Aleksandar Vuković: Każdy dostanie szansę i od niego zależy czy ją wykorzysta
26.01.2022 15:00
Początek roku zapowiadał się bardzo intensywnie, ale mecz z Bruk-Betem został przełożony. Na wasz wniosek czy rywala?
- O przełożenie wnioskował klub z Niecieczy, ale nam też to pasowało – ze względu na porę roku i czas – zaraz po obozie musielibyśmy zagrać trzy mecze w ciągu tygodnia. To dla nikogo nie jest świetną opcją. Marcowy termin bardziej nam odpowiada, będziemy już po miesiącu intensywnej pracy. Oczywiście nie jest znana nam sytuacja kadrowa, jaką wówczas będziemy mieli, ale jest szansa, że do tego czasu wróci choćby kapitan zespołu, Artur Jędrzejczyk. Liczę, że w marcu będę miał więcej graczy do swojej dyspozycji niż miałbym teraz, w lutowym terminie. Podsumowując, to był wniosek władz Bruk-Betu, do którego my się przychyliliśmy.
Na zgrupowaniu w Dubaju ćwiczyło 35 zawodników. Trudno to nazwać wąską kadrą. Chyba trzeba będzie ją nieco odchudzić.
- To prawda, kadra na obozie była szeroka, ale mieliśmy bardzo dużą liczbę młodych zawodników. Kilku z nich przyjechało z nami do Zjednoczonych Emiratów Arabskich po to, by zapoznać się z atmosferą i pracą na takim zgrupowaniu z pierwszym zespołem. Paru zawodników z tej młodej grupy graczy ma już jakieś doświadczenia w tym temacie. Oni mają też większe szanse na to, by w trakcie sezonu dostać szansę gry, choćby przez kilka minut, w meczach o stawkę. Ale zdecydowana większość tych zawodników była z nami po to, aby zobaczyć taki obóz, poczuć to wszystko, co z nim związane. Stan kadrowy poprawił się natomiast wraz z powrotem pięciu zawodników, którzy nie przylecieli z nami z powodu pozytywnych testów na obecność koronawirusa. Brakowało nam ich, zwłaszcza na wahadłach. Wśród młodych również mieliśmy deficyty na tej pozycji. Byli tylko Kacper Skibicki i Jakub Kwiatkowski. Był wprawdzie Kacper Skwierczyński, on może grać na boku, ale jest graczem bardziej ofensywnym, skrzydłowym do nieco innego stylu grania. To pokazuje najlepiej, w którym miejscu potrzebujemy jeszcze wzmocnień.
Czy któryś z młodych chłopaków, którzy przylecieli na zgrupowanie z akademii Legii, zrobił na tyle dobre wrażenie, że może liczyć na jakąś szansę gry w pierwszym zespole wiosną?
- Czas pokaże. Nie chcę jeszcze niczego deklarować. Po powrocie z obozu będziemy jeszcze przez dwa tygodnie trenowali w ośrodku w Książenicach, zagramy dwa mecze sparingowe. Po tych spotkaniach będziemy chcieli określić się co do kształtu kadry, która będzie trenowała na co dzień z pierwszym zespołem, w tym oczywiście młodych graczy, którzy będą z nami pracowali. Po tych sparingach z GKS-em Tychy i Radomiakiem podejmiemy ostateczną decyzją co do kadry pierwszej drużyny, zastanowimy się kto z młodych najwięcej pokazał i zyskał w naszych oczach.
Jacek Zieliński zauważył, że ta młodzież na obozie dała sobie radę pod względem fizycznym, nie było tak, że im bliżej końca zgrupowania, tym bardziej młodzi odpadali, oddychali rękawami. Czy można dostrzec pewną zmianę? Taką, że młodzi byli lepiej przygotowani do wysiłku, do większej intensywności?
