Bogusław Leśnodorski: Chcemy poprawić frekwencję o 20 procent
28.06.2015 20:30
Jesień zeszłego roku to jeden z bardziej udanych okresów w historii klubu – głównie dzięki grze w Lidze Europy. Nie było tak, że wszyscy się tym sukcesem zachłysnęli, nieco odlecieli?
- Nie, tak się nie stało. Wiem, że panuje taka opinia, ale niesłusznie. To suma wielu zdarzeń.
Już zimą zaczęły się analogie do fatalnego sezonu Legii z Maciejem Skorżą – wtedy odeszli Komorowski, Rybus i Borysiuk – teraz Radović, który znaczył tyle samo lub więcej niż cała trójka.
- Żadna poważna drużyna nie może się opierać na jednym zawodniku. Choć trzeba sobie jasno powiedzieć, że brak Rado na pewno nam nie pomógł. Gdyby był zdrowy i grał, to na pewno sytuacja by wyglądała lepiej. Nie można jednak zapominać, że pod koniec rundy jesiennej był kontuzjowany, a zespół sobie bez niego radził.
Dariusz Dziekanowski napisał w swoim felietonie, że klub nie zrobił wszystkiego by go zatrzymać. Powinien dać podwyżkę, stworzyć komin płacowy, ale w zamian obrobić tytuł mistrza Polski.
- Hmm… To jest po prostu głupi komentarz… Nawet chyba się do tego nie odniosę. Przecież to nie chodziło o podwyżkę rzędu 10 czy 20 procent tylko pomnożenie zarobków razy kilka. Jego kontrakt w Hebei od początku był bardzo wysoki, ale Miro się wahał i jeszcze trzy dni przed zamknięciem okienka wydawało się, że do transferu nie dojdzie. Wtedy jednak Chińczycy chcąc go przekonać, w ostatniej chwili sporo dopłacili do wcześniej oferowanych kwot. Naprawdę nie byliśmy w stanie rywalizować w ten sposób. A samemu piłkarzowi też nie ma się co dziwić.
Legia pod koniec nie miała pary w ofensywie. Orlando Sa grymasił, został tylko doświadczony Marek Saganowski. Póki co sytuacja nadal jest podobna, tyle, że Portugalczyka zastąpił Nemanja Nikolić. Planowany jest jeszcze zakup jednego napastnika?
- Jesienią nie zakładaliśmy, że wiosna tak będzie to wyglądać. Rado miał być podstawowym napastnikiem, a Orlando pierwszym rezerwowym. Ale już nie ma sensu do tego wracać. Co do obecnej sytuacji to myślimy jeszcze o ofensywnych zawodnikach, widzimy konieczność wzmocnień w przednich formacjach.
Po publikacji tekstu na Legia.Net o Orlando Sa napisał pan na Twitterze, że to głupi tekst, ale nie był kłamliwy – ujawniał mały procent tego, na co pozwalał sobie Portugalczyk. Miał pokazać kibicom, dlaczego trener dokonuje takich, a nie innych wyborów. W dodatku sam zawodnik się po tej publikacji trochę ogarnął.
- Nie był kłamliwy, ale trochę wyrwany z kontekstu, bardziej sugerował konflikt niż postawę zawodnika. Domyślam się, że tekst miał być delikatny, ale zabrakło kilku szczegółów, przez co powstało wiele jego interpretacji, ludzie snuli domysły co się stało.
Ale wydawało się, że duma Orlando zostało podrażniona, postanowił pokazać wszystkim, że jest inaczej i trochę się ogarnął.
- Tak się wydawało, ale trwało to przez tydzień, może dwa… Tekst nie był kłamliwy, odsłaniał tylko małą część całości.
Legia pożegnała już czterech piłkarzy – Astiza, Pinto, Dossę i Orlando. Wkrótce mogą odejść Duda i Kosecki. To rewolucja kadrowa, nie lepiej na przyszłość systematycznie wymieniać 2-3 piłkarzy w kadrze?
