Dariusz Mioduski i Jacek Magiera: Mistrzostwo zobowiązuje
06.06.2017 19:45
fot. Piotr Kucza / FotoPyK
Mogliby panowie podzielić się swoimi wrażeniami po zakończonym meczu Legii z Lechią. Pytamy o dodatkowe 10 minut gry Jagiellonii z Lechem. Jakie emocje wam towarzyszyły?
Jacek Magiera: Szczerze mówiąc, byłem kompletnie zaskoczony. Próbowałem ukryć swoje emocje, ale wydaje mi się, że był to jeden z trudniejszych momentów w minionym właśnie sezonie. Niby po spotkaniu z Lechią wszystko miało być rozstrzygnięte, a okazało się, że nasz los jeszcze przez chwilę zależeć będzie od innych osób. Na szczęście udało się.
Dariusz Mioduski: Próbowałem zachować kamienną twarz, wszystko mogło się wydarzyć. Nie śledziłem na bieżąco wyniku meczu w doliczonym czasie gry w Białymstoku, czekałem na ostatni gwizdek.
Magiera: W trakcie naszego meczu Konrad (Paśniewski, kierownik drużyny – przyp. red.) i informował nas o przebiegu spotkania. Co chwilę mówił, ile zostało do końca spotkania. Jak nic się nie zmieniało przez dłuższy czas, a została minuta, zacząłem się uspokajać. Podczas spotkania było niestety trochę zamieszania. Jedni znali wynik w Białymstoku, inni nie. Kibice śpiewali tak, jakbyśmy zaraz mieli sięgnąć po mistrzostwo. Trochę przez te wszystkie wydarzenia ucierpiała komunikacja. Staraliśmy się strzelić gola, ale wkradło się rozkojarzenie. Po meczu poszedłem w samotności oglądać końcówkę meczu Jagiellonii z Lechem w swoim gabinecie. Później dołączył „Vuko”. W międzyczasie obraz zniknął, ponieważ burze zakłócały fale w całym kraju. Trudne doświadczenie, ale to tylko podsumowuje cały szalony sezon.
Magiera: Nikt by takiego scenariusza nie wymyślił. Już od początku sezonu dosyć szalone rzeczy działy się w Legii. Cieszę się jednak, że cały zespół skoncentrowany był na tym samym celu. Jestem dumny z piłkarzy, że to wytrzymali i nikt przy okazji nie komentował spraw, na które nie miał wpływu. Nie daliśmy się ponieść emocjom, tylko mocno pracowaliśmy. Doskonale wiemy, iż pojawiały się trudne momenty, a jednak od 25 września do ostatniej kolejki piłkarze wykonali robotę na poziomie mistrzostw świata. Pamiętajmy, wygraliśmy z Lechem trzy razy. Lechię pokonaliśmy dwukrotnie i raz zremisowaliśmy, a na koniec sezonu mieliśmy tylko dwa punkty przewagi. Podobnie z Jagiellonią jedna wygrana i dwa remisy. To chyba najtrudniej wywalczony tytuł mistrzowski w historii Legii. Rzeczy niemożliwe nie istnieją, dlatego o wiele bardziej to smakuje. Zapracowaliśmy na to.
Mógłby trener opowiedzieć o przemowie przedmeczowej? Arkadiusz Malarz i Miroslav Radović powiedzieli, że byli bardzo poruszeni. Ten pierwszy zawodnik stwierdził nawet, że gra w piłkę dwadzieścia lat, a czegoś takiego nie słyszał.
Magiera: To miało trafić do piłkarzy. Chciałem, by chwyciło ich to za serca. Trzeba szukać różnych rozwiązań. Musimy motywować siebie nawzajem. Nie możemy tylko w jeden sposób działać. Wiedziałem, że omawianie taktyki dwie godziny przed meczem mija się z celem. Znaliśmy atuty Lechii. Zrobiliśmy odprawę dzień przed spotkaniem, by zawodnicy mogli się z tym przespać. Ostatnie momenty potraktowaliśmy jednak bardzo emocjonalnie. Nawiązaliśmy do naszego całego sezonu. Z kim graliśmy, kto nas wspierał. Nie będę opowiadał szczegółów, bo one muszą zostać w szatni. Cieszę się, że osiągnęliśmy właściwy cel. Dodatkowo jestem zadowolony, ponieważ ta rozmowa jeszcze bardziej scaliła zespół, mimo że już wcześniej był drużyną. Nawet piłkarze, którzy nie wystąpili bądź byli poza kadrą stali się lepszymi graczami, a przede wszystkim lepszymi ludźmi.
