Dominik Hładun: Mam ambicje by grać i będę o to walczył
30.06.2022 16:30
Kiedy po raz pierwszy pojawił się temat Legii Warszawa? Twoje nazwisko od dawna wymianiane było przy plotkach transferowych do "Wojskowych".
– To prawda, ale wydaje mi się, że temat bardziej żył w mediach niż w rzeczywistości. Od dwóch lat, w każdym okienku transferowym, przewijało się moje nazwisko w kontekście transferu do Legii, Menedżer mi wspominał o zaintersowaniu, ale nigdy nie przerodziło się to w konkretną ofertę. A razem z agentem mieliśmy taką zasadę, że póki nie ma oferty, to nie zaprzątamy sobie tym głowy i wykonujemy swoją robotę. Nie przejmowałem się więc prasowymi doniesieniami, bo media potrafią rozdmuchać takie sytuacje. Inna sprawa, że miałem przekonanie, że w tym wszystkim jest ziarnko prawdy.
Przez te dwa lata pojawiały się konkretne oferty z innych klubów?
- Kluczowy okres miał miejsce po zakończeniu ostatniego sezonu. W przeszłości przeważnie pojawiały się zapytania, ale brakowało konkretów. Teraz miałem propozycje z kilku klubów. Ale przede wszystkim odezwała się Legia i stwierdziłem, że skoro tak wielki klub mnie chce, to trzeba tego spróbować. W tym samym czasie pojawiały się też propozycje z Portugalii, Francji i Mołdawii, ale były też inne oferty z naszego kraju.
Postawiłeś na międzynarodową agencję menedżerską, bo liczyłeś, że to przybliży cię do zagranicznego transferu?
– Pojawiały się tematy transferów zagranicznych, ale po prostu potrzebowałem zmiany. Nie chodziło o to, że Michał Mołdoch, mój poprzedni menedżer był słaby. Absolutnie nie. Był dobrym agentem, ale chciałem zobaczyć, jak będzie w większej firmie, która zatrudnia sto osób i ma swoje oddziały w wielu krajach.
Skąd tak mocna chęć odejścia z Lubina?
– Mam wrażenie, że doszedłem w tym klubie do sufitu. Nadszedł czas, by wyfrunąć z gniazda. Chciałem spróbować swoich możliwości w innym klubie, bo nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zasiedziałem się w Zagłębiu. Interesowały mnie kolejne wyzwania, bo te mogą dawać dodatkowy bodziec. Im dłużej jest się w jednym miejscu, tym ten bodziec jest słabszy. Nowy klub zawsze daje pozytywnego kopa.
W Zagłębiu w trakcie rundy wiosennej siedziałeś na ławce rezerwowych.
– Klub wiedział, że odchodzę, więc zapewne chciano przetestować opcję na kolejny sezon. Dodatkowo Kacper Bieszczad był młodzieżowcem. Chcieli spróbował nowego bramkarza na kolejny sezon. Te dwie rzeczy mogły się na siebie nałożyć i wyszło jak wyszło.
Jak podchodziłeś do braku gry? Gotowało się w tobie?
– Moje ambicje nie pozwalają na to, by godzić się z brakiem gry. Wiosną w Lubinie kluczowa była drużyna i utrzymanie. Musiałem pewne rzeczy po prostu przyjąć. Fakt jest taki, że to trener wybiera skład. Robiłem co mogłem, by dostać szansę, ale ostateczna decyzja należała do szkoleniowca. Jednocześnie ćwiczyłem bardzo ciężko, bo chciałem się optymalnie przygotować do treningów w nowym klubie. Na pewno nie robiłem nic po złości. Zakładałem, że może zdarzyć się coś, że stanę między słupkami w końcówce sezonu.
W Lubinie pojawił się wiosną dziwny klimat i potrzeba walki o utrzymanie? Patryk Szysz odchodził, a to samo tyczyło się ciebie czy Łukasza Poręby.
– Nie było łatwo. Musieliśmy walczyć o utrzymanie, a to sprawiało, że ciśnienie w Lubinie stawało się coraz większe. Mogliśmy liczyć jedynie na siebie. Wiedzieliśmy, że jeśli tego nie opanujemy, to nikt tego za nas nie zrobi. Atmosfera nie była najlepsza przez brak dobrych wyników, ale nie było też krytycznie. Nie załamaliśmy się.
Jak istotna przy transferze do Legii była osoba Krzysztofa Dowhania, trenera bramkarzy stołecznego klubu?