- Planowaliśmy duże zmiany w tym oknie transferowym od 1,5 roku. Oczywiście nie wszystkie, bo np. z Dossą mieliśmy plany długofalowe. Życie nie zawsze układa się jednak tak, jak się je planuje. Pewnie, że lepiej wymieniać co rok 2-3 piłkarzy, ale nie wszystko można zaplanować. W takim Realu Madryt budżet jest niemal nieograniczony, ale nawet oni chyba nie planowali że przyjdzie Ramos i oświadczy, że odchodzi do Manchesteru United. To jest żywy organizm, kilkadziesiąt osób, nie da się wszystkiego zaplanować – są kontuzje, problemy wychowawcze, wiele zmiennych. Obserwując zespół, już jakiś czas temu postanowiliśmy, że potrzebny będzie głęboki reset. Sytuacje z Dossą czy Orlando tylko nas do tego przekonały.
Jest szansa by w przyszłości najpierw przychodził do klubu dobry piłkarz, a dopiero później odchodził z zespołu ten słabszy jakościowo?
- Wydaje mi się, że żadne klub tak obecnie nie robi. A im większe pieniądze wchodzą w grę, tym mniejsze prawdopodobieństwo takiego zachowania. Z wielu względów tak to nie może wyglądać. Gdybyśmy najpierw ściągnęli do klubu dwóch napastników, a dopiero później sprzedawali Orlando, to zamiast kilku milionów złotych byłaby suma dużo mniejsza. Inne kluby wiedziałby, że on nie będzie u nas grał i negocjacje rozpoczynałby z zupełnie innego poziomu. Takich aspektów jest mnóstwo, dlatego tak postawiona sprawa wydaje się aktualnie niemożliwa – nie tylko w Legii. Poza tym, to nie wygląda tak, że siedzimy przy stole i mówimy, że jutro kogoś kontraktujemy, więc kogoś możemy sprzedać. Takie procesy są długie. Szczególnie trudne do wykonania takie założenia są w Polsce latem. Gdy zaczyna się okienko transferowe, to my już w zasadzie startujemy z sezonem. Dlatego o wiele łatwiej jest dokonywać takie zmiany zimą. Latem najlepszym momentem na transfery jest sierpień, ale my wtedy już jesteśmy po najważniejszych meczach.
Kibice często w komentarzach są źli na politykę transferową i liczą pieniądze za Bielika, Radovicia, Dossę, Orlando. Chcą by ta kasa została w przeznaczona na transfery do klubu.
- No tak, ale to już jest taka sytuacja, że trudno wszystkim dogodzić. Jak wydamy kasę na transfery, to zaraz pojawią się opinię, że wyrzuciliśmy pieniądze w błoto, że nie daliśmy szansy młodym z własnej akademii, że nasi młodzi grają w innych klubach. Z kolei jak nie wydajemy pieniędzy, to jest niezadowolenie, bo nie kupujemy zawodników. Kibice mają mnóstwo opinii, każdy ma jakąś swoją wizję tego, jak powinna wyglądać polityka transferowa. Jedni uważają, że muszą grać zawodnicy doświadczeni, a drudzy że to skandal bo przecież jest zdolna młodzież. Ale jak postawimy w jakimś meczu na młodzież, to przecież zaraz powstają teorie, że nie traktujemy poważnie tych, którzy kupują bilety. Chyba nie ma w tym wszystkim złotego środka, zawsze będzie ktoś niezadowolony.
Przy tym ostrożnym wydawaniu pieniędzy powstają teorię, że Legia musi spłacać długi. Możemy bezpodmiotowo, bez wymieniania nazw, powiedzieć, że Legia jest coś komuś winna?
