Dominik Ebebenge: Dla Legii nastaje świetny okres
18.07.2013 21:12
Skąd się właściwie w tej Legii wziąłeś? Podobno z Bródna, ale nie wyglądasz jak typowy chłopak z tej dzielnicy.
- Urodziłem się na Bródnie, w Szpitalu Bródnowskim. Można więc powiedzieć, że jestem warszawiakiem z krwi i kości. Śmiesznie to brzmi, ale tak jest. Na Bródnie, przy ul. Suwalskiej spędziłem pierwsze 12 lat swojego życia, tam chodziłem do szkoły podstawowej. Nieco później, idąc do liceum, przeniosłem się na Żoliborz, gdzie mieszkała moja babcia. Głównie po to by ktoś miał mnie pod kontrolą, bym miał zorganizowany jakoś czas, by dobrze pracować w szkole.Tam chodziłem do szkoły przy ul. Kochanowskiego, a później na Gwiaździstej. Tak sobie upływało moje życie, byłem przekonany, że będę piłkarzem – jak wielu młodych chłopców, kibiców. Życie jednak to szybko zweryfikowało, grając w Legii w wieku 14 lat doznałem urazu, który brzmiał jak wyrok. Była chwila załamania, były łzy, ale ja porażkę zawsze staram się zmienić w sukces. Teraz wiem, że jako piłkarz tułał bym się gdzieś w niższych ligach i robił sobie nadzieję, że może kiedyś...
A w jaki sposób zacząłeś pracować dla Legii? Kibicowi, osobie z zewnątrz, nie jest łatwo się przebić by otrzymać szansę pracy dla ukochanego klubu.
- Ja zawsze byłem ześwirowany na punkcie Legii i kiedy okazało się, że nie będę mógł być piłkarzem, to moim marzeniem stało się to by pracować dla Legii, tworzyć jej historię, ulepszać. Każdą wolną chwilę w wieku 12-13 lat spędzałem na kreśleniu planów – co bym zrobił, gdybym ja był właścicielem Legii, jakie decyzje bym podejmował, co bym zrobił z drużyną i gdzie to ona by nie grała… Pomysł by pracować dla Legii, pomóc, dołożyć swoją cegiełkę dojrzewał we mnie bardzo długo. Wiem, że to dziwne, może nawet mało prawdopodobne, ale ja przez większość swojego życia snułem plany związane z Legią. To było irracjonalne, ale z czasem stało się rzeczywistością.
- Możliwości pracy w klubie nie dostałem od razu. Po raz pierwszy próbowałem zainteresować kogoś w Legii swoją osobą w wieku 16 lat. Chciałem po prostu pomagać, odciążyć kogoś z obowiązków, poszerzać swoje horyzonty. Napisałem wtedy list zaadresowany do dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka, który nie spotkał się z żadnym odzewem. Teraz będąc w klubie nie dziwię się temu, takich listów, e-maili i inicjatyw jest po prostu mnóstwo. Nie jest możliwe aby zareagować na każdą propozycję podesłaną do klubu. Dlatego nie mam pretensji do nikogo, że dopiero po dwóch latach od tego listu, miałem możliwość odbycia rozmowy w klubie. Taka rozmowa miała miejsce właśnie z dyrektorem Trzeciakiem, miałem wielkie nadzieje i byłem przekonany, że zostanę zatrudniony – tym bardziej, że oświadczyłem, że mogę pracować za darmo tak długo, jak będzie to konieczne. Byłem gotów ponosić wszelkie koszty, chciałem się po prostu uczyć i zacząć być przy Łazienkowskiej, poznawać klub od środka. Chciałem skonfrontować moją wizję klubu z rzeczywistością, przekonać się czy moje plany mają oparcie w faktach, czy są realizowane. Czas pokazał, że wszystko jest dużo trudniejsze do zrealizowania niż myślałem. Siedząc na trybunach wszystko wydaje się proste, wszystko łatwo ulepszyć. Rzeczywistość pokazuje, że nie jest to łatwe, co nie znaczy, że nie warto próbować.