- Trudno mi porównać czy jest teraz lepiej pod tym względem niż np. dwa lata temu. Ale to co dało się zauważyć, to że po niemrawym początku ci młodzi chłopcy zaczęli wyglądać coraz lepiej. Potrzebowali trochę czasu aby się zaadaptować do wysiłku, intensywności, oswoić się z tym, że są na obozie z pierwszym zespołem. Ten czas trwał mniej więcej do pierwszego, wewnętrznego sparingu, w którym pokazali się z dobrej strony. Od tego momentu wyglądało to solidnie, również pod tym kątem jak fizycznie wytrzymali trudy tego zgrupowania. Oni potrafili wykorzystać młodość do tego by lżej przejść przez obóz, co jest naturalne – młody organizm szybciej się regeneruje, szybciej wraca do stanu ponownego użytku.
Prześledźmy wszystkie formacje zaczynając od bramkarzy. Mamy Artura Boruca, który ma niepodważalną pozycję z zespole i jej hierarchii. Ale jesień pokazała, że brak ogrania u Czarka Miszty i Kacpra Tobiasza skutkuje błędami i traconymi golami. Czy w związku z tym konieczne jest pozyskanie doświadczonego zmiennika dla Boruca, czy dacie sobie radę do końca sezonu w takim stanie osobowym?
- Z Arturem Borucem w rundzie jesiennej bywało różnie. Najpierw bronił bardzo dobrze, potem z różnych powodów bronić nie mógł, lub jego dyspozycja nie była najwyższa. Cieszy to, że dziś patrząc na Artura widać dużą jakość – w każdym treningu i każdym sparingu. Wrócił do dobrego treningu i automatycznie wrócił też do dobrej dyspozycji. Ze swoim doświadczeniem może być bardzo, bardzo ważnym ogniwem zespołu. Jest dla mnie super pozytywnym zaskoczeniem, mimo dużej klasy sportowej, jego zaangażowanie w trening i podejście do pracy. Oby tak to wyglądało cały czas, oby wszystko z jego zdrowiem było w porządku.
- Co do dwójki młodych, choć jest jeszcze ten trzeci czyli Maciej Kikolski, to zarówno Czarek Miszta jak i Kacper Tobiasz pracują bardzo solidnie. Mają za sobą bardzo ważny okres, zebrali jesienią spore doświadczenia, które im pomoże. Są mądrzejsi o te sześć miesięcy i znaleźli już siłę by ponownie powalczyć o swoje miejsce w Legii. Wierzę, że ci bramkarze, z Borucem włącznie, będą naszą siłą w tej rundzie. Mam przekonanie, że cała trójka będzie silnym punktem, ale może ich wzmocnić jeszcze jeden – czwarty, doświadczony bramkarz. Myśleliśmy o tym już w grudniu i myślimy cały czas. Tylko i wyłącznie dlatego, by nic nie zostawiać przypadkowi. Ewentualna kontuzja Artura, wirus u drugiego bramkarza czy słabsza dyspozycja u młodego golkipera, mogła by być dla nas problemem. Dlatego pod tym kątem chcemy się zabezpieczyć i cały czas mamy taką potrzebę. Tylko i wyłącznie dlatego o tym myślimy, ale jednocześnie mamy dużą dozę nadziei i wiary, że ten czwarty, doświadczony bramkarz nie będzie nam potrzebny, że będziemy z niego korzystać głównie na treningach.
Pojawiają się cały czas tematy wypożyczenia czy to Kacpra Tobiasza czy Czarka Miszty. Po to by łapali doświadczenie, ogrywali się i wrócili lepsi, przygotowani do gry w pierwszym zespole. Jeśli przyszedłby doświadczony bramkarz, to jeden z młodych mógłby otrzymać zgodę na wypożyczenie. Pytanie któremu z nich bardziej by się to przydało?
