Ariel Mosór

Ariel Mosór: Marzę o debiucie w Legii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

30.01.2020 20:15

(akt. 03.03.2020 17:15)

- Marzę o tym, by przebić ojca. Ale do tego długa droga. Chciałbym na dłużej zostać w pierwszym zespole, potem zadebiutować, grać regularnie, aż w końcu zdobyć z Legią upragnione mistrzostwo Polski. Mam nadzieję, że za kilka lat przy obiedzie będę mógł mu powiedzieć, że osiągnąłem już nieco więcej niż on. Nie wiem czy była taka sytuacja w historii Legii, że ojciec i syn zdobywali mistrzostwo Polski, ale mam nadzieję, że nam się to uda - mówi w rozmowie z Legia.Net Ariel Mosór. Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy z młodym obrońcą.

Tata był piłkarzem, do dziś z pasją mówi o futbolu. Brat też gra w piłkę. Byłeś skazany na piłkę nożną?

- Tata grał w Legii, ale nigdy nie namawiał mnie do tego bym został piłkarzem, bym zaczął trenować, bym poszedł w jego ślady. Ale jak mówi ojciec w naszych żyłach płynie krew piłkarska i od dzieciństwa ta piłki mi towarzyszyła. Spałem z piłką obok, a po przebudzeniu się od razu zaczynałem kopać o ścianę. Tak zaczynała się moja droga do pierwszego zespołu Legii. Zobaczymy jak potoczy się dalej. Mam nadzieję, że zostanę w tej drużynie jak najdłużej.

Ponoć jak miałeś 2-3 lata, to tata zabierał cię na treningi, a ty nie siedziałeś biernie, tylko kopałeś piłkę na boisku obok.

- Tak było, mój o 7 lat starszy brat jeździł na treningi, a ja byłem dzieckiem pełnym energii, nie mogłem zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu, nosiło mnie. Widziałem jak gra tata, jak gra brat, więc chętnie jeździłem z nimi i biegałem za piłką.

Gdy miałeś siedem lat mogłeś już zacząć oficjalnie trenować – w Unii Warszawa, klubie z Bemowa, którego tata był jednym z założycieli.

- Jakby to śmiesznie nie zabrzmiało, to właśnie wtedy zaczęło się poważne traktowanie piłki. Chodziłem na treningi cztery razy w tygodniu. Zaczynałem bodajże w starszym roczniku, potem już zwykle ćwiczyłem ze starszymi od siebie. Dzięki temu do dziś nie mam problemu z wejściem do nowej drużyny. Zdarzało się, że trenowałem z siedem lat starszymi od siebie, w jednym roczniku z moim bratem.

A problemu fizyczności nie było? Fakt, że każdy był od ciebie większy, cięższy nie sprawiał kłopotu?

- Na początku miałem takie problemy, przepychano mnie, czasem się od kogoś odbiłem. Ale poprzez ciężką pracę, waleczność i pewnie za sprawą genów, szybko to nadrobiłem. Dzięki temu coraz częściej byłem w stanie odebrać piłkę starszym kolegom i dokładnie ją podać.

W takim wieku, na tym etapie, fajnie jest mieć tatę byłego piłkarza, który może wiele podpowiedzieć, pokazać i poświęcić sporo czasu?

- Tak, to świetna sprawa. W moim konkretnym przypadku tata zawsze potrafił mi powiedzieć, co robiłem dobrze, co źle i jest do poprawy. Liczę się ze zdaniem taty, on chce dla mnie dobrze. Dlatego gdy mówi, że coś robię źle, to staram się to poprawić. Rzadko mnie chwali, bo jak to mówi – nie można kogoś zagłaskać (śmiech). Musiałem więc będąc młodszym usłyszeć wiele krytyki, być przygotowanym na ochrzan od trenera, którym przecież był. Nie pozwolił mi nigdy poczuć, że wszystko robię dobrze, bo każdy popełnia błędy.

A nie jest tak, że jak często słyszysz słowa krytyki, to po jakimś czasie się na nią uodparniasz?