- Wracając jednak do mojej historii… Po tym spotkaniu nikt się do mnie nie odezwał, mijały kolejne miesiące i nic. Przyszedł moment zwątpienia,nie było zainteresowania ze strony osoby, której pomocy chciałem poświęcić swój cały wolny czas. Pomyślałem, że środowisko jest tak zamknięte, że to się nigdy nie uda. Rozczarowanie było duże, gdyż dla mnie praca w Legii była niemal obsesją. Codziennie miałem w głowie ideę wielkiej Legii i jej powrót na polskie i europejskie salony.
Skąd to się wzięło?
- Nie wiem (śmiech). To chyba równie trudne do wytłumaczenia jak np. miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wiem skąd się to bierze. Ale byłem takim dziwnym przypadkiem. Kiedy myślałem, że jednak z moich planów nic nie wyjdzie, postanowiłem wyjechać na studia zagranicę, odciąć się od wszystkiego, usamodzielnić – to był dla mnie trudny okres – zwłaszcza w domu. Chciałem od tego wszystkiego uciec. Postanowiłem nakreślić nowe plany, zrobić coś, z czego będę w przyszłości dumny czyli skończyć jakąś dobrą uczelnię. Wyjechałem z Polski, ale nie przestałem wysyłać e-maili do klubu. Miałem przekonanie, że jak tylko dostanę szansę, to będę w stanie dać od siebie innym nowej energii, optymizmu i spojrzenia na pewne rzeczy. Katowałem ten adres [email protected], aż w końcu ktoś mi odpowiedział. Tyle, że ja już wtedy studiowałem, w Polsce nie bywałem często. Ale kontakt już był stały, przypominało to trochę taki flirt e-mailowy. Studia dawały mi możliwość odbycia dwóch, półrocznych stażów. I gdy tylko była możliwość skorzystania z tego, przyjechałem do Warszawy. Rozpoczęła się seria spotkań, największym przeżyciem była dla mnie rozmowa z Jackiem Magierą. On będąc przy pierwszej drużynie, mając mnóstwo obowiązków na głowie, znalazł czas aby ze mną porozmawiać, wysłuchać tych wszystkich moich planów i poświęcił mi kilka godzin. Po tym spotkaniu byłem już naprawdę dużym optymistą. Po kilku miesiącach umożliwiono mi spotkanie z zarządem, gdzie pozwolono mi spędzić w klubie całe wakacje. Mogłem podpatrywać, pomagać i to mi totalnie wystarczało. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Chodząc korytarzami z ludźmi, którzy pracują przy Łazienkowskiej kilkanaście lat, słuchać co mają do powiedzenia, byłem dumny. Zdawałem sobie sprawę, że byłem postrzegany głównie jako kibic, który nic nie ma do zaoferowania. Ale stopniowo chciałem to zmieniać. To był okres kiedy przenosiliśmy się ze starej trybuny do nowego stadionu i głównie nosiłem pudła z miejsca na miejsce, ale byłem zadowolony.
- Moim celem była działka sportowa, ale najpierw musiałem znaleźć sobie jakąś niszę i zdobyć zaufanie, wykazać się. Dostąpiłem zaszczytu wzięcia w ścisłej organizacji spotkania z Arsenalem, byłem w szoku, że powierzono mi tak ambitne i odpowiedzialne zadania. Dla mnie to było wielkie przeżycie, poznałem słynnego Arsena Wengera, mogłem z nim dłużej porozmawiać. Udało się, wszystko było jak należy, ja uwierzyłem w siebie, inni uwierzyli we mnie. Potem byłem tłumaczem, odpowiadałem też za wyjazd do Gaziantepu.
To nie jest robota dla kierownika drużyny?
- Hmm… może i jest, ale nie chciałem tego interpretować, dlaczego ktoś mi dał szansę. Dla mnie było to ogromne wyróżnienie i szansa na wykazanie się. Ktoś docenił mnie i moje organizacyjne umiejętności. Wiele osób mnie wspierało i miało to dla mnie ogromne znaczenie. Potem było jeszcze kilkanaście innych wyjazdów.