Magiera: Obserwowałem wszystkich zawodników od początku mojego trenerskiej przygody z Legią. Wszyscy stali się lepszymi piłkarzami. Nieważne czy zostaną z nami, czy odejdą, będę im kibicował. Cieszę się, że przykładowo Vako Kazaiszwili, mimo że mało grał, pracował z nami cały czas, dawał nam wsparcie. To pełnoprawny mistrz Polski. Ja będę mówił o nim tylko dobrze.
Jaki był dla pana najtrudniejszy moment w zakończonym sezonie?
Magiera: Nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym. Trzeba było mierzyć się z wieloma sytuacjami. Nie mówię o problemach. My nazywaliśmy je„wyzwaniami”. Kiedyś powiedziałem, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Rożne okoliczności nam się przytrafiały, ale wyszliśmy z nich obronną ręką. Miałem świetne wsparcie sztabu. Czasami mogłem odsunąć się na bok, bo moi współpracownicy wykonywali odpowiednią robotę. Mogłem się wtedy skoncentrować na innych aspektach. Chociażby na rozmowach zawodnikami czy z prezesami, poprzednim i obecnym, na temat funkcjonowania klubu. Dlatego zawsze będę powtarzał, że na ten sukces zapracowaliśmy wszyscy członkowie sztabu.To dla mnie największe zwycięstwo. Zbudowaliśmy coś, o czym będziemy wspominać przez lata. Zdajemy jednak sobie sprawę, iż to już historia. Najważniejsze jest to, co będzie jutro i pojutrze, a nie to co było wczoraj.
Prezesie wspominał pan, że jeśli Legia zdobędzie mistrzostwo, do eliminacji Ligi Mistrzów przystąpi silniejsza. Jest już szykowany plan na transfery do warszawskiego klubu?
Mioduski: Na początku muszę pochwalić jeszcze raz zespół. Nieraz jeszcze pewnie będę to robił, ale dla mnie to niebywałe, czego dokonałJacek z zespołem. Chociaż to już czwarte mistrzostwo, odkąd jestem w Legii, było ono zdecydowanie najtrudniejsze. Bardzo cenię trenera oraz wszystkich ludzi pracujących w tym klubie, że mimo tak zwariowanego roku stworzyli wspaniałą atmosferę, w której mogli normalnie działać. Natomiast nie możemy się zadowalać tym, co mamy. Jeśli tak stwierdzimy, to poniesiemy porażkę. Jest teraz czas na świętowanie, ale przed nami dużo pracy do wykonania. My już wcześniej zaczęliśmy myśleć, jak możemy wzmocnić drużynę. Oczywiście, sztab szkoleniowy skupiał się na zdobyciu mistrzostwa, ale powoli rozmawialiśmy na te tematy.
Magiera: Najtrudniejsze w tym wszystkim będzie jednak to, by nie zatracić tej atmosfery, która się już wytworzyła. Chłopaki tworzą drużynę, a my chcemy ją wzmocnić. Nie zamierzamy robić rewolucji. Pragniemy wejść na wyższy poziom, ale jednocześnie pamiętamy, że są na pewno osoby, które myślą o odejściu bądź się z nami pożegnają. Połączymy ze sobą te wszystkie wydarzenia i postaramy się to wkomponować w jedną całość. Wiemy, które pozycje wymagają wzmocnień. W jednym miejscu mamy tak zwane priorytety, a w innych potrzebne jest uzupełnienie. Oczywiście, bardzo ważnym punktem są rozmowy z Vadisem, by został z nami na kolejny rok. Wrócił do nas Radek Kucharski. Już pracuje. Trochę inaczej działamy niż w przeszłości. Funkcjonujemy jako grupa. Analizujemy, dyskutujemy. Jestem przekonany, że dzięki temu unikniemy wielu błędów i będziemy lepiej przygotowani. Na pewno zdarzą się pewne pomyłki. Jednak sam proces podejmowania decyzji będzie przejrzysty.
