Bartosz Slisz

Bartosz Slisz: Taki odkurzacz może przydać się Legii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

31.03.2020 15:10

(akt. 03.05.2020 21:35)

- W Lubinie nazywano mnie odkurzaczem, bo „sprzątałem” po kolegach na boisku, łatałem dziury jakie powstawały. Jestem przekonany, że taka postać w drużynie Legii też się na pewno przyda - mówi w rozmowie z Legia.Net nowy pomocnik Legii, Bartosz Slisz.

Przyszedłeś do Legii za rekordową kwotę 1,5 mln euro plus VAT co daje około 1,8 mln euro. Mając taką klauzulę w kontrakcie spodziewałeś się, że zgłosi się po ciebie polski klub?

- Nie, kompletnie się tego nie spodziewałem. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nawet taka myśli nie przyszła mi do głowy. Głównie dlatego, że nie było dotąd transferu na taką skalę w ekstraklasie. Gdy usłyszałem o takiej propozycji, byłem bardzo zaskoczony. W sumie mogę być teraz zadowolony lub wręcz dumny, że taki klub jak Legia zgłosił się po mnie i wpłacił rekordową klauzulę. Jak o tym pomyślę, to do tej pory jestem tym zaskoczony, jeśli już to spodziewałem się kierunku zagranicznego. Ale jest Legia i Warszawa i bardzo się z tego cieszę.

Zanim wyraziłeś zainteresowanie przenosinami do Warszawy rozmawiałeś z kimś z klubu? Z trenerem lub dyrektorem sportowym?

- Rozmawiałem zarówno z dyrektorem Radkiem Kucharskim jak i trenerem Aleksandarem Vukoviciem. Obaj przedstawili mi pewien plan na moją osobę, pewną wizję przyszłości. Pytali też mnie o odczucia związane z propozycją. To co mnie ostatecznie przekonało, to fakt, że Legia była przy tych negocjacjach bardzo zdeterminowana. Choć długo się nie zastanawiałem, byłem od początku świadomy, że przenosiny do Warszawy mogą być dużym krokiem w przód w mojej karierze.

A jaki plan miał na ciebie trener?

- Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, na początku dostałem czas aby się zaaklimatyzować w zespole. Niestety wiele tego czasu z kolegami z drużyną nie spędziłem, uzbierało się tego może dwa tygodnie. Z tym, że w tym okresie graliśmy mecze w odstępie trzech dni, więc tych chwil z drużyną tak naprawdę było jeszcze mniej. Ale wracając do meritum – otrzymałem trochę czasu na poznanie szatni, samego klubu, miasta, znalezienie sobie mieszkania i załatwienie wszelkich formalności. Za chwilę wymagania mają się zwiększyć, szczególnie na boisku. Widziałem jednak mecze Legii z okresu zanim trafiłem na Łazienkowską, mogłem zerknąć też na analizy tych spotkań. Wiem, co będzie należało do moich zadań, czego będą chcieli ode mnie trenerzy. Zanim jednak będę mógł pokazać się z dobrej strony, trzeba się uzbroić w cierpliwość. Teraz nikt z nas nie ma możliwości aby wyjść na murawę.

Bartosz Slisz

Będąc w Zagłębiu więcej czasu spędzałeś w Lubinie czy może we Wrocławiu? Pytam dlatego, że Warszawa sporo różni się od Lubina.

- Mieszkałem w Lubinie więc większość czasu tym samym spędzałem w Lubinie, ale gdy mieliśmy dzień wolny, to jechałem do Wrocławia by tam wypocząć, pospacerować po starówce czy iść do dobrej restauracji z dziewczyną. Ale na co dzień żyłem w małym miasteczku i przeprowadzka do Warszawy jest zmianą na lepsze. To stolica, która daje wiele możliwości. Ale jestem przekonany, że miasto mnie nie pochłonie. Moja dziewczyna jest z Krakowa, sporo czasu tam spędziłem i przyzwyczaiłem się do funkcjonowania w dużym mieście.

Wróćmy do piłki. W Legii środek pomocy, to dość mocno obsadzona pozycja. Są Andre Martins, Domagoj Antolić, Walerian Gwilia, na „szóstce” może grać też William Remy. Nie obawiałeś się konkurencji?