Jakie są obecnie twoje zadania, co należy do twoich obowiązków?
- Nie podejmuję, żadnych decyzji, natomiast do moich zadań należy podzielenie się opinią na temat zawodników, którzy mogą do nas przyjść oraz ogarnięcie samego procesu transferu Jeśli jest decyzja, że dany piłkarz przydałby się Legii, to moim zadaniem jest upewnienie się, że do nas trafi – na możliwie korzystnych warunkach, jak najszybciej i jak najsprawniej. Aby to było możliwe muszę utrzymywać jak najlepsze relacje z możliwie jak największą ilością przedstawicieli różnych klubów w Polsce i w Europie. Dobrze jest też mieć dobry kontakt z agentami, skautami i wszelkimi podmiotami biorącymi udział przy transferze. Jestem też współodpowiedzialny za wdrażanie do klubu nowych pomysłów, planów, niekoniecznie związanych z pierwszym zespołem Legii. Oczywiście niczego nie robię sam, jest to wynik bardzo dobrej współpracy z prezesem klubu oraz z dyrektorem sportowym ale i z wieloma innymi pracownikami różnych szczebli, którzy trochę w cieniu, pracują na dobro Legii, nie są może na pierwszych stronach gazet, ale bez nich istnienie klubu na takim poziomie nie byłoby możliwe. Naprawdę poznałem w klubie wiele wspaniałych osób, które również były zakręcone na punkcie Legii. To dawało mi wiarę, widziałem ogromny potencjał i możliwości. Byłem przekonany, że ten klub będzie się rozwijał, że jest wiele do zrobienia, ale Legia będzie w końcu wielka. Razem staramy się tworzyć Legię na styl europejski. Bardzo wiele znaczą dla mnie dobre relacje z koleżankami i kolegami z klubu oparte na wzajemnym szacunku.
Dobrze, że o tym wspominasz, bo z boku mogło się wydawać, że w klubie zapadł kompletny marazm i mało komu zależało na jego dobru.
- Być może były takie osoby, ale zdecydowana większość to ludzie, którzy chcą tworzyć wielki projekt pod nazwą Legia, są temu oddani. Każdy dział ma swoich liderów, nie zawsze się zgadzamy, często dyskutujemy, ale wszyscy się szanujemy i mamy do siebie zaufanie. Każdemu zależy na dobru Legii, na tym by klub zrobił mały kroczek do przodu.
Co jeszcze robisz?
- Jest mnóstwo wątków pobocznych związanych z przyjście nowych piłkarzy czy bieżącym działaniem pierwszego zespołu. Wraz ze współpracownikami z działu sportu pomagam nowym graczom w aklimatyzacji, w przeprowadzce do Warszawy, w tym aby wszyscy się dobrze czuli i skupili tylko na grze w piłkę. Upraszczając chodzi o to, że nie sztuką jest kupić sobie bardzo dobry samochód, ale to by utrzymywać go w jak najlepszym stanie – serwisować, myć, wlewać najlepszą benzynę i olej. Dla nas nie jest satysfakcjonujące samo sprowadzenie dobrego piłkarza, ale to, że po przyjściu stwierdzi, że wszystko jest dobrze zorganizowane, że może dzięki temu wycisnąć z siebie maksimum potencjału, że ma motywację, nie tylko materialną, aby grać w Legii.
Klub zmienia się szybko - od przybycia na Łazienkowska nowego prezesa Bogusława Leśnodorskiego.