- Na ten moment nie wyobrażam sobie wypożyczenia Czarka Miszty. Wierzę w tego chłopaka. Kacper Tobiasz też dobrze pracuje. Zobaczymy jakie decyzje zostaną podjęte, musimy pomyśleć w taki sposób by było korzystne to dla nich i dla zespołu. Wiadomo, że nie każdy będzie mógł bronić i nie będzie bronił tyle samo. Wierzę tak samo w obu, ale Miszta jest bramkarzem nieco starszym, dobrze go znam i wiem z przeszłości, jak to wyglądało. Miał trudne pół roku, ale i ważne dla siebie i swojego rozwoju pół roku. Zebrał sporo doświadczeń i myślę, że to zaprocentuje.
Jak dużym problemem, osłabieniem jest fakt, że na początku rundy wiosennej nie będziecie mogli na boisku liczyć na Artura Jędrzejczyka, który przechodzi rehabilitację po złamaniu obojczyka? Prawdopodobnie nie będzie dostępny przez pierwszy miesiąc.
- Jesteśmy na to gotowi, mamy świadomość, że będziemy musieli radzić sobie przez jakiś czas bez niego. Ale Artur wróci na boisko szybciej niż się tego spodziewamy. I to też jest super ważna informacja dla nas. Będąc w Książenicach zrobimy prześwietlenie tego barku i obojczyka, będziemy wtedy mieli wiedzę, jak wygląda zrośnięcie się kości. Ale „Jędza” bardzo wiele rzeczy robił już w Dubaju. W przypadku takiej kontuzji powrót na koniec marca do gry byłby lub na początku kwietnia byłby dobrym wynikiem, natomiast ja mam nadzieję, że już pod koniec lutego będziemy mogli korzystać z Jędrzejczyka na boisku.
Pod nieobecność „Jędzy” ustawienie linii obronnej rozpoczyna trener od Mateusza Wieteski? Kto obok niego i kto zamiast niego, gdyby z jakiegoś powodu go zabrakło?
- „Wietes” z pewnością wyrósł na jednego z liderów, oczekujemy też od niego, by taką rolę lidera przejmował, by taką pełnił. Stać go na to ze swoim doświadczeniem i czasem jaki spędził w Legii. Kto obok niego? Zobaczymy. Istotne są kwestie zdrowotne, które mogą decydować o wyborach personalnych. Jest szansa, że wkrótce będziemy mieli sześciu środkowych obrońców do wyboru i dyspozycja każdego z nich będzie decydowała. Bardzo ważna jest wewnętrzna rywalizacja, dla mnie to jedna z kluczowych kwestii. Czasem nam tego brakuje. Liczbowo będzie w porządku, gdy będziemy mieli dwóch zawodników na jedną pozycję walczących o miejsce w składzie. Wtedy sytuacja kadrowa będzie dobra i bezpieczna. Zawsze starałem się by tak to działało. Jeśli w zastępstwie Arvydasa Novikovasa miałem Mateusza Cholewiaka, to dla mnie najważniejsze było, że mam dwóch graczy na jedno miejsce, że mam na ławce faceta, który może wejść z ławki na 15-20 minut i dać zespołowi to, czego drużyna akurat potrzebuje. Tego chciałbym też w tej drużynie i myślę, że powoli dojdziemy do takiej sytuacji. Może nie wyrobimy się na pierwszy mecz o stawkę, ale ten cel zostanie osiągnięty.
Lindsay Rose pierwszy tydzień na obozie pracował indywidualnie, zaś drugi już z zespołem. Jak go trener ocenia? Pytam, bo jesienią do jego gry i osoby było wiele zastrzeżeń.
- To zawodnik, który wykazuje bardzo dużą chęć do pracy, do gry. On długo leczył kontuzję, później dopadł go Covid. Mimo takich problemów trafił na zgrupowanie w bardzo dobrej dyspozycji fizycznej, a to oznacza, że wykonał kawał pracy samemu, aby być gotowym do ciężkich treningów z drużyną. To świadczy o nim bardzo dobrze, o jego profesjonalnym podejściu do zawodu. Byliśmy przygotowani na to, że przyleci nieco zaniedbany i będzie musiał się dłużej wprowadzać do pracy z pozostałymi zawodnikami, a było zupełnie inaczej, z marszu był do tego gotowy, co pozytywnie nas zaskoczyło. Dał nam tym samym pierwszy sygnał – że chce, że mu zależy. To dla mnie bardzo ważne. Wtedy jest łatwiej o pozostałe rzeczy.