- W piłce wszystkie poważne kluby planują budżet przychodowy i planują, że wszystko wydadzą. Budżety z sezonu na sezon mają ciągłość, jeden ma wpływ na kolejny. Mamy zdarzenia pozytywne i negatywne – z jednej strony kary, z drugie awans z fazy grupowej. Wynik księgowy nie zawsze idzie w parze z wynikiem finansowym. Można kogoś sprzedać dzisiaj, a pieniądze dostawać przez następne trzy lata. Wynik finansowy jest w porządku, a w kasie brakuje kilku milionów, które mają wpłynąć za rok czy dwa. Za kasę z transferu trzeba zapłacić podatki, pięć procent z transferu oddać do różnych instytucji. Jeśli zawodnikowi nawet kończy się kontrakt, to wiąże się to z dużymi kwotami za podpis, z dużą prowizją dla menedżera. My jeśli chodzi o budżet transferowy jesteśmy na delikatnym plusie. Mamy jednak duże wydatki na drużynę jako całość – samoloty, czartery, powiększający się sztab szkoleniowo-medyczny itd. – to koszty utrzymania pierwszej drużyny są wyższe. Poza tym jesteśmy klubem wielosekcyjnym i mamy różnego rodzaju wydatki i zobowiązania z tym związane. Te sekcje są utrzymywane z przychodów sekcji piłkarskiej. W sklepie można mieć dobry wynik księgowy, ale jak trzeba zamówić towar na rok czy dwa z góry, całościowo właściciel jest pod kreską. Podsumowując – mamy lekki plus na transferach, ale nie duży. Nie jesteśmy nikomu nic winni. I tak planujemy na przyszłość – by taki stan się utrzymywał, by trochę drożej sprzedawać, a trochę taniej kupować. Wszystko po to by saldo utrzymywać na plusie.
W zeszłym sezonie chyba nikt nie wiedział jaką rolę mają pełnić rezerwy. Jest jakiś pomysł na ten zespół?
- To nie tak. Pomysł był, ale często ludzie ambitni uważają, że ich własny projekt jest ważniejszy i lepszy.
Ma pan na myśli trenera Jacka Magierę?
- Między innymi on miał swój własny projekt na ten zespół. Nie mówię, że zły, ale inny. A przecież np. w CLJ, pomijając ostatnie cztery mecze, cały klub pracował tylko po to, by zawodnicy tam grający byli lepsi, rozwijali się. By ludzie byli lepiej przygotowani do piłki seniorskiej. Niestety wielu trenerów nie potrafi pogodzić się z tym, że wynik ich drużyny nie jest najważniejszym kryterium oceny. Są ambitni i uważają, że ich wartość rynkowa jest uzależniona od rezultatów. Nie mówię tego tylko w kontekście trenera Jacka Magiery, ale wielu ambitnych trenerów, którzy chcą szybko coś wygrać, a nie wykształcić jakąś perełkę czy planować kolejne etapy kariery. Projekt z Jackiem Magierą z różnych przyczyn nie wyszedł, w tym roku pomysł będzie ten sam, zobaczymy jak poradzi sobie z nim Krzysztof Dębek. Ocenimy za rok.
Jak ocenia pan pomysł przyjazdu do Leogang trenera Dębka?
- Tak chciał i uważam, że to bardzo dobry pomysł. Taka sytuacja powinna być ciągła, pozwala na lepszą komunikację. Chodzi o to by jeden trener drugiemu nie przeszkadzał, a zespoły niżej usytułowane podporządkowywały wszystko pierwszemu zespołowi. Po to ci chłopcy grają w drugim zespole, by w razie potrzeby wskoczyć do pierwszego. A nie po to by wygrać mecz z Otwockiem czy Wieluniem. To nie ma żadnego znaczenia. Oczywiście wychodząc na boisko trzeba się starać by wygrać, ale nie to jest priorytetem. Koncepcji nie zmieniamy, a Jacek Magiera będzie bardzo dobrym trenerem w zespole seniorskim, gdzie będzie realizowany jego autorski projekt. Takie mam przekonanie. Ale być może Magiera zostanie w klubie. W sierpniu jesteśmy umówieni na rozmowę i zobaczymy jak to się potoczy.
Często słyszymy, że w juniorach nie liczy się wynik, ale rozwój. Ale kontrakty z trenerami podpisywane są na rok i ci w obawie, że bez sukcesu stracą pracę stawiają na treningach na wynik, ćwiczą taktykę pod najbliższego rywala. Jest w tym spora sprzeczność.
