Czesław Michniewicz: Skuteczność to nasz największy problem
05.03.2021 10:37
- Mamy dwie koncepcje, przed meczem ze Śląskiem. Zmianę jeden do jednego - czy gramy ustawieniem, w którym funkcjonowaliśmy ostatnio, i szukamy rozwiązań, kto zastąpi Luquinhasa i Martinsa. Druga koncepcja powoduje, że modyfikujemy nieco ustawienie i szukamy innych rozwiązań.
- Tomas Pekhart trenuje indywidualnie od początku tygodnia. W środę wszedł w mocniejsze obciążenia. W piątek będzie pierwszy raz trenował z drużyną. Po treningu będziemy wiedzieli więcej na temat jego zdrowia. Mówi, że nic go nie boli, nic mu nie dolega. Zobaczymy jak to będzie wyglądało na treningu.
- Czy mam obawy, jak organizmy naszych zawodników zareagują na trzeci mecz w ciągu dziewięciu dni? Akurat nie mamy z tym problemu. Oczywiście, zmęczenie jest po każdym meczu. Szybciej mija, jeśli się wygrywa. Wiemy, jak było ostatnio - na pewno przygnębienie jest widoczne, ale postaramy się wyciągnąć wnioski i myśleć o meczu ze Śląskiem. Mam nadzieję, że wszyscy będą przygotowani w stu procentach do tego, żeby zagrać we Wrocławiu. Bo jeśli wszyscy gramy na sto procent umiejętności, to jesteśmy groźni, dobrze zorganizowani i przeciwnik ma duże problemy. Jeśli zabraknie koncentracji w kilku procentach albo ktoś popełni indywidualny błąd, to wtedy tworzą się problemy. One często wynikają z tego, że brakuje stuprocentowej koncentracji. Na chwilę łapiemy moment samozadowolenia i przeciwnik to wykorzystuje.
- Z czego wynika duża liczba indywidualnych błędów? Błędy się powtarzają, on momentu kiedy tutaj przyszliśmy – mówię o nowym sztabie. Cały czas dokładamy stracone bramki, opisujemy je w określony sposób – skąd ten błąd wynika. Dużo pomyłek jest podobnych. Rzuty karne po podobnych błędach, błędy indywidualne - w przyjęciu, w podaniu. Mamy specjalny plik, w którym magazynujemy stracone bramki. Analizowaliśmy je w czwartek, w piątek będziemy analizować je wspólnie z zawodnikami. Pokażemy, że przeciwnicy za łatwo dochodzą do sytuacji i zdobywają bramki. My musimy się mocno natrudzić, wymienić wiele podań, zbudować wiele akcji, jak w ostatnim meczu, a strzelamy tylko jednego gola. Rywale nie stworzyli zbyt wielu akcji, a strzelili dwa gole. Też bywało tak w poprzednich meczach, że przysnęliśmy na sekundę-dwie i efekt był taki, że straciliśmy w tym czasie bramki. Tego nam nie wolno robić.
- Czy wynik meczu z Piastem jest znakiem, że coś nie funkcjonuje tak, jak powinno, czy to wypadek przy pracy? Wynik, który bardzo mnie martwi i cały czas we mnie siedzi. Myślę, że u zawodników również tak jest. Straciliśmy olbrzymią szansę, żeby dotrzeć do finału i zawalczyć o trofeum. To mnie najbardziej martwi i o tym rozmyślam. Niestety, przegraliśmy mecz, w których stwarzaliśmy wiele akcji, byliśmy stroną przeważającą. Może pierwsza połowa nie była idealna w naszym wykonaniu, ale druga odsłona była grana po naszemu. Wynik martwi, ale wracając do pytania – jest sporo akcji, które się powtarzają od dłuższego czasu. Gramy w podobny sposób i to musi przynieść efekty, to muszą być bramki. Zdarzył nam się mecz z Wisłą Płock, w którym byliśmy skuteczni, zdobyliśmy pięć bramek. Myślę, że w meczu z Piastem śmiało mogliśmy strzelić cztery gole i wszyscy bylibyśmy zadowoleni. To jest nasz największy problem - skuteczność.