Spytam jeszcze o Mateusza Hołownię, który jest w kadrze pierwszego zespołu od czasów Henninga Berga czyli już dość długo. Czy on ma szansę na to, by odgrywać choćby taką rolę, jaką pełni wspomniany już Mateusz Wieteska? „Wietes” też musiał być cierpliwy i długo czekał na poważniejszą szansę w zespole.
- Zależy to głównie od Mateusza Hołowni. Wiele wskazuje na to, że będzie dostawał swoje szanse by pokazać, że zasługuje na coś więcej, na to by odgrywać ważniejszą rolę w drużynie. Podoba mi się to, że dojrzał jako człowiek, widzę pozytywną zmianę w podejściu do treningów, dojrzałość piłkarską. A do tej pory często były do niego zarzuty w tej kwestii. Teraz sytuacja jest o wiele lepsza niż wcześniej. Jest to dobry prognostyk, natomiast nie chcę nikogo faworyzować ani nikogo skreślać. Chcę stworzyć sytuację, w której każdy będzie miał swoją szansę i od niego będzie uzależnione, czy szansę wykorzysta, czy powalczy o kolejną. I to dotyczy również Hołowni.
Mattias Johansson jesienią ciągle na coś narzekał, co chwilę coś mu dolegało. Czy teraz wszystko z nim porządku, czy wszystkie urazy zostały wyleczone?
- Mam nadzieję. On generalnie mi zaimponował w tych dwóch meczach, w których prowadziłem zespół w grudniu. Widziałem zawodnika bardzo charakternego, który się nie oszczędzał – a było tak choć jego dyspozycja fizyczna było znacznie poniżej potrzeb, jakie były konieczne na te dwa spotkania. Mimo tych niedostatków, pokazał charakter, dał bardzo dużo z siebie. Jego problem polegał na tym, że co chwilę miał kłopoty ze zdrowiem, miał pecha, złapał ostatnio też koronawirusa, a podczas sparingu miał rozciętą wargę, zszedł z zakrwawioną twarzą, ale na szczęście wrócił do gry pół godziny później. Ale podoba mi się jego charakter, uważam że to inteligentnie grający piłkarz, ma taką boiskową mądrość. Jeśli będzie zdrowy to jest duża szansa, że będzie dla nas bardzo wartościowym piłkarzem.
Poprzednio gdy na dłużej został pan pierwszym trenerem postawił pan śmiało na zawodników i zrobił z nich pierwszoplanowe postacie, którzy byli skreśleni przez Ricardo Sa Pinto – mam na myśli Domagoja Antolicia, Jose Kante czy Jarosława Niezgodę. Szukając analogii, teraz może być podobnie – chwaleni przez pana są Mattias Johansson, Lindsay Rose, gdzieś w kolejce czeka jeszcze pewnie Joel Abu Hanna czyli gracze, którzy jesienią nie mieli wysokich notowań o trenerów.
