Zemplin - słowacka, legijna kolonia
08.03.2018 19:41
Zagadkowy punkt na mapie
Jest na Słowacji jedno miasto, które piłkarsko powinno szczególnie interesować kibiców Legii Warszawa. Czterdzieści tysięcy mieszkańców wiedzie powolne życie. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Krytycy kulinarni będą mogli zasiąść w jednej z miejscowych restauracji i zasmakować tradycyjnych dań, jak haluszki bądź pierogi z bryndzą. Pasjonaci natury w wolnym czasie chętnie skorzystają z kolei z wyjścia do parku porośniętego zielenią. Fani futbolu także nie będą się nudzić. Niedaleko centrum znajduje się bowiem niewielki stadion. To obiekt należący do Zemplina. Zemplina Michalovce. - Pokus zbyt wiele nie ma, dlatego skupiamy się na pracy i futbolu. Życie w Michalovach toczy się nico inaczej – wolniej, spokojniej. Widać różnicę między wschodnią, a zachodnią Słowacją. Można zauważyć tutaj biedę, zresztą tak jak na wschodnich krańcach Polski – referuje Gerard Bieszczad, golkiper tamtejszej drużyny.
Zespół oficjalnie założono ponad sto lat temu, natomiast pierwsza wzmianka w gazecie ukazała się dokładnie czwartego sierpnia 1912 roku. Czy był to pozytywny i nieźle rokujący artykuł? Zdecydowanie nie. Tego dnia bowiem Zemplin boleśnie przegrał 0:6 z FK Pozdisovce. Klub jednak z dnia na dzień rósł w siłę, ale na przeszkodzie stanął wybuch pierwszej wojny światowej. Po zakończeniu zmagań forma drużyny mocno się wahała i balansowała na krawędzi aż do końcówki lat czterdziestych. Pierwszym, poważniejszym sukcesem okazało się sięgnięcie po mistrzostwo ówczesnej drugiej ligi w 1975 roku.
Historyczny awans
Zemplin powoli piął się do góry i po kilkudziesięciu latach przyniosło to pożądanych efekt – awans do słowackiej ekstraklasy w sezonie 2014/15. Frantisek Sturma potrafił przemówić do głów swoich podopiecznych, zrobił z nich kolektyw i osiągnął historyczny sukces. - Dla trenera zespół był priorytetem. Byliśmy młodymi zawodnikami, ale trzymaliśmy się razem. Jeden umysł, jedna dusza. Trener Sturma popierał to w stu procentach. Oczywiście - czasami musiał być "twardy" zwłaszcza przy tak różnych charakterach. Szkoleniowiec współpracował także z mentalnym trenerem, więc byliśmy naprawdę solidnie przygotowani pod kątem psychicznym i mentalnym. – opowiada Oliver Podhorin, jeden z architektów świetnych występów Zemplina, obecnie gracz FK Senica. Triumf i zarazem promocja do elity została przypieczętowanya w ostatnim spotkaniu sezonu z MFK Skalina. Gole na wagę awansu strzelili Michal Hamulak oraz Martin Regali. – Doskonale pamiętam te chwile, ponieważ były one niezapomniane. Celebracja? Niezwykle intensywna, trwała kilka dni. Świętowaliśmy awans razem z naszymi rodzinami, członkami zespołu oraz fanami – dodaje Podhorin.
Ligowy średniak i potencjalna współpraca z Legią
Zemplin to obecnie ligowy średniak, który nie powinien czuć presji wyniku. W zespole dyrygowanym przez Antona Soltisa, planem minimum jest utrzymanie. Co ciekawe, w 2014 roku stanowisko szkoleniowca pierwszej drużyny pełnił… tata Ondreja Dudy. Wcześniej barwy tego klubu reprezentowali między innymi Marian Kelemen, Erik Grendel, Vernon de Marco czy Miroslav Bożok, a więc zawodnicy mający w CV występy w Ekstraklasie. Teraz z kolei w ekipie z Michalovec gra trzech wypożyczonych legionistów – Sadam Sulley, Tsubasa Nishi oraz Tin Matić. Ponadto, w kadrze znajduje się Bieszczad(były wiślak) i Dawid Kurminowski (wypożyczony z Lecha Poznań). Obcokrajowcy są tam pewnego rodzaju wyjątkiem, ponieważ szkielet drużyny stanowią rodacy.
