Aleksander Waniek: Kibicem Legii będę już zawsze
30.12.2021 13:20
Opuściłeś Legię po 16 latach. Kawał czasu. Jak słyszysz Legia, to jakie masz z nią pierwsze skojarzenie?
- Oj, trudno powiedzieć. Dużo było wspomnień dobrych, ale pojawiło się i trochę złych, czyli kontuzje. Wiadomo, że sprawy boiskowe czasami różnie się układają. Od początku gry w Legii czy później w CLJ, byłem jednym z ważniejszych zawodników.
Pamiętam dzień, w którym przyszedłem do Legii. Byłem małym chłopcem. Tata powiedział mi, żebym zabrał strój sportowy i dodał, że pojedziemy sobie gdzieś pograć w piłkę. Okazało się, że podjeżdżamy pod stary stadion Legii. Tata zawiózł mnie na pierwsze nabory do stołecznego klubu, to był bodajże listopad albo grudzień, rok 2005. Na starym obiekcie była kiedyś taka mała halka, w której się trenowało. Graliśmy w niej gierki 3 na 3, jak byliśmy małymi szkrabami. I potem to ruszyło. Mam w głowie pierwszy sparing przeciwko rocznikowi 1997, w którym przegraliśmy sromotnie, bo chyba 3:10, a ja zdobyłem te trzy bramki. To były praktycznie moje początki. Graliśmy też w hali przy ul. Mandarynki na Ursynowie, czasami ćwiczyliśmy tam zimą. Super wspomnienia, mistrzostwa, wszelakie turnieje zagraniczne... Tych chwil było naprawdę dużo.
Ciekawym doświadczeniem była na pewno gra w młodzieżowej Lidze Mistrzów.
- Dokładnie. Myślę, że była to jak na razie przygoda życia. Trafiliśmy na takie zespoły, jak Real Madryt, Borussia Dortmund i Sporting Lizbona. Lepszej grupy chyba nie można sobie wymarzyć. Pamiętam, że jeździliśmy na mecze razem z pierwszą drużyną Legii, która rywalizowała w fazie grupowej Champions League. Graliśmy z akademiami, od których zbytnio nie odstawaliśmy. Po naszych spotkaniach, oglądaliśmy z trybun mecze "jedynki". Byliśmy na Santiago Bernabeu, Signal Iduna Park, stadionie Sportingu. Świetna sprawa. Możliwość zobaczenia, jak wyglądają najlepsze akademie na świecie… Choć, jak Legia ma już ośrodek treningowy LTC, to myślę, że dużo od nich nie odstaje, pod względem infrastruktury.
Po trzecim z rzędu mistrzostwie Polski z trenerem Kobiereckim, również wystąpiliśmy w UEFA Youth League. Graliśmy np. z Breidablik na Islandii. Fajnie było się tam wybrać, bo to kraj, do którego niezbyt często leci się na wakacje. Mogliśmy zobaczyć, jak ludzie tam żyją, to świetne miejsce. Choć drugi mecz z tym klubem, w Warszawie, skończył się dla mnie fatalnie. Wtedy nastąpiło pierwsze zerwanie więzadeł. Słodko-gorzki smak drugiej gry w młodzieżowej Lidze Mistrzów.
Po dwumeczu z Breidablik, Legia grała z Ajaksem Amsterdam. Tym bardziej szkoda, że nie mogłeś zagrać z Holendrami z powodu kontuzji.
- Żałuję, bo uważam, że mieliśmy wtedy niezły zespół. Można było wówczas ugrać coś więcej. W pierwszym spotkaniu było 4:1 dla Ajaksu, ale w rewanżu wygraliśmy 2:0. Z największymi akademiami w Europie graliśmy jak równy z równym.
Masz w pamięci zawodnika, przeciwko któremu grałeś w młodzieżowej Lidze Mistrzów?
- Oczywiście. W Realu Madryt grał Achraf Hakimi, który niedawno przeszedł z Interu do PSG. Przeciwko nam występował na prawej obronie. Mówiliśmy z chłopakami po meczu, że widać u niego jakość i pewnie niedługo zobaczymy go w mocnym klubie. Już wtedy było widać, że ma duży luz, umiejętności piłkarskie i lada moment wskoczy na wielką scenę piłkarską. Ze Sportingu pamiętam Rafaela Leao, który reprezentuje obecnie AC Milan, grał kilka razy w ataku ze Zlatanem Ibrahimoviciem. Mam w głowie, jak w wygranym spotkaniu z Portugalczykami w Pruszkowie, wywalczyłem asystę, a także zablokowałem jego strzał z kilku metrów, który najprawdopodobniej skończyłby się golem. Nie ma co ukrywać, utkwił mi w pamięci – wysoki, lecz bardzo szybki, dynamiczny zawodnik, który miał "zabawkę" pod względem piłkarskim. Przeciwko nam, w barwach Borussii, występował też Felix Passlack, który jest aktualnie w kadrze pierwszej drużyny BVB. Ale, jeżeli mam być szczery, wielkiego wrażenia na mnie nie zrobił. Moim zdaniem, klub z Dortmundu, wyglądał najgorzej spośród wszystkich drużyn, mimo że raz z nim przegraliśmy i zremisowaliśmy.
