Bartosz Kapustka

Bartosz Kapustka: Najważniejsze, że trzy punkty zostają w Warszawie

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Canal+

08.11.2020 18:45

(akt. 08.11.2020 19:14)

- Już od paru spotkań gramy naprawdę coraz lepiej, łapiemy rytm. Nasza sytuacja kadrowa zmienia się z dnia na dzień. Wiedzieliśmy, że wielu chłopaków nie może wystąpić w niedzielę. Mamy jednak na tyle mocną i szeroką kadrę, że nie było problemów z tym, aby wyjść na boisko i zagrać jak najlepiej  – mówił Bartosz Kapustka, pomocnik Legii Warszawa, w rozmowie z Canal+.

- Spotkanie różnie się układało. Wiedzieliśmy, że Lech fajnie grał w piłkę. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, czego możemy się po nich spodziewać. Super, że wszystko tak się skończyło. Mecz pełen emocji, dramaturgii, ale najważniejsze, że trzy punkty zostają w Warszawie.

- Tomas Pekhart na pewno jest bardzo ważnym zawodnikiem, nie ma co ukrywać. Chyba na tę chwilę jest dalej liderem klasyfikacji strzelców. To piłkarz, który daje nam dużo jakości, aczkolwiek Rafa Lopes wykorzystał szansę. Wszedł na boisko i dał nam zwycięstwo w bardzo ważnym meczu, który - na pewno - w dalszym części sezonu, będzie miał olbrzymie znaczenie. Mamy wielu graczy, każdy walczy o miejsce w składzie i Rafa udowodnił, że jest gotowy na to, żeby również występować.

- Nie ma co ukrywać, Artur Boruc zrobił olbrzymią robotę. Ma talent do takich piłek. W treningach też często potrafi bronić sytuacyjne piłki z dwóch, trzech czy czterech metrów. Byłem bardzo blisko sytuacji Mikaela Ishaka, który uderzał po dośrodkowaniu Jakuba Modera z rzutu wolnego w końcówce meczu. Muszę powiedzieć, że przeżegnałem się, że to nie wpadło, bo już byłem pewien, że, rzeczywiście, Lech może wyjść na prowadzenie. Każdy dał z siebie maksimum. Artur obronił nam wynik, a Kacper Skibicki dołożył bramkę. Super, bardzo się cieszę.

- Myślę, że były takie momenty, w których dobrze dobrze w piłkę. Ale były też takie chwile, w których rywale przejmowali inicjatywę. To na pewno boli, kiedy dostajesz takiego gola. Na początku meczu stworzyliśmy parę fajnych sytuacji. Później padła bramka samobójcza, która wyniknęła z dużego przypadku. ale takie rzeczy się zdarzają w piłce i absolutnie nie możemy nikogo winić. Rzeczywiście, Lech zaczął później kreować trochę więcej sytuacji. Sądzę, że po przerwie również wyszliśmy zdeterminowani. Chcieliśmy wygrać, no i wygraliśmy.

- Bardzo czekałem na mecz z Lechem. Nie ukrywam, że wróciłem do Polski po to, żeby grać właśnie w takich spotkaniach. Cóż mogę więcej dodać? Przede wszystkim - najbardziej zabrakło kibiców, całej otoczki i emocji. W Warszawie byłoby w niedzielę duże święto, jeżeli moglibyśmy celebrować zwycięstwo razem z kibicami. I wyglądałoby to zupełnie inaczej. Niestety, taka jest smutna rzeczywistość, na tę chwilę. Musimy czekać, aby piłka znowu wróciła do normalności.

Polecamy

Komentarze (27)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.