- I to jest złe. Tak jak powiedziałem, są trenerzy, którzy zamiast myśleć o rozwoju zawodnika, martwią się o to, jaki będzie wynik w kolejnym meczu. To jest tragedia i dlatego czeka nas sporo zmian. Odejdzie kilku trenerów, bo chcemy zachować pewne podstawy funkcjonowania tej akademii i całego klubu. Taktyka też musi się w pewnym momencie pojawić, ale nie może być robiona pod konkretnego rywala na poziomie dzieciaków. Ważny jest szeroko pojęty rozwój psychofizyczny piłkarza, a nie ambicje trenera. Tacy ludzie nie mogą pracować przy Łazienkowskiej.
Ale na pytanie czemu tak się dzieje usłyszałem, że kontrakt jest tylko na rok i w przypadku braku wyników mogą stracić pracę.
- Bzdura, kompletna bzdura. Słyszał pan by kiedyś by ktoś z klubu powiedział, że to źle że nasza druga drużyna czegoś nie wygrała?
Nie.
- No właśnie. Nawet w kuluarowych rozmowach takie argumenty się nie pojawiają. Wyjątkiem były finały CLJ, które potraktowaliśmy priorytetowo. Być może w przyszłym roku poważnie potraktujemy też rozgrywki juniorów młodszych – w sensie ich końcówkę. Mamy przekonanie, że na tym poziomie różnica między nami, a resztą Polski, jest dość duża.
A może kosztem kontraktu jednego zagranicznego piłkarza warto zatrudnić pięciu zagranicznych trenerów do szkolenia młodzieży z krajów, które mają o tym pojęcie?
- Naszym problemem jest teraz to, że nie wszyscy trenerzy chcą w pewnym systemie funkcjonować. Ale jest spory progres, bazujemy na różnych wzorcach. Wierzymy, że opierając się na doświadczeniach swoich i innych dojdziemy do momentu, w którym stworzymy dobry system, który będzie ewaluował i się rozwijał.
Mamy mistrzostwo Polski juniorów, młodzieżową Ligę Mistrzów. Jaki jest pomysł na wprowadzanie tych młodych chłopaków do pierwszego zespołu? W końcówce sezonu aż prosiło się postawić na takiego Ryczkowskiego, a nie zagrał ani minuty. Podobnie było z innymi – Bartczakiem, Wieteską, Misiakiem czy Makowskim.
- To co się stało w Polsce ostatnio w tym względzie jest złe. Z różnych przyczyn – finansowych, presji menedżerów, wprowadzono wielu młodych chłopaków do pierwszych drużyn. A przecież w finale Ligi Europy najmłodszy zawodnik na boisku miał 25 lat. Nie ma dziś drużyn poważnie grających w piłkę i opartych na młodych zawodnikach. Zdarzało się tak kiedyś w Ajaksie, ale piłka była wtedy w innym miejscu. Dziś byłoby to niemożliwe. Oczywiście są jednostki, które z różnych względów mogą przeskoczyć kilka poziomów, ale wstawianie wszystkich na siłę jest robieniem krzywdy wszystkim stronom. Trzeba zachować spokój, nie iść drogą na skróty – bo ta droga jest obarczona dużym ryzykiem. Ci chłopcy mają problemy z radzeniem sobie z presją, pieniędzmi, dalszym rozwojem fizycznym - co powoduje, że podatność na kontuzje jest dużo większa. Dlatego uważamy, że ci chłopcy dłużej powinni przechodzić do piłki seniorskiej. Dobrym przykładem jest tutaj choćby Michał Kopczyński.
Ale wspomniany „Kopa”, Wieteska czy Bartczak pewnie nawet nie wierzą, że w najbliższym czasie dostaną poważną szansę w pierwszym zespole.
- Każdy z nich tak mówi, ale na przykładzie Wieteski nasza decyzja jest taka, że będzie trzech dorosłych stoperów i czwarty „Wietes”. Terminarz i splot okoliczności może spowodować, że dostanie szansę. Odeszło dwóch dorosłych stoperów i to jest dla niego szansa. Poza tym spójrzmy na kluby w Europie. Jak wielu jest stoperów grających w jego wieku na wysokim poziomie? Niewielu, bardzo niewielu. Piłka dziś jest siłowa, ci goście łatwo mogą zginąć jak choćby Olek Jagiełło kreowany przez wiele osób na gwiazdę polskiej piłki. Podobnie z Grześkiem Tomasiewiczem. A taki Kuba Arak spokojnie wytrzymuje presję i pokonuje kolejne szczeble i poziomy seniorskie. Robi progres. To jest właściwa droga. Wracając do stoperów – nasza decyzja jest taka, że będzie trzech dorosłych stoperów i dwóch młodych.
