News: Znalezione na blogach: Nie taki kibol straszny, jak go malują

Znalezione na blogach: Nie taki kibol straszny, jak go malują

Marcin Szymczyk

Źródło: supergigant.blox.pl

04.10.2011 12:06

(akt. 13.12.2018 00:40)

<p>- Siedziałem razem z synem na tzw. trybunie rodzinnej - tańsze bilety, naokoło większość to ludzie z dziećmi, atmosfera raczej rodzinna. Kiedy trybuny odśpiewały "Sen o Warszawie", były ciary. Ogromny transparent pojawił się naprzeciwko - na żylecie, przed rozpoczęciem meczu i nie zrobił na zgromadzonych specjalnego wrażenia. "Ciekawe, czy będzie afera" - pomyślałem, traktując transparent tylko i aż jako typową ultrasowską przedmeczową prowokację skierowaną w piłkarzy i kibiców drużyny przeciwnej - czytamy na blogu supergigant.blox.pl</p>

Wtedy jeszcze do głowy mi nie przyszło, żeby interpretować to jako prowokację rasistowską, antysemicką, obrazoburczą, itp. - prowokacje są na porządku dziennym na stadionach całego świata, niektóre są bardziej wyrafinowane, inne mniej. Dżihad = Święta wojna. Wszystko (jak dla mnie) mieściło się w ultrasowskiej stylistyce, zgodnej z najwybitniejszym cytatem poświęconym piłce nożnej, autorstwa Billa Shankly:


"Some people believe football is a matter of life and death. I'm very disappointed with that attitude. I can assure you it is much, much more important than that."


Potem był mecz i było naprawdę niesamowicie - i to mimo tego, że stadion był wypełniony tylko w ok. 2/3. Zabawa, doping bez przerwy, przez 90 minut - stadionu nie uciszyły ani bramka Hapoelu na 1-0, ani bramka wyrównująca na 2-2. Doping kulturalny, bez bluzg, bez haseł antysemickich czy antypzpnowskich. Hasło polityczne (standardowe - "Twój rząd obalą kibole") pojawiło się tylko raz, zresztą od razu zareagował spiker, który poprosił, żeby skupić się na kibicowaniu swojej ukochanej drużynie. Na trybunie rodzinnej podchwycone nie zostało. Poza tym raz, czy dwa było "Jesteśmy z Tobą, hej Staruch, jesteśmy z Tobą" (też nie podchwycone), reszta cały czas o meczu i o klubie.


Po doświadczeniach z Primera Division, Serie A i Premier League, w jednym muszę  przyznać środowiskom kibicowskim rację - jeśli chodzi o atmosferę, to nie ma porównania. Podobne kibicowanie na 100% i przez 90 minut widzieliśmy tylko w Ameryce Południowej i może jeszcze w Turcji na meczu Fenerbahce. W Hiszpanii poza trybuną ultrasowską mecz standardowo ogląda się na siedząco, trybuny ożywają tylko przy okazji sytuacji podbramkowych. W Anglii największe emocje budzą kontrowersyjne decyzje sędziowskie. Ale też kibicowania, skandowania, śpiewów i tańców na trybunach jako takich - na większą skalę tam po prostu nie ma. Okazuje się, że 20 tysięcy kibiców jest w stanie wytworzyć lepszą atmosferę, niż 2 czy 3 razy więcej.


Ale wróćmy do samego meczu - do kibiców dostroiły się wydarzenia na boisku, było dużo bramek, sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, emocje były do ostatnich sekund, no i był happy end.


Ze stadionu wychodziliśmy z synem w nastrojach euforycznych, spotkaliśmy kilkoro znajomych, wszyscy podobnie. Przedmeczowy prowokacyjny transparent budził co najwyżej niesmak, ale wszyscy skupiali się przede wszystkim na atmosferze, dopingu, no i ostatecznym wyniku. Wróciliśmy do domu i okazało się, że byliśmy na jakimś innym meczu. Dużo istotniejsza od zwycięstwa Legii i atmosfery na trybunach była kwestia feralnego banneru. Czołówka portalu i bardzo ostre komentarze. Jeden, drugi, trzeci, kolejny...


