Domyślne zdjęcie Legia.Net

Zdaniem "Gazety": Gdzie jest ta Legia?

Adam Dawidziuk

Źródło: gazeta.pl

25.04.2005 01:23

(akt. 29.12.2018 01:18)

Nie jest z nią tak źle, jak się powszechnie mówi, ale jest znacznie gorzej niż powinno być po roku z ITI. Debiutujący w futbolu ludzie muszą uczyć się szybciej, bo bez silnej Legii nie będzie ani silnej Wisły, ani silnej polskiej piłki - tak rozpoczyna się dość obszerny artykuł "Gazety Wyborczej" autorstwa <b>Rafała Steca</b> pt.:"Gdzie jest ta Legia?".
Podsumowując jesień w ekstraklasie, zaproponowaliśmy alternatywną tabelę. Jej czołówka - Telefonika, ITI, InterGroclin, Amica, KGHM, Comarch - okazała się zarazem rankingiem najzamożniejszych właścicieli. Ta pogoda dla bogaczy musiała cieszyć. Kluby z podium jako pierwsze sprawiły sobie podgrzewane boiska, ich zaplecze wydawało się najsolidniejsze. Bezdyskusyjnie ostatnie miejsce GKS-u Katowice też było objawem zdrowia, bo choć zapaść śląskiej piłki smuci, to sztucznie podtrzymywanych przy życiu organizacyjnych trupów w lidze nie chcemy. Co więcej, potentaci wyraźnie uciekli reszcie stawki, a przecież jeśli nie zdołają odciąć się nawet od krajowej przeciętności, prawdopodobieństwo następnych wstydliwych klęsk z Czeczenami i Gruzinami będzie wyższe. Niestety, wiosną wróciło stare. Niezwyciężona Wisła, Groclin i Amica taplają się w przeciętności, Legia przeżywa wręcz najgorszą passę od kilkunastu lat. Legia wspierana przez ITI - najpotężniejszą firmę, jaka zainwestowała w polską piłkę, której właściciel zamieniał w złoto wszystko, czego się tknął. Po pierwsze, piłkarze Legia na razie raczej rdzewieje. Drużyna nie zrobiła kroku naprzód, lecz w tył, a przecież nie osłabiła się personalnie. Jeśli zgodzimy się, że Smoliński czy Rzeźniczak to gracze z perspektywami, jeśli prezes zapowiada wydalenie tłumu graczy wypalonych lub mało ambitnych, to pozyskanie latem czterech mocnych piłkarzy nie wystarczy, stoi zresztą w sprzeczności z zapowiedziami kadrowej rewolucji. Piotr Zygo niemrawe ruchy transferowe tłumaczy 30 mln włożonymi w naprawę klubowych finansów, co brzmi wiarygodnie. Gdyby ITI utrzymało tempo inwestycji, w trzy lata wydałoby tyle, ile Bogusław Cupiał wydał na Wisłę w siedem lat. Czy jednak utrzyma - tego prezes nie wie, w długofalową strategię właściciele Legii najwyraźniej go nie wtajemniczają. W każdym razie kapitał to nie wszystko, potrzeba jeszcze know-how. Klub piłkarski musi wiedzieć, kogo kupić. Wiła miała łatwiej, bo była pierwsza. Każdy ligowiec marzył o krakowskiej ziemi obiecanej, więc Cupiał ściągnął elitę. A ponieważ potencjał polskiego futbolu jest zbyt mizerny, by mieć kilka klubów na poziomie europejskim, marzenia prezesa Zygo się nie spełnią - Legia nie zdoła kupować tanio. Nie zdoła, bo okoliczności zmuszą ją do wydzierania talentów Groclinowi czy Amice lub nakręcającej koniunkturę rywalizacji o gwiazdeczki słabszych klubów. O te ostatnie zresztą coraz trudniej - to ów mikry potencjał! - bo w lidze brylują weterani. Górnik Łęczna, który odbiera punkty wielkim, zagrał w sobotę drużyną 30-latków. Warszawianie muszą dotrzeć do ludzi kompetentnych i obytych, którzy pomogą znaleźć niedrogie wzmocnienia za granicą. Legia potrzebuje swojego Uche, Cantoro, Olisadebe. Na razie opowieści prezesa o monitorowaniu rynków na trzech kontynentach - to wymagałoby gęstej sieci współpracowników! - można między bajki włożyć. Zygo nie może latami uczyć się, że naszym menedżerom generalnie ufać nie należy, bo w znakomitej większości są hochsztaplerami wciskającymi towar drugiej kategorii. Taka wiedza to futbolowe abecadło, a Legia nie może kupować na bazarze, Legia musi znaleźć sklep renomowany, choć nieekskluzywny. Co będzie kosztować sporo, tymczasem prezes zapowiada rozstanie z siedmioma graczami, którym wygasają kontrakty. Jeśli tak, to nie dostanie za nich ani złotówki. Po drugie, trener Jacek Zieliński ustawia drużynę według najnowszych trendów, a ta w sobotę strzeliła gola po europejskim manewrze skrzydłowych Smolińskiego i Kaczorowskiego, którzy zamienili się pozycjami. A jednak trudno pojąć, co inspiruje prezesa do deklaracji, iż debiutant na ławce to trener na lata, przyszłość klubu. Nie twierdzę, że Zieliński się nie nadaje. Pamiętam jednak, że to szkoleniowiec z przypadku, zatrudniony tylko wskutek nieudolnych poszukiwań fachowca z zagranicy i fiaska negocjacji z Josefem Chovancem. Czym zapracował na absolutne zaufanie zwierzchników? Fakty to seria porażek, jaka nie przytrafiła się