- Zgadza się, zmiany są dynamiczne, choć może nie tylko i wyłącznie dzięki prezesowi, ale w duże mierze właśnie jego przyjście spowodowało większe możliwości. Klub zdobywał pewne szczeble od dawna, ale jakiś czas temu wyraźnie przyspieszył. Rzuca się to w oczy, bo to nie był misternie, odgórnie przemyślany plan – że wraz z nowym rokiem klub zacznie się dynamiczniej rozwijać. To się wzięło z pasji ludzi, poczucia, że powinniśmy ten klub ładnie ubrać, wypachnić puścić na europejskie salony. Legia była piękną dziewczyną, ale trochę zaniedbaną – nie brała regularnie pryszniców, chodziła w dziurawej sukience, może nie zawsze depilowała nogi, ale miała potencjał. Już udało nam się z Legii stworzyć najpiękniejszą dziewczynę w Polsce, teraz musimy dążyć do tego, by była jedną z piękniejszych w Europie. I taki proces właśnie trwa.
Co cię inspiruje do pracy w Legii? I w którym miejscu Legia się teraz znajduje?
- Może to banalne, ale właśnie otaczający mnie ludzie, którzy chcą tego samego. Wszyscy chcemy wielkiej Legii. Póki co jesteśmy jednak na poziomie zero. Nie ma się co pompować, że jesteśmy już wielcy. Jest ogrom rzeczy, które muszą funkcjonować lepiej, których musimy się nauczyć. Do wielu spraw musimy dojrzeć jako ludzie, jako organizacja. Naprawdę aż trudno jest dostrzec kres rzeczy, które trzeba udoskonalić. Zdobycie mistrzostwa Polski i Pucharu Polski i poza mistrzostwem juniorów młodszych, wszystkiego co było do wygrania w Polsce, to osiągnięcie poziomu zero. Wiadomo, że są ludzie, dla których Legia zawsze jest numerem jeden. Ale dla mas ten sezon świadczył o tym, że w tym marazmie w polskiej piłce jest jeden klub, który stara się zrobić cos inaczej.
Przez ostatnie pół roku zrobiono w Legii naprawdę dużo – od zgody z kibicami i współpracy z nimi, przez wprowadzenie profesjonalnej opieki medycznej i żywieniowej, po uhonorowanie pana Lucjana Brychczego. Czemu wcześniej nie można było tak działać?
- Do tego potrzebna była osoba, będąca przywódcą. To nie było tak, że nikt wcześniej o tym nie myślał. Kiedy Legii działo się źle, to każdemu pracownikowi też było źle. Nikt nie czuł się z tym dobrze, ale zmieniło to dopiero przyjście takiego lidera, otwartego na głosy poszczególnych ludzi i środowisk – nie tylko kibicowskich. Dzięki temu nie ma już pomocy doraźnej, ale jest działanie trwałe, systemowe. To zapewniła osoba prezesa Leśnodorskiego. Do tej pory ataki Legii na prymat w lidze czy na grę w pucharach to była taka ułańska szarża, teraz nabiera ona kształty świadomej wizji i polityki. Nie jest nią jeszcze, ale wszystko idzie w tym kierunku. Dla Legii nastaje świetny czas. Zdarzą nam się jeszcze pomyłki, ale tych pozytywów będzie zdecydowanie więcej.
- Nastaje moda na Legię. Klimat, który wytworzył się wokół klubu ułatwi zmiany i umożliwi nowe przedsięwzięcia. Jesteśmy świadomi, że fundamentalna inwestycja została zrealizowana – budowa nowego stadionu. Chwała wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Bez tego nie byłoby tego, co jest dziś. Przed nami jest jeszcze jedna, bardzo ważna inwestycja, czyli centrum treningowe Akademii. Jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży, wydaję mi się, że dochodzimy do momentu, w którym osiągamy pewną formę doskonałości działania w obecnych warunkach. Cieszę się, że coraz więcej osób w świecie piłki ma świadomość, że byłoby to absolutnie niemożliwe bez niewyobrażalnej pracy wykonanej przez Jacka Mazurka i jego zespól współpracowników z Akademii.
Można powiedzieć, że te wyniki są ponad potencjalne możliwości. Młodzież ma tak naprawdę do użytku tylko jedno boisko treningowe.
