Damian Zbozień: Za krótki na Legię

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

08.03.2019 15:20

(akt. 14.03.2019 14:00)

- Jestem za krótki na Legię, nie ma się co czarować. Wiadomo, że liga jest jaka jest i pod tym kątem wyzbyłem się kompleksów. Dawniej patrzyło się w inną stronę i myślało, że u innych drużyn jest lepiej. Człowiek czuł się trochę niedowartościowany. Obecnie nie czuję się gorszy, gdy mierzę się z lechitami czy legionistami. – opowiada w rozmowie z Legia.Net Damian Zbozień, piłkarz Arki Gdynia i były legionista.

Rok temu wygraliście u siebie z Legią. Arka zmieniła się od tamtego czasu.

- Zdecydowanie. Doszło kilku nowych zawodników, kadra troszeczkę się zmodyfikowała. Różnica jest odczuwalna, lecz nasz pomysł na grę się nie zmienił. Mimo że jesteśmy w trudnym momencie, liczymy na korzystny rezultat w sobotę.

Jak wspominasz ostatni finał Pucharu Polski, w którym zmierzyliście się ze stołecznym klubem?

- Ogromne przeżycie, zaszczyt. Długo będziemy to wspominać, nawet gdy skończymy grać w piłkę. Za nami dwa finały z rzędu – jeden wygrany, drugi przegrany. Legia rok w rok stara się dochodzić do finałów i seryjnie w nich zwyciężać, reszta drużyn nie osiąga takich wyników. Myślę, że to duży sukces dla Arki i trudno będzie go powtórzyć. Szkoda, że w maju tamtego roku doznaliśmy porażki, ale wspomnienia zostaną na zawsze. Chciałbym w przyszłości powalczyć raz jeszcze o to trofeum, stawiam sobie taki cel. Wyjątkowa sprawa i wydarzenie.

Po finale z Legią, jako jedyny piłkarz Arki patrzyłeś na celebrację mistrza kraju.

- Zgadza się, nawet dosyć wymowne zdjęcie ukazało się po tym meczu. Opieram się o ławkę trenerską i obserwuję radość legionistów... Byłem załamany. Człowiek wierzył, liczył na powtórzenie sukcesu sprzed roku. Większość chłopaków nie chciała oglądać tej ceremonii, ja zrobiłem inaczej. Takie obrazki dodają energii i siły do dalszego rozwoju, pokazują sportową złość. Chciałbym kiedyś ponownie tam być, a stanie się to tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy.

Leszek Ojrzyński i Zbigniew Smółka to dwaj zupełni inni trenerzy?

- Każdy jest inny, ma inny temperament. Nie chciałbym się wypowiadać na temat trenerów. Arek Aleksander nauczył mnie kiedyś w I lidze fajnej rzeczy. Przyświecała mu taka zasada, że dopóki jest czynnie grającym piłkarzem, nigdy nie podejmuje się ocen, porównań trenerów. Ja też, ucząc się od starszego kolegi, nie porównuję warsztatów szkoleniowców.

To w takim razie co pozytywnego Zbigniew Smółka wniósł w wasz zespół?

- Trener Smółka preferuje techniczny futbol, ofensywny, oparty na krótkich zagraniach i widowiskowej grze. Ostatnio wiadomo, jesteśmy krytykowani, bo nam to nie wychodzi. W kilku spotkaniach z tamtej rundy potrafiliśmy zamknąć rywala na jego połowie, popisywać się kreatywnością oraz wymianą podań. Właśnie tego szkoleniowiec stara się nas nauczyć. Każdy trener może cię wyszkolić w innych elementach, podnieść twój poziom. Zbigniew Smółka często porównuje sytuacje z początku pracy do dnia dzisiejszego, pokazuje dane ćwiczenia, które wykonujemy i ta jakość zdecydowanie wzrosła, co cieszy.                                        

Martwi was niechlubna passa bez zwycięstwa?

