Artur Boruc

Artur Boruc: Moja kariera zakończyła się z lekkim przytupem

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: legia.com

11.06.2022 13:13

(akt. 11.06.2022 13:17)

W środę, 20 lipca, Artur Boruc zagra ostatni raz w karierze, wystąpi w meczu pożegnalnym pomiędzy Legią Warszawa a Celtikiem FC. Bramkarz z rocznika 1980 udzielił obszernego wywiadu serwisowi legia.com, w którym mówił m.in. o minionym sezonie, Lidze Europy, zderzeniu z rzeczywistością i sytuacji ze spotkania z Wartą Poznań.

Trudno wyobrazić sobie lepszy mecz na twoje pożegnanie.

– Dokładnie tak, bardzo trafne stwierdzenie. Ostatnie spotkanie w karierze rozegram w barwach Legii przeciwko Celtikowi, któremu też w jakiś sposób kibicuję – to klub bardzo mi bliski, gdzie spędziłem świetne lata. Taki mecz jest bardzo fajną inicjatywą ze strony Legii, naprawdę dobrym zwieńczeniem tej mojej przygody. Może jeszcze od siebie wbiję małą szpilkę – szkoda, że to dopiero pierwsze pożegnanie piłkarza na tak wzniosłym poziomie. W każdym razie ja z tego meczu bardzo się cieszę i cieszę się również na myśl, że być może taki event zapoczątkuje kolejne, a imprezy pożegnalne w takim stylu będą nam wszystkim towarzyszyć częściej.

Przez lata powtarzałeś rodzinie „jeszcze tylko roczek”. Co się stało, że ten roczek był twoim ostatnim?

– Zderzenie z rzeczywistością, tą naszą, polską. I chyba ogólnie z tym co dzieje się w polskiej piłce, w której nie jest jeszcze tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Nasza liga jest piękną bańką, ale wewnątrz wygląda zupełnie inaczej. Do tego doszły – nie ukrywajmy – moje lata i stan zdrowia, który nie pozwoliłby mi reprezentować barw Legii Warszawa na odpowiednim poziomie. Stąd więc wzięła się moja decyzja i… może na tym poprzestanę.

Przemknęło ci przez myśl, że może warto było skończyć o roczek wcześniej ze złotym medalem na szyi? Jeden z najlepszych bramkarzy w historii klubu kończy karierę w najgorszym sezonie.

– Staram się patrzeć na to wszystko pozytywnie – biorąc pod uwagę jego pierwszą część uważam, że to był bardzo fajny sezon. Każdy z nas chciał wystąpić w pucharach, czy to na trybunach czy na boisku. Do Legii przychodziłem z myślą, że w tych pucharach zagram. Nie udało się za pierwszym podejściem, ale ja bardzo tego pragnąłem i stąd decyzja o kolejnym roku. Naprawdę czuję radość, że mimo niesamowitego rollercoastera miałem szczęście w tym sezonie uczestniczyć.

Bardziej się cieszysz, że zagrałeś w Europie, czy bardziej jednak czujesz niedosyt? Ostatecznie skończyło się przecież na jednym meczu ze Spartakiem.

– Tropem tych słów spełniłem swoje marzenie, ale wiadomo, że chciałbym w Europie zagrać trochę dłużej. Zdrowie nie pozwoliło mi na więcej, ja sam bardzo bałem się zderzenia z lekarzami i diagnozą tego co się ze mną dzieje, bo dolegliwości odczuwałem coraz bardziej. To był chyba jeden z pierwszych momentów, kiedy przestraszyłem się tego, co może wydarzyć się w moim życiu w przyszłości. Zacząłem przykładać trochę mniej uwagi do piłki nożnej, a trochę więcej do zdrowia i przez to nie do końca mogłem kontynuować ten sezon tak jak chciałem.

Europa zaczęła się pięknie, ale sezon zakończył się fatalnie.

– Przyznam się, że nawet z perspektywy czasu nie mam pojęcia co się stało. Można tylko domniemywać. Wydaje mi się, że osiągnięcie celu, którym przez tyle lat była gra w Europie sprawiło, że ze wszystkich zeszło powietrze. Sądzę, że było trochę takiego myślenia na zasadzie: coś pokazaliśmy i nie musimy udowadniać już niczego w ekstraklasie. Nie wiem, pewnie każdy z osobna przeżywał to inaczej, ale ja miałem wrażenie, że jakiś cel został osiągnięty i przez to nie można było skupić się na tym, co ma miejsce w lidze. Umówmy się – jeśli pracujesz w pięknym butiku i przy okazji w kiosku ruchu, to trochę inaczej pracuje się w tym kiosku.

Często powtarzasz, że niczego w życiu nie żałujesz. A meczu z Wartą i słynnej już sytuacji?

– Dlaczego miałbym żałować, powiedz mi.

Bo tak naprawdę wtedy skończyła się twoja kariera boiskowa.

