News: Damian Zbozień: Byłem za słaby na Legię

Damian Zbozień: Byłem za słaby na Legię

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

28.10.2017 13:15

(akt. 02.12.2018 11:51)

Do Legii trafił jako 18-latek, spędził w niej trzy lata, ale w pierwszej drużynie wystąpił tylko w Pucharze Ekstraklasy. - Początki były trudne. Z trzytysięcznej wioski przeniosłem się do prawie dwumilionowego miasta. Zarabiałem 1800zł, dla mnie były to olbrzymie pieniądze. Zostawiłem rodzinę, kapelę, postawiłem wszystko na jedną kartkę. I obiecałem sobie, że wycisnę z tego wyjazdu maksymalnie dużo. Do dziś pamiętam, że gdy zdarzyło mi się pójść do KFC, siadałem jak najdalej od okien, chowałem się, by nie zobaczyli mnie trenerzy Kapuściński i Mazurek. Wyciągnęli mnie ze wsi, nie chciałem ich zawieść - opowiada na łamach "Przeglądu Sportowego" Damian Zbozień.

- W Warszawie szokiem były dla mnie ceny. Szedłem do sklepu i czułem się, jakbym robił zakupy w barze w Łącku. Nie zdawałem sobie sprawy, że utrzymanie tyle kosztuje. Najczęściej kupowałem najtańsze bułki. Odkładałem na ubrania, by nie wyglądać jak chłopaczek z prowincji.


- Trafiłem w Legii na idealnego szkoleniowca, bo pierwszy zespół prowadził Jan Urban, znany z dobrego podejścia do młodych. Podczas jednego z wywiadów dziennikarz przekonywał mnie, że ten trener chciał mnie odpalić. Nie zgadzam się z tym. Po prostu widział, że byłem za słaby na Legię. Jest uczciwym człowiekiem, bardzo mnie lubił, ale nie zasługiwałem na grę w ekstraklasie. Gdybym dostał szansę, na sto procent bym się spalił. Brakowało mi wiary w siebie na boisku. Zacząłem się zmieniać dopiero podczas pracy z trenerem Broszem.


- Gdy przeszedłem do Sandecji, Legia mogła mnie odkupić w każdym oknie. Sandecja miała wobec mnie zaległości finansowe. Nie zarabiałem dużo, zależało mi, by oddali mi moje pieniądze. Poprosiłem dyrektora Legii, by zapłacili Sandecji kwotę pomniejszoną o moje zaległości. Rozmowie przysłuchiwał się Danijel Ljuboja. Podszedł, dopytał, stwierdził: „No problem. Ja ci to wyrównam, oddasz mi, kiedy ci Sandecja zapłaci”. Byłem w szoku, znałem go dopiero kilka dni. Honor nie pozwolił mi z tej propozycji skorzystać, ale zaimponował mi tym podejściem. Duża klasa.

Więcej wspomnień Damiana Zboźnia w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.