- Nie, od taty nie. Co innego od hejterów w Internecie. Wtedy przeczytam komentarz, uśmiechnę się i zaraz o nim zapominam. Od kilku lat przy każdym newsie z moim powołaniem na 90minut.pl czytam, że jestem ciągnięty za uszy przez ojca, niczego nie potrafię itd. Tata jednak mnie nauczył, że mam się tym nie przejmować. Za pierwszym razem gdy coś takie przeczytałem, byłem w paskudnym nastroju, potem już to po mnie spływało. Co innego krytyka od taty lub brata  – ich słowa biorę do siebie i staram się wyciągać wnioski. Czasem się z nimi nie zgadzam, mam swoje zdanie i wtedy siedzimy i dyskutujemy, aż dojdziemy do wspólnych wniosków.

Po drodze była kadra Mazowsza. Fajna przygoda?

- Tak, bardzo fajna. Też się tak złożyło, że trenerem w kadrze był mój tata. Byłem kapitanem zespołu, ale wybrali mnie nim koledzy, tata nie miał nic do tego. Super przygoda, przez trzy lata z rzędu walczyliśmy do ostatniej minuty o pierwsze miejsce. Za pierwszym razem zajęliśmy drugie miejsce, choć w ostatniej minucie była szansa odwrócić losy meczu. Za drugim podejściem wygraliśmy, za trzecim przegraliśmy w finale, choć w doliczonym czasie gry mogliśmy wyrównać.

Mimo młodego wieku masz za sobą treningi w takich klubach jak RB Lipsk czy Manchester United. Opowiedz coś o tym.

- Pierwsze były testy w RB Lipsk, bardzo emocjonalnie do nich podchodziłem, to było dla mnie duże przeżycie. Grałem wtedy w Unii Warszawa, miałem 14 lat i takie wyróżnienie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Pojechaliśmy tam z menedżerem i rodzicami, lekki stres był. Wypadłem jednak na treningach dobrze, byłem chwalony przez trenerów. Pół roku później, dostałem zaproszenie do akademii Manchesteru United. Trenowałem ze swoim rocznikiem, zagrałem w meczach. To co mnie zaskoczyło, to bardzo duża intensywność, nieporównywalnie większa niż w moim byłym już klubie. Po kilku zajęciach czułem zmęczenie, ale myślę, że wypadłem dobrze. Po tygodniu wróciłem do Warszawy i tyle było tych testów. Starałem się pokazać z jak najlepszej strony, ale jak to wyszło, to trzeba by pytać już kogoś z angielskiego klubu.

A kiedy pojawiło się zainteresowanie ze strony Legii?

- Dość dawno, po raz pierwszy chyba gdy miałem 10 lat. Tata jednak mówił, że musimy z przenosinami poczekać, że to jeszcze nie ten moment. Grając w Unii często mierzyliśmy się z drużynami na zbliżonym poziomie lub lepszymi i tym samym uczyłem się bronić, zbierałem doświadczenie. Legia w młodych rocznikach dominowała, często kończyła wtedy mecze dwucyfrowym wynikiem. Nie nauczyłbym się grając w Legii tego wszystkiego w defensywie, co grając w słabszej sportowo Unii. Półtora roku temu doszliśmy do wniosku, że w Unii już więcej się nie nauczę, doszedłem do poziomu seniorów i wyżej nie mogłem. Wtedy uznaliśmy, że to już czas by przenieść się do Legii.

Czyli tata był nie tylko trenerem, ale i menedżerem, który tobą umiejętnie pokierował.

- Tak, zdecydowanie tak.

A zbiera się tacie czasem na wspominki? Opowiadał jak to było gdy grał w Legii, gdy zdobywał z Legią mistrzostwo Polski?

- Opowiadał, choć rzadko sam z siebie. Raczej ja go o to wypytywałem. Średnio raz na pół roku pewnie są takie tematy. Nie wszystko z tych opowieści zapamiętałem, nie wszystko też nadaje się do publikacji.