- Na pewno każdemu chcę dać szansę, z pewnością nie będę się kierował tym, co było wcześniej – ani pod kątem tych chwalonych, ani tych, którzy byli krytykowani. Patrzę na to, co jest tu i teraz, takie są też nasze potrzeby. Piłkarz, któremu zależy, który jest bardzo zdeterminowany, który pokazuje to na treningach, powinien dostać swoją szansę. Jeśli swoją szansę na boisku, w czasie meczu wykorzysta, to zostaje w składzie na dłużej, a jego notowania ulegają zmianie. Nie wykluczam tego, a nawet mam nadzieję, że tak będzie, że obraz kilku chłopaków, nie tylko tych wspomnianych w pytaniu, będzie zupełnie inny, lepszy. To by oznaczało, że zmieniła się też drużyna, bo każdy z nich potrzebował i potrzebuje lepiej funkcjonującej drużyny. Jedno jest z drugim powiązane. Tak samo zespół potrzebuje lepiej grających indywidualności. Ale na pierwszym miejscu jest dobrze funkcjonująca drużyna, która jest już teraz w zupełnie innym miejscu, niż była w ostatnim półroczu. Bez tego, żaden zawodnik się nie wyróżni. Dlatego trudno powiedzieć o kimś, że jesienią był w dobrej dyspozycji. Na siłę można jednego czy drugiego zawodnika określić mianem najlepszego piłkarza minionej rundy. Ale tak naprawdę takiego nie było. Wybór był dokonywany spośród ludzi, którzy prezentowali się bardzo słabo, bo jako zespół prezentowali się bardzo słabo. To musi się zmienić, to jak wygląda cała drużyna musi ulec szybkiej poprawie. Wtedy z automatu inaczej będą odbierani poszczególni zawodnicy.
Jak można ocenić po zgrupowaniu Ihora Charatina? Grywał głównie na środku obrony, ale trener sam mówił by się do tego nie przywiązywać, bo grał tam z konieczności, bo taka była potrzeba poprzez niedobór środkowych defensorów.
- Tak i nadal uważam, że to iż zagrał w kilku meczach na środku obrony nie czyni z niego środkowego defensora. Przyglądamy mu się jak każdemu innemu zawodnikowi. Chcę w zespole dużej rywalizacji. Kto jak wyjdzie na tej rywalizacji, to czas pokaże. W tej chwili, jeśli chodzi o środek pola, to wyżej widzę zdecydowanie tych dwóch, którzy grają, czyli Bartosza Slisza i Patryka Sokołowskiego, stąd przesunięcie Ihora Charatina na pozycję stopera, gdzie mieliśmy braki. Ale to nie oznacza, że to jego docelowe miejsce na boisku – tym bardziej, że wracają do nas, po kontuzjach, środkowi obrońcy.
Co było głównym powodem rezygnacji z Andre Martinsa? To jeden z zawodników, który podczas pana pierwszej kadencji grał w zasadzie od deski do deski.
- Przed moim odejściem z klubu, miałem troszeczkę inne spojrzenie na to, co Martins powinien dawać drużynie, a co daje. Mając to na uwadze, wiedziałem, że jest zawodnik troszeczkę innego profilu niż on, czyli Patryk Sokołowski. Myślę też, że warto po tym obozie wspomnieć o Jurgenie Celhace, który zaczyna się prezentować coraz lepiej. To kolejny taki piłkarz, który zaplusował na zgrupowaniu. Nie wykluczam, że będzie dostawał sporo szans, to zależy od niego. Jeśli dalej będzie tak pracował, to na pewno dostanie szanse. I dlatego pojawiła się decyzja odnośnie Andre – pomijając kwestie dotyczące kontraktu i jego automatycznego przedłużenia, jeśli zagrałby jeszcze 1-2 spotkania. Chcieliśmy zawodnika o innym profilu w środku pola, obok Bartosza Slisza i Josue. Stąd taka decyzja.
Dopytam o Patryka Sokołowskiego. Rozmawiałem ostatnio z Bartkiem Kalinkowskim, który jest jego przyjacielem, bardzo dobrze go zna. Powiedział, że jeśli szatnia obdarzy go zaufaniem, to z czasem może być to materiał na kapitana zespołu. Też tak postrzega trener jego cechy charateru?
- Na razie nie wybiegam aż tak daleko w przód. Po pierwsze, byłem zwolennikiem jego przenosin. Chciałem zawodnika znającego realia klubowe, ligi. To chłopak, który o niczym innym nie marzył niż o grze w Legii – i on nie musi mi o tym mówić. To, że jego kariera potoczyła się tak, że musiał wrócić tutaj naokoło, nie zmienia faktu, iż czuje to miejsce, klub. I takich ludzi potrzebujemy. Jest facetem, który udowodnił przez kilka sezonów, że stać go na dobrą grę w ekstraklasie. To coś, co przemawia za takim transferem. Wydaje mi się, że bardzo dobrze się wkomponował i został przez szatnię bardzo dobrze przyjęty. Zobaczymy, czy Bartek Kalinkowski będzie miał rację.