Co spowodowało, iż Słowacy bacznie przyglądają się polskiemu rynkowi? - Dobra lokalizacja. Polska leży przecież w centralnej Europie i jest naszym sąsiadem. Utrzymujemy dobre relacje z Legią, ponieważ współpracujemy już parę ładnych lat. W przeszłości, organizowaliśmy turniej Michalovce Cup do lat 17, w którym udział brała między innymi FC Barcelona, Real Madryt, Juventus Turyn czy właśnie zespół z Łazienkowskiej – opowiada Marek Zahorcak, dyrektor sportowy słowackiej drużyny. Zemplin umiejętnie i z pełnym przekonaniem lubi stawiać na młodzież, co może się podobać. Poza tym, zawodnicy przychodzący są sprowadzani głównie za darmo, a – w przypadku wypożyczeń – większość pensji na konto zawodników przelewają ich macierzyste kluby. – Gdy usłyszałem, że Zemplin daje szanse gry młodym zawodnikom, zdecydowałem się tutaj trafić – przekonuje Kurminowski, lechita wypożyczony do słowackiej drużyny. – Młodzi nie muszą się bać, ponieważ nie odczuwają takiej presji, jak w większych klubach – mówi Peter Kavka, środkowy obrońca.
Baza treningowa i szatnia
Działacze doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w przyszłości trzeba będzie dokonać pewnej rewolucji, aby móc cały czas się rozwijać. Aktualnie Zemplin posiada dwa dodatkowe boiska. Jedno jest naturalne, drugie sztuczne. Gdzie tkwi problem? Pierwsza nawierzchnia znajduje się w złym stanie, druga – powoli odczuwa swoje lata. Zespół musi się zatem udawać na obiekty oddalone od Michalovec o trzydzieści kilometrów. Z kolei najbliższa siłownia zlokalizowana jest „tylko” dwa kilometry od klubu. - Trudno, w tym momencie, o dobre warunki treningowe. Gdy przychodzi mróz bądź następuje załamanie pogodowe, pojawia się pewien kłopot. W klubie mamy jedną sztuczną nawierzchnię, lecz nie jest w najlepszym stanie. Ma być wymieniana z początkiem wiosny. Ratujemy się tym, iż w pobliskiej miejscowości znajduje się niezła murawa, na której trenujemy. Utrudnienie? Przejazd w jedną stronę zajmuje czterdzieści minut. W trakcie ligi jest to obciążenie – mówi Bieszczad.
Soltis dużą wagę przykłada do utrzymania się przy piłce, a w miarę możliwości oczekuje od swoich podopiecznych wyprowadzenia futbolówki poprzez każdą formację. Zależy mu na technicznym i miłym dla oka futbolu. W treningach, od drużyny, oczekuje pełnej koncentracji. - Odkąd tutaj jestem, nie pamiętam treningu bez użycia piłek. Oczywiście wyłączając pracę na siłowni – podkreśla Gerard. Główny stadion może obecnie pomieścić cztery i pół tysiąca sympatyków. Dla porównania, praktycznie taka sama liczba fanów może zapełnić obiekt Bruk-Betu w Niecieczy. – Kibice? Najlepsi są w Warszawie, po prostu. Zdarza się, że czasami ktoś zaczepi mnie w Michalovcach i poprosi o autograf bądź chce chwilę porozmawiać, ale nie jest to tak częste jak w stolicy Polski. Tego aspektu w żaden sposób nie da się porównać – zapewnia Matić, 20-letni Chorwat.
Szatnia? Po raz kolejny trzeba użyć tego słowa – spokojna. Ekipa Soltisa skupia się na pracy, najbliższych starciach, lecz atmosfera jest naprawdę luźna. Prym wiedzie kapitan, Igor Zofcak. Nowi zawodnicy, według tradycji, muszą zaśpiewać piosenkę. - Podczas kolacji integracyjnej zdecydowałem się wybrać znany utwór - „Przez twe oczy zielone” – opowiada Bieszczad. Inaczej plan zespołu układa się po meczach. - Nie wybieramy się na kolacje bądź wspólne spotkania. W Polsce wygląda to trochę inaczej. Niezależnie czy wygrywamy, czy przegrywamy, wszyscy rozjeżdżają się w swoje strony – twierdzi polski bramkarz.
