Cezary Miszta: Chciałbym jeszcze trochę pograć w Legii
17.07.2022 11:00
Co wiesz o piłce po ostatnim roku?
– Zmierzyłem się z presją w Legii, oczekiwaniami, z tym jak wygląda otoczka od drugiej strony. Gdy wygrywasz, to jest super, a jak nie zwyciężasz, to nie jest aż tak kolorowo, niestety.
Jak sobie z tym poradzić?
– Szczerze? W ogóle nie czytałem tego, co się dzieje. Odciąłem się i skupiłem na słowach szkoleniowców. To chyba klucz do sukcesu, by nie koncentrować się na tym, co mówią ludzie dookoła, tylko najważniejsze osoby. Da się to zrobić.
A to nie jest tak, że koledzy coś powtórzą, przeczytają?
– To zależy. Jak wiedzą, że nie chcesz mieć z tym do czynienia, to raczej nie, ale są też takie rzeczy, które do ciebie dochodzą. Ja sam odciąłem się od wszystkiego: Twittera, Facebooka.
Kiedy?
– Przy okazji meczów z Rakowem, Leicester, czyli wtedy, gdy był rollercoaster emocji. Jednego dnia byłem na dnie, a kilka dni później na górze. To dało mi bardzo dużo do myślenia, że trzeba to wypośrodkować, nie czytać tego, nie myśleć o tym, co się dzieje wokół.
Pamiętam moment, jeszcze za trenera Michniewicza, kiedy postanowił, że na jeden mecz usiądziesz na ławce, aby głowa odpoczęła. I potem znowu wrócisz do bramki.
– Tak. Chodzi o spotkanie z Lechem Poznań, w którym wystąpił Kacper Tobiasz. Faktycznie, pojawiły się takie ustalenia, żeby się za dużo nie działo wokół mnie. Seria porażek zaczęła się wtedy robić coraz dłuższa, skupiało się to mojej osobie. Trener chciał mnie trochę oszczędzić.
Pomogło?
– Następny mecz był w Neapolu… (0:3 – red.).
Trener Alesandar Vuković powtarzał wiele razy, że w Legii nie jest ani tak źle i ani tak dobrze, jak się o niej pisze. Możesz to powiedzieć, ale w swoim kontekście?
– Myślę, że trener Vuković trafił tym w sedno. Taka prawda. Jak zagrasz dobrze, to jesteś super, a jak wystąpisz gorzej, to jest tragedia. Nigdy nie można brać tego aż tak do serca. Czasami zwykły kibic mówi, że wypadłeś najgorzej, a potem wchodzimy na analizę ze szkoleniowcem i okazuje się, że wcale tak źle nie jest, jak kreuje to otoczenie. Trener Vuković jest bardzo mądry – szczególnie, jeśli chodzi o legijne towarzystwo. Sporo mu zawdzięczam, na pewno dużo mi pomógł.
W jaki sposób?
– Wyciągnął mnie, odbudował, bo wiadomo jak wyglądała runda jesienna. Rozmawiał ze mną kilka razy, przed i po obozie w Dubaju, dał mi kopa, bardzo we mnie wierzył. Niezwykle mi to pomogło. Potrafi zbudować zawodnika, to jego zaleta.
Powiedziałeś, że ważne jest dla ciebie to, co mówią osoby, które są dla ciebie istotne. Kto jest w tej grupie?
– Przede wszystkim trenerzy: Dowhań, Malarz, Runjaić. To ludzie, którzy mają bezpośredni wpływ na mój rozwój, czy gram, czy nie. Słucham ich najchętniej.
A Artur Boruc?
– Też. Artura nie ma już w klubie, ale myślę, że jak coś będę potrzebował, to mam z nim taką relację, że spokojnie mógłbym się do niego odezwać.
Można się od niego wiele nauczyć m.in. pod kątem odcięcia od mediów. To osoba, która – mówiąc delikatnie – zlewa wszystko, co się wokół dzieje.
– Artur ma charyzmę, jest bardzo mocny mentalnie. Pomagał mi w trudniejszych chwilach, rozmawiał ze mną. Można było od niego wiele wyciągnąć. Móc przebywać z kimś takim, to nieopisane doświadczenie.
Półtora roku temu opowiadałeś, że chcesz być następcą Boruca, czujesz, że cię do tego przygotowuje. Ale chyba wszyscy się spodziewali, że to przejście okaże się płynniejsze i że z Arturem nie będzie takich perturbacji. Wiosna wyszła inna. Jak się odnajdywałeś w tym położeniu?
– Robiłem swoje. Skupiałem się na sobie i na tym, że muszę zagrać kilka dobrych meczów, udowodnić, że trener cały czas może na mnie liczyć. Nie miałem wpływu na sytuację z Arturem, to były decyzje innych osób. To było poza mną.
Ale wiosną nadal czułeś jego wsparcie?
– No tak, w każdym momencie. Nigdy nie było czegoś takiego, że jak pojawiały się jakieś sytuacje związane z Arturem, to wszystko się na nas odbijało. Wręcz przeciwnie.