- W piątek będziemy rozmawiać o meczu z Piastem. I zamkniemy temat. Powiem zawodnikom, co musimy zmienić w krótkim czasie, nad czym musimy pracować w dłuższej perspektywie. Piłkarze muszą dostać informację zwrotną. Taka sytuacja będzie miała jeszcze przed zajęciami, o godz. 11:00. Od tego czasu myślimy tylko o Śląsku. To już jest historia - to, co się wydarzyło – bolesna, ale od 11 skupiamy się na Śląsku.
- Sytuacja po meczu z Piastem - Gerard Badia podbiegł do Szabanowa? Ładny gest Badii. Zawsze jest to dobrze odbierane, zwłaszcza zwycięzcy najczęściej tak robią – pocieszają przegranych. Chciałbym, żeby taka sytuacja była jak najrzadziej, że ktoś pociesza nas po meczach. Druga sprawa, nie chcę okazywania takiego niezadowolenia po meczu, nawet kiedy popełniasz błąd, że kładziesz się na murawę i czekasz, że może ktoś przyjdzie i może zaniesie ciebie do szatni. Będziemy rozmawiać na ten temat z Szabanowa. Nie mówię, że zrobił coś złego, ale taka sytuacja zawsze jest niezręczna. Część zawodników zeszła do szatni, nawet nie wiedziała, że on tam jeszcze leżał. Nikt nie wiedział, ile leżał na murawie. Dowiedziałem się tego idąc na tę konferencję. Wcześniej nie widziałem tej sytuacji. To niezręczna sytuacja. Rozumiem niezadowolenie zawodnika, rozgoryczenie, po części - kajanie się, pokazanie, że bardzo zależy mu na tym, żeby nie popełniać takich błędów, żeby zwyciężać. Ale, na przyszłość - będę rozmawiał z piłkarzami, żeby nie robić takich rzeczy. Takie rzeczy trzeba umieć zachować dla siebie, ewentualnie próbować odreagować w szatni. Nie potrzebujemy takiego teatru. Teraz rozmawiamy o przegranym meczu z Piastem i o sytuacji z Szabanowem. Tego chcemy absolutnie uniknąć. Już wcześniej było widać po nim olbrzymie załamanie, kiedy straciliśmy gola. Wznawiamy grę od środka, a on stoi zgięty w pół. Krzyczę do niego, żeby wrócił do gry, skoncentrował się, że jeszcze jest dużo czasu. Strasznie to przeżył. Będę z nim o tym rozmawiał, żeby nie okazywał takiej słabości. Bo to okazywanie słabości przeciwnikowi. Stało się źle, popełniłeś błąd, ale to nic wielkiego, to tylko sport. Było jeszcze dużo czasu, żeby go naprawić.
- Czy wiem, których piłkarzy Legii obserwował selekcjoner Sousa? Nie, nie rozmawiałem z trenerem Sousą. Wiem tylko o informacjach, które pojawiają się w mediach. Nie mam kompletnie rozeznania komu przyglądał się selekcjoner.
- Czy biorę pod uwagę wystawienie Juranovicia w trójce stoperów, mimo że większość stoperów – Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska i Artem Szabanow – jest do grania? Rozważamy różne warianty. Artur Jędrzejczyk jest w trakcie delikatnego urazu, którego nabawił się w ostatnim meczu. W piątek zapadła decyzja ze strony sztabu medycznego, że wejdzie w trening. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Jeżeli będzie zdrowy w stu procentach, to ma szansę zagrać od początku we Wrocławiu.