Ośrodek treningowy Legii – ta kwestia powtarza się w naszych rozmowach co pół roku. Wszystko wskazuje na Grodzisk Mazowiecki?
- Na ten moment tak się wydaje.
W ostatnim czasie marketing Legii zaczął działać na naprawdę wysokim poziomie. Czy jest szansa na powstanie sklepów Legii w którejś z Galerii Handlowych? Co ze sklepem na lotnisku?
- Na razie będzie sklep na lotnisku. Każdy poważny klub w Europie ma swój sklep na lotnisku i my tez chcemy. Jest blisko, może będzie to lipiec, może sierpień. Zobaczymy.
Nazwa stadionu – brakuje tutaj sponsora. Nie jest tak, że poprzez UEFA do mediów poszedł przekaz, że Legia to rasiści, faszyści czy ksenofobi i firmy nie chcą się z takim wizerunkiem kojarzyć?
- Takie rzeczy na pewno nie pomagają. Natomiast chcemy się wiązać z jak najbardziej poważnymi graczami z międzynarodową renomą, którzy na naszą współpracę patrzyliby długofalowo. To miałby być taki projekt na lata, najchętniej dla firmy polskiej, międzynarodowej lub takiej, która chce wejść na polski rynek.
Musimy spytać o transfery. Ile jeszcze będzie tych ruchów kadrowych do Legii? Przydałby się napastnik, lewy obrońca i rozgrywający.
- Na razie to Ondrej Duda jest chyba niezłą „dziesiątką”. Zobaczymy co „Masło” pokaże.
Ale Ondreja ma lada chwila już nie być.
- Póki co jest naszym zawodnikiem. Szanse, że zostanie z nami np. do końca roku oceniam na 50 procent. On nie jest zdecydowany na inne opcje niż Inter, my wszystkie ofert poza tą z Mediolanu odrzuciliśmy. Rozbieżności nie są duże, jednak na ten moment nie jesteśmy dogadani. Szanse oceniam na pół na pół. Ale kadra gra bez klasycznej „dziesiątki” i sobie radzi. Na pewno przyjdzie jeszcze dwóch zawodników, a może nawet i czterech – zależy od sytuacji. Na pewno nowi piłkarze jeszcze się pojawią. Szukamy skrzydłowego i napastnika. Choć zostanie z nami raczej Arek Piech – jego rehabilitacja skończy się pod koniec sierpnia. Przydałby się też lewy obrońca grający do przodu. Ale tutaj też już definitywnie zamierzamy postawić na Guilherme. Uznaliśmy, że ta pozycja będzie dla niego optymalna.
Bez szczegółów – był temat Datkovicia, czy po pozyskaniu Pazdana nadal jest?
- Niko to bardzo utalentowany piłkarz, który ma przed sobą duże perspektywy na przyszłość. Jednak dziś to Michał może dużo więcej wnieść do zespołu. Udało nam się porozumieć z reprezentantem Polski, dlatego raczej temat z Datkoviciem upadnie. Poza tym chcemy dać jakieś szanse na podjęcie rywalizacji Mateuszowi Wietesce i Rafałowi Makowskiemu - to chyba dobry moment dla nich. Gdyby okazało się, że jest inaczej - wtedy będziemy jeszcze myśleć o wzmocnieniu tej pozycji
A Bliźniczenko, Ksionz i Shved?
- Zobaczymy co z tymi Ukraińcami będzie. Na pewno jest to ciekawy rynek. Myślę, że w przyszłym tygodniu będziemy już coś wiedzieć na ten temat, wtedy wszystko powinno się wyjaśnić. Jeśli chodzi o Shveda to patrzymy na tego chłopaka, ale nie ma jakichś mega zaawansowanych rozmów. Może się coś zdarzyć, ale niekoniecznie w najbliższych miesiącach. Zobaczymy.
Malick Evouna - jeszcze aktualny temat?
