Aleksandar Vuković: Jestem dumny, że Legia została uratowana

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

21.05.2022 21:45

(akt. 22.05.2022 00:26)

– Miłym akcentem kończymy niemiły sezon dla wszystkich związanych z Legią. Zwycięstwo okazałe, zasłużone, choć chyba za wysokie. Momentami mieliśmy trochę szczęścia, którego brakowało wcześniej. Najważniejsze, że wygraliśmy. Daliśmy nieco optymizmu, jeśli chodzi o to, co przed klubem. Kolejne rozgrywki będą zupełnie inne – mówił po rywalizacji z Cracovią (3:0) Aleksandar Vuković, dla którego był to ostatni mecz w roli trenera "Wojskowych".

– Otrzymałem od fanów transparent z napisem "Dziękujemy, Vuko". To ja jestem wdzięczny takim kibicom za to, że nas wspierali. Wiem, że te osoby, do których się skierowałem, zawsze były moimi wielkimi fanami, a co najważniejsze – fanami tego klubu.

O Wiktorze Bołbie

– Osoba, którą mam na koszulce, jest wszystkim bardzo dobrze znana. To Wiktor Bołba, wielki człowiek, mój przyjaciel. Chciałem uczcić, przypomnieć wszystkim o nim, bo odszedł za wcześnie, jeszcze przed tą rundą. Mieliśmy wiele rozmów, ostatnią przed rozpoczęciem rozgrywek od nowa. Obiecaliśmy sobie, że w tym dniu będziemy razem i że będziemy mogli uczcić koniec tej sagi. On też mnie o to prosił. To wszystko, nie tylko dzisiejsze zwycięstwo, dedykuję mu. Będę o nim pamiętał, klub też. Miejsce tej koszulki jest w muzeum, które powstało dzięki Wiktorowi. To dla mnie wzór kibicowski, nieważne jaki zespół wspierasz. Cześć jego pamięci. Cieszę się, że mogłem założyć tę koszulkę – i to w wygranym meczu, bo on na to zasługuje.

O wdzięczności dla drużyny i statystykach, które są jak... bikini

– Gwizdy w kierunku niektórych zawodników? Nie chcę się do tego odnosić. Wiadomo, jaki był to sezon dla klubu, kibiców, piłkarzy. Ze swojej strony mówiłem od początku jedno i to samo. Można być złym, niezadowolonym, natomiast rozwiązaniem jest dla mnie zapracowanie na to, żeby było lepiej. Mogłem zapracować na to m.in. z grupą ludzi, która była dziś na murawie. Jestem wdzięczny za to, że podołała, bo łatwo się mówi, że to jest proste. Ja wiem, że w sporcie nigdy nie jest łatwo wyjść z takiej sytuacji, w takim klubie, przy tak niesprzyjających okolicznościach. Szanuję za to tę grupę, która wyciągnęła Legię z tej sytuacji.

– Łatwo jest być z drużyną, gdy wygrywa, a trochę trudniej, kiedy nie wygrywa. Dziś zdobyliśmy 28. "oczko" w 16. ligowym meczu, bardzo mi na tym zależało. Jak to się mówi w Serbii – ze statystyką jest jak z bikini, czyli wszystko pokazuje, ale nic nie widać. Podobnie jest z tymi 28 punktami. Jednak gdy sięgaliśmy po mistrzostwo, to wywalczyliśmy 29 "oczek" w 15 meczach – w pierwszym półroczu, kiedy zespół się budował i kształtował. Teraz poniekąd też zaczęliśmy budować coś od nowa. Wiem, że w tych okolicznościach to rezultat naprawdę przyzwoity. Rzutowało na nas to, co wcześniej, dlatego ocena jest różna. Natomiast 28 punktów w 16 spotkaniach, wyjazdy z Rakowem, Lechem, Pogonią, tematy związane z nowym i starym trenerem, kontuzje Jędrzejczyka, Kapustki, Ribeiro, w pewnym momencie Rose, Johanssona… To wszystko powoduje, że "oczek" mogło być jeszcze kilka więcej, wtedy wynik byłby znakomity.

– Patrzę na ten czas z zadowoleniem, niedosytem. Przypominam, że 32. punkt zdobyliśmy de facto z Rakowem w Częstochowie, przed przerwą reprezentacyjną. Poniekąd już wtedy można było mówić, że jest utrzymanie, a była to dopiero połowa drogi. Od tamtej pory chciałem więcej, kilku "oczek" będzie mi z tego względu brakowało, bo początek okazał się znakomity.