- Jak to jest, że potrzebujemy kilku okazji do strzelenia jednego gola, a przeciwnik tworzy dwie akcje i zdobywa dwie bramki? Przeciwnik stworzył jedną sytuację, tą pierwszą. Drugą to my jemu stworzyliśmy. To jeszcze bardziej pokazuje, gdzie jest problem. Taka drużyna jak Legia, grająca najczęściej na połowie przeciwnika, musi być gotowa na nagłą stratę piłki i kontrę. Tak się gra przeciwko zespołom, które przeważają. To jest widoczne w całej Europie. W taki sposób bramki tracą też większe zespoły, które atakują i nagle jedno podanie sprawia, że jest sytuacja jeden na jeden z bramkarzem czy obrońcą. Tego trzeba się wystrzegać. Tego nie uda się wystrzec w stu procentach, ale musimy być na takie sytuacji przygotowani. I żeby takie sytuacje miały miejsce jak najrzadziej.
- Luquinhas po każdym meczu jest bardzo mocno poobijany, to historia znana od dawna. Od momentu, kiedy tutaj przyszedł, gra jeden na jeden, wchodzi w drybling, mija przeciwników, którzy nie są w stanie go zatrzymać. Najczęściej kończy się to faulem. Jeśli ktoś go fauluje, pociągając za koszulkę, to ja nie mam z tym kłopotu, bo krzywda mu się wtedy nie dzieje. Mam problem wtedy, kiedy widzę atak na nogi i widzę go następnego dnia albo w przerwie meczu, jak nasi fizjoterapeuci cały czas przy nim siedzą i mu pomagają. Na pewno nie jest to miłe. Ale Luquinhas świetnie sobie radzi. Unika wielu przewinień, przed wieloma udaje mu się uciec. Wiem, że po meczu w Zabrzu rozgorzała dyskusja na temat jego ochrony przez sędziów. Nie chcę, żeby sędziowie specjalnie go chronili. Chciałbym, żeby rywale nie atakowali go w tak brutalny sposób, jak to miało miejsce w ostatnim czasie.
- Jak ostatni trening ma wpływ na wybór ostatecznego składu? Bywa z tym różnie. Czasami nie mamy pewności, co do składu, do ostatniej minuty przed odprawą. Wtedy zastanawiamy się, kto zagra od początku, kto powinien wejść w trakcie meczu. Dzisiaj jest podobna sytuacja. Musimy wybrać dwóch nowych zawodników do pierwszego składu - w miejsce Luquinhasa i Martinsa. Zajęć nie zostało wiele. Czwartek był dniem na regenerację. W piątek jest tylko jeden trening. Czterdzieści osiem godzin po meczu nie mogą być zajęcia intensywne, więc będzie tylko taktyka. W sobotę przymierzymy się do tego składu, przećwiczymy stałe fragmenty gry w składzie, którym będziemy chcieli zagrać. Wiele razy tak bywało, że na ostatnim treningu ktoś zyskiwał albo tracił. Albo jak zauważyłem, że zawodnik jest typowany do pierwszego składu i jest nieskoncentrowany, to dokonywaliśmy zmiany. To świadczyło, że pogodził się z tym, że na pewno zagra i nie musi dokładnie wszystkiego dokonywać. A w takim wypadku – jest w błędzie.
- Marko Vesović? Sytuacja się troszeczkę komplikuje. Dwa tygodnie temu miał przejść ostateczne badania i wejść w trening. Teraz, tuż przed konferencją, rozmawiałem z lekarzem, przy okazji codziennego raportu na temat zdrowia zawodników. Pytaliśmy o Marko, czy może wejść w trening z zespołem. W piątek będzie pracował indywidualnie z trenerem od przygotowania motorycznego. W dalszym ciągu nie jest gotowy do treningów z nami. Przeszkadza jakiś delikatny uraz. W dalszym ciągu nie może trenować z drużyną.
- Przed chwilą rozmawiałem z Igorem Lewczukiem. Wraca do treningów. Trenował już z nami, w piątek również. W sobotę zaplanowany jest mecz rezerw z Zawisza Bydgoszcz, na godz. 13. Kilku zawodników z szerokiej kadry będzie miało okazję zagrać. Niektórzy po 45 minut i pojadą do Wrocławia – myślę o młodych. A niektórzy zagrają 90 minut. Wśród tych piłkarzy, którzy zagrają 90 minut, będą m.in. ci, którzy niedawno do nas dołączyli, albo w ostatnim czasie mało grali. W kwestii Igora – decyzja zapadnia po piątkowym treningu – czy będzie na tyle dobrze się czuł, żeby zagrać w sobotę przynajmniej 45 minut w sparingu drugiej drużyny. Decyzję podejmiemy wspólnie z nim i lekarzem, po piątkowych zajęciach.