Michał Szadkowski (znamienny tytuł tekstu "Obraźliwy transparent na trybunach. Jaka kara?"):


"Wywiesili, mimo przedmeczowych próśb spikera o powstrzymanie się od rasistowskich okrzyków i treści. - To hańba - komentuje Jacek Purski z antyrasistowskiego stowarzyszenia Nigdy Więcej. "


Kuba Dybalski, Michał Szadkowski, Piotr Machajski (tytuł tekstu "Kibol prowokuje dżihadem"):


"Gdy słowo "dżihad" prezentuje się w czasie meczu z klubem izraelskim - jest ksenofobiczne i ma antysemicki charakter. (...) Hasło namalowano na transparencie literami wystylizowanymi na pismo arabskie, rozwieszono je na sektorze, na którym wcześniej dochodziło już do incydentów antysemickich." - cytują znowu pana Jacka Purskiego z "Nigdy więcej".


Paweł Smoleński "Dżihad Legia: Kempie do sztambucha":


"Kiboli Legii nie lubię, bo to po prostu durnie. Przed meczem z Hapoelem Tel Awiw wywiesili transparent " Dżihad Legia". Jakby cokolwiek wiedzieli o świecie, gdyby nie pielęgnowali swojej głupoty, pewnie by tego nie zrobili. Ale zasadą kibola jest, by nie wiedzieć."


Roman Imielski "PiS ma swój dżihad":


"Odwołanie się do islamskiego dżihadu to jednak sprawa znacznie poważniejsza. To ludzie owładnięci ideą "świętej wojny" z niewiernymi porwali w 2001 r. samoloty w USA i wbili się nimi w wieże nowojorskiego World Trade Center i w Pentagon. To ich pobratymcy wysadzili pociągi w Madrycie w 2003 r. oraz zdetonowali bomby w metrze i autobusach w Londynie w 2004 r. To także wyznawcy "świętej wojny" porwali w Pakistanie polskiego inżyniera i ścięli mu głowę."


Jak widać, w kolejnych tekstach napięcie rośnie a porównania stają się coraz bardziej dobitne, najpierw czytamy tylko o jawnym i haniebnym antysemityzmie, a jednym z dowodów jest to, że na tej trybunie już wcześniej się antysemityzm zdarzał, potem o ignorancji, głupocie i durnowatości, wreszcie - wrzuca się nieszczęsny transparent do jednego worka z (sic!) zamachami z 11 września / 11 marca i ucinaniem głowy przez Al Kaidę.


Pomyślałem, że może ja też wykazałem się - jak uważa Paweł Smoleński - ignorancją, durnotą i głupotą? Może rzeczywiście transparent rani uczucia kibiców i piłkarzy drużyny przeciwnej. Wszedłem więc na oficjalną stronę Hapoelu. Relacja z meczu zajmuje 4 solidne akapity.


Nieszczęsnemu transparentowi poświęcono JEDNO zdanie. Hebrajskiego nie znam, nieudolne tłumaczenie za translatorem googla (po redakcji): "Na stadionieatmosferagorąca, alegodna. Jedyna kontrowersyjna prowokacja dotyczy członków żylety (Ultras Legii), którzy wywiesili ogromnybanner z napisem "Dżihad Legia". Spiker ostrzega kibiców, że jakiekolwiek okrzyki czy śpiewy niezgodne z duchem gry mogą  przynieść natychmiastowe zakończenie meczu.Wydaje się, żeostrzeżenieposkutkowało, mecz przebiegał bez żadnych problemów. Stadionnie jest duży, nie był pełny,aleakustyka jestwspaniała a tysiące białychfanównigdy nieprzestają śpiewać, krzyczeć i skakać. Nawet po zmianie wyniku na niekorzystny zdają się tego nie zauważać, nie przerywając dopingu ani na chwilę."


Okazuje się, że izraelski korespondent, Daniel Salomon, był (jeśli Google Translate czegoś nie przekłamał) nieporównywalnie mniej zbulwersowany nieszczęsnym transparentem niż nasi dziennikarze. Co więcej - on sam zauważył mnóstwo pozytywnych aspektów w zachowaniu kibiców Legii, czego już nasi dziennikarze nie dostrzegli.


Pogooglałem dalej - o sprawie napisała też agencja Agence France Press, za którą pojawiło się kilka tekstów, np. na portalu 101greatgoals.com. Ale także i one zauważają drugą stronę medalu - że może wcale nie chodziło o to, żeby było antysemicko i rasistowsko.

 

"The case of the Jihad banner may be a little more complex. As reported by TheNews.Pl, “editor of the Hebrew Section at Polish Radio’s External Service, Jaroslaw Kociszewski, who was at the game, says that despite the sign displayed before the match saying ‘Legia Jihad’ – which can be seen during many domestic fixtures at the Warsaw stadium – Legia fans were boisterous, but generally well behaved. ‘I heard no anti-Semitic chanting and saw no aggression,’ Kociszewski says… ‘You can see the Jihad banner at many Legia home games,’ he adds.”


