta Stołeczna” różnymi cyklami artykułów, np. na temat nowopowstających blokowisk to wspaniałym sposobem byłoby propagowanie sportu na terenach przy ulicy Łazienkowskiej, na których sport uprawia się od przeszło stu lat, a sama fasada trybuny krytej stadionu Legii jest zabytkiem. Wracając jeszcze na chwilę do komunikatu KP Legia. Ceny biletów na mecze Legii są najwyższe w Polsce i dla młodych ludzi, których na stadionach jest najwięcej są sporym wydatkiem. Parę lat temu na spotkania legendy piłki nożnej Górnika Zabrze przychodziło po dwa, trzy tysiące osób. Zarząd klubu borykającego się z kłopotami finansowymi zdecydował się obniżyć ceny biletów do 5 złotych. Stadion w następnych meczach zaczął pękać w szwach, a na mecze zaczęło przychodzić po kilkanaście tysięcy kibiców. I mimo, że cena biletów była tak niska klub zarabiał na biletach więcej niż do tej pory. Dzięki obniżonym cenom kibice Górnika wrócili na stadion, klub pozyska nowego sponsora i mimo, że koszt wejścia na stadion wzrósł to frekwencja na stadionie utrzymuje się i już myśli się w Zabrzu o rozbudowie stadionu. Dlaczego podobnego kroku nie można zastosować w Warszawie? „Radni Warszawy mogliby choć raz wykazać się odwagą i odmówić zgody na wydawanie monstrualnych pieniędzy na złą piłkę nożną i rozwydrzonych chuligańskich kibiców.” Wiele w mediach mówi się, o „złej młodzieży”, która nie ma, co zrobić z czasem, głównie z powodu braków środków finansowych. Bardzo często o tym czy młody człowiek zejdzie na „złą drogę” decydują wydawałoby się mało znaczące wydarzenia. Wyciąganie osób z takiej złej życiowej ścieżki to zajęcie na lata i pochłaniające olbrzymie środki finansowe. Wiele mówi się na temat przeciwdziałania i zapobieganiu problemom. I to jest dokładnie to miejsce, w którym można zadecydować czy chcemy przeciwdziałać patologiom czy wolimy problem odkładać na później. Jeżeli nie wyleczymy polskiej piłki nożnej z korupcji i zacofania oraz obrazu polskich stadionów to do tej pory niewielki problem dotyczący jedynie sympatyków piłki nożnej może stać siew 2012 roku problemem wszystkich mieszkańców Polski. Dlatego zamiast obcinać wydatki na kulturę fizyczna, infrastrukturę róbmy wszystko, aby te wydatki rosły. Aby polskie stadiony bardziej przypominały areny sportowe z XXI wieku, a nie walące się kupy gruzu. Wtedy nie tylko więcej osób będzie chciało oglądać na żywo zmagania sportowców (nie tylko piłkarzy), ale również sam poziom tych zawodów będzie rósł. Piłka nożna jest dla kibiców, a nie dla samego kopania, bo piłkarze mogą grać równie dobrze na pastwiskach, tylko po co?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.