Który trener Legii najbardziej zapadł ci w pamięć przez te wszystkie lata?
- Trenerów w Legii trochę przeżyłem. Zaczynałem grę w stołecznym klubie pod okiem Adama Orlikowskiego, który jest obecnie prezesem fundacji Legia Soccer Schools. Od każdego szkoleniowca można coś wynieść. Pracowałem z trenerem Goncalo Feio, który jest asystentem Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa, z Danielem Myśliwcem, który jest w Stali Rzeszów, a także Piotrem Kobiereckim czy Jarosławem Wojciechowskim. Chyba najmilsze wspomnienia będę miał z trenerem Kobiereckim, który zawsze na mnie stawiał - zdobywaliśmy wówczas mistrzostwa Polski juniorów starszych. To właśnie z tym szkoleniowcem rozumiałem się najlepiej, bo nie z każdym trenerem, którego wymieniłem, było kolorowo.
Gdy ćwiczyliśmy z trenerami Feio i Myśliwcem, to byliśmy wtedy dzieciakami. Gdy pracowaliśmy z Kobiereckim, to mieliśmy po 17-18 lat, zaczynaliśmy coraz więcej rozumieć. Wspomnę też o Erneście Wasiu, który prowadził nas w Młodych Wilkach. Bardzo go ceniłem, grałem u niego w ataku i strzelałem mnóstwo goli w turniejach, w lidze. Pamiętam, że udało mi się chyba pobić roczny rekord akademii pod względem bramek. Bardzo miło wspominam pracę z trenerem Wasiem. Od każdego szkoleniowca dało się dużo wyciągnąć, ale jeśli mam być szczery, to najwięcej pozytywnych wspomnień mam z trenerem Kobiereckim, z którym trzy razy z rzędu wygraliśmy Centralną Ligę Juniorów.
Choć lata młodzieńcze, w których rywalizowałem w ataku, również super wspominam. Byłem wtedy dzieciakiem, wokół którego było dużo zamieszania. Na każdym turnieju strzelałem dużo goli, nawet przeciwko silnym, zagranicznym rywalom, dostawałem sporo nagród indywidualnych. Tamte czasy, pod wodzą trenerów Legii, też świetnie wspominam.
Parę razy byłeś zapraszany na treningi pierwszego zespołu. Jak je wspominasz?
- Byłem zawodnikiem, który otrzymywał najmniej szans w pierwszej drużynie, najrzadziej chodził na treningi do "jedynki". Mimo że w CLJ i rezerwach grałem sporo, byłem w miarę ważną postacią, to dostawałem bardzo mało okazji, żeby zaprezentować się podczas zajęć. Miałem epizody. Za trenera Henninga Berga chodziło nas czasami dwudziestu na treningi, co było fajne. Choć pod wodzą Norwega byłem dosłownie na kilku zajęciach. Później zmagałem się z urazami, ale przed kontuzjami, gdy dobrze grałem w drugim zespole, to na treningi z "jedynką" szli inni. Irytowało mnie trochę to, że czasami na tych zajęciach pojawiali się zawodnicy, którzy byli dość starzy, jak na pójście do pierwszej drużyny.
Zawsze mnie to bolało, denerwowało. Rozumiem, jakbym się nie wyróżniał, ale były momenty, w których wyglądałem nieźle i nie pojawiałem się na treningach pierwszej drużyny. Przez te wszystkie lata jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki, ile razy byłem na zajęciach "jedynki". Jako wychowanek…
O to masz do Legii największy żal?
