Adrian Małachowski

Adrian Małachowski, czyli przez Legię do Niemiec

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

14.08.2020 11:40

(akt. 14.08.2020 11:42)

Adrian Małachowski w latach 2012-2017 grał w Legii Warszawa. Trzykrotnie sięgnął z nią po mistrzostwo Polski juniorów starszych. Miał okazję grać w młodzieżowej Lidze Mistrzów czy wylecieć z pierwszym zespołem na dwa zgrupowania. Potem był wypożyczony do Pogoni Siedlce i Znicza Pruszków, a następnie definitywnie przeszedł do GKS-u Bełchatów - rywala Legii w Pucharze Polski. Niedawno podpisał kontrakt z 1. FC Magdeburg z III ligi niemieckiej. Zapraszamy na rozmowę z byłym piłkarzem "Wojskowych".

- Większość wspomnień związanych z Legią jest pozytywnych. Spędziłem przy Łazienkowskiej bardzo udany czas. Gdybym miał wymienić jeden szczególny moment, to wydaje mi się, że wskazałbym na finał z Pogonią w Szczecinie w Centralnej Lidze Juniorów w 2016 roku. W pierwszym finałowym spotkaniu przegraliśmy 0:2, a w rewanżu zwyciężyliśmy 5:2. Aż do teraz wspominam tę rywalizację, dzięki której wywalczyliśmy mistrzostwo Polski juniorów starszych.

W Szczecinie miałeś asystę przy bardzo ważnym golu Aleksandra Wańka.

- Zgadza się. Dośrodkowałem z rzutu wolnego, a „Wanio” umieścił piłkę w siatce. Była to bramka na 4:2 – taki wynik powodował, że objęliśmy prowadzenie w finałowym dwumeczu. Tytuł dla nas przypieczętował gol Konrada Michalaka. Tak naprawdę mogliśmy już świętować na boisku.

Poza emocjami w CLJ, przytrafiły się ciekawe spotkania w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Mecze z Realem, Borussią…

- Wspaniała przygoda i przyjemna odskocznia od meczów ligowych. Szkoda, że nie udało nam się wyjść z grupy, w której mierzyliśmy się z Realem, Borussią i Sportingiem. Uważam, że w wyjazdowym spotkaniu w Dortmundzie, czy w innych meczach, mogliśmy wywalczyć korzystniejsze wyniki. Była to jednak dla nas cenna lekcja i – tak, jak mówiłem wcześniej – przygoda.

Miałeś również okazję przebywać na dwóch zgrupowaniach z pierwszym zespołem Legii, za kadencji Jacka Magiery.

- Dokładnie. Mogłem uczestniczyć z „jedynką” w dwóch obozach. Kolejne ciekawe doświadczenie. Kilku zawodników Legii zrobiło wtedy na mnie spore wrażenie. Trenowanie u ich boku dużo mi dało. Na pewno świetnie prezentował się Vadis Odjidja-Ofoe. To, co Belg wyczyniał podczas tych zgrupowań… Wyróżniał się spośród wszystkich. Było widać, że jest na zupełnie innym poziomie – zarówno pod względem technicznym jak i fizycznym. Vadis był o półkę wyżej od reszty. Oprócz niego, Guilherme miał fajne „pokrętło” w nodze. Dobrze radził sobie w pojedynkach jeden na jednego. Dużo można się było nauczyć od Brazylijczyka. 

Czułeś podczas tych obozów, że możesz wkrótce zadebiutować w pierwszej drużynie?

- Nadzieja na pewno była, zostałem bowiem zgłoszony do Ligi Europy i ekstraklasy. Ale po powrocie do Polski ze zgrupowań, trenowałem głównie z drugim zespołem. Później przytrafiła się kontuzja, przez co etap o nazwie Legia się zakończył. Czy szkoda, że nie udało mi się trochę pograć w „jedynce”? Tak, lecz z drugiej strony o wiele mniej młodych piłkarzy grało wtedy w pierwszej drużynie, przez co o wiele trudniej było dostać szansę niż ma to miejsce obecnie. Tak naprawdę w tamtym okresie Sebastian Szymański dostawał szanse, trochę pograł, a reszta młodzieżowców nie mogła liczyć na zbyt dużo minut i okazji do pokazania się w ekstraklasie oraz w pucharach.

Utrzymujesz do dziś kontakt z zawodnikami, których poznałeś przy Łazienkowskiej? Widziałem, że ostatniego Sylwestra spędzałeś w bardzo legijnym gronie.

- Zgadza się. Przyjaźnie i znajomości z czasów gry w juniorach są najtrwalsze. Mam kontakt z wieloma piłkarzami: zarówno z mojego rocznika jak i starszych. Cała moja rodzina mieszka w Warszawie, przez co często wracałem do stolicy i utrzymywałem relacje z bardzo dużą liczbą osób. Bardzo cieszę się z tego, że przyjaźnie przetrwały do dzisiaj.

Rundę jesienną sezonu 2017/18 spędziłeś na wypożyczeniu w Pogoni Siedlce, a kolejne półtora roku – na wypożyczeniu w Zniczu Pruszków.

- Wypożyczenie do Pogoni okazało się kompletnie nieudane. Plan był zupełnie inny. Musiałem trochę poczekać na szansę, którą dostałem w przegranym meczu z Bytovią. Gdybym miał oceniać swój występ – w sumie nie tylko ja, bo trener potem też to przyznał – wypadłem bardzo dobrze. Ale chwilę później szkoleniowiec został zwolniony. Gdy trener się zmienił, to już później praktycznie ani razu nie byłem w kadrze meczowej, nie zostałem nawet powołany na sparing. Wiedziałem, że muszę zmienić miejsce, aby łapać minuty na boisku.

