Dariusz Mioduski: W drodze do celu nie ma sentymentów

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Rzeczpospolita

14.01.2019 04:33

(akt. 15.01.2019 21:57)

- Co do Sa Pinto to wszyscy wiemy, że to nie jest łatwy trener, ale w stu procentach skoncentrowany na odniesieniu sukcesu z Legią. I rzeczywiście, w drodze do tego celu nie ma sentymentów - opowiada w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa.

Czy przez te pięć lat nie zmieniał pan zbyt często koncepcji budowy klubu?

- Mam tę samą koncepcję od pięciu lat.

Dopiero była Legia chorwacka, a teraz już jest portugalska.

- Jaka portugalska Legia? Bzdura.

Ricardo Sá Pinto jest w klubie od połowy sierpnia i już ma czterech Portugalczyków w kadrze.

- Ale Cafu był już wcześniej. Więc trzech. W składzie liczącym 30 zawodników, to daje 10 procent. A ilu mamy młodych Polaków? Legia jest młoda i polska, a nie portugalska. Wkurza mnie, gdy słyszę, że trener u nas wybiera sobie zawodników.

A nie wybiera?

- Dostaje listę piłkarzy, z których ma wskazać najbardziej mu pasującego. Zawodnicy na liście są do siebie podobni. Jeden jest szybszy, drugi wolniejszy, jeden grał w słabym klubie, drugi siedział na ławce w mocnym. Zawsze trzeba iść na kompromisy. Jeśli mamy podobnych, kosztujących tyle samo zawodników z Białorusi i Portugalii, to naturalne, że wybierzemy tego, o którym w danym momencie możemy się więcej dowiedzieć. A Portugalczycy dają dobrą jakość za dobrą cenę, a przy tym jest tam cywilizowany rynek agentów. 

 

(...)

- Chcę, by zrozumiano, że nie ma czegoś takiego jak równość. U nas wszyscy chcą być równi. A tak nie jest. Mamy różne cele, możliwości i modele biznesowe.

Chodzi panu o podział pieniędzy z praw telewizyjnych?

- O podział także, ale głównie o zrozumienie, że musimy współpracować, że zawodnik z potencjałem być może powinien pójść na Zachód ścieżką prowadzącą przez najlepsze krajowe kluby. Tak jak to się dzieje w Portugalii, Holandii, Belgii. Że tak osiągnie się wyższą cenę, największe kluby podzielą się z mniejszymi, a piłkarz będzie miał większą szansę na udaną karierę.

(...)

Legia choć jest hegemonem w ekstraklasie, w Europie wywraca się na pierwszej przeszkodzie. Taki model pana w ogóle interesuje?

- Nie. Zresztą to model nie do utrzymania. Zdobycie tytułu bardzo dużo nas kosztuje. Mamy budżet na wyższym poziomie niż reszta, nie żeby zdobywać mistrzostwo, ale żeby grać na dwóch frontach. Zespoły, które z nami konkurują, walczą o mistrzostwo, ale jak zajmą drugie–trzecie miejsce, to się nic nie stanie, a może wręcz ogłoszą sukces. Nasi konkurenci mają jednak inną, tańszą, strukturę. My wybraliśmy model gry w Europie i budowania marki europejskiej.

Ale od dwóch sezonów Legia nie jest w stanie awansować nawet do fazy grupowej Ligi Europy.

- To wpadki. Nic więcej. W ubiegłym roku wygraliśmy dublet, nie straciliśmy żadnego kluczowego piłkarza, wzmocniliśmy się trzema–czterema wyróżniającymi się na swoich pozycjach zawodnikami z ligi i nie udało się nam pokonać Spartaka Trnawa i Dudelange. Mieliśmy mnóstwo pecha i podjęliśmy dwie błędne decyzje

Całą rozmowę z Dariuszem Mioduskim można znaleźć w papierowym wydaniu "Rzeczpospolitej", a także w wersji internetowej W TYM MIEJSCU.

Polecamy

Komentarze (248)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.