Legii od lat 80. i generalnie kiepska gra zespołu, który kadrowo nie zubożał, lecz zyskał. Powtarzam: nie wykluczam, że Zieliński to przyszła gwiazda. Klub o europejskich aspiracjach musi jednak przeanalizować wszystkie warianty. Może na początek rozsądniej byłoby powierzyć mu rolę asystenta? Może jednak warto nawiązać kontakt z Henrykiem Kasperczakiem? Piszę to także dlatego, że serce się kraje, kiedy skromniutki potencjał naszego futbolu trwonimy w każdy możliwy sposób. Jerzy Engel, zanim stracił głowę, awansował na mundial. Kasperczak pomógł obecnej reprezentacji, ucząc grać jej kluczowych piłkarzy. To bezapelacyjnie najlepsi polscy trenerzy, jedyni z sukcesami. Pierwszy nie pracuje w zawodzie, drugi jest bezrobotny, co czyni Polskę - nawet jeśli obaj nie są bez winy - ewenementem w skali światowej. To materiał do przemyśleń, zwłaszcza że nowicjuszy na Łazienkowskiej bez liku. Jako dyrektor sportowy debiutuje Jacek Bednarz (jesienią debiutował jako rzecznik prasowy), jako prezes - Piotr Zygo, połowa zakupów to żółtodzioby (Smoliński, Rzeźniczak, Zjawiński, Korzym, Fabiański), a przecież i Walter nie jest wytrawnym znawcą futbolu pokroju Drzymały. Tymczasem Legia nie może czekać, musi jak najszybciej wygrywać, choćby w Pucharze UEFA i awansować w klubowym rankingu, bo bez rozstawienia droga do LM stanie się bardzo wyboista. Za bardzo. Po trzecie, marketing Właściciel ITI uczy się na własnych błędach. Pytanie, dlaczego on, potentat medialny, zwleka z przeobrażaniem Legii w produkt atrakcyjny marketingowo. By takim się stała, potrzebuje tłumów na stadionie. Modę na futbol w stolicy trzeba inspirować już teraz, zanim powstanie nowy obiekt, który napędzi koniunkturę, jak to stało się w wielu miastach, by poprzestać na najbardziej spektakularnym przykładzie FC Basel (furora w Lidze Mistrzów). "Kupujesz bilet, twoja żona wchodzi za darmo" albo inne hasło w tym guście - tak wyobrażałem sobie politykę nowej Legii, tymczasem klub strzela samobója, podnosząc ceny wejściówek. Na podwyżkę to może sobie pozwolić Manchester Utd. Jego kibice protestują, że futbol robi się spektaklem dla elity, ale za ich plecami czai się masa chętnych na sezonowe karnety. Legii na to nie stać, elity i tak nie przyciągnie, dopóki nie wyrzuci z trybun bandytów. No i dopóki stadion nie będzie ładny, nowoczesny, nie będzie wypadało na nim bywać. Na razie bilety drożeją, a standard nie podwyższa się, tak jak i klasa drużyny. Frekwencja nawet maleje. Nie przybywa też gwiazd. ITI, właściciel medialnego imperium, wizerunek piłkarzy propaguje leniwie, nie kreuje celebrities uśmiechających się z okładek czasopism. Nie muszą od razu wygłupiać się w każdym niemądrym telewizyjnym programie rozrywkowym, choć czasem by mogli (bez przesady, na ile pozwalają obowiązki profesjonalisty), tak czy owak Saganowski musi być gwiazdą i basta, a jeśli nie będzie, to w Legii nie mają pojęcia, jak kręci się futbolowy interes. Nawiasem mówiąc, kubki w klubowych barwach można co prawda kupić na Dworcu Centralnym, ale sprzedaje je kto inny - Legia nie zarabia na nich ani grosza. Po czwarte, kasa Problemy na Łazienkowskiej nie są problemami tylko Legii. Wiosenny letarg Wisły i pucharowe porażki uświadamiają, jak demoralizuje kompletny brak konkurencji w lidze. Nie dość, że polscy piłkarze mają najdłuższe wakacje w cywilizowanym świecie, to jeszcze najlepsi grają jeden poważny mecz rocznie w reprezentacji (z Anglią) i jeden w klubie (eliminacje LM). Dla nieprzyzwyczajonych do bojów o wielką stawkę każda przeszkoda w Europie wydaje się więc bardzo wysoka. Liga potrzebuje mocnej czołówki, skupienia najlepszych piłkarzy w trzech-czterech klubach, i zaciętej rywalizacji między nimi, która sprawi, że w każdym meczu będą bić się o zwycięstwo. Jak się bowiem okazało, na Europę jeden dream team w Krakowie nie wystarczy, a Groclin i Amikę ogranicza prowincjonalność Grodziska i Wronek, z których chce uciekać każdy, kto dwa razy z rzędu prosto kopnie piłkę. Zostaje Legia. Legia, której nie powinna poprzestać na kaperowaniu młodzieży. Która musi działać rozsądnie, ale, niestety dla ITI, potrzebuje pokaźnych inwestycji, bo Champions League ucieka z każdym rokiem, bo do krezusów z najsłynniejszych lig doszlusowali nowobogaccy z Europy Środkowej i Wschodniej. Legia była mistrzem kraju bez ITI, będzie pewnie i z ITI. Tyle że w Polsce można zbliżać się do triumfu w kraju, oddalając się zarazem od Ligi Mistrzów.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.