Na ile procent według pana Vadis zostanie. Jego menadżer powiedział, że Belg zakochał się w Warszawie, co sugerowałoby, iż zostanie. Dodatkowe pytanie. Czy jest pan w stanie stworzyć komin płacowy dla niego?
Mioduski: Bardzo ważnym punktem są rozmowy z Vadisem, by został z nami na kolejny rok. Jestem przekonany, że obecnie nie ma dla niego lepszego miejsca niż Warszawa. Jest tutaj uwielbiany i kochany, a dla piłkarza jest to bardzoważne. Jestem zdeterminowany, by porozumieć się z Vadisem w kwestiach finansowych i sądzę, że się możemy się dogadać. Jeśli chcemy grać na odpowiednio wysokim poziomie, to muszą być zawodnicy, którym będziemy płacić więcej, niż innym. Może celem samym w sobie nie jest tworzenie kominów płacowych, ale taki klub jak Legia musi mieć zawodników specjalnych, którzy , co zrozumiałe, będą też świetnie zarabiać. I drużyna doskonale to rozumie. Najlepiej było to widać w czasie fety, kiedy zespół sam śpiewał – Vadis zostań z nami. Dla pozostałych piłkarzy Vadis też jest ważną postacią, bardzo ważną częścią tej drużyny
Trener też śpiewał, by Vadis został?
Magiera: Nie śpiewałem. Wystarczy, że mu powiem (śmiech).
Priorytetem dla Legii jest znalezienie środkowego napastnika?
Mioduski:Z napastnikiem to jest tak, że każdy klub potrzebuje dobrego snajpera. Nie ma zespołu, który takiego nie szuka. To jest najtrudniejsza pozycja do obsadzenia. Jeśli opiszemy, jakiego zawodnika pragniemy na tę pozycję to będzie: szybki, bramkostrzelny, silny, który potrafi się zastawić. Jak sobie podsumujemy wszystkie te cechy, wyjdzie nam, iż takich graczy jest dziesięciu w Europie i oni wszyscy kosztują około trzydziestu milionów euro. Dlatego będziemy musieli zgodzić się na pewne kompromisy, ale tak, szukamy osoby do ataku. Wróci do nas też Jarek Niezgoda. Może tę rundę miał trochę inną, niż poprzednią przez zamieszanie w Ruchu, ale będzie silniejszy. Rozglądamy się również za środkowym pomocnikiem i innymi graczami. Mocno penetrujemy rynek.
Trenerze czy pośród tych zawodników, z których pan korzystał podczas tego sezonu, jest jakaś gwarancja, że nie odejdą w nadchodzącym okienku.
Magiera: Na pewno bardzo chciałbym, żeby zostali z nami Vadis i Guilherme, by klub z nimi przedłużył umowy. Nie znam szczegółów klauzuli odstęonego Michała Pazdana, więc nie będę się wypowiadał na ten temat. Z Legii na pewno odejdą Vako oraz Tomas Necid. Kończy im się wypożyczenie.
Mioduski: „Vako” musielibyśmy wykupić, Necidowi kończy się wypożyczenie, nie ma jednak możliwości, abyśmy mogli go pozyskać. Wiem, że chciałby zostać i powalczyć. Oprócz kwestii sportowych blokują nas jednak też te finansowe.
Magiera: Wraca do nas Jarek Niezgoda. Inna sprawa jest też taka, że niektórzy piłkarze wyjechali lub wyjadą na mecze reprezentacji Polski, jak na przykład: Pazdan, Jędrzejczyk, Majecki czy Szymański. Zaczniemy więc obóz przygotowawczy w okrojonym składzie, ponieważ chłopaki będą musieli odpocząć, jeśli chcemy z nich korzystać przez całą rundę jesienną. Podobna rzecz tyczy się Nagya i Hamalaiena. Wspomniany Niezgoda został powołany na młodzieżowe mistrzostwa. Dlatego do 22 czerwca pracować będzie około czternastu, piętnastu zawodników. To mała liczba. We wtorek porozmawiamy na temat graczy, którym kończy się wypożyczenie. Możliwe, iż na obozach dołączą do nas dwie, trzy osoby z rezerw. Chcielibyśmy mieć jak najwięcej ludzi przed rozpoczęciem sezonu, ponieważ każda przepracowana minuta jest istotna. Niestety, nie mamy tego czasu. 7 lipca gramy już o Superpuchar Polski. Zrobimy jednak wszystko, aby być jak najlepiej przygotowanym, mimo tych komplikacji. Wszyscy wiemy, jakie mamy cele.