- Nie, raczej nie patrzyłem na to w ten sposób. Wyszedłem z założenia, że Legia to dla mnie krok do przodu i trenując z graczami takiego klubu, mogę poczynić postępy. Konkurencja jest duża, ale rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Ale zdaje sobie oczywiście sprawę z tego, że Legii o granie będzie trudniej. W Zagłębiu miałem już komfortową sytuację, zwykle mogłem liczyć na miejsce w składzie. Teraz jednak przede mną nowe wyzwania, nowe doświadczenia. Celem jest wywalczenie sobie miejsca w składzie Legii Warszawa. Nie można stać w miejscu, trzeba stawiać sobie nowe cele do osiągnięcia. Wiem, że w Legii są zawodnicy o bardzo wysokich umiejętnościach, mają swoje duże atuty, ale ja swoją wartość znam i wiem, że na boisku będę mógł pomóc drużynie.

Bartosz Slisz

Mówisz o atutach kolegów, a jakie są twoje główne atuty, co możesz dać zespołowi?

- Najlepiej czuję się na pozycji numer „sześć”, choć później w Zagłębiu grałem głównie na pozycji numer „osiem”. Ale ta szóstka to jest jednak mój żywioł, i tam widzi mnie też trener Aleksandar Vuković. Moją mocną stroną jest przede wszystkim gra w defensywie, w Lubinie nazywano mnie odkurzaczem, bo „sprzątałem” po kolegach na boisku, łatałem dziury jakie powstawały. Jestem przekonany, że taka postać w drużynie Legii też się na pewno przyda. Antola czy Andre to zawodnicy świetnie wyszkoleni technicznie, ale też mam swój wachlarz atutów i na pewno możemy się wspólnie uzupełniać.

Po kilku dniach treningów zadebiutowałeś w barwach Legii w meczu z Lechią w Gdańsku. Jak wrażenia?

- Byłem bardzo miło zaskoczony, że tak szybko trener dał mi szansę na grę. Nie byłem przecież z zespołem zbyt długo, nie zdążyłem się ze wszystkim zapoznać, a mimo to zagrałem. Poczułem wtedy zaufanie od szkoleniowca. A przecież to był ważny i trudny mecz – prowadziliśmy skromnie 1:0 z Lechią w Gdańsku. Chcieliśmy odskoczyć w tabeli rywalom, a jednak trener na mnie postawił, nie zawahał się wpuścić mnie na boisko. Mogę się z tego tylko cieszyć. Nie byłem w ostatnim czasie przyzwyczajony do wchodzenia z ławki rezerwowych na murawę, w Zagłębiu grałem cały czas w podstawowym składzie, ale kilka minut w Gdańsku sprawiło mi ogromną frajdę. Radość była większa również z tego powodu, że wygraliśmy ten mecz, w końcówce strzeliliśmy drugiego gola. W szatni mogłem zaintonować zwycięski okrzyk, to też była świetna sprawa.

Bartosz Slisz

Tak naprawdę trwa proces twojej aklimatyzacji w Legii, ale jest dość nietypowy. Zamiast w szatni czy na boisku rozmawiasz z kolegami przez WhatsApp czy Instagram. Jak się w tym odnajdujesz?

- Nie jest to łatwa sytuacja. Moje plany, dotyczącego tego, by bliżej poznać się z kolegami z zespołu, trochę się skomplikowały i uległy dużej korekcie. Ale Piotrka Pyrdoła znałem z reprezentacji Polski, mieliśmy i mamy ze sobą kontakt. Z Mateuszem Praszelikiem gram w Counter Strike’a, rozmawiamy na czacie w grze. Tak to wygląda na razie, jakoś się w tym odnajduje, choć wiadomo, że wolałbym aby inaczej to wyglądało. Kontrakt z Legią podpisałem jednak na kilka lat, także będzie jeszcze czas by lepiej się ze sobą poznać.  

Młodzi zawodnicy sporo czasu spędzają teraz przed komputerem bądź konsolą. Wspomniałeś o Counter Strike. Grywasz też w inne gry?

- Głównie w Counter Strike'a. Najwięcej gramy razem z „Praszelem”, ale próbowaliśmy też grać razem z Maćkiem Rosołkiem czy Wojtkiem Muzykiem. Mamy taką swoją ligę, jest rywalizacja. Ale nie tylko tak pożytkuję czas – codziennie trenuję zgodnie z zaleceniami trenerów, raz w tygodniu biegam dodatkowo po lesie. Uczę się angielskiego, spędzam czas z dziewczyną.

Wiele wskazuje, że wkrótce zostaniesz mistrzem Polski. Myślisz, że stanie się to na boisku czy dowiesz się o tym z komunikatu Ekstraklasy?

- Mam nadzieję, że to się stanie na boisku. Nikt z drużyny nie chciałby skończyć tego sezonu w domu. Mimo, że jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli mając dobrą zaliczkę. Każdy chciałby jednak dograć sezon i pokazać, że tytuł mistrzowski nam się po prostu należał.

Bartosz Slisz

Polecamy

Komentarze (51)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.