W minionej rundzie, po meczu z Wartą Poznań, sytuacja między słupkami była jasna: stałeś się numerem jeden, Tobiasz grał na wypożyczeniu. Wydawało mi się, że hierarchia w bramce na te rozgrywki jest już ustalona. Jak ty na to patrzysz po obozie w Austrii?
– Nie dostaliśmy jeszcze oficjalnej informacji odnośnie hierarchii, ale z tego co można wywnioskować, to na pierwszy mecz będzie chyba szykowany Kacper (rozmawialiśmy w środę – red.). Myślałem, że przejście okaże się trochę płynniejsze, ale Tobiasz mocno walczy, konkurujemy ze sobą. Nawet jeśli to on rozpocznie sezon jako numer jeden, to rywalizacja nie jest zamknięta, z meczu na mecz może dojść do zmiany. Myślę, że to okaże się dla nas niezwykle korzystne.
Cały czas będziemy walczyć, każdy z nas chce być jedynką, grać jak najwięcej. Dla mnie i Kacpra to nie jest zwykły klub czy przystanek w karierze. Zależy nam na tym, by coś tu osiągnąć, to dla nas wymarzone miejsce. I łatwo się nie poddamy.
Postrzegasz tę rywalizację jako nietypową? O numer jeden walczy dwóch młodzieżowych reprezentantów Polski.
– Zgadzam się. Jestem przekonany, że i ja, i Kacper spokojnie gralibyśmy w kilku innych klubach ekstraklasy. To chyba świadczy tylko o tym, że akademia Legii, pod kątem bramkarskim, dobrze funkcjonuje. O miejsce w składzie walczy w końcu dwóch wychowanków.
Jest jeszcze Dominik Hładun…
– Dokładnie, nie zapominajmy o nim. Zagrał ponad 100 meczów w lidze, to też naprawdę bardzo dobry bramkarz. Może tak być, że to właśnie Dominik pogodzi nas dwóch i wywalczy miejsce w składzie.
Ta rywalizacja nie będzie, na dłuższą metę, toksyczna? Jest fajna, ale nie można też jej przegrać.
– Skupiamy się na tym, co możemy zrobić na boisku, a decyzje są poza nami. Jedyne, co możemy zdziałać, to wyjść na trening i dobrze się prezentować na murawie – tak naprawdę na nic więcej wpływu nie mamy. Wybory dotyczące naszej trójki będą pewnie odgórne.
Śmialiśmy się trochę z Arkiem Malarzem, że tak wyrównanej rywalizacji między słupkami nie było od czasów… jego i Dusana Kuciaka.
– Haha, bardzo możliwe. Gdy Arek zaczynał bronić, to przychodziłem do Legii i mocno zacząłem się tym wszystkim interesować. Obecną rywalizację postrzegam trochę tak, że kto z naszej trójki by nie bronił, to myślę, że poziom okaże się, mimo wszystko, niezwykle wysoki.
Zdaniem Radka Majdana, klub powinien wypożyczyć teraz ciebie lub Tobiasza, bo szkoda, żeby któryś z was spędził jesień na ławce. Z kolei Jacek Zieliński twierdzi, że może was rozwijać tylko rywalizacja.
– Sądzę, iż najważniejsze są minuty. Treningiem nie wypracujesz wszystkiego, co złapiesz w meczach. Uważam, że mając dwóch młodzieżowych reprezentantów Polski, najlepiej, gdybyśmy grali we dwóch. Ale miejsce jest jedno. Chyba że zmienić pozycję, haha.
Jest jakieś zainteresowanie twoją osobą, kluby się o ciebie pytają?
– Nie skupiam się na tym, nie pytam o to menedżera. Jeśli coś się dzieje, to myślę, że wiedzą o tym dyrektor Zieliński i mój agent. Nie chciałem na razie nic o tym słyszeć, koncentruję się na rywalizacji w Legii. Chciałbym jeszcze trochę pograć w Legii. To mój cel.
Co poczułeś, gdy zabrakło cię w wyjściowym składzie na mecz z Zorią Ługańsk?
– To tylko sparing, co mogę powiedzieć? Nie mam na to wpływu, trzeba pytać trenera, który o tym decyduje. Wszedłem na boisko na 20 minut – mogłem zrobić tylko to, by choć przez ten czas pokazać się z jak najlepszej strony.
Na ile się zmieniłeś przez ostatni sezon, który był napakowany wszystkim?
– Myślę, że bardzo się zmieniłem mentalnie. Doświadczeń, które miały miejsce w poprzednich rozgrywkach, nie da się chyba zdobyć w żadnym innym klubie. Wzloty, upadki, zwycięstwo w Lidze Europy, mecze z najlepszymi, serie porażek w lidze… To nieocenione, nie da się tego przeżyć gdziekolwiek indziej.
Co masz wytatuowane? Czy to coś związanego z minionym rokiem?