Wtedy tymczasowo przeszedłem do Znicza Pruszków. Klub obdarzył mnie dużym zaufaniem. Od samego początku stałem się podstawowym zawodnikiem i w pierwszym półroczu grałem od deski do deski. Zostałem także na kolejny sezon, dzięki czemu mogłem się rozwijać i nabywać doświadczenie. Dużo mi to dało, bo przeniosłem się do GKS-u Bełchatów.

No właśnie, pograłeś rok w Bełchatowie. Solidny sezon, występowałeś dość regularnie. Czułeś się wiodącą postacią?

- To nie było też tak, że od samego startu grałem regularnie. Musiałem chwilę poczekać na szanse. Gdy nadarzyła się okazja do gry w pierwszym składzie, to ją wykorzystałem. I tak naprawdę do końca rozgrywek byłem podstawowym piłkarzem. Uważam, że moja rola w zespole rosła z każdym meczu. Pod koniec tamtego sezonu byłem jednym z liderów GKS-u, ciągnąłem drużynę.

Myślałeś o tym, żeby zostać w GKS-ie na dłużej? Opuściłeś klub w końcówce ostatnich rozgrywek.

- Nie opuściłem klubu. Wyjechałem z Bełchatowa przed zakończeniem rozgrywek z powodu urazu, który zdecydowałem leczyć w Warszawie. Nie było opcji, żebym został w GKS-ie na następny sezon, z powodów finansowych. Jeżeli nie otrzymuje się wypłaty przez pół roku, to wydaje mi się, że żaden gracz nie rozważa nawet kontynuowania gry w kolejnym sezonie. Szuka się innych rozwiązań, aby rozwijać się w normalnych warunkach, w innym klubie.

W piątek odbędzie się spotkanie 1/32 finału Pucharu Polski. Legia zagra w Bełchatowie z GKS-em. Jakiego meczu się spodziewasz i czy zamierzasz go obejrzeć, o ile będziesz miał taką możliwość?

- Na pewno obejrzę pucharową rywalizację Legii z GKS-em. Z Bełchatowa odeszło jednak wielu piłkarzy i nie do końca wiadomo czego można się spodziewać po tym zespole. Dział analityczny Legii nie będzie miał za bardzo czego analizować, ze względu na to, że w składzie rywali nastąpiło sporo zmian. Na pewno niemałym zaskoczeniem będzie wyjściowa jedenastka bełchatowian. GKS wznowił treningi w poniedziałek, sporo nowych twarzy… Sądzę, że Legia będzie dominowała, ale GKS zawsze jest groźny w meczach u siebie. W poprzednim sezonie zawsze sprawialiśmy duże kłopoty przyjezdnym, w spotkaniach w Bełchatowie. 

Niedawno zamieniłeś GKS na 1. FC Magdeburg, czyli klub z III ligi niemieckiej. Czy miałeś może jeszcze inne oferty?

- Propozycji było całkiem sporo, po poprzednich rozgrywkach, ale głównie z drużyn z I ligi. Otrzymałem też ofertę od zespołu, który awansował do ekstraklasy. Analizując sytuację wspólnie z menedżerami, uznaliśmy, że - grając w beniaminku czy klubie, który walczy o utrzymanie – trudno będzie pokazać się na tyle dobrze, żeby zapracować na ciekawy transfer po kolejnym sezonie. Potem przyszła oferta z Magdeburga, nad którą nie zastanawialiśmy się zbyt długo. Stwierdziliśmy, że to bardzo dobre miejsce do tego, żeby postawić kolejny krok i dalej się rozwijać.

Baza treningowa w Magdeburgu robi wrażenie?

- Można powiedzieć, że to inny świat. Stadion może pomieścić 28 tysięcy kibiców. Poza tym, mamy sześć boisk treningowych, kryte bieżnie… Jest tutaj wszystko, czego zawodnik potrzebuje do spokojnego treningu i do rozwoju.

Rozmawiałeś już z trenerem odnośnie planów na twoją osobę?

- Tak. Przyjechałem do Niemiec już w poprzednim tygodniu, we wtorek, aby spotkać się ze szkoleniowcem i dyrektorem sportowym. Cała rozmowa zajęła kilka godzin. Mogliśmy na spokojnie porozmawiać na temat mojej sytuacji oraz dalszych planów.

Ile razy w tygodniu uczysz się języka niemieckiego? Czy może klub zapewnia ci takie lekcje czy na razie szlifujesz język na własną rękę?

- Podstaw języka nauczyłem się już w szkole. Gdy zdecydowałem się na transfer do Magdeburga, rozpocząłem naukę niemieckiego na własną rękę, uczyłem się po 2-3 godziny dziennie. Wciąż kontynuuję samodzielną naukę, natomiast od następnego tygodnia klub zapewnił mi na miejscu szkołę języka niemieckiego. Czekają mnie zatem codzienne lekcje z lektorem. Będę dalej szlifował niemiecki, aby móc łatwo i jak najszybciej komunikować się ze sztabem szkoleniowym oraz z zawodnikami.  

Spodziewasz się, że po dobrej grze w tym sezonie, otrzymasz ofertę od klubu np. z 2. Bundesligi albo po prostu awansujesz z ekipą z Magdeburga na ten poziom rozgrywkowy?

- Obowiązuje mnie dwuletni kontrakt z 1. FC Magdeburg. Liczę, że po dobrym sezonie awansujemy, wspólnie z zespołem, do 2. Bundesligi.

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.