- To pokazuje rozmiar wiedzy, oddania i pasji ludzi, uczestniczących w tym na co dzień , którzy później czerpią satysfakcję z tego, że ich wychowankowie debiutują w pierwszym zespole czy godnie reprezentują klub na wypożyczeniach. Centrum treningowe z pewnością byłoby kolejnym ważnym krokiem w transformacji klubu, zabezpieczy klub na dekady. Dzięki temu Legia może stać się jeszcze bardziej szanowana na arenie międzynarodowej. Naszym punktem odniesienia zupełnie nie jest Polska. Przy całym szacunku do pracy wykonywanej w innych polskich klubach, my jesteśmy bezsprzecznym liderem tutejszego rynku i dlatego naszym punktem odniesienia są czołowe kluby europejskie. Naszym cichym marzeniem jest to, aby Legię wymieniano wśród trzydziestu klubów Europy. Uważam, że Legia na to zasługuję.
Jesteś człowiekiem, który ma mnóstwo wielkich planów i nie wszystkie były do zrealizowania od razu. Czy wśród nich jest stworzenie profesjonalnej sieci skautingowej dla pierwszego zespołu?
- Uważam, że skauting Legii na poziomie młodzieżowym jest najlepszy w Polsce. Radosławowi Kucharskiemu, Marcinowi Pawlinie czy Jarosławowi Wójcikowi oraz wielu innym osobom, które są zaangażowane w proces rekrutacyjny do Akademii, należy się bezwzględny szacunek. Są źródłem nieocenionej wiedzy. Natomiast kwestia skatingu w pierwszym zespole, była bardzo zaniedbana. Jednym z powodów, przez które zdecydowałem się uczestniczyć w procesie tworzenia nowej sieci skautingowej,było to, że miałem poczucie, że nie działa to w odpowiedni sposób. Blisko współpracuję m.in. z Michałem Żewłakowem i Tomaszem Kiełbowiczem, którzy będą zaangażowani w tę nową strukturę, dzieląc się swoim doświadczeniem pod kątem skautingu dla pierwszego zespołu. Wierzę, że za rok, o tej porze będziemy, mieć najlepszy skauting w Polsce. Wiem, że tak będzie, gdyż dla mnie, dyrektora Mazurka i prezesa to niesamowicie ważne, żeby mądrze wydawać pieniądze, które są do wydania. Chcemy by nasze zakupy były albo dobrymi inwestycjami, które pozwolą klubowi zarobić albo doraźnie podnieść poziom sportowy.
Który letni zakup da dużo radości kibicom i zwróci się kiedyś z nawiązką przy kolejnym transferze?
- Henrik Ojamaa jest typem zawodnika, który da wiele satysfakcji kibicom swoimi występami, a w dłuższej perspektywie pozwoli, aby klubowi zwróciły się wszelkie nakłady i to z nawiązką. Z koeli Helio Pinto to zawodnik, który ma przed sobą kilka ładnych lat kariery na wysokim poziomie, duże doświadczenie o odpowiednią mentalność do tego, aby od razu stanowić o silę zespołu. Jeżeli będziemy w ten sposób funkcjonować, to nie ma możliwości, by klub się nie rozwijał. Zawsze będą zdarzały się pomyłki, ale to jest wpisane w ten biznes.
- Co ciekawe, ilość pułapek, która czyha na klub, szczególnie tak medialny jak Legia,jest niewyobrażalna. Jednym z większych sukcesów ostatniego półrocza jest, to, że udało się uniknąć większych potknięć. Niebezpieczne jest jednak długie stąpanie tylko po terenach bezpiecznych, bo można popaść w samo zachwyt. Czasem dobrze jest się wyłożyć, by się podnieść, otrzepać i spojrzeć na wszystko z dystansu. Wejście na minę powoduję, że zaczynamy inaczej myśleć i doskonalić swoje metody działania.
Przed Legią eliminacje do Ligi Mistrzów czyli stukanie do bram raju.
- Wiemy doskonale, że żaden polski klub nie grał od siedemnastu lat w Lidze Mistrzów. Nie ma ludzi w Polsce, którzy wiedzą z czym to się je i jak się doprowadza klub do sytuacji, w której występ w Lidze Mistrzów jest bardziej prawdopodobny niż mniej. Mam nadzieję, że Legia ma taki „team” na boisku i poza nim, który tę wiedzę posiądzie, i który, co jest bardzo istotne, pchnie w polską piłkę nowego ducha.