Jurgen Celhaka zaciekawił sobą, swoją grą. Do końca rundy jesiennej można było mieć wrażenie, że jest taki gość, na którego nie ma planu. Usiedliście z nim, wskazaliście mu swoje oczekiwania, zasugerowaliście konkretne zadania na boisku?
- Nie. Wręcz przeciwnie, wykorzystałem ten czas do tego, aby każdy działał wobec swojej natury, tego jak czuje piłkę, funkcjonuje. Myślę, że to dobry sposób, żeby później móc pewne rzeczy korygować, wymagać. Powiedziałem mu, że nic o nim nie wiem. Zagrał u mnie w pierwszym meczu, wszedł na boisko z ławki, na kilkanaście minut – tylko dlatego, że chciałem zobaczyć cokolwiek w jego wykonaniu, bo wynik pozwalał na przeprowadzenie takiej zmiany. Teraz wiem dużo więcej, dużo rzeczy mi się podoba – to, w jaki sposób trenuje, gra, zachowuje się na boisku, plus jego charakter, mobilność, nieprzeciętne umiejętności środkowego pomocnika. Będziemy rozmawiać z nim na temat naszych oczekiwań. Musi cierpliwie czekać na szansę i pracować tak, jak w tej chwili, bo wtedy na pewno dostanie okazję do gry. Może być tym, który coś zyska w następnym półroczu.
Zostając w środku pola. Są Sokołowski i Slisz, którzy wysunęli się na razie na prowadzenie, za nimi jest Charatin. Czego brakuje Bartłomiejomi Ciepieli, aby do nich dołączył?
- Stabilizacji w grze, doświadczenia, ogrania. Dostał ode mnie szansę szybko, bo już w pierwszym meczu – wystąpił od początku, pokazał się z dobrej strony i wypadł trochę gorzej w następnym spotkaniu, ale to też normalne dla młodego zawodnika. Jest jednym z młodzieżowców, który musi walczyć o minuty na murawie, rywalizować ze starszymi kolegami o miejsce w składzie. Na pewno będziemy chcieli dać mu szansę, lecz Bartek Ciepiela musi o nią powalczyć.
Powiedzmy też o Erneście Mucim. Mówi się, że robi postępy, lubi jednak znikać na 15-20 minut.
- Tak, potrzebna u niego większa regularność w grze, co często – u młodych zawodników, on dalej nim jest – jest kwestią, jakiej się oczekuje. Ma bardzo duży potencjał, ale też sporo pracy przed nim, szczególnie nad intensywnością w grze. Chodzi o to, aby utrzymać intensywność od początku do końca meczu albo przynajmniej przez jego dłuższą część. Wydaje mi się, że pod tym względem jest u niego najwięcej do poprawy. Bardzo dobrze pracuje na treningach, co napawa optymizmem, że to poprawi. Będziemy mieli z niego korzyści. Wiadomo, to młody zawodnik, ale nie młodzieżowiec. To absolutnie ktoś, od kogo można wymagać i oczekiwać – tak też będziemy robić. To piłkarz do rywalizacji.
Pisało się, że Luquinhas miał ofertę z MLS. Prezes ponoć trochę się nad nią zastanawiał, ale dostał sygnał w postaci zrobienia z niego kapitana, że raczej nie miał innej opcji i musiał odrzucić propozycję.