A jak tak słuchałeś ojca to powiedziałeś mu kiedyś – będę lepszy, przebiję cię?

- Jest to jedno z moich marzeń (śmiech). Ale do tego długa droga. Chciałbym na dłużej zostać w pierwszym zespole, potem zadebiutować, grać regularnie, aż w końcu zdobyć z Legią upragnione mistrzostwo Polski. Mam nadzieję, że za kilka lat przy obiedzie będę mógł mu powiedzieć, że osiągnąłem już nieco więcej niż on. Nie wiem czy była taka sytuacja w historii Legii, że ojciec i syn zdobywali mistrzostwo Polski, ale mam nadzieję, że nam się to uda!

Do tej pory rzadkością na zgrupowaniu Legii byli 16-latkowie. Teraz jesteście ty i Radosław Cielemęcki. Nie odstajesz fizycznością w grach kontaktowych od czasem dwukrotnie starszych kolegów. Takiej gry nauczyłeś się w III ligowych rezerwach czy znacznie wcześniej?

- Nigdy nie byłem chudy czy źle zbudowany. W juniorach wyróżniałem się fizycznością, nie miałem z tym problemu grając ze starszymi. Ale gra w rezerwach bardzo mi pomogła, tam niejednokrotnie mierzyłem się z silniejszymi fizycznie piłkarzami, niektórzy zawodnicy ważą po sto kilo, a sama gra jest bardzo siłowa. Nauczyłem się wygrywać pojedynki z piłkarzami mierzącymi 190 cm i więcej, przepychać się ze znacznie cięższymi od siebie. Swoje warunki nadrabiałem ustawieniem czy sprytem, co pomagało w odbiorze piłki. Wiele się nauczyłem przez ostatnie pół roku. Zrobiłem progres w pojedynkach, czuję się mocniejszy fizycznie. To przekłada się na pewność siebie, nawet na meczach reprezentacji Polski. Gdy stoi obok mnie zawodnik 170 cm wzrostu, piłkarsko być może lepszy, to wiem że sobie dam radę, że będę w stanie go sobie ustawić.

A gra w rezerwach u boku takich graczy jak Inaki Astiz, Chris Philipps czy Radosław Pruchnik faktycznie bardzo ci pomogła, czy to nadinterpretacja?

- Nie, czerpałem z ich gry pełnymi garściami. Wszyscy wiemy ile meczów w ekstraklasie czy europejskich pucharach zagrał Inaki, swoje pograł też na wysokim poziomie Chris. Bardzo duże doświadczenie ma też Radek. Patrząc na ich sposób poruszania się, ustawiania, czy słuchając ich podpowiedzi, nauczyłem się bardzo wiele. Nikt z nich nigdy na mnie nie warknął, gdy popełniłem błąd. Raczej udzielali cennych rad, bym następnym razem zachował się lepiej.

Starsi piłkarze zwykle ustawiają sobie młodych. Tymczasem Inaki Astiz przed jednym z meczów spytał cię gdzie wolisz zagrać – na pozycji pół lewego czy pół prawego stopera. Byłeś zaskoczony?

- Tak, to niecodzienne zachowanie. Bardzo mnie to zaskoczyło. Inaki podszedł, zapytał gdzie lepiej się czuję. Zrobiło mi się bardzo miło, bo starszy zawodnik zwykle sam dokonuje takich wyborów i młodszy musi się po prostu dostosować.

Co dziś jest twoją największą zaletą, a co wadą?

- To nie jest łatwe pytanie, ale spróbuję się z nim zmierzyć. Poprawić muszę na pewno technikę użytkową, by mieć na boisku więcej spokoju w niektórych sytuacjach. Czasem jest jak na tym filmiku opublikowanym przez legionistów, że piłka odskakuje. Pewnie film był nagrywany sporo dłużej, a wybrano nieco takie 15 sekund jakie było widać. Na pewno muszę też udoskonalić grę lewą nogą. A zalety to gra jeden na jednego oraz gra w powietrzu. Te rzeczy u mnie dominują.