O doświadczeniu, dużej wartości, wypowiedzi Lamparda

– Walka o utrzymanie to coś zupełnie nowego, szczególnie w roli trenera, nigdy tego nie doświadczyłem. Przeżycie czegoś takiego to duża wartość, przydatna na przyszłość. Powiedziałem wcześniej, że wygrana z Górnikiem okazała się najważniejsza w tym kontekście, że zapewniliśmy sobie – tak istotny dla klubu – byt w ekstraklasie. Te słowa zostały różnie odebrane, nie było zrozumienia. Parę dni temu czytałem wypowiedź Franka Lamparda, który mówił, że uczucie utrzymania z Evertonem nie może się mierzyć z żadną Ligą Mistrzów, którą zdobywał, czy z kilkoma mistrzostwami choćby w Chelsea. Miałem takie same wrażenie, czyli że to coś wyjątkowego.

O wyciszeniu i scaleniu grupy

– W trakcie rundy tworzyliśmy coś zupełnie innego. Specjalnie wyciszyłem drużynę, uważam, że tego potrzebowała. Nie było nawet możliwości, by – tak, jak bywało zazwyczaj wcześniej – kamery Legia.com nagrywały to, co się dzieje w szatni. Z drugiej strony – wiem, że szkoda, iż nie udało się zobaczyć kilku ujęć, może wtedy byłaby u wszystkich inna świadomość, co tu się zmienia i jak to wygląda. Jestem zadowolony, że powoli szło to w tym kierunku, który obiecałem zespołowi na początku. Mówiłem, że nie wiem jak dużo będziemy wygrywać, ale mogę obiecać, że będziemy zupełnie inną ekipą pod kątem atmosfery, wzajemnego szacunku. Myślę, że to się na pewno udało. Każda osobowość w tej drużynie czuła się ważna i potrzebna. Choćby z tego powodu to znacznie inna szatnia niż wtedy, gdy ją na nowo spotkałem.  

– Scalenie tej grupy nie było łatwe, wymagało czasu. Nie da się tego zrobić w ciągu tygodnia, trzeba przejść przez różne momenty. Nie mieliśmy zbytnio czasu, żeby przeżywać gorsze chwile. Dużo dał nam obóz w Dubaju, gdzie uświadomiliśmy zespół o sytuacji, w jakiej jesteśmy. Mówiliśmy sobie, że nie ma tak, że samo się zrobi – tutaj musi wrócić dyscyplina, praca, poświęcenie. Pamiętam, że wówczas powiedziałem, że mając w tabeli koło siebie Wartę, Termalikę i Górnika Łęczna, to minimum jedna z tych trzech ekip się nie utrzyma. Mówiłem to po to, by piłkarze byli świadomi, że nie gonimy jedynie tej trójki, tylko kluby, które miały wtedy 6-8 punktów więcej, bo jeżeli tego nie dokonamy, to będziemy mieli duży problem.

– Praca nad świadomością, dyscypliną, to był pierwszy krok. Ten proces wymagał potem reakcji, gdy coś się zatnie. Przegraliśmy z Wartą, później mówiłem zespołowi, że remis w Niecieczy jest dobry. Nie jest to łatwo wytłumaczyć, kiedy zawodnicy dostają bodźce, że to katastrofa. Tak, w pewnych sytuacjach można tak to ująć, lecz wtedy chciałem pokazać, że dalej wierzę w tę drużynę, że musimy być wytrwali, pokazać charakter. Powiedziałem, że to punkt historyczny, bo wcześniej Legia grała tam trzy razy – i trzykrotnie przegrała. Trzeba było przekonać zespół do tego, żeby nie spuszczał głów. Z Wisłą Kraków, Śląskiem, Górnikiem Łęczna, raz jeszcze z Termaliką zdobyliśmy 12 punktów i odmieniliśmy sytuację. A gdybyśmy wtedy wykazali się jakąkolwiek słabością charakteru, to dziś bylibyśmy w obecnej sytuacji Wisły Kraków, jestem o tym w 100-procentach przekonany.

– To proces, który wymaga wytrwałości, przetworzenia porażki w coś, co jest przydatne, nie traktować jej jako tragedii, która prowadzi do następnych. To cały czas było problemem Legii, nawet gdy graliśmy o tytuł, by wytłumaczyć, że mimo potknięcia trzeba jechać dalej. To nie okazało się łatwe, ale myślę, że wielu chłopaków to zrozumiało, dlatego udało się mieć choćby taką serię.