– Był kluczową postacią. Wciąż jestem młodym bramkarzem i zależy mi na rozwoju. Praca trenera Dowhania mówi sama za siebie. Każdy wie, jakich golkiperów wyszkolił. Wciąż jestem młody i mogę zrobić postęp. Chciałbym się rozwijać i jeszcze bardziej podnosić umiejętności. Wiem, że to szkoleniowiec, który może to zagwarantować.
Jakie są pierwsze wrażenia po treningach z Dowhaniem i Arkadiuszem Malarzem?
– Dopiero się poznajemy, trenujemy od dwóch tygodni razem. Widoczna jest dobra szkoła trenera Dowhania. Obaj szkoleniowcy gwarantują pełną zaangażowanie, ale dodatkowo na treningach panuje bardzo dobra atmosfera. Jest fajne podejście do pracy, ale jednocześnie można wyczuć, że szkoleniowcy są w stanie rozluźnić atmosferę. Jest czas na ciężką pracę i jest na chwilę żartów.
Bardzo często w Legii było tak, że bramkarze najpierw sobie pomagali, a dopiero rywalizowali.
– I to mi się podoba. Jestem taką osobą, że cenię rywalizację, ale tę na płaszczyźnie sportowej. Nikomu nigdy nie rzucałem kłód pod nogi. Jeśli do Zagłębia trafiał nowy bramkarz, to otrzymywał pomoc. Atmosfera zawsze była bardzo dobra.
Widoczny jest inny styl pracy niż choćby u Grzegorza Szamotulskiego w Lubinie?
– Jestem jeszcze krótko w Legii. Mam zbyt mało danych, by tworzyć porównania do szkoleniowca, z którym współpracowałem przez około dwa lata. Atmosfera jest dobra w obu miejscach. Trener Szamotulski miał w sobie nieco więcej impulsywności, ale potrafił rozluźnić zawodników w trakcie zajęć. To bardzo barwna i pozytywna postać.
Oprócz sztabu szkoleniowego na treningach mocno ćwiczy też was Josue. Taki piłkarz w zespole to dla ciebie atut bo wchodzisz na wyższy poziom czy wada, bo trzeba często piłkę z siatki wyciągać?
- I jedno i drugie. Już poznałem jego strzały, mają niesamowitą rotację, są trudne do obrony. Ale dzięki temu możemy nauczyć się lepiej ustawiać, szybciej reagować. Te strzały są bardzo precyzyjne, naprawdę trudne dla bramkarzy. Ale jak na treningach będziemy je bronić, to w meczach będzie nam później łatwiej.
Nie masz wrażenia, że stołeczna bramka będzie płonęła?
– Zobaczymy. Rywalizacja jest duża, ale chcę pokazać się z jak najlepszej strony. Wiadomo, że będę starał się wywalczyć sobie miejsce między słupkami, ale ostateczną decyzję podejmie trener.
Nie obawiasz się, że sytuacja z rundy wiosennej może się dla ciebie powtórzyć? Atutem Cezarego Miszty lub Kacpra Tobiasza będą także wiek oraz status młodzieżowca. Tak samo było z Kacprem Bieszczadem.
– To fakt, aczkolwiek nie ma jeszcze pewności, jak będzie wyglądał przepis dotyczący młodzieżowca - możliwa jest opcja z trzema tysiącami minut. To aspekt, który jest na plus dla wspomnianej dwójki, ale nie patrzę na to. Muszę przede wszystkim wykonać swoją robotę. Jeśli będę zadowolony po okresie przygotowawczym, to będzie to oznaczało, że już nic więcej nie mogłem zrobić. Chcę dać zagadkę trenerom. Wierzę, że będą musieli się głowić, czy warto stawiać na młodzieżowca między słupkami.
Kiedy trafiłeś do Legii, usłyszałeś jakiś plan na siebie i rozwój?
– Dopiero po okresie przygotowawczym mamy przeprowadzać konkretne rozmowy. Na zgrupowaniu w Fieberbrunn trener chciał zobaczyć, kto i w jakim wymiarze może pomóc drużynie. Poleciałem do Austrii i miałem walczyć. A co dalej? Zobaczymy.
Kto był osobą, która zaczęła wprowadzać cię do szatni Legii?
– Na pewno mogę wskazać na Bartosza Slisza. Znaliśmy się już z czasów Zagłębia Lubin, często rozmawiamy. Trzymaliśmy się ze sobą już na Dolnym Śląsku. Gdy wówczas trafił do klubu, to wziąłem go pod swoje skrzydła. Teraz role się odwróciły. Bardzo dobrze przyjął mnie także Kacper Tobiasz. Od początku oprowadzał mnie po ośrodku Legii, wskazał, gdzie trzeba udać się na obiad czy odprawy. Złapałem także kontakt z Nikodemem Niskim. Jak dalej? Z każdym po kroku. Rozmawiam także z Bartoszem Kapustką czy Patrykiem Sokołowskim. Sądzę, że zostałem dobrze przyjęty przez szatnię.