Ano właśnie - po pierwsze hasło nie zostało wymyślone na okoliczność meczu przeciwko drużynie z Tel Avivu, pojawiało się już wcześniej, po drugie - kibice zachowywali się przez cały mecz głośno ale poprawnie, zero obraźliwych okrzyków.


Czytam to wszystko i jednego jestem pewien - na zgodę pomiędzy środowiskiem Gazety i kibolami nie ma szans. Jedni i drudzy tak się nawzajem nakręcają i uskrajniają, że każde zachowanie drugiej strony nadinterpretują na swoją modłę, zakładając złą wolę i nie zauważając jakichokolwiek objawów pozytywnych.


Nie jest broń Boże moją intencją stawianie znaku równości pomiędzy obydwoma podejściami - chcę jedynie zwrócić uwagę na podobne mechanizmy. Dla Gazety kibol zawsze będzie tępym, brutalnym, dzikim półmózgim bandytą i antysemitą. Jeśli kibol (jak w ostatni czwartek) zrobi sto rzeczy pozytywnych, będzie budował fantastyczną atmosferę przez 90 minut, bez bluzg, bez chamstwa, bez prowokacji, to i tak Gazeta pozytywów nie dostrzeże a skupi się na tym jednym transparencie i go napiętnuje.


Dla kibola dziennikarze Gazety zawsze będą (takie epitety zresztą są często przypisywane również mi i temu drugiemu, co ze mną bloguje) tylko "szczekaczami sfory z Czerskiej", "pachołkami Michnika (a ostatnio i Tuska)", "partyjnymi funkcjonariuszami", którym nienawiść do kibica przesłania rzeczywistość, którą notorycznie zakłamują. Jeśli dziennikarz będzie tępił naganne zachowania kiboli, to według kibola będzie to robił tylko i wyłącznie ze złej woli i z nienawiści, a nie dlatego, że owe zachowania piętnowania wymagają.


Widać to także we wspomnianym wcześniej wyjaśnieniu SKLW: niby tłumaczą, że w wykorzystaniu słowa dżihad nie ma złych intencji, ale też nie ma tam krzty skruchy, czy stwierdzenia, że jeśli ktoś poczuł się urażony, to nie taka była nasza intencja - przepraszamy. Bo i prawda jest taka, że intencje stojące za przygotowaniem i wywieszeniem były oczywiste - nieprzypadkowo pojawił się on na meczu z Hapoelem właśnie (a nie z Gaziantenpsporem, czy ze Spartakiem), nieprzypadkowo był w czcionce stylizowanej na arabską. Szkoda, że towarzystwo nie pomyślało (a może właśnie wręcz przeciwnie - może właśnie pomyślało) o możliwej antysemickiej interpretacji, o tym, że taki transparent to woda na młyn wszystkich tych, którzy uważają Polskę za kraj pełen ksenofobów i antysemitów.


Choć oczywiście z drugiej strony - prowokacje są na stadionach świata na porządku dziennym. I zdarza się, że są poniżej jakiegokolwiek poziomu. Jak przychodzę na koncert Behemota, to darcie Biblii nie musi mi się podobać ale nie powinno mnie bulwersować, bo mieści się w stylistyce koncertu Behemota. I jak przychodzę na mecz piłkarski, to bluzgi czy mało wyrafinowane prowokacje (oczywiście warto zadawać pytanie, gdzie jest granica pomiędzy dopuszczalną prowokacją a szambem - ale to już temat na inny tekst) też nie muszą mi się podobać, ale nie powinny bulwersować, bo też mieszczą się w pewnej stylistyce. To nie filharmonia, nie opera, nie mecz tenisowy czy partia snookera. Widziały gały, co brały. Futbol (dla niektórych) to nie jest sprawa życia lub śmierci. To coś znacznie poważniejszego.


Przykład z ostatniego weekendu. Trzy lata temu Emmanuel Adebayor był piłkarzem Arsenalu. Dwa lata temu, już jako gracz Manchesteru City, po strzelonej bramce, pobiegł ją celebrować specjalnie pod sektor fanów Arsenalu, żeby ich sprowokować. Trzy dni temu próbował ich za to przepraszać: “What happened two years ago was an accident and I do apologise to all the fans of Arsenal. Sometime the emotions, we cannot control them, we are all human beings. I regret what I have done and I say sorry to everyone but at the end of the day sorry doesn’t change anything. For me it’s over."