- Bartek Kapustka wszystko zawdzięcza sobie – determinacji, uporowi, umiejętnościom, sposobem pracy. Jest bardzo zaangażowany w to, co robi. Trafił do świetnego klubu ze świetnymi możliwościami. Czy będzie powołany na najbliższe zgrupowanie kadry Polski? Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Jest nowy selekcjoner. Jeśli nie uda mu się wskoczyć do szerokiej kadry na najbliższy obóz, to mam nadzieję, że na kolejny dostanie dostrzeżony. Trener Sousa już lepiej będzie znał zawodników występujący w ekstraklasie, bo myślę, że tych, którzy grają za granicą, zna. I Bartek, prędzej czy później, trafi do reprezentacji. Podoba mi się jego podejście. Rozmawiałem z nim wielokrotnie na temat ewentualnego powrotu do kadry. Mówił, że ma dużo pokory do tego wszystkiego. Chce być w idealnej formie, nie wywiera na nikogo żadnej presji medialnej, nie dopomina się o powołanie. Mówił, że jak będzie na tyle dobry, że trener uzna, że pomoże reprezentacji, to chętnie to zrobi. Ale to, czy będzie powołany czy nie będzie, to zabiera mu snu w nocy. Skupia się na jak najlepszej grze dla Legii. I myślę, że efekt jest dobry, w jego wykonaniu.
- Co blokuje Mateusza Wieteskę – gorsza forma czy psychika? Wracając do tamtej sytuacji, z meczu z Piastem. Wietes zawsze będzie zaangażowany w stratę bramki. W takim sensie – nawet jak nic nie zrobi, to ktoś powie, że powinien stać z prawej czy z lewej. Jest środkowym obrońcą, jest najbliżej bramkarza. Gra centralnie w świetle bramki, stamtąd pada najwięcej goli. Sytuacja, która miała miejsce w meczu z Piastem - błąd popełnił na pewno Szabanow, który nie chciał wybijać piłki na oślep, chciał budować grę, nie chcieliśmy tracić czasu. Zagrał zbyt lekko, piłka odbiła się troszeczkę inaczej niż zazwyczaj. Podanie było za lekkie. I były dwie możliwości. Albo Wieteska ryzykuje, idzie w kontakt z przeciwnikiem i jak nie trafia w piłkę, to jest czerwona kartka. Albo zachowuje się tak, jak się zachował – czyli wyczekuje i może przeciwnik popełni błąd. Trafiło akurat na świeżego zawodnika, który chwilę wcześniej wszedł, bardzo szybkiego, dobrego technicznie. Boisko nie było idealnie w tamtym momencie meczu. I rywal idealnie poprawił piłkę. Złożyło się na to dużo nieszczęść. Zawsze mówię – trzy błędy to bramka. Pierwszy błąd - Szabanow, drugi – być może, inna decyzja Mateusza Wieteski, gdzie odskoczyłby do tyłu. Była to sytuacja stykowa – albo idziesz do przodu i ryzykujesz, że uda ci się przejąć, albo odskakujesz i toczy pojedynek jeden na jeden. Podjął taką decyzję, na koniec rywal wyszedł sam na sam z bramkarzem. Czarek troszeczkę zostawił mu miejsca, wychodząc wysoko – przeciwnik mógł go okiwać i strzelić do pustej bramki. Tej bramki, akurat Mateuszowi, najbardziej złośliwi ludzie, nie powinni przypisywać. Bo akurat, on tutaj niczego wielkiego nie zawinił.
Quiz
Sprawdź wiedzę o trenerach Legii
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.