- Tak, nigdzie nie odszedł. Chcielibyśmy by do nas przyszedł. Ale musimy to wszystko robić z dużym rozsądkiem. Jeśli bierzemy na zgrupowanie Araka, który świetnie sobie radził w Sosnowcu, to słabo by było gdyby na obozie zastał trzech napastników – Nikolicia, Evounę i jeszcze Saganowskiego. Przecież od razu stwierdziłby, że nie ma szans na grę. A ci młodzi zawodnicy nie mogą dostawać szansy na takiej zasadzie, że jadą na zgrupowanie na doczepkę i zaraz po obozie wracają skąd przyszli. Muszą widzieć realną szansę na zaistnienie, a taką mają teraz i Arak i Kopczyński.
A Moryke Fofana?
- Nie, tego tematu nie ma. Ale są jeszcze ze 3-4 nazwiska, tak jak powiedziałem wcześniej – jeszcze jacyś zawodnicy się pojawią.
Na koniec najtrudniejsze pytanie – co zrobić by na meczach Legii stadion się zapełniał? Wydaje się, że naprawdę dobry marketing to jednak za mało. Poziom bywał ostatnio średni, a meczów zbyt dużo.
- W liczbach bezwzględnych co roku coraz więcej osób przychodzi na Legię. Meczów jest obecnie tak dużo, że obecność na każdym spotkaniu jest już tylko dla największych fanatyków. Być może trzeba będzie pomyśleć kiedyś nad powrotem do systemu sprzed reformy ekstraklasy. Dla nas w tej chwili najważniejsze jest to, by kibice na stadionie czuli się naprawdę komfortowo i chcieli do nas wracać. Coraz więcej rzeczy sprzedajemy w sklepie, coraz więcej osób ogląda nas w telewizji. Natomiast wciąż są rzeczy, które nas zaskakują. W tym roku 60 tys. osób wyrobiło sobie karty kibica, a 20 tys. nie przyszło do tej pory na stadion. Ale dzieją się też fajne rzeczy. Zimą, gdy nie gra drużyna piłkarska, coraz więcej osób pojawiało się na koszykówce. Natomiast chcielibyśmy poprawy frekwencji, na lidze o około 20 procent więcej ludzi byłoby dobrym wynikiem.
Co sekcją hokeja? Jak zawsze są problemy z zebraniem pieniędzy potrzebnych do startu w rozgrywkach. Uda się w tym roku?
- To jest fajny projekt, ale z wielu względów nie możemy go na siłę wziąć. Hokej jest bardzo drogim sportem i nie możemy takich sum przeznaczyć na tę sekcję, kosztem piłki nożnej. Jeśli do współpracy z hokeistami wejdzie miasto, lub pojawi się poważny sponsor, wtedy chętnie będziemy w tym partycypować. Natomiast nie ma sensu teraz wykładać całej kwoty, by za rok sekcja się zamknęła… To naprawdę bardzo drogi sport. Poza tym hokeiści są ograniczeni poważnie faktem, że poza Torwarem nie ma obiektu, na którym mogłyby się rozgrywać ich mecze. To jest kłopot.
Roczny budżet zespołu hokeja to pewnie 2-3 letni budżet koszykówki.
- Jest to bardzo prawdopodobne. Na tym mniej więcej poziomie. Choć naprawdę całościowo czyli ze szkółką dla młodych ludzi, hokej jest świetnym projektem, ale za drogim byśmy mogli to wziąć tylko na siebie. Chcemy pomagać sekcjom, rozwijać je, ale nie możemy tego robić zbyt dużym kosztem piłki nożnej. Tym bardziej, że budżet akademii piłkarskiej podnieśliśmy przez ostatnie trzy lata dwukrotnie. To już prawie 7 milionów rocznie – to tak a propos kwestii tego, gdzie są pieniądze z budżetu klubu.
Ostatnia kwestia czyli koszykówka. Cel jest jeden – awans?!
- Tak, bardzo byśmy tego chcieli. Jesteśmy blisko tej sekcji, działamy wieloaspektowo. Ta sekcja ma wielu sponsorów, pomaga też miasto, my również się dokładamy i nie są to małe pieniądze. Ale oni bardzo dobrze sobie radzą.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.