- Tak, ta seria jest dość długa i nie da się od tego uciec. Zawodzimy kibiców, nas i frustracja narasta. Przekłada się to potem na boisku, bo nie gramy tak, jak chcemy. Liczyliśmy na optymistyczny start w 2019 roku, a jest fatalny. Nie ma co ukrywać – jesteśmy w trudnej sytuacji, jednak tylko pracą możemy z  tego wyjść. Musimy trzymać się razem. Nie sztuką jest być drużyną w przyjemnych chwilach, trzeba pokazać jedność zwłaszcza w trudniejszych momentach. Dla nas to próba charakteru, dla całej Arki Gdynia, Wierzę, że poradzimy sobie z tymi problemami. Zespół mamy naprawdę dobry, zawodników również. Wiem, iż ta nieszczęśliwa passa kiedyś się skończy i zaczniemy regularnie punktować.

Wydawało się, że z Lechem możecie nawet wygrać, stało się inaczej. Chyba to jedno ze spotkań, którego wynik najbardziej was zabolał.

- Dobrze to ująłeś. Mecz z „Kolejorzem” bardzo nas zabolał. W poprzednich spotkaniach byliśmy po prostu słabsi od przeciwników, gra nam się nie kleiła i nie wykonywaliśmy tego, czego trener od nas oczekuje. W Poznaniu wyglądaliśmy lepiej i biegaliśmy po znaczniej trwalszej murawie niż u nas. Boisko w Gdyni jest w średnim stanie i nie zawsze realizujemy to, co byśmy chcieli. Czujemy olbrzymi niedosyt, ponieważ zasłużyliśmy sobie minimum na jeden punkt. Tym bardziej przeżywaliśmy tę ostatnią kolejkę. Mieliśmy sporo fajnych chwil, ale i tak nie doczekaliśmy się szczęśliwego zakończenia.  Jak nie idzie, to nie idzie, jednak trzeba sobie z tym poradzić. Jesteśmy zawodowcami, jeżeli wyjdziemy z kryzysu, wszystko ruszy w prawidłową stronę. Staniemy się na pewno silniejsi, bo takie momenty scalają.

Czujecie, że spotkanie z mistrzem Polski zbliża się wielkimi krokami?

- Oczywiście, że tak. Każde spotkanie dla nas w tym momencie jest najważniejsze, będzie pewnego rodzaju finałem. Niekoniecznie finałem Pucharu Polski, lecz następne mecze okażą się kluczowe. W tym roku przemknęły nam cztery kolejki, a my nie zdobyliśmy żadnego punktu. Sytuacja jest po prostu nieciekawa. Nie patrzymy na to z kim gramy tylko skupiamy się na celu. Chodzi oczywiście o punktowanie w lidze. Margines błędu został wyczerpany. Żeby nie ugrząźć w bagnie na całego, czas na przełamanie na krajowym podwórku. Po porażce z Lechem mobilizacja w szatni jest ogromna. Liczymy na punkty.

Co może być waszą największą siłą?

- Nie mogę zdradzać szczegółów, później zawodnicy z przeciwnej drużyny to przeczytają i rozczytają nas w sobotę (śmiech). Trener ma pomysł na ten mecz, pozostaje kwestia jak to zrealizujemy. Na pewno nie będę jednak o tym mówił.

Mistrz Polski gra w kratkę, znacie ich mocne i słabe strony?

- Jesteśmy przed analizą zespołu z Warszawy (rozmawialiśmy w środę – red.). Ligę jednak oglądamy, śledzimy. Osobiście widziałem mecze Legii. Do stołecznej ekipy dołączyło kilku nowych zawodników. Potencjał drużyny Ricardo Sa Pinto jest bardzo duży, nie ma co się oszukiwać. Legioniści dysponują jedną z najmocniejszych kadr pod względem personalnym w lidze. To, że nasz najbliższy rywal gra w kratkę, to już ich problem. Wiem, że stać ich na regularne wygrywanie. Nasza Ekstraklasa jest specyficzna, nie jest łatwa, co mogłoby się wydawać innym. Stołecznemu klubowi trudno złapać dłuższą serię zwycięstw. My na pewno nie będziemy chcieli im w tym pomóc. W ostatnim spotkaniu z Miedzią mistrz kraju wyglądał naprawdę obiecująco. Zrobimy wszystko, aby im przeszkodzić i żeby warszawska drużyna dalej miała huśtawkę nastrojów.