– Nie. Mam pewien napis, znak zodiaku, szczęśliwą liczbę – siódemkę. Jest też moja rodzina: siostry, czyli Weronika i Julka, i rodzice, czyli Katarzyna oraz Paweł. Wytatuowałem również m.in. anioła, który po prostu mi się podobał, Asterixa, Jokera. Planuję zrobić dziarę, która podsumuje moje podejście do życia, tylko może jeszcze nie teraz. Co na niej będzie? Zobaczycie. Chciałbym skończyć "rękaw", więc pewnie tam się pojawi.
Ten planowany tatuaż będzie bliższy podejściu np. Carpe diem, czyli chwytaj dzień, ciesz się każdą chwilą?
– Bardziej, żeby skupić się na sobie. Poprzedni sezon dał mi tyle doświadczenia, przede wszystkim pod względem psychicznym, żeby koncentrować się na sobie, codziennej pracy, nie patrzyć na to, co dzieje się dookoła. Myślę, że będzie to coś z tym związane, co okaże się chyba niezłym podsumowaniem.
Wspomniałeś o szczęśliwej siódemce, a ostatnio, jako bramkarze, wybieraliście numery na koszulce. Jak to wyglądało?
– Trenerzy powiedzieli, że nie podobają im się nasze numery, że nie są bramkarskie, zwłaszcza "59", jaki miał Kacper. Ja zostałem przy "31", podoba mi się i nie chciałem zmieniać.
Chcesz grać w Legii do 31. roku życia?
– Nie wiem do kiedy, to zależy. Jedynka była zajęta, za "12" jakoś nie przepadam. Wziąłem "31", bo kilku bramkarzy na świecie zaczęło grać z tym numerem.
Jak podchodzicie, jako zespół, do nowych rozgrywek?
– Musimy wyczyścić głowy, bo jak będziemy myśleć o tym, co miało miejsce w tamtym sezonie, to zaraz może nadejść powtórka. Czujemy fajną więź w drużynie, na obozie mieliśmy karaoke, wytworzyła się atmosfera. Myślę, że najważniejsze będzie to, by dobrze zacząć rozgrywki. Zwycięstwa zaczną nas budować i krok po kroku będziemy iść w górę. I zakończymy sezon mistrzostwem, to nasz cel.
Brakowało wam takich integracji? Przynajmniej od półtora roku ich nie było.
– Jakoś nie było zbytnio okazji, by się integrować, haha. Myślę, że to potrzebne. Jak jest dobra atmosfera w zespole, to i na boisku gra się przyjemniej, łatwiej, idzie się w ogień jeden za drugiego. To bardzo ważne. Sądzę, że ten obóz dał nam dużo – nie tylko piłkarsko, ale przede wszystkim mentalnie, bo fajnie się zgraliśmy jako grupa. Nowi, którzy do nas przyszli, też nieźle się wkomponowali w zespół. Uważam, że jest bardzo duża szansa, że będzie to solidnie wyglądało w tych rozgrywkach.
Udało się wprowadzić spokój po wzburzonym, poprzednim sezonie?
– W Legii nigdy nie będzie spokojnie: nawet jak wygrywasz, to zawsze jest jeszcze coś do poprawy. Myślę, że w tym sezonie będziemy się skupiali na każdym kolejnym meczu. Jeśli coś nie wyjdzie, to nie znaczy, że nie będziemy mogli osiągnąć celu. Najważniejsze, żeby krok po kroku wprowadzać filozofię gry trenera Runjaicia. I wygrywać każde spotkanie po kolei.
Jak odbierasz tę filozofię? Dużo się zmieniło?
– Tak. Jeśli chodzi o grę bramkarza, to są to całkiem inne style. Trener Vuković nie lubi zbytnio ryzykować od tyłu – w meczach następowało przeważnie dalekie podanie na napastnika. Runjaić traktuje golkipera jak pierwszego rozgrywającego, od którego zaczynają się akcje – chce, by brał w tym czynny udział. Spójrzmy np. na gole w sparingu z RB Salzburg. Jedna z sytuacji zaczęła się od tego, że Tobiasz rozegrał piłkę od tyłu. W spotkaniu z Zorią też mieliśmy dobrą okazję po takim schemacie. Widzimy, że to przynosi efekty, że nie jest to sztuka dla sztuki. Robimy to po coś, jest na to konkretny pomysł.
W której z tych filozofii się lepiej odnajdujesz?
– Lubię obie. Niezależnie czy trener wymaga długiego podania, czy gry od tyłu, to wykonuję te zadania. Uważam, że gra nogami jest jedną z moich mocniejszych stron, też się w tym dobrze czuję, więc dla mnie to bez różnicy. Potrafię się dostosować do oczekiwań szkoleniowca. Chcę, żeby to wyglądało jak najlepiej.
Powiedziałeś o zalecie. A nad czym musisz najbardziej pracować?
– Sądzę, że w treningach skupiamy się teraz najmocniej na przedpolu, dośrodkowaniach. Myślę, że musimy poprawić właśnie ten element, nad którym zaczęliśmy się mocno koncentrować. Już teraz widzę, że czuję się w tym coraz pewniej. Arek Malarz dużo daje swoim doświadczeniem. Uważam, że mogą być z tego fajne rezultaty, jeszcze w tym sezonie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.