Któryś z wypożyczonych legionistów ma szanse wrócić. Jak na przykład Szwoch, Langil czy Masłowski?
Magiera:Żadnego z nich nie skreślam. Nawet Langila. Ja się na nikogo nie uwziąłem. On też jest mądrzejszy o te pół roku. To zawodnik, który potrafi grać. We wtorek porozmawiamy o każdym. O ich przyszłości zadecydujemy na pewno do końca tego tygodnia. Zarówno my, jak i zawodnicy chcemy mieć jasną sytuację. Na pewno jako sztab szkoleniowy zrobimy wszystko, by mieć jak najsilniejszy zespół na przyszły sezon. Mistrzostwo obowiązuje do tego, by się wzmocnić. W przerwie zimowej byliśmy jedynym zespołem w lidze, który się osłabił. Odeszło dwóch napastników. „Bereś” wyjechał do Włoch. Dlatego jeszcze raz podkreślę, że piłkarze wykonali fantastyczną robotę, mimo braku tych graczy. To wielka sztuka.
Czyli Bartczak, Wieteska i Michalak mogą zasilić Legię jako ci młodsi?
Magiera: To są nasi zawodnicy. Przebywają na wypożyczeniu do 30 czerwca w innych klubach, ale jesteśmy tak dogadani, że kiedy zaczniemy przygotowania,będą mieli możliwość wyjechać z nami na obóz. Możliwe, że wybiorą się z nami na zgrupowanie, a później podejmiemy decyzję, co do ich powrotu czy dodatkowego wypożyczeniaNa razie jest za wcześnie. Nawet nie mieliśmy do tego głowy, chociaż ja zleciłem naszemu działowi skautingu, by każdego z tych zawodników oglądać. Chcemy mieć stuprocentową pewność, czy dany gracz jest już gotów.
Tuż przed naszym spotkaniem wyszedł komunikat, iż Bogusław Leśnodorski odszedł z Rady Nadzorczej. Chcielibyśmy się spytać, czy Michał Żewłakow zostanie w klubie?
Mioduski: Nie docierają do mnie sygnały, by Michał chciał odchodzić od nas. Jest bardzo ważną częścią zespołu, jesteśmy z niego dumni Mnie zależy, byśmy mieli osoby kompetentne na stanowiskach, wtedy będziemy lepsi, bo wykorzystamy ich wiedzę. Michał jest osobą, która zdecydowanie nadaje się do tej roli. Wzmocnimy to dodatkowymi ludźmi i będziemy się rozwijać.
To teraz może spytamy się o trenera, czy zostanie on doceniony za pracę i czy są prowadzone już jakieś rozmowy na temat przedłużenia współpracy?
Mioduski: Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Nie przyszło mi to nawet do głowy. Dla mnie jest to takie oczywiste, że Jacek jest naszym trenerem. „Nigdy nie mów nigdy”, bo nie wiadomo co się zaraz może się wydarzyć ale ja mam nadzieję, że Jacek będzie z nami na lata. Pomoże zbudować ten klub tak, jakbym chciał, żeby wyglądał. Mamy tę samą wizję i podobne spojrzenie, dlatego nie widzę żadnych zagrożeń. A nad detalami i szczegółami jeszcze usiądziemy i je dopracujemy.
Trenerze cofnijmy się jeszcze do minionego sezonu. Która z tych drużyn rywalizujących o mistrzostwo Polski posiadała największy potencjał i była najtrudniejszym rywalem?
Magiera: Potencjał pokazało wiele drużyn. Lech Poznań ma dobry zespół. Jagiellonia osiągnęła wspaniały wynik. Do ostatniej sekundy mieli przecież szansę, by zostać mistrzem Polski. To tylko udowadnia, jak kapitalną pracę wykonał w Białymstoku Michał Probierz. Ze swoich piłkarzy zrobił zespół walczaków. Żałuję, że Lechia z tak mocną ekipą nie wystąpi w europejskich pucharach. Zasłużyli sobie na to. Trójmiasto powinno mieć swojego reprezentanta w Europie..