- Zaczną się teraz różne teorie (śmiech). Zdaję sobie sprawę, że Luquinhas jest takim zawodnikiem, który opaskę kapitańską może nosić krótko – choćby z tego względu. Kilka klubów na pewno się nim interesuje, ale liczymy, że zostanie z nami przynajmniej do końca sezonu. To też piłkarz, który niewątpliwie gwarantuje jakość, jest gwarancją jakości na swojej pozycji. Odejście takiego gracza, to zawsze, pewnego rodzaju, strata – nawet, jeśli zyskuje się finansowo. Wiem, że prezes Mioduski zdaje sobie sprawę, jak ważny jest to dla nas piłkarz. Myślę, że jeśli odejdzie, to naprawdę tylko w przypadku oferty nie do odrzucenia. Taką mam nadzieję.
Kacper Skibicki zostanie?
- Po tym jak przepracował obóz, jest szansa, że jego sytuacja zmieni się w stosunku do tego, co było planowane na początku. Zaprezentował się dobrze w dwóch sparingach, w jednej grze wewnętrznej. Dobrze trenuje, jest młodzieżowcem, czego nie można bagatelizować, zebrał też trochę doświadczenia. Jak nie będzie świrował, to będzie dobrze.
Dyrektor Jacek Zieliński powiedział, że może być to fajny materiał na wahadłowego, jakby nauczyć go trochę bronienia i poruszania się w tej strefie. To dobry pomysł na takie treningi indywidualne?
- Trudno się nie zgodzić. W ostatnich sparingach też zagrał na tej pozycji. Wydaje mi się, że ma potencjał. Pozostaje kwestia zrozumienia pewnych rzeczy dotyczących zachowania, zaparcia do tego, co chce się w życiu osiągnąć i robić ze sobą. I bardziej dojrzałego podejścia do tego, co jest przed nim. Na to liczymy i czekamy. Któryś raz powtórzę, że wszystko zależy od Skibickiego – tak jak od Celhaki, Hołowni, Rosołka czy Wieteski.
Mam wrażenie, że zespół odzyskał na nowo Filipa Mladenovicia, który żyje drużyną, jest dobrym duchem.
- Naszym celem jest to, aby każdy z nich prezentował się dużo lepiej albo tak jak potrafi. To najważniejsze zadanie, które stawiamy przed sobą. Chodzi o to, aby doprowadzić do dobrej dyspozycji każdego piłkarza, również indywidualnie. Mladen dobrze pracuje. Szkoda, że nie zagra w pierwszym meczu (pauzuje za nadmiar żółtych kartek – red.), tym bardziej po kontuzji Yuriego Ribeiro. Utrudniło to troszeczkę przygotowania i stworzyło delikatny znak zapytania, co do spotkania z Zagłębiem Lubin. Ale poradzimy sibie. Filip ma już cztery żółte kartki – wiadomo, że dostanie ich pewnie dwanaście... Dobrze więc, że ta czwarta jest już za nami i mam nadzieję, że będzie mógł zagrać potem kilka meczów. Liczę na jego dobrą dyspozycję. Z doświadczeniem i umiejętnościami jakie ma, powinien być jednym z liderów drużyny. Musi wziąć – myślę, że to kluczowe w jego przypadku, jak i u kilku innych troszeczkę starszych zawodników – odpowiedzialność za zespół. Nie może być tak, że oni tego nie czują i że sam Mladenović też nie czuje tego, jak ważnym jest piłkarzem i jak istotna jest jego odpowiedzialność za drużynę.
Josue też weźmie odpowiedzialność? Dostawał mnóstwo podań, miał sporo kluczowych zagrań. Trener widzi go bardziej w ofensywie, a nie w środku boiska?
- To facet, który ma nieprzeciętne umiejętności. To rzadko spotykane w naszych realiach. Odpowiedzialność za to, żeby pokazać możliwości, żeby drużyna miała z nich korzyści, żeby był ważnym piłkarzem, pojawi się, jeśli będzie ukierunkowany na pracę dla zespołu, zdobywanie bramek czy asyst. Jest do tego uzdolniony. Nasza rola jest taka, aby go w tym wesprzeć i dać mu przestrzeń do tego, aby to pokazał. Wspominając o tych dwóch ludziach, mam od razu powody do optymizmu. Jeśli mamy gracza z takimi umiejętnościami, to możemy i chcemy oczekiwać więcej.