Dla kibiców Arsenalu it's not over. Wczoraj, przy okazji derbów zaśpiewali Adebayorowi: "It should have been you, it should have been you, Shot in Angola. It should have been you."


Fajne? Niefajne. Należy takie zachowania piętnować, co nie zmienia faktu, że czy nam się one podobają, czy nie - będą się zdarzały. Piłka nożna to nie jest sport dla delikatnych i poprawnych politycznie ludzi.


A prawda - nawet jeśli nie leży pośrodku - to na pewno nie jest też aż tak czarno - biała, jak chcą ją widzieć i jedni, i drudzy. Wśród kiboli - jak w każdej dużej społeczności - zdarzają się i będą się zdarzać czarne owce. Zachowania takie, jak spoliczkowanie Rzeźniczaka przez Starucha, jak oplucie tzw. "Januszów" (w potocznym języku kibolskim określenie kibiców takich, jak np. ja - którzy chadzają na mecze rzadko i najchętniej zasiadają na trybunie rodzinnej) przez Litara, czy jak burdy na stadionie w Bydgoszczy należy piętnować i robić wszystko, żeby je z polskich stadionów eliminować.


Co nie zmienia faktu, że nie wszystko, co robi kibol jest z gruntu złe. To, że na polskich stadionach (nie wiemy, czy na wszystkich, ale na niektórych na pewno) mamy do czynienia z najgorętszą atmosferą w Europie - to też zasługa kiboli. I fajnie by było, gdybyśmy dożyli czasów, w których media równie konsekwentnie, jak piętnują zachowania naganne, zajęły się promocją i chwaleniem zachowań, które na pochwałę zasługują.


W międzyczasie w Gazecie pojawił się jeszcze jeden tekst, Roberta Błońskiego "Legia gra z Wisłą a kibic zostaje w domu", w którym wypowiedzi Grzegorza Mielcarskiego, Andrzeja Juskowiaka i Tomasza Rząsy, dowodziły tezy, że niedzielny mecz będzie słaby, że będzie niebezpiecznie, że nie ma się z kim w obu klubach identyfikować i że sam mecz nikogo nie obchodzi.


Na fali poczwartkowej euforii, na mecz z Wisłą też z synem poszedłem. Tym razem nie było biletów na trybunę rodzinną, więc kupiliśmy bilety na trybunę tuż koło samej żylety. Było drożej ale przynajmniej mogliśmy popatrzeć na to, co się tam dzieje z bliska. Jedno możemy powiedzieć na pewno: tutaj obraz też nie jest taki czarno-biały, jak wmawiają nam to na codzień media. Wulgarne przyśpiewki, owszem, pojawiały się. Ale stanowiły nie więcej, niż kilka % tego, co było śpiewane przez 90 minut. Wulgaryzmy każdorazowo były przycinane przez spikera, który prosił, żeby skupić się na kibicowaniu drużynie gospodarzy.


Byłem z dziesięcioletnim synem, więc wolałbym, żeby bluzgów nie było. Ale znowu: widziały gały co brały - jak idę na mecz piłkarski, to się z bluzgami muszę liczyć. Zresztą bluzgi z polskich stadionów akurat od tego, co słyszeliśmy na stadionach Premiership, Primera Division i Serie A, też niespecjalnie odbiegają.


Na stadion przyszło ponad 25 tys. widzów - rekord frekwencji na Pepsi Arena. Siedziało za mną dwóch obcokrajowców, kibiców - turystów, którzy najwyraźniej zaliczali akurat kolejny odcinek podróży "Stadiony Świata". Wyglądali na zachwyconych, próbowali śpiewać razem z kibicami, cieszyli się, robili zdjęcia. Nasz sektor sąsiadował z sektorem ultrasowskim, ale nawet przez moment nie poczułem jakiegokolwiek zagrożenia. Owszem - trudno mi sobie wyobrazić, żeby zasiadł tam kibic w szaliku Wisły (tak jak to widywałem w Madrycie czy Mediolanie). Ale nie zmienia to faktu, że atmosfera była na tyle super, że jestem pewien, że to, żeby Pepsi Arena się zapełniła, jest tylko kwestią czasu.


Żeby tak się stało, media nie powinny tylko straszyć, jak jest bardzo wulgarnie, chamsko, brutalnie i niebezpiecznie. Powinny też czasem napisać o tym, że takiej atmosfery jak na polskich stadionach nie ma nigdzie indziej w Europie.

Polecamy

Komentarze (38)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.