News: Mioduski prelegentem dyskusji dot. pieniędzy w polskiej piłce

Dariusz Mioduski: Większe przychody, to większe koszty

Marcin Szymczyk

Źródło: Business Insider

27.07.2016 10:02

(akt. 04.01.2019 13:55)

- Powiedzmy jedno: tego typu kluby nie mają zysków. Proszę sobie przypomnieć sytuację Legii, która przez kilka ostatnich lat miała straty. Właściciele dokładali olbrzymie pieniądze, by co rok przykryć tę dziurę. Udało nam się zmienić tyle, że przychody w ciągu 3 lat bardzo urosły, z niecałych 70 mln zł do prawie 110 mln zł, czyli prawie się podwoiły. To powoduje, że nie ma konieczności dokładania do podstawowego funkcjonowania klubu, mamy stabilną sytuację. Nie mówię już nawet o transferach, a o płaceniu ludziom pensji - mówi w rozmowie z Business Insider współwłaściciel Legii, Dariusz Mioduski.

Dla fanów nadal jednak może nie być zrozumiałe, dlaczego - skoro znacznie rosną przychody - to tych wzrostów nie wykorzystuje się do kupowania zawodników. Może Pan wyjaśnić, gdzie one znikają?


- Większe przychody to także większe koszty. Przykład: przychody ze sprzedaży pamiątek. Kiedyś to w ogóle nie istniało, dziś to ponad 11 proc. naszego budżetu, ale za tym idzie zakup rzeczy, to są ludzie, sklepy, czyli inwestycje, które kosztują. A transfer zawodnika to przecież nie tylko kwestia tego, ile zapłaci się za samego piłkarza, ale też jakie koszty, np. pensji, ponosi się za jego grę w klubie. Koszty tego, by mieć takich piłkarzy i jakość gry jak Legia, również wzrosły w ostatnich latach. Musimy więc mieć więcej przychodów, by pokrywać wydatki m.in. na sztab, drużynę, inwestycje w drugą drużynę, akademię. Parę lat temu nie było prawdziwej akademii, teraz mamy kilkanaście drużyn - to wszystko kosztuje. Nie jest tak, że jak nagle podwyższymy przychody, to mamy nadwyżkę na transfery. Te nadwyżki powinny pojawiać się właśnie z transferów, ze sprzedaży piłkarza. Wtedy będziemy mieć więcej pieniędzy na zawodników, ale dzisiaj niestety nadal środki z transferów częściowo finansują bieżące koszty funkcjonowania klubu.


Jak duża część przychodów pochodzi z wynajmowania lóż VIP? W polskim biznesie wynajmowanie miejsc na stadionach wydaje się coraz popularniejsze. W przypadku Manchesteru United 11 proc. miejsc, głównie właśnie VIP, odpowiada za 30 proc. przychodów.


- Nie powiem, że u nas jest tak samo, ale podobnie. Najbardziej wypełnioną częścią trybun z punktu widzenia frekwencji są zawsze loże VIP. Gros przychodów to właśnie one, ale oczywiście przychodzą tu nie tylko ludzie biznesu. Jedni doceniają rozrywkę, inni to zapaleni kibice z krwi i kości, jeszcze inni przychodzą po raz pierwszy i widzą, że to po prostu fajne. Staje się to w pewien sposób ekskluzywną formą rozrywki. Nasi klienci mówią potem zresztą, że skorzystali biznesowo na wynajmowaniu lóż, bo np. dopinali tam transakcje. Dla nas to poważna część biznesu.


W swoim raporcie Deloitte nie uwzględnia kosztów, jedynie stwierdza, że największe to pensje piłkarzy. W przypadku Legii jest to 54-56 proc. przychodów. Wydajecie coraz więcej na wynagrodzenia?


Na pewno nie ma spadku płac (śmiech). Jest coraz większa konkurencja o dobrych zawodników, o najlepszych nie konkurujemy już tylko z klubami w Polsce, ale na całym świecie. Drużyn, które są w stanie płacić pensje dobre lub wyższe niż Legia, jest sporo. By osiągać poziom od nas oczekiwany, należy więc piłkarzom odpowiednio płacić. Chociaż gdybyśmy mogli płacić mniej, pewnie tak byśmy robili (śmiech).


Zapis całęj rozmowy z Dariuszem Mioduskim można przeczytać na stronach "Business Insider"

Polecamy

Komentarze (98)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.