- Mój plan docelowy, czyli debiut w pierwszym zespole, się nie powiódł. Oczywiście, indywidualnie było mi przykro, że nie miałem okazji, aby pokazać się w treningu "jedynki". Po prostu nie rozumiałem pewnych decyzji, tego, że nie dostawałem szans. Zwłaszcza, że ja, jako młody chłopak, poszedłbym za Legią w ogień. Ale za pójściem w ogień szły też umiejętności piłkarskie. Myślę, że od małego do gry w CLJ, byłem wyróżniającym się zawodnikiem. Nie otrzymałem możliwości pójścia na jeden trening, czy dwa-trzy z rzędu. Nigdy czegoś takiego nie było. Prywatnie może być mi smutno z tego powodu, lecz to już nic nie zmieni. Poza tym, brakuje mi chyba argumentów, aby czuć za to żal do klubu. Dopiero przed chwilą rozegrałem pierwsze mecze na poziomie centralnym.
Chciałbyś coś jeszcze przekazać od siebie, na sam koniec?
- Chcę podziękować każdemu z osobna: trenerom oraz zawodnikom, z którymi tutaj współpracowałem. Będę super wspominał tę przygodę. Poznałem mnóstwo ludzi, myślę, że przyjaciół na całe życie, niektórzy z nich już tutaj nie grają. Miałem przyjemność trenowania w naprawdę dobrych warunkach, wyjazdów na świetne turnieje. Sądzę, że tylko Legia miała możliwości, aby nas, młodych graczy, wysyłać na zagraniczne zawody. Dla mnie, młodego chłopaka, gówniarza, były to wspaniałe przeżycia. Dziękuję za szansę dużego rozwoju, bo przez ten czas poczyniłem postęp. Chcę podziękować za to, że gdy doznawałem urazów, przechodziłem operacje, byłem otoczony świetną opieką, najlepszą, jaką mogłem mieć.
Nawet, jeśli ostatni czas nie był taki, jak bym chciał, to myślę, że nie zamieniłbym tych 16 lat na nic innego. Mimo tych paskudnych momentów, czyli kontuzji. Jestem o wiele bardziej doświadczony, mam mocniejszy charakter. Myślę, że jako zawodnik, który spędził 16 lat w jednym klubie, trzeba mieć charakter, aby wytrwać i realizować plan docelowy, jakim był debiut. Z drugiej strony, to też nie było tak, że byłem w Legii 16 lat, bo tylko ja tego chciałem. Oczywiście, ja też chciałem, ale zmierzam do tego, że myślę, iż stołeczny klub wierzył we mnie do samego końca, sądził, że w końcu wystrzelę. Legia też by nie trzymała przez 16 lat słabego gościa, tylko odpaliłaby go dość dawno.
Super przygoda, która się skończyła. Przeżyłem wielu zawodników, którzy tutaj grali. Moją 16-letnią przygodę z Legią będę wspominał jak najbardziej pozytywnie. Mimo że ostatnie lata, miesiące okazały się dla mnie trochę trudne. Ale dziwne, żeby przez 16 lat miały miejsce tylko dobre momenty. Trzeba było być przygotowanym na to, że może nadejść słabszy moment. Podsumowując, oceniam czas w Legii jak najbardziej na plus. Wychodzę stąd znacznie bardziej doświadczony o różne przygody, rozwinięty jako piłkarz i człowiek. Będę bardzo dobrze wspominał wszystkie lata spędzone w stołecznym klubie.
Bierzesz pod uwagę, że za jakiś czas możesz tutaj wrócić jako zawodnik? Albo – po zakończeniu kariery – jako kibic na trybunach?
- Myślę, że po takim czasie będę, i chcę zostać, kibicem Legii na zawsze. Jestem rodowitym warszawiakiem, który był zżyty ze stołecznym zespołem od najmłodszych lat. I sądzę, że nigdy się to nie zmieni. Jeśli już tak daleko wybiegasz w przyszłość… Gdyby się udało, nie wiadomo jaki jest tego procent szans, wrócić tutaj jako zawodnik, to na pewno bardzo bym chciał z tego skorzystać. To jednak gdybanie, choć nie można niczego wykluczyć. Życie piłkarza w pół roku może się tak zmienić, że człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy.
Będę się starał chodzić na spotkania przy Łazienkowskiej, bo – jeżeli mam być szczery – dość dawno nie byłem, a chciałbym znów poczuć atmosferę stworzoną przez kibiców. Cała moja rodzina jest bardzo zżyta z Legią. Tata kibicuje "Wojskowym" od 30 lat, mój brat pracuje w Legii. Jak leci w telewizji mecz warszawskiego zespołu, to zawsze go oglądamy. Trudno byłoby to wszystko odsunąć w niepamięć. Kibicem Legii będę już zawsze. Będę wspierał "Wojskowych" z trybun lub sprzed telewizora. Gdzie bym nie był, to na pewno będę trzymał kciuki za tę drużynę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.