Czesław Michniewicz: Musimy się szybko pozbierać - wideo

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

11.09.2021 23:15

(akt. 12.09.2021 12:16)

- Straciliśmy bramkę w dziwnych okolicznościach. Mieliśmy parę niezłych momentów, były sytuacje Tomasa Pekharta czy Ernesta Muciego. Nie strzelamy goli i to nas martwi. Przegrywamy drugi mecz po 0:1, nie zdobywamy bramki. Mamy już trzy porażki - powiedział trener Legii, Czesław Michniewicz, po spotkaniu ze Śląskiem Wrocław.

- W poprzednim sezonie, od momentu mojego przyjścia, przegraliśmy raptem dwa razy w 26 meczach. Teraz tych porażek jest zdecydowanie za dużo. Martwi sposób w jaki przegrywamy, mała skuteczność, bo jak nie będziemy strzelać goli, to nie będziemy wygrywać. Mecz był absolutnie do wygrania. Śląsk zagrał dobrze, ale my też mieliśmy swoje momenty. Niestety, nie zamieniliśmy ich na bramki.

- Zostawię dla siebie to, o czym rozmawiałem z sędzią Frankowskim. Rozmawiałem z sędziami, stąd wynikało moje spóźnienie. Poszedłem, pokazałem materiał z naszej kamery taktycznej, którą nagrywamy każdy mecz. Andre Martins był najbliżej sędziego liniowego, idealnie go widział. W momencie, kiedy arbiter podniósł chorągiewkę, po prostu stanął, był przekonany, że będzie spalony. Sędzia za moment opuścił chorągiewkę, Andre dalej stał, i poszła z tego bramka. Oczywiście, najprostszym wytłumaczeniem jest, że gra się do gwizdka. Ale jeśli jesteś blisko arbitra, który podnosi chorągiewkę, to psychika automatycznie powoduje, że się zatrzymujesz. To spowodowało, że Andre stanął, piłkarz Śląska również. Widać na naszym materiale, jak wszyscy stoją: Andre stoi, ten zawodnik stoi. W pewnym momencie sędzia opuszcza flagę, a zawodnik Śląska prowadzi piłkę i strzela gola. Rozmawiałem z sędziami, pokazywałem im tę sytuację. Mówię, że są takie okoliczności, iż działasz na zasadzie instynktu, widzisz w odległości 10 metrów sędziego, który podnosi chorągiewkę. Andre stanął, nie ulega wątpliwości, że popełnił błąd. Gdyby się nie zatrzymał, byłby pojedynek 1 na 1, bramka nie padłaby w taki łatwy sposób, być może akcja inaczej by się potoczyła. A tutaj Andre wyraźnie stanął, był bliżej bramki niż przeciwnik z piłką. Zawodnik Śląska musiałby wygrać z nim jeszcze pojedynek, aby wyjść sam na sam z Arturem Borucem. To jest tylko jeden fragment meczu, gdzie przy sprzyjających okolicznościach, lepszej decyzji sędziego, który nie podniósłby chorągiewki, bramka mogłaby nie paść. Musimy jednak patrzeć na siebie: straciliśmy jedną bramkę, to się może zdarzyć. Ale nie strzeliliśmy gola w dwóch ostatnich meczach. To mnie najbardziej martwi.

- O co miałem pretensje do sędziego Frankowskiego? O to, że w ciągu pierwszych 7-8 minut, Wojtek Golla trzy razy bardzo mocno wszedł w Tomasa Pekharta, atakując go z tyłu, nie mając w ogóle szans na to, aby wygrać pojedynek. Pekhart to odczuwał. Na początku pytałem sędziego technicznego, ile razy może w ten sam sposób faulować zawodnik, aby zostać napomniany żółtym kartonikiem. Od tego zaczęły się później całe problemy.

- Czy martwi mnie to, że jak Zagłębie wygra w niedzielę, to skończymy kolejkę w strefie spadkowej? Nie, nie martwi mnie to, że ktoś wygra, a ktoś przegra. Martwi mnie to, że Legia przegrała. Nic innego mnie nie martwi.

- Jaka była reakcja szatni po porażce? Duży smutek, rozczarowanie. Przyjechaliśmy tutaj w określonym celu, chcieliśmy wygrać. Tak się nie stało, musimy się szybko pozbierać, bo czasu nie ma za dużo. We wtorek wylatujemy do Moskwy, gdzie czeka nas na pewno jeszcze trudniejsze spotkanie niż we Wrocławiu.

- Przyzwyczailiśmy się już do tego, że jak Legia - po pandemii koronawirusa - gra na wyjeździe, to najczęściej jest to wielkie wydarzenie. Tak było w Krakowie, tak było i we Wrocławiu. Atmosfera na trybunach była bardzo fajna, myślę, że idealna do gry. Warunki do gry były fantastyczne, ale patrzymy zawsze na rezultat. Trybuny na pewno, w jakimś stopniu, pomogły drużynie z Wrocławia, podobnie jak wcześniej w Krakowie. Trybuny jednak gola nie strzelą. Powinniśmy zdobywać bramki i wtedy nie będziemy się martwić tym, co się dzieje na trybunach.  

- Widziałem chęć odwrócenia losów spotkania. Mieliśmy, po straconym golu, jeszcze przynajmniej dwa rzuty rożne, gościliśmy w polu karnym, lecz Śląsk też grał mądrze, utrzymywał piłkę. Odkryliśmy się, Wieteska przesunął się do ataku, graliśmy praktycznie na jednego środkowego obrońcę. Każde dalekie podanie z obrony Śląska, to była kontra. Straciliśmy gola chyba w 87. minucie, czasu było niewiele, ale na pewno nikt nie spuścił głowy po straconym trafieniu.

- Co z Luquinhasem? Nie wiemy do końca, co mu jest. Podobnie z Bartkiem Sliszem, który też jest obolały. Jeśli chodzi o Luquiego, jest obłożony lodem, jak często po każdym meczu. Mam nadzieję, że nic groźnego się nie stało, poza stłuczeniami. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i w poniedziałek wejdzie w trening, bo w niedzielę mamy tylko lekki rozruch.

 

Polecamy

Komentarze (163)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.