Dużo działo się ostatnio w twoim sportowym życiu. Była gra w CLJ, rezerwach, teraz szansa ćwiczenia z pierwszym zespołem. Wyjazd na zgrupowanie z jedynką to dla ciebie nagroda za pracę, wyróżnienie a może zachęta do jeszcze cięższej pracy?

- Z jednej strony na pewno jest to nagroda za wysiłek włożony na treningach i poza nimi. Ale z drugiej strony, to przede wszystkim ważne doświadczenie, dzięki któremu widzę ile ciężkiej pracy jeszcze przede mną. Jestem jednak podwójnie zmotywowany teraz, by trenować ile wlezie, aby zadebiutować w ekstraklasie. To na pewno nie nastąpi za miesiąc czy pół roku, ale może w przyszłym sezonie się uda? Czas pokaże.

A nie obawiasz się, że w Legii w młodym wieku o ten debiut będzie trudno? W takim klubie łatwiej postawić na juniora z przodu, wtedy jeden błąd nie odbija się na wyniku.

- Zdaje sobie sprawę, że o ten debiut będzie bardzo trudno, że muszą się złożyć na to różne czynniki. Pozycja jest bardzo odpowiedzialna, w cenie jest doświadczenie. Ale jeśli będę miał możliwość trenowania z pierwszym zespołem, to w pewnym momencie dam trenerowi sygnał do tego, że jestem gotowy.

Jesteś na zgrupowaniu w Turcji. Jak wrażenie? Co cię najbardziej zaskoczyło?

- Wrażenia wyłącznie pozytywne. Zaskoczyło mnie to, że wszyscy są otwarci, wszyscy chcą pomóc. Nikt nie powiedział, daj mi spokój młody, idź stąd czy coś w tym stylu. Jeśli czegoś potrzebujemy od innych piłkarzy, fizjoterapeutów czy trenerów, to możemy liczyć na pomoc.

Największą różnicą między piłką juniorską i seniorską jest szybkość i intensywność?

- Zdecydowanie. W III lidze czy tym bardziej w juniorach, mogę sobie pozwolić na 2-3 kontakty z piłką. Tutaj jest inaczej, po przyjęciu piłki od razu jest zawodnik rywala obok lub za plecami.

Masz mocną pozycję w kadrze U-17, grasz regularnie, czasem uda się dorzucić coś z przodu jak w spotkaniu z Belgią. Wspomniałeś już że gra w rezerwach pomaga ci w grze w reprezentacji. A gra w kadrze ułatwia potem grę w Legii?

- Na pewno. Jestem w takim wieku, że każde doświadczenie jest cenne. Mamy fajną drużyną, a na dwóch ostatnich turniejach pokazaliśmy, że możemy odwrócić losy każdego spotkania – czy z Anglią czy Szwajcarią, Belgią lub Macedonią.

Twoje cele na 2020 rok?

- Podstawowym celem jest to, bym regularnie trenował z pierwszym zespołem, by zgrupowanie nie było jedynie epizodem, o którym za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał. Chciałbym mieć też stabilną pozycję w rezerwach i grać regularnie w meczach III ligi, jak miało to miejsce ostatnio. A z reprezentacją Polski chciałbym awansować na mistrzostwa Europy. A jeśli do końca grudnia udałoby mi się zadebiutować w ekstraklasie, to już byłoby chyba nawet ponad plan.

A jak wiele dają ci treningi z Arturem Jędrzejczykiem, Igorem Lewczukiem czy Mateuszem Wieteską?

- Pomogli mi wiele na tym zgrupowaniu. Gdy przytrafiał mi się błąd, mogłem liczyć na ich wsparcie, poradę, motywowali mnie do pracy. Na zajęciach podpatruję ich zachowania, ruchy, słucham podpowiedzi, które najczęściej dotyczą spokoju, jaki mam zachować. To bardzo cenne.

Polecamy

Komentarze (51)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.