Magiera: Z którą drużyną grało się najtrudniej? Sami widzieliśmy, jak wyglądały te mecze. Cieszę się, że moja drużyna potrafiła się zachować, gdy obejmowaliśmy prowadzenie bądź traciliśmy pierwsi bramkę. W Gdańsku przegrywaliśmy 0:1. Dążyliśmy do remisu, a następnie do zwycięstwa i udało się wygrać 2:1. W Poznaniu dostaliśmy gola w 82. minucie, a i tak zdołaliśmy zwyciężyć. To pokazuje, że mieliśmy zakodowaną mentalność zwycięzcy. Walczyliśmy do ostatnich sekund. To lubią kibice, trenerzy i sami piłkarze. Najtrudniejszy mecz? Ostatnie spotkanie w Białymstoku było inne niż zazwyczaj. Nie chcę wchodzić w polemikę, co się działo podczas tego starcia. To dla mnie kolejne doświadczenie. Na pewno wyciągnę z tego wnioski. Zapamiętam sobie wydarzenia spod hotelu, na stadionie oraz z samego meczu. Będziemy mądrzejsi.
Można prosić o jedno nazwisko piłkarza z polskiej ligi, którego byście chcieli przy Łazienkowskiej?
Magiera: Jednego?
Można trzech (śmiech)
Magiera: Może prezes pierwszy?
Mioduski: Ja nie mogę.
Magiera: Znaczy ja mam na pewno trzech, czterech zawodników, których chętnie bym zobaczył w Legii, ale nie wymienię ich, bo cena za nich natychamiast wskoczyłaby do góry. Może trafią do Legii? Kwestia ceny i priorytetów, kogo potrzebujemy na daną pozycję. Nie ukrywam, że taka sytuacja jak na przykład z Vako była niekorzystna dla samego zawodnika. Na „dziesiątkę” mieliśmy czterech graczy i nie dało się pomieścić wszystkich na boisku. Ktoś musiał być poszkodowany. W trakcie sezonu nie można było dowolnie rotować składem, ponieważ cały czas odrabialiśmy straty, liczył się wynik każdego spotkania. Dostał swoją szansę, ale kiedy występowali inni, to w danym momencie dawali więcej drużynie. Musiałem dokonać wyboru. Jednakże podkreślę, iż Vako przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Polski, chociażby dlatego, że na treningach mocno naciskał na Vadisa, Hamalainena, Radovicia i Nagya, dzięki czemu oni stawali się lepsi. Nie dąsał się i nie obrażał się. Nie mącił w szatni, tylko szedł z drużyną w jednym kierunku. Taka postawa cechuje prawdziwy zespół.
Miroslav Radović nie był z siebie zadowolony, mówił, że dawał 50 procent tego, co może. Nie poszedł się leczyć, bo chciał pomóc w zdobyciu mistrzostwa trenerowi Magierze.
Magiera: Runda jesienna była chyba jego życiową. Nie pamiętam takiego Radovicia wcześniej: grał dla drużyny, strzelał gole… W tym roku „Rado” grał poniżej swoich możliwości i umiejętności. Przez cały czas borykał się jednal z kontuzją. Rozmawialiśmy we wtorek rano, że priorytetem dla niego jest teraz to, żeby się wyleczyć. Miałem w głowie, by dać mu odpocząć, ale nawet w słabszych momentach, cały czas pomagał drużynie. Jeśli ktoś przeanalizuje nasze spotkania, to zobaczy, że przy Radoviciu często stało dwóch zawodników. Serb jednym swoim ruchem potrafił robić miejsce kolegom. Stąd chociażby dwa gole Nagy’a w Szczecinie czy w Kielcach. To detal, często niedostrzegany przez kibiców. Kibice patrzą na statystyki czy liczbę traconych piłek, a to nie wszystko. Często trzymałem Miroslava na boisku, bo jednym zagraniem mógł przesądzić o wyniku - takie ma umiejętności. Gdyby jednak nie wygrywał rywalizacji na treningach, to nie grałby. W każdym momencie zasługiwał na grę.
Jest w tej chwili oferta dla piłkarza Legii, która jest nie do odrzucenia?
Mioduski: Jest kilka tematów. Na razie nie ma jednak ofert, które możemy nazwać tymi „nie do odrzucenia” Definiujemy w tej chwili, czego my chcemy. Bierzemy pod uwagę różne rozwiązania.