Co i jak często cię zaskakiwało w negocjacjach z zawodnikami ?
- Jestem człowiekiem, który bardzo pragmatycznie ocenia rzeczywistość, niewiele rzeczy mnie zaskakuje. Na pewno istotną kwestią są niestety pieniądze, co oczywiście nie jest zaskoczeniem, ale niech to będzie takim zimnym prysznicem.Niektóre oczekiwania są trochę naiwne. My w obecnej sytuacji, nie jesteśmy w stanie konkurować finansowo z wieloma klubami. Zanim zaczniemy sprowadzać zawodników naprawdę świetnych, trochę czasu upłynie. Nie bierze się to z nieporadności klubu, bo dzisiaj jest bardzo zwrotny, sprawny, a z tego, że obecny potencjał finansowy nie jest taki, jaki będzie za 2-3 lata. Zaskoczeniem jest to, że całkowicie odwróciły się bieguny w europejskiej piłce. Sytuacja ekonomiczna panująca w Europie, szczególnie na południu, gdzie żyje się nieco gorzej, spowodowała, że Legia zaczęła się jawić jako bardzo ciekawa perspektywa kontynuowania kariery. Nie tylko dla zawodników, dla których to jest ostatni kontrakt, ale również dla piłkarzy, którzy wchodzą na wysoki poziom. To jest to jest niezwykle fascynujący czas dla Legii, dlatego myślę, że klub będzie szedł z podniesioną głową przez ładnych kilka lat, a swoją postawą wyciśnie wiele łez radości i dumy kibiców.
To jest też chyba przełamanie kolejnej bariery. Dotychczas to wyróżniający się zawodnicy z polskiej ligi przechodzili np. do Szkocji, a nie odwrotnie jak Henrik Ojamaa.
- Dla wielu dotychczas nieświadomych podmiotów rynku piłkarskiego w Europie i na świecie coraz bardziej oczywiste staje się, że to Ekstraklasa może być mocną ligą w Europie, jedną z 8-10 najmocniejszych na starym kontynencie. Ze względu na wiele różnych wydarzeń, nie tylko sportowych, ale też geopolitycznych. Spoglądając na to mniej krytycznym okiem: mamy świetne stadiony, żywiołowych kibiców, którzy często w klubach gorzej zorganizowanych niż Legia, są takim największym aktywem. Choć trochę niezagospodarowanym i niezrozumianym. W klubach panują co raz lepsze warunki finansowe, dodatkowo wiele klubów zaczęło się uczyć na własnych błędach, włącznie z nami. Może się to wydawać dreptaniem w miejscu, ale liczę, że niedługo przyniesie to wymierne efekty. Mam nadzieję, że w parze z tym, pójdzie zmiana mentalności związanej z wypożyczeniami, które na razie funkcjonują słabo. Panuje troszeczkę takie przekonanie, że jeżeli coś nie jest moje, to jest zupełnie niepotrzebne i lepiej stawiać na swojego, nawet słabszego. Podczas gdy Legia jest klubem elastycznym w tej kwestii. Nie przyjmujemy roszczeniowej postawy, tylko stwarzamy korzyści, które mają być dogodne dla obu stron, bo jesteśmy świadomi, że bez tego polska piłka straci swój potencjał. Potencjał do tego, by być za dziesięć, piętnaście lat bardziej atrakcyjna niż Belgia, Holandia czy wspomniana Szkocja. W ciągu takiego czasu bardzo wiele się zmienia i mam wrażanie, że również tak będzie w Polsce, kraju który stabilnie się rozwija, w którym ludzie mają „zachodnie” usposobienie pod względem dążenia do celu i parcia do przodu. Jeśli tak będzie to jesteśmy skazani na sukces, zarówno jako kraj i jako liga. Takie przekonanie biorę również z tego, że widzę ilu młodych ludzi chce i próbuje uzyskać możliwości zaistnienia i to jest niesamowicie budujące. Mam nadzieję, że Legia będzie takim miejscem, które najbardziej zdeterminowanym jednostkom będzie stwarzać szansę rozwoju. Mam nadzieję, że jeżeli zrobimy to my, to zrobią to również inne kluby i stanie się pewnego rodzaju normą. Przyszłości leży w młodych ludziach więc na tych młodych ludzi trzeba stawiać, dawać odpowiedzialne zadania i w odpowiedni sposób ich z tego rozliczać, będąc czasami wyrozumiałym, a czasem srogim.