Legia najbardziej powinna obawiać się ciebie? Twój dorobek strzelecki wiosną jest godny uwagi.

- Nie, zdecydowanie nie (śmiech). Legia powinna obawiać się zawodników usposobionych stricte ofensywnie, którzy strzelają więcej goli. Co prawda w ostatnim czasie bramek było trochę mniej. Mocno wierzę, że nasze rakiety odpalą, dlatego zespół z Łazienkowskiej powinien skupić się właśnie na nich. Ja jestem bardziej od czarnej roboty. Oczywiście, przytrafiła mi się miła seria bramkowa, natomiast nie przyniosła ona nam punktów, więc zbytnio się nie cieszyłem.

W jakich aspektach najbardziej się poprawiłeś w ostatnich miesiącach?

- Nie lubię mówić o sobie, ale cały czas pracuję Nigdy nie będzie takiego elementu, którego nie będę musiał już szlifować. Do końca swojej przygody z piłką będę chciał podnosić swoje umiejętności. Pod względem piłkarskim, na pewno jednak poczyniłem pewne kroki w przód.

Co możesz obiecać kibicom w kontekście sobotniego meczu?

- Znajdujemy się w takim momencie, że nie możemy nic obiecywać, mówić, a tylko lepiej grać. Nasi sympatycy mają już dość słów, ja się im nie dziwię. Są sfrustrowani i czego byśmy nie powiedzieli, będzie to poddawane krytyce. Teraz nie ma co gadać, trzeba skupić się na robocie. Chcemy móc znowu sprawiać im radość swoimi udanymi zagraniami niż słowami w wywiadach.

Podpisałeś kontrakt z Arką do końca sezonu 2019/20. Chciałbyś go wypełnić?

- Jasne, że tak. Związałem się z gdynianami umową z opcją przedłużenia. Bardzo dobrze czuję się w Arce. W tym momencie jest to drużyna, która dała mi najwięcej i przeżywam tutaj najlepsze chwile w swojej karierze. Nie ukrywam, że chciałbym spełnić swoje marzenie, czyli otrzymania koszulki za sto meczów w Ekstraklasie w jednym zespole. Zawsze uważałem to za ogromny szacunek dla zawodnika, który rozegrał tyle spotkań w danej ekipie. Jestem coraz bliżej tego celu.

Dwanaście miesięcy temu uznałeś, że nie pociągnąłbyś Legii, gdybyś do niej trafił. Co powiesz teraz?

- To samo, co wtedy. Jestem za krótki na Legię, nie ma się co czarować. Wiadomo, że liga jest jaka jest i pod tym kątem wyzbyłem się kompleksów. Dawniej patrzyło się w inną stronę i myślało, że u innych drużyn jest lepiej, są to większe marki z lepszymi graczami. Człowiek czuł się trochę niedowartościowany. Obecnie nie czuję się gorszy, gdy mierzę się z lechitami czy legionistami. Wiem, że to normalni zawodnicy, na pewno lepiej opłacani, natomiast mogę z nimi rywalizować i ich pokonać. Muszę to rozdwoić – nie jestem od nich słabszy, aczkolwiek „Wojskowych” stać na piłkarzy o dużo wyższych umiejętnościach. Chciałbym, żeby polski klub grał w Lidze Mistrzów, radził sobie z powodzeniem w Europie i przynosił chlubę całemu narodowi. Na razie tak to nie wygląda, a Legia zasługuje na to. Mają budżet, możliwości i powinni występować w niej kozacy. Ja się nim nie czuję.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.