Powiedział pan, że Kastrati jest ultra ofensywny. To nie jest tak, że to idealny człowiek do zadań specjalnych? Przykładowo, Legia remisuje, rywal ją ciśnie, tworzą się wolne przestrzenie, to on wtedy wchodzi na boisko i wykonuje robotę, dzięki szybkości.
- No tak, to jedna z sytuacji meczowych, w której można by było wykorzystać zawodnika o takim profilu. Natomiast niedobrze jest ograniczać piłkarza i szufladkować go w ten sposób. Każdy powinien mieć szansę, aby pełnoprawnie walczyć o skład, nie tylko na końcówkę meczu. Zobaczymy, jak Lirim poradzi sobie z grą w tym ustawieniu, na tej pozycji (prawe wahadło – red.). Wraca po koronawirusie, wystąpił w jednym meczu, zaraz dostanie następne szanse gry. I zobaczymy, jak na tym wyjdzie.
Waszym głównym zadaniem, oprócz poprawy atmosfery, jest doprowadzenie każdego piłkarza do optymalnych możliwości …
- Myślę, że trener zawsze ma takie zadanie. Każdy szkoleniowiec stara się to wykonać.
Takie zadanie chyba przed Tomasem Pekhartem. Czech poważnie zablokował się jesienią, a wszyscy wiemy na co go stać – trener sam to pamięta.
- Tak, stać go na wiele i ja o tym wiem. Łatwiej jest rozmawiać o zawodnikach, którzy całkiem niedawno pokazywali i udowadniali, że potrafią. Nie ma żadnych wątpliwości, że to się kiedyś wydarzyło – trzeba tylko znaleźć sposób, aby do tego wrócić. W jednym meczu, w którym wystąpił – w następnym nie grał za kartki – pokazał się z dobrej strony (przeciwko Zagłębiu, Legia wygrała 4:0 – przyp. red). Zdobył bramkę, wykonał bardzo dużo dobrej pracy. Dla mnie to człowiek, na którego zawsze mogłem liczyć. I niezmiennie liczę, że będzie tak i dalej. Oczywiście, on też ma konkurencję, rywali, z którymi będzie musiał wygrać rywalizację. Zobaczymy.
Numerem jeden – wśród napastników, w rundzie jesiennej – był Mahir Emreli. Teraz go nie ma, przez co na lidera tej formacji wyrasta, siłą rzeczy, Tomas Pekhart. Kto dalej? Szymon Włodarczyk ma szansę na dłużej zadowolić się w pierwszym zespole?
- Tak, Szymon bardzo dobrze pracował. Uważam, że zrobił postęp. Sądzę, że jest zdecydowanie lepszym zawodnikiem niż wtedy, kiedy debiutował u mnie w ekstraklasie. Jest Rafael Lopes, Maciej Rosołek. Wcale nie narzekam na tych napastników, których mam. Uważam, że cała czwórka gwarantuje poziom. Aktualnie na boisku znajduje się jeden napastnik, może się zdarzyć, że zagra dwóch w tym samym czasie. Wzrosną więc szanse dla nich, aby pojawić się na murawie. Zobaczymy. Każdy z wymienionych jest dla mnie wartościowy.
Rafa Lopes był często niedoceniany, ale jesienią potrafił – w wielu spotkaniach, choćby w dwumeczu z Florą – pociągnąć zespół.
- Na każdego zawodnika można spojrzeć dwojako. Ludzie powiedzą, że ma to, tamto, brakuje mu tego albo tamtego. To facet, który strzelał gole w barwach Cracovii, Legii, prezentował się dobrze – momentami – w stołecznym klubie, i bardzo dobrze w Krakowie. Potrafi i udowadniał, że umie, może. Naszą rolą jest to wykorzystać i wydobyć z niego to, co najlepsze. Myślę, że wtedy też inaczej na niego spojrzymy.
- Relacje z przygotowań Legii do rundy wiosennej - informacje, foto i wideo
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.