Magiera: Najważniejsza jest stabilizacja. Mamy zawodników, którzy gwarantują wysoki poziom. Chcąc walczyć o najwyższe cele, potrzebujemy dobrych zawodników. Trzeciego stycznia powiedziałem sobie, że niezależnie od tego, jakich będziemy mieli napastników, kto odejdzie, skoncentrujemy się na pracy. Zimą zabrakło stabilizacji, szukaliśmy rozwiązań. Szukaliśmy miejsca dla Necida i Chukwu. Sami wiecie, jak wyglądał mecz z Ajaksem pod względem pozycji numer dziewięć. Usiedliśmy potem w sztabie i powiedzieliśmy sobie, że musimy się zachować, jakbyśmy właśnie rozpoczynali pracę. Postawiliśmy na tych, których doskonale znaliśmy. Nowi musieli wkomponować się w zespól i poczekać na szansę. Necid strzelił jednego gola, ale bardzo ważnego. Nawet jakby miał zdobyć jedną, ale decydującą bramkę, to bylibyśmy zadowoleni. Patrzymy na atakujących przez statystyki, ale Czech dużo dał drużynie. Pomógł nam i pokazał, że jest dobrym piłkarzem. W ostatnich meczach sprawę skomplikowała kontuzja Michała Kucharczyka, brakowało nam szybkości w ataku. Mieliśmy małe rozterki, ale udało się, osiągnęliśmy cel.
Co z Jakubem Rzeźniczakiem? Miał uraz rundę zaczął na ławce, a później było powodu by robić zmiany. Ma różne oferty.
Magiera: Na zgrupowaniu w Benidormie powiedzieliśmy sobie, że walka o miejsce w składzie zaczyna się od nowa. Testowaliśmy różne warianty na środku ofensywy. Kuba szybko złamał rękę i wypadł ze składu. Postawiliśmy na Maćka Dąbrowskiego, choć Kuba Czerwiński też dobrze wyglądał. Maciek zagrał z Arką ze względów taktycznych. Zagrał dobrze, a potem utrzymał pozycję. Nie dawał podstaw, by patrzeć na niego pod kątem odpoczynku. Dobrze bronił, strzelił też dwa bardzo ważne gole. Zrobił postęp, ale nadal ma ogromne rezerwy w grze defensywnej, szybkości rozegrania i wyprowadzenia piłki. Stać go, aby być jeszcze lepszym zawodnikiem i będziemy nad tym pracować. Jest jednym z wygranych ostatnich miesięcy. Kuba Czerwiński świetnie pracował, to wielki zawodowiec i bardzo ambitny człowiek. Lubię graczy z takim podejściem, zawsze stawiałem go w szatni za wzór. Zasuwał niezależnie od tego, w którym miejscu był. Co do Kuby, podejmiemy najlepszą decyzję dla niego i klubu.
Łukasz Broź od meczów z Ajaksem siedział na ławce. Nagle dostał szansę w Kielcach i zagrał świetnie.
Magiera: To tylko pokazuje, że dobrze pracowaliśmy z tymi, którzy rzadziej grali. Rezerwowi ciągle byli „pod parą”. Mieli sygnał, że przyjdzie moment, w którym zastąpią choćby tego, kto pauzuje za kartki. Tacy piłkarze jak Broź ciągle pracowali. Łukaszowi nie brakowało przygotowania motorycznego ani technicznego. Akcja w Kielcach zaczęła się od jego zagrania. Poważnie traktuje Legię i nie obrażał się na swoją sytuację. To siła klubu. Odkąd pamiętam, w stołecznym zespole nigdy nie było problemów w takich kwestiach.
W Legii nie brakuje świetnych piłkarzy. To jeden z pana sukcesów, że rezerwowi mogą czuć się pełnoprawnymi mistrzami Polski?
