Grano dzisiaj (12.09). Debiut w europejskich pucharach
12.09.2022 08:00
CWKS gromił rywali, ale jeszcze przed meczem w Poznaniu sam także znalazł srogiego pogromcę. Jako mistrz Polski i lider I ligi stołeczny zespół został zgłoszony do drugiej edycji Pucharu Europy Mistrzów Klubowych, zwanego krócej Pucharem Europy. W tamtym czasie kontakty międzynarodowe były bardzo sporadyczne, w Warszawie jednak uważano legionistów za drużynę bardzo silną – potrafiła przecież pokonać późniejszego finalistę Pucharu Europy oraz pogromcę Gwardii z pierwszej edycji, szwedzki Djurgarden. Po wylosowaniu w rundzie wstępnej mistrza Czechosłowacji Slovana Bratysława liczono więc na sukces i awans do 1/8 finału. Dla Legii był to debiut w europejskich pucharach.
W środę, 12 września, 1956 roku wszystkich spotkał jednak szok – CWKS przegrał na wyjeździe aż 0:4, tracąc 3 bramki w pierwszej połowie. W 23. min dał się zaskoczyć rywalom, w 30. min padł gol z rzutu karnego, a w 40. min błąd popełniła warszawska obrona. To samo przytrafiło się jej w 68. min, w efekcie czego klęska stała się jeszcze bardziej dotkliwa. – Mistrz Polski był tylko cieniem dobrej drużyny. Wszyscy jego gracze ustępowali wyraźnie Słowakom, szczególnie w walce o piłkę: grali niedokładnie, chaotycznie, absolutnie nie potrafili znaleźć lekarstwa na twardą obronę przeciwnika, im bliżej byli bramki Slovana, tym bardziej zwalniali grę, tracili piłkę albo wreszcie od czasu do czasu strzelali niecelnie. Poza tym wojskowi przegrywali prawie wszystkie pojedynki główkowe – relacjonował „Przegląd Sportowy” (110/1956).
Nieco inne światło na to spotkanie rzucił Zientara, który tak opowiadał: – Przez zawodników Slovana byliśmy brutalnie atakowani, popychani i kopani czy nawet opluwani. Było takie zdarzenie, że naszego bramkarza Edwarda Szymkowiaka gonił… trzymając nożyce do cięcia trawy, jeden z facetów opiekujących się stanem boiska. Gość ten czynił to z taką zaciekłością, że w pewnym momencie nasz bramkarz… uciekł z bramki ("Nasza Legia", 11/2004).
W trakcie gry zdarzyła się także inna niecodzienna sytuacja. Znany z potężnego strzału Marceli Strzykalski trafił piłką w głowę arbitra prowadzącego spotkanie, który padł nieprzytomny na murawę. Zanim doszedł do siebie, minęło kilkanaście minut. To spotęgowało nerwowy nastrój, którego zawodnicy CWKS nie wytrzymali. Sprowokowani, zaczęli się odgryzać, co zostało im wypomniane na łamach krajowej prasy. Niemniej nauczeni przykrym doświadczeniem piłkarze CWKS, przygotowując się do rewanżu, obok różnych schematów taktycznych przerabiali także… opluwanie przeciwnika.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2010/2011 |
| |
2009/2010 |
| |
2003/2004 |
| |
1992/1993 |
| |
1990/1991 | ||
1987/1988 | ||
1982/1983 | ||
1981/1982 |
| |
1980/1981 | Adamczyk II | |
1973/1974 | ||
1962/1963 | ||
1956 |
| |
1954 |
|
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.