Ostatnio podpisaliście umowę o współpracy z Zagłębiem Sosnowiec, a wcześniej z Fluminense Rio De Janeiro. Takich umów będzie więcej?
- Mamy nadzieję, że tak. Zarówno lokalnie jak i globalnie. Szukamy partnerów, którzy rozumieją taką zależność, w której zarówno jedna jak i druga strona korzysta, głównie w kontekście długofalowej współpracy, a nie tu i teraz. Takim partnerem na długofalowe działania, idealnym wręcz, jest Fluminense. Chodzi o to, by dopasować dwa elementy puzzli tworzące spójną całość. W Polsce jest co raz więcej klubów, które dostrzegają, że nie mając wielkich pieniędzy, ale właśnie takie kooperacyjne nastawienie, schowanie dumy do kieszeni, odwaga we wprowadzaniu nowych pomysłów daje efekty. Nasze przedsięwzięcie z Zagłębiem Sosnowiec czy dobre relacje z Piastem Gliwice oraz Dolcanem Ząbki są po pierwsze ważnym elementem rozwoju Legii, ale również polskiej piłki i świadomości ludzi. Jeżeli człowiek nie zobaczy, to nie uwierzy. Czasami trzeba spojrzeć na to zupełnie inaczej. Jeżeli nie widzę, to nie znaczy, że tego nie ma. To znaczy, że to może być, ale muszę spróbować. Jeżeli przykładów takiej współpracy będzie co raz więcej, to dokona się rewolucyjna zmiana w naszym podejściu do siebie na wzajem.
Dwa, trzy lata temu nikt sobie nie wyobrażał, by zawodnik mógł przejść np. z Lecha do Legii. Zrobiliście ten postęp głównie transferami bezgotówkowymi, następnym krokiem będą te gotówkowe?
- Mam taką szczerą nadzieję ze względu na to, że te pieniądze muszą zacząć krążyć. Bez tego też ta liga będzie miała bardzo trudno. To się bierze z tego, że mamy takie zero-jedynkowe podejście do życia, coś jest albo moje albo twoje, albo białe albo czarne. A prawdziwy postęp rodzi się wtedy, gdy zaczynamy dostrzegać rzeczy nieoczywiste, a nasze ego nie jest na piedestale. Wierzę, że przyjście Bartosza Bereszyńskiego z Lecha czy transfer Łukasza Brozia z Widzewa, spowoduje, że to stanie się standardem. Bardzo niebezpieczne oraz niewydajne jest tworzenie antagonizmów czy antypatii...
Czy ktoś do Legii w tym okienku jeszcze przyjdzie czy kadra I zespołu jest już zamknięta? (pytanie było zadane tuż przed przyjściem do Legii Dossy Juniora)
- Walczymy o to by ktoś jeszcze doszedł. Nie jesteśmy ignorantami, drążymy cały czas różne możliwości, chcemy by zespół był mocniejszy, zdajemy sobie sprawę z tego, jakie są potrzeby. Mam nadzieję, że wkrótce dołączy do nas jeszcze jeden zawodnik – obrońca. Kto nim będzie – zobaczymy. Niech będą jakieś niespodzianki (śmiech). Ostatnio żądnych niespodzianek nie było, każdy transfer był wcześniej zapowiedziany w mediach i kibice przed podpisaniem umowy wiedzieli, kto wzmocni drużynę. Zastanawialiśmy się skąd się to bierze, ale odpowiedź jest prosta. W każdy proces transferowy jest zaangażowanych wiele podmiotów. Każdy ma różne intencje, co powoduje, że informacje wypływają na światło dzienne. To nie ułatwia pracy, takiej by możliwie jak najkorzystniej dla klubu i w miarę sprawnie, kogoś pozyskać. Taka jest jednak specyfika czasów i chyba nie należy z tym przesadnie walczyć.