O szatni, hymnie

– Szatnia jest teraz, moim zdaniem, zupełnie inna. Wiem, co trzeba zrobić, by była jeszcze lepsza. Jestem przekonany, że tak też się stanie. W klubie również mają wiedzę na ten temat, więc będzie to znacznie inna drużyna, niż była. Wówczas normalnym odruchem człowieka będącego częścią zespołu mogły być myśli o ucieczce stąd. Przed pierwszym i – wydaje mi się – jedynym meczem, który wygraliśmy motywacją (z Zagłębiem Lubin, 4:0 – red.), powiedziałem, że w hymnie Polski są słowa: "Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy". On nie został napisany dla ludzi bez charakteru, nie został napisany przez osoby, które w trudnych chwilach się poddawały i uciekały z tonącego statku. Napisano go na cześć ludzi, którzy o coś walczyli. W każdym kraju są osoby, które pokazywały charakter, siłę – i podołały problemowi. Zaznaczyłem, że chcę takich ludzi, czyli gotowych, stawiających czoła trudnym wyzwaniom, walczących, mających świadomość następnych niepowodzeń, ale grających do końca. Takich też zostawiliśmy w klubie. Wiadomo, że tej drużynie cały czas brakuje troszeczkę jakości na niektórych pozycjach, by osiągała więcej. Bo – koniec końców – liczy się także jakość, nie tylko siła woli. To coś, co było ważne, nad tym pracowaliśmy. Miejsce w tabeli – czy jest ono 10., 9. czy 8. – ma znaczenie. Na pewno nie jest to coś, co zapisałbym jako powód do dumy. Jestem dumny z tego, że klub, drużyna została uratowana, utrzymała się. Jestem święcie przekonany, że za 10 lat będzie to bardziej doceniane niż obecnie.

O przyszłości

– Moje plany? Cieszę się, że następuje moment odcięcia pępowiny. Odchodzę z Legii, która mnie, również jako trenera, wypromowała, dała szansę, za co jestem wdzięczny. To klub, dzięki któremu zaistniałem też jako szkoleniowiec. Jestem gotowy podjąć się następnego wyzwania. Mam nadzieję, że taką szansę dostanę. I wtedy będziemy mieli więcej odpowiedzi, jak sobie radzę.

O pochwałach dla zawodników

– Kluczowy zawodnik? Josue był dla mnie najważniejszy, bo był też najtrudniejszy. Kiedy obejmowałem klub, to każdy mecz wyglądał tak, że zaraz może wylecieć z boiska. Odkąd pracujemy, to myślę, że dostał dwie żółte kartki. Pauzował od razu, nota bene z Wartą, z którą przegraliśmy. To też o czymś świadczy. Wtedy nie wystąpił także Mateusz Wieteska, który przez pierwszą część rundy był absolutnym liderem, potem miał problem ze zdrowiem i trochę gorszych chwil. Ale był niekwestionowanym liderem w najtrudniejszych momentach, gdy nie mieliśmy choćby kontuzjowanego Jędrzejczyka. Odczuliśmy nieobecność "Wietesa" w rywalizacji z Wartą. Paweł Wszołek to demon liczb i tego wszystkiego, czego potrzebuje zespół. Jego brak w meczu o Puchar Polski czy w niektórych spotkaniach ligowych okazał się dla nas za dużym ciosem. Slisz, Rosołek czy Pekhart – nie zawiodłem się na nich już podczas poprzedniej kadencji. Znałem ich, oni mnie, "Jędza" również nam pomógł po powrocie z kontuzji. Chcę wymienić praktycznie wszystkich. Przypomnę, że Johansson czy Rose, to piłkarze, którzy byli wyganiani z klubu, jak tutaj przychodziłem – albo chwilę wcześniej, bo grali u Marka Gołębiewskiego. Gdybyśmy nie mieli Rose i Johanssona, odstawili ich i grali innymi – przy kontuzji Nawrockiego, Jędzy, Ribeiro – to nie wiem czy byśmy się utrzymali w lidze. Kogoś mogę pominąć, lecz zostanie mi to wybaczone. Jestem bardzo zadowolony z tych ludzi.  

O kibicach

– Czy nie jest mi żal, że "Żyleta" nawet przez chwilę nie skandowała mojego nazwiska? Widziałem na Legii różne protesty. Był protest, który ma pewnie jakiś swój cel, sens, bo trudno przetrawić kibicom taki sezon. Jeśli chodzi o "Żyletę", to miałem z nią różne momenty, może dlatego, że mówię to, co myślę, czasami się powstrzymuję. Tym razem też się powstrzymam. Oceni mnie historia, czas, który jest przed nami, to, co zostało zrobione. Z drugiej strony, cieszę się, że nie zostałem przynajmniej wygwizdany. Tego też mogłem się spodziewać. Dlatego jest okej.

O telefonach z innych klubów

– Wiedziałem, że w Legii wiecznie pracować nie będę. Jestem gotów podjąć walkę gdzieś indziej. W każdym klubie będę walczył tak, jak w Warszawie, bo inaczej nie potrafię. Czy ktoś już do mnie dzwonił? Tak, miałem telefony z niejednego polskiego zespołu, bardziej informacyjne. Jest też szansa na powrót na Bałkany. Zobaczymy. Jestem podekscytowany dalszą możliwością pracy w zawodzie. Cieszę się, że – jakby to nie zabrzmiało – odchodzę z Łazienkowskiej i będę mógł pracować w innym miejscu.

ZOBACZ TAKŻE:

– Zapis relacji tekstowej na żywo

Wypowiedź trenera Cracovii

Komentarz Tomasa Pekharta

Polecamy

Komentarze (133)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.