Wychowałeś się w Lubinie, spędziłeś tam praktycznie cały życie i teraz musisz zmieniać wszystko i ruszyć do Warszawy. Są obawy czy raczej ekscytacja?
– To kwestia przyzwyczajenia. Zmiana miasta i klubu na mnie nie ciążą. Przede wszystkim cieszy mnie fakt, że transfer do Legii jest wielkim wyzwaniem, które napędza do pracy. Miasto? Cały Lubin da się przejechać w pięć minut. W takim czasie w stolicy to dopiero zaczyna stać się w korku. Przeprowadzka jest jeszcze przede mną, odkrywanie Warszawy, także.
Słyszeliśmy, że przez lata, nawet z ekstraklasową pensją, jeździłeś starym samochodem bez klimatyzacji.
– To prawda. Przez lata towarzyszył mi Volkswagen Polo. Nie jestem rozrzutnym człowiekiem, a auto z 2001 roku dobrze się sprawowało. Dopiero jak zaczęło coś odpadać, a okno już się nie otwierało, to przyszedł czas na coś nowego. Kluczowym momentem były też narodziny dziecka, a nie mogłem pozwolić, by jeździło ono rozpadającym się samochodem.
Mówi się o tobie, że mimo młodego wieku nie lubisz poszaleć, raczej spędzić czas z rodziną.
– Nie jestem imprezową osobą. Lubię spędzać czas w gronie rodziny i bliskich znajomych. Jestem związany z synem i żoną. Już 6 lipca będę miał mieszkanie w stolicy, więc od tego czasu będziemy w Warszawie razem.
Postawiłeś sobie cel na kolejny sezon?
– Zawsze to robię, ale jednocześnie to rzeczy, które zostawiam dla siebie. Mogę je ujawnić dopiero po sezonie. Na pewno jednym z nich jest jednak zostać pierwszym bramkarzem! Mam duże ambicje i nie może być inaczej. Trafiłem do Warszawy, by grać i swoimi interwencjami dawać drużynie punkty.
Jakie były cele na poprzedni sezon? Udało się je zrealizować?
– Chciałem grać odpowiedzialnie i skutecznie zarządzać organizacją gry. Z czasem oczekiwania się nieco zmieniły i kluczowe stało się utrzymanie Zagłębia w najwyższej klasie rozgrywkowej. Chciałem też rozegrać pełny sezon w barwach Miedziowych i pomagać drużynie w inkasowaniu punktów. Dodatkowo miałem za cel, by trafić do większego klubu.
Zdążyłeś już wspomnieć o tym, że zależy ci na ułożeniu organizacji gry oraz odpowiednim wyprowadzeniu piłki. Jaka może być twoja rola w tych aspektach?
– Sądzę, że mogę pomóc drużynie w kwestii organizacji gry, gdy piłka jest w naszym posiadaniu. To aspekt ustawiania obrońców i zabezpieczenia tyłu przed kontratakami. Golkiper cały czas powinien podpowiadać defensorom w kwestii ustawienia i krycia. Dodatkowo pomocnicy muszą wtedy kontrolować pustą przestrzeń. Bardzo cenię grę Ter Stegena z Barcelony. To bramkarz, który bardzo dobrze gra nogami. Ale nie tylko podaje, ale też tworzy linię podania kolegom. Jeśli zawodnik nie daje opcji, to de facto wyklucza się z gry. To dla mnie kluczowe.
Trener Runjaic ma swoje zalecenia dotyczące wyprowadzania piłki z pola karnego?
– Mamy swoje założenia. Jestem przekonany, że obserwując mecze, każdy je dostrzeże. Nie chcę jednak podpowiadać rywalom. Dla mnie istotne jest, by się rozwijać i jak najlepiej wypełniać zadania wyznaczane przez trenera.
Jesteś… ofensywnym bramkarzem?
– Taki jest trend na świecie. Bramkarz musi być ofensywny. To jednocześnie ostatni stoper i większość klubów wymaga, by golkiperzy rozgrywali piłkę i dobrze grali nogami. Napastnicy też muszą stosować pressing na bramkarzu, a jeśli ten sobie z tym radzi, to jest większa szansa na szybkie przejście z futbolówką przez jedną lub dwie linie. Mimo wszystko nie zapominajmy o tym, że gracz na mojej pozycji ma przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.