Gabriel Żewłakow: Byle nie było remisu
24.09.2011 08:59
- W Belgii widziałem ich tylko dwa razy, gdy grali przeciwko sobie. Mecze oglądało mi się komfortowo, bo pasował mi każdy wynik. Kiedyś Anderlecht prowadził 4:0, a ja wyszedłem ze stadionu trzy minuty przed końcem, żeby dotrzeć do auta przed tłumem kibiców. Nim wsiadłem, Marcin strzelił gola. Kląłem jak cholera, ale długo się nie przyznawałem. Było mi wstyd.
Marcin dostarczył panu radości w poprzednim sezonie - strzelił Legii trzy gole w dwóch meczach.
- Po raz drugi w życiu, będąc na stadionie, nie mogłem się cieszyć z gry syna. Pierwszy raz był w Krakowie, kiedy Wisła grała z Anderlechtem w eliminacjach Ligi Mistrzów. W pewnym momencie był karny dla belgijskiego zespołu, w którym grał Michał, ale sędzia nie gwizdnął. Zerwałem się z krzykiem i... oniemiałem. Uratowała mnie siedząca obok rodzina spod Krakowa. To samo było na Łazienkowskiej w poprzednim sezonie. Siedziałem w loży, ale stadion nie był skończony i obok byli normalni kibice. Ci, którzy mnie znali, śmiali się, że jestem taki spokojny, kiedy Marcin strzela gole dla Bełchatowa.
Jacy są dla siebie? Jeden za drugim skoczyłby w ogień?
- Zdecydowanie. Gdyby grali w jednej drużynie i Michał nie strzeliłby karnego, Marcin chodziłby struty do końca dnia. Jak kopną Marcina, boli Michała. Kiedy grali na podwórku, nie mogli być razem, to drużyna nigdy nie kończyła meczu w komplecie. Kłócili się o wszystko. Michał grał na lewym skrzydle, Marcin na środku ataku. Awanturę zaczynał ten, który strzelił mniej goli - miał pretensje, że brat nie podawał piłki. Ich podwórkowa gra mało mnie interesowała, ale kiedy zaczęli grać na trawie, byłem na każdym meczu.
Do dziś nie wiem, dlaczego oni porobili takie kariery. Kiedyś byli niscy i chudzi. Wcale nie najlepsi w swojej grupie. Ale poświęcili się futbolowi bez reszty. Dlatego tak zależy mi, żeby Michał wpoił młodym legionistom, że talent to nie wszystko. Dzięki niemu można zagrać w polskiej lidze, ale bez pracy nie osiągnie się niczego więcej.
Wywiady z Michałem i Marcinem należą do przyjemności. Zawsze powiedzą coś ciekawego, świetnie znają kilka języków obcych.
- Mieliśmy w rodzinie osobę, która mówiła po angielsku i potrafiła uczyć. Ale oni uważali, że to strata czasu, bo każdą godzinę można spędzić na boisku. Jako 13-letnie dzieciaki pojechali na turniej Dana Cup. Stali w tej Danii z rozdziawionymi gębami, bo nic nie rozumieli. Po powrocie sami poprosili o lekcje. W następnym roku znowu tam pojechali i potrafili się porozumieć. Koledzy prosili ich o pomoc, poczuli się dowartościowani i docenili język obcy. Dzięki piłce znają angielski, francuski i serbski. Złapali trochę greckiego, bo Michał grał w Olympiakosie, a Marcin na Cyprze. Poradzą sobie, gdy skończą grać w piłkę. W przyszłym roku mają być ekspertami TVP podczas Euro 2012. Tomek Smokowski pytał, czy po skończeniu kariery nie przyszliby do Canalu+. Myśleli o tym, by wynajdywać nastoletnie talenty i kierować je do za granicznych szkółek - kontaktów mają mnóstwo. Nie muszą już zarabiać pieniędzy, może zajmą się tym, co będzie im sprawiało największą frajdę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.