– Zakończyła się tak jak moje dotychczasowe działania, czy to boiskowe czy nie. Może nie do końca na moich zasadach, ale z lekkim przytupem.

To trochę alegoria całej twojej kariery. Zawsze starałeś się żyć jak chcesz?

– Jak chcę, dokładnie. To dobre sformułowanie. 

Czy od twojego zejścia z boiska przeciwko Warcie Poznań odbywały się już jakiekolwiek poważne rozmowy?    

– Z trenerem zamieniłem dwa zdania o meczu z Wartą i to zostawmy. Rozmów jako takich nie było, pojawiły się chwilę przed zakończeniem sezonu i była to raczej krótka konwersacja jeśli chodzi o moją ewentualną karierę piłkarską. Rozmowa z dyrektorem sportowym zawsze jest owocna.

Gdzie czujesz się najlepiej?

– Chyba jednak w Warszawie.

Czyli tutaj planujesz zostać?

– Nie, nie. W Warszawie czuję się fajnie, bo po prostu dobrze ją znam, mam dużo znajomych i zawsze jest się do kogo odezwać. Myślę jednak, że w Polsce docelowo nie będę mieszkał, myślimy z żoną o Stanach Zjednoczonych. Jakaś słoneczna Kalifornia, żeby przez trzysta kilkadziesiąt dni w roku mieć ciepło i piękną pogodę.

Temat Ameryki przejawiał się już wcześniej, zanim w ogóle wróciłeś do Legii. Rozmowy z żoną na temat przeprowadzki do Warszawy były łatwe?

– Nie były, absolutnie. Sara bardzo wzbraniała się przed Warszawą, bo jeśli już do niej przyjeżdżałem, to zawsze byłem kojarzony z mocnym melanżem, czy ciekawymi przygodami. Dlatego też stroniła od tego, żeby tu wracać, jednak na miejscu otworzyła firmę i chcąc nie chcąc musiała przyjechać do miasta. To połączyło się z dobrym okresem, bo zadzwoniła do mnie Legia. Rozmawialiśmy wtedy z Radkiem Kucharskim, myślę, że bardzo dużym bodźcem do tego, żeby wrócić, był trener Dowhań. Każdy o nim mówi dobrze, nikt go tak naprawdę nie docenia. A to świetny fachowiec i był jedną z niewielu przyczyn, dla których wróciłem do Legii.

Wróciłeś, zdobyłeś mistrzostwo, zagrałeś w Europie, ale końcówka była jaka była. Masz jakąś zadrę z tego powodu?

– Nie, absolutnie. Bardzo się cieszę z powrotu.  

Po ponad 25 latach nie będzie już treningów, wyjazdów na mecze…

– …nie masz k… pojęcia jak ja się cieszę (śmiech). Wiesz co, ja naprawdę przez najbliższe kilka miesięcy będę stronił od piłki. Chcę żyć poza nią, chcę w końcu usiąść gdzieś na krawężniku i napić się piwa. Kiedyś nie mając takiej możliwości wspominałem o tym, że wyobrażam sobie siebie spacerującego po plaży w Malibu czy gdzieś tam. Mam nadzieję, że tak za chwilę będzie. Życie jest na tyle piękne, że możemy zrobić z nim cokolwiek chcemy. I ja mam taki zamiar.

Okej, ale te bajeczne wakacje będą musiały się kiedyś skończyć. Pewnego dnia wstaniesz z łóżka i pomyślisz, że musisz coś zrobić. Pytanie właśnie co.

– Właśnie nie wiem, trochę szukam siebie. Nie do końca potrafię określić co chciałbym w życiu robić. Poza tym, że grałem w piłkę nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Hobby wiadomo, każdy ma, ale to często nie są rzeczy, którymi możemy się zająć na poważnie. Bez wątpienia chciałbym wejść w coś, co będzie mnie trochę jarało, a nie posłuży tylko zarabianiu pieniędzy. Ja już tego nie potrzebuję – mam nadzieję – choć w miarę jedzenia apetyt rośnie (śmiech).

Pojawiła się jakaś oferta pracy w piłce?

– Wczoraj przeczytałem, że Boruc w skautingu. Nie wiem gdzie mógłbym być skautem, chyba w warszawskich barach i skautować, w którym miejscu jest lepsze piwo. Nie, w piłce nie chciałbym się znowu znaleźć.

– Na pożegnania przyjdzie czas. Nic mądrego teraz nie wymyślę, ale kiedyś na trybunach mówiłem, że teraz dopiero zaczynam swoją przygodę z piłką nożną. Miło będzie mi żegnać się na trawie, ale ja jestem bardziej kibicem niż piłkarzem, zawsze się tak czułem. Więc ja się dopiero witam.

Całą rozmowę można przeczytać w serwisie legia.com lub obejrzeć poniżej.

ZOBACZ TAKŻE: Pożegnanie Artura Boruca w meczu Legia – Celtic

Polecamy

Komentarze (52)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.