Magiera: To było dla mnie priorytetem. Konflikt można było rozpalić w minutę, mógłbym się do kogoś przyczepić o zwykły drobiazgZnaleźliśmy jednak wspólny język, a zawodnicy sami się kontrolowali. Piłkarze wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Nie szliśmy w kierunku nakazów i zakazów. Jeśli jeden przed drugim czuje szacunek, to jest dobrze. Najgorzej, jeśli ktoś oszukuje sam siebie. Od małych rzeczy wiele potrafi się psuć. Zaczęliśmy od detali: porządku w szafce, dyscypliny, podań na pięć metrów, dziesięć i tak dalej. Mówię o metodyce pracy. Przekonaliśmy ich do tego swoim przykładem. Najpierw patrzyłem na siebie, a dopiero później na innych. Na ten sezon było to słuszne, ale bodziec trzeba czasem zmieniać. Nie można całe życie mówić spokojnie, czasem trzeba krzyknąć.
Jaki pan był dla szatni? Czego ona potrzebowała?
Magiera: Naturalności. Trzeba być sobą, ja sam nie umiem grać. Jeśli byłem zdenerwowany, to taki faktycznie byłem. Podobnie było w kwestii spokoju. Mówiłem z serca. Dużą rolę odgrywała szczerość, rozmowa prosto w oczy. Tak chcę prowadzić zespoły, bez owijania w bawełnę. Każdy dostawał to, na co zasłużył. Zdarzało mi się gryźć w język, ale też celowo.
Mioduski: Zespoły złożone z gwiazd potrzebują zasad. Jacek je wprowadził. Piłkarze wiedzieli, co muszą zrobić, żeby grać. Nie usłyszałem przez ostatnie miesiące, żeby ktoś czuł się traktowany niesprawiedliwie.
Pan prezesie, chce podjąć ryzyko w walce o Ligę Mistrzów?
Mioduski: Musimy to zrównoważyć. Prawdopodobnie będzie tak, że w fazie play-off, nie będziemy rozstawieni. Każda z drużyn, z którą możemy się tam zmierzyć, ma znacznie większy budżet. Nie przeskoczymy pewnych ruchów, które zagwarantują nam awans. To trzeba wykonać innymi rzeczami. Musimy być zdeterminowani i sprytni. Naszym celem jest takie zbudowanie zespołu, by został wzmocniony na odpowiednich pozycjach. Najlepiej byłoby nie stracić kluczowych zawodników, ale jeśli to by się stało, to trzeba ich odpowiednio zastąpić. W umiejętny sposób trzeba wzmocnić pozycję, które teoretycznie są słabsze. Mamy bardzo doświadczony zespół, co będzie naszym atutem. Na pewno nie zrobimy rewolucji, lecz trzeba pomyśleć o przyszłości. Będziemy potrzebować trochę szczęścia, ale i wzmocnić ekipę. Kolejny rok może być rokiem Szymańskiego, może dostać więcej szans. Przy zmianach, musimy myśleć o odmłodzeniu z jakością. Wiemy, w którą iść stronę.
Chcecie szukać niespełnionych piłkarzy na zachodzie, takich jak Vadis?
Mioduski: Oczywiście i tak już robimy. Szukamy też zawodników doświadczonych, ale niekoniecznie trzydziestolatków, też kogoś 26 czy 27-letniego. Jeśli możemy kupić 21-latka, który prezentuje wysoki poziom, to czemu nie? Mam nadzieję, że niektórzy młodzieżowcy się przebiją, ale musimy do tego podchodzić spokojnie. Niektórzy wracający z wypożyczeń, to nie są ludzie, którzy w tym momencie traktujemy jak wzmocnienia. To nadal nasz potencjał. Trzeba ich ogrywać i odpowiednio wprowadzać, natomiast nie możemy się osłabić. Każdy transfer ma być wzmocnieniem, a nie uzupełnieniem.
Nazwiska Stępińskiego i Sobiecha są w waszych notesach?
Mioduski: Patrzymy na wszystkich. Zależy nam, by nasz zespól w dużej mierze był złożony z Polaków. Jeśli nasz rodak ma dać odpowiedni poziom i będzie do wzięcia w odpowiednim przedziale cenowym, to czemu nie? Problem z Polakami jest jednak taki, że stosunek ceny do jakości zwykle wypada na niekorzyść. Jeśli cena Stępińskiego czy Sobiecha jest zbyt wielka, to musimy patrzeć na dobro ceny. Kiedyś pojawił się nawet temat Kapustki, widzieliśmy go w Legii, ale trafił do Leicester. Legia nie może być miejscem, w którym zawodnicy mają tylko zarabiać. Mają, ale przede wszystkim chcemy zawodników chcących wygrywać. PoCały czas dzwonią kolejni menedżerowie, którzy proponują zawodników. Rozmawianie z menedżerami nie sprawia, że transfer na pewno będzie sfinalizowany.