Na początku rozmowy wspomniałeś o wielu planach względem Legii. Wymień trzy rzeczy, jakie chciałbyś, aby były wdrożone przez następny rok.
- Mówiąc ogólnie, bo nie mogę zdradzać szczegółów, chciałbym aby za rok każdy z nas miał przekonanie, że klub dojrzał do tego aby co rok grać w Lidze Mistrzów lub Lidze Europy. Dziś wszyscy chcemy ale to są tylko chęci i życzenia. Fajnie by było gdyby za rok każdy miał przekonanie, że jesteśmy już gotowi – wciąż przecież wiele rzeczy można ulepszyć, udoskonalić. Dostając się do Ligi Mistrzów nie chcemy by był to jednorazowy wyskok, ale pewna logiczna konsekwencja naszych działań. Ale jeśli mam wymienić trzy rzeczy do poprawki w ciągu roku, to po pierwsze skauting pod kątem pierwszego zespołu. Odpowiedzialny będzie za to Michał Żewłakow, ale zawsze będzie mógł liczyć na moją pomoc czy wsparcie dyrektora sportowego Jacka Mazurka, Radka Kucharskiego czy Tomka Kiełbowicza i innych. Drugą rzeczą jest poprawa statusu międzynarodowego – musi się o nas mówić jeszcze więcej lepiej bo to ułatwi pracę działowi skautingu. Zawodnicy, którymi będziemy zainteresowani nie będą musieli odwoływać się do Wikipedii czy Youtube by wiedzieć czym jest Legia. Jak to zrobić? Sposobów jest bardzo wiele, jednym z nich jest choćby turniej Deyna Cup. Informacja o jego organizacji i terminach poszła w świat, sporo się o tym turnieju mówiło. Poza tym jest wiele inicjatyw i miejsc, w których należy być aby o Legii się mówiło pozytywnie. Trzecią rzeczą po skautingu i poprawie statusu międzynarodowego jest kwestia transferów z klubu. To będzie wynikało z tego co mówiłem do tej pory. Chodzi o to by Legia nie sprzedawała zawodników za milion czy dwa miliony euro, ale za 5, 8 czy 10 milionów euro. To, że można to wiemy – świadczą o tym przykłady Dynama Zagrzeb czy Partizana Belgrad. Jest kilka klubów w Europie o mniejszym potencjale niż nasz, ale robiących to lepiej. To, że oni sprzedają drożej to sprawa złożona, ale wierzę, że konsekwentnymi działaniami czyli skautingi i wzrost statusu możemy spowodować następujące myślenie – Do Legii trzeba wystąpić z dobrą ofertą, ten klub nie musi sprzedawać, a jeśli już to wybiera oferty i decyduje sam gdzie sprzedaje. Jeśli do tego dojdziemy to będzie kolejna wielka zachęta dla piłkarzy, którzy będą chcieli u nas grać. Nie tylko tych z naszej akademii, ale również dla graczy z Europy.
Jak dużo czasu musi upłynąć by transfery do klubu za milion euro jak w przypadku Ivicy Vrdoljaka, nie były czymś tak niespotykanym?
- Nie chcę się zagłębiać w szczegóły, ale mamy fajny pomysł na to jak przyspieszyć ten moment, w którym Legia będzie inwestować w zawodników z jeszcze wyższej półki. Nie stanie się to niezależnie od tych trzech rzeczy, o których wspominałem. To musi się dziać równolegle lub być konsekwencją tamtych działań. Ale jest pewne rozwiązanie, które to umożliwi. Wierzę, że stanie się to w perspektywie 2-3 lat.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.