Legijne trio
Sulley kapitalnie wprowadził się w nowe otoczenie i nie miał większego problemu z aklimatyzacją. Świadczyć mogą o tym trzy gole strzelone w pierwszych czterech kolejkach. – Musiałem zrobić coś ze sobą, aby cały czas się rozwijać, a nie stać w miejscu. Gdy usłyszałem, że Zemplin jest mną zainteresowany, byłem zdecydowany na ten ruch – wspomina napastnik. Ghańczyk był na ustach swoich kibiców, eksperci czasami umieszczali go nawet w najlepszych „jedenastkach” tygodnia. Niestety, z biegiem czasu Sadam nieco przygasł, a co za tym idzie – przestał śrubować statystyki. Snajper regularnie biega po murawie, łapie sporo minut i trzyma rytm meczowy.– Mamy niesamowitych kibiców, którzy są naszym dwunastym zawodnikiem na murawie. Myślę, że po powrocie na Łazienkowską zacznę wreszcie grać w pierwszym zespole – dodaje.
O rundzie jesiennej jak najszybciej musi z kolei zapomnieć Matić. Chorwat wystąpił w dwóch pierwszych potyczkach, ale na tym się skończyło. Legionista oglądał występy swojej drużyny z wysokości trybun. Powód? Kontuzja kolana. W starciu ze Zlate Moravce jeden z przeciwników tak brutalnie sfaulował Maticia, że wrócił do Warszawy, aby przejść operację. W sparingach przygotowujących do drugiej części sezonu, piłkarz dostał zielone światło od trenera i mógł udowodnić swoją przydatność do drużyny. – Nie skupiam się na przyszłości. Liczy się dla mnie teraźniejszość. Pragnę z przytupem wejść w drugą część sezonu. Chcę prezentować się z jak najlepszej strony. Żeby tak się stało, w parze z dobrą grą musi pójść końskie zdrowie – dobitnie podkreśla.
Niedawno do Maticia oraz Sulleya dołączył kolejny wypożyczony legionista – Nishi. Japończyk, który zaczął przygodę z futbolem w Lutheran High School w Kumamoto, jesienią był jednym z liderów rezerw stołecznego klubu. 27-latek dobrze czuje się zarówno na pozycji skrzydłowego, jak i w środku pola, gdzie gwarantuje stabilność i nowe możliwości. Po przejściu do Zemplina, brał udział w sparingach, a niedawno zadebiutował w rozgrywkach Fortuna Ligi – odpowiedniczki naszej Ekstraklasy. - Trafiłem tutaj, aby móc zasmakować gry w piłkę na wysokim poziomie. Niestety, nie zdołałem zadebiutować w barwach Legii, grałem tylko w rezerwach mistrzów Polski. Robiłem wszystko, co mogłem, aby dołączyć do pierwszego zespołu, ale tak się nie stało. Po otrzymaniu oferty od Zemplina pomyślałem, że to na razie najlepsza decyzja dla mnie – wspomina piłkarz. Japończyk mało udziela się w nowej szatni, lecz można jednak na nim polegać. Nishi ma papiery na grę, jest cierpliwy i wie, że niebawem nadejdzie jego czas.
Cele
Nie ma co ukrywać – Zemplin nie będzie mierzył w tytuł, bądź krajowy puchar, ponieważ to wciąż za wysokie progi dla klubu z Michalovec.- Chcemy spokojnie się utrzymać. Tabela dzieli się na dwie części i niestety znajdziemy się w grupie spadkowej. Kluczem będzie jak najszybsze zapewnienie sobie pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej – przekonuje Bieszczad. - Trenerowi zależy, abyśmy w każdym meczu pokazali „pazur” i chcieli go wygrać za wszelką cenę, niezależnie od przeciwnika – dodaje Kurminowski. – Gramy ofensywną piłkę, chociaż mierząc się z trochę lepszym rywalem, nie zapominamy o szybkich powrotach do defensywy – mówi Matić. Za hegemona tamtejszej ligi wielu uznaje Spartaka Trnavę. Niedawno okazję na zweryfikowanie umiejętności Zemplina miał Górnik Zabrze. Beniaminek Ekstraklasy z łatwością pokonał rywali 5:0. Mimo, że był to sparing – wynik musiał nieco poruszyć Słowaków i wypożyczonych legionistów. Na ten moment, powrót Nishi’ego, Maticia oraz Sulley’a na Łazienkowską jest praktycznie niemożliwy. Piłkarze walczą w Zemplinie o swoją przyszłość, awans sportowy, lecz działacze mistrza Polski mogliby sprawdzić ich umiejętności tylko wtedy, gdy ci staną się gwiazdami lokalnej ligi. Ewentualny powrót do Legii, w przypadku wspomnianej trójki, byłby wielką niespodzianką i sporym zaskoczeniem.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.