W ostatnim okienku uciekli napastnicy, latem… zmieniono obronę. Jak sprawić, by te zmiany były mniej istotne.
Mioduski: Chcemy robić wszystko, by ewentualne poważniejsze zmiany zachodziły latem. Zima powinna być okresem stabilizacji. Mówię tu szczególnie o transferach z klubu. Zimą pojawia się jednak wiele ofert z MLS, ligi atrakcyjnej dla piłkarzy. Latem czasu jest mniej, ale to lepszy okres na zmiany zasadnicze. Rewolucji nie będzie, ale pewne zmiany na pewno będą.
Patrząc teraz na Ajax, macie odczucie utraconej szansy?
Magiera: Byliśmy kroczek od awansu. Jedna akcja mogła o wszystkim zdecydować. Chcieliśmy promocji do najlepszej rundy, bo przeszlibyśmy do historii, jako pierwszy polski zespół, który awansowałby do 1/8 finału Ligi Europy. Zabrakło nam Radovicia w Amsterdamie. Mielibyśmy z nim znacznie większe szanse. Byliśmy wtedy bardzo przemeblowani w porównaniu do jesieni bo przecież w Lidze Mistrzów grali Bereszyński, Rzeźniczak, Moulin, Radović, Prijović i Nikolić. Połowa zespołu wyglądała inaczej. Mecz z Legią był jednak najtrudniejszy dla Ajaksu. Zagraliśmy w Amsterdamie naprawdę dobrze. Gola straciliśmy już przy naszej ławce, za szybko wznowiliśmy grę po faulu. Nie lubię gdybać, ale gdyby nie ta sytuacja, to po 90 minutach byłoby 0:0. Przeszlibyśmy ich w dogrywce, jestem tego pewien. Nie wiem, jak byłoby w karnych, ale w dogrywce na pewno.
Magiera: Często mówię piłkarzom, że do miejsc, gdzie warto jest dojść, nie ma dróg na skróty. Chcąc grać w eliminacjach do Ligi Mistrzów, musieliśmy wygrać Ekstraklasę. Gra w Europie jest dla nas ważna, chcemy się pokazać. Możemy namieszać.Krok po kroku, możemy prezentować się lepiej.Musimy stworzyć optymalne warunki.
Kto wejdzie do Rady Nadzorczej? Pojawiają się też informacje o inwestorze.
Mioduski: Co do Rady Nadzorczej, nie ustaliliśmy tego jeszcze. W przypadku inwestora uszę myśleć o przyszłości klubu i zawsze będę patrzył na opcję wzmocnienia Legii od strony finansowej. To powinno być jednak spójne z moją wizją. Prowadzę różne rozmowy w kwestii finansów, bo potrzebujemy wzmocnienia. To musi stać się jednak w odpowiednim momencie, z odpowiednimi ludźmi i na odpowiednich warunkach. Może stać się to za pół roku, a także za trzy-cztery lata. Robimy wiele, by zrozumiano nas od strony komercyjnej. Działamy nad tą strategią, intensywnie to analizujemy i w ciągu kolejnych miesięcy poszukamy kolejnych możliwości. To nie będą jednak takie proste sposoby.
Jak będą wyglądały przygotowania do nowego sezonu?
Magiera: Spotykamy się 20 czerwca. Jedziemy bezpośrednio na obóz do Warki, gdzie będziemy przez 10 dni.
Macie ponoć zagrać ze Śląskiem, tak mówił trener Urban…
Magiera: Nic na ten temat nie wiem. Mamy zagrać dwa sparingi. Zobaczymy jeszcze, z kim się zmierzymy. Trzeba zgrać terminy z rywalami. Pierwszego lipca wrócimy do Warszawy, a siódmego zagramy w Superpucharze. Potem przyjdą kolejne spotkania. Czasu będzie mało. Najgorzej mają jednak ci, którzy 29 czerwca zaczynają walkę w Lidze Europy. Trzeba za nich trzymać kciuki, bo to w interesie całego polskiego futbolu. Potrzebujemy punktów do krajowego rankingu UEFA.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.