Grzegorz Szoka: W końcówce sezonu trochę się rozpadliśmy
15.07.2021 19:45
- Jeśli chodzi o miejsce w tabeli, to chcielibyśmy być wyżej. Legia Warszawa i nasza akademia zasługuje na lepszą lokatę. Patrząc na to, jak wyglądał sezon… Przez długi czas można było mówić o tym, że szczęście nam nie sprzyjało. Było wiele sytuacji, po których – w pechowych okolicznościach – traciliśmy bramki, nie wykorzystywaliśmy okazji, choć je tworzyliśmy. Ale to niemożliwe, żeby w tak wielu spotkaniach decydowało szczęście czy pech. Na pewno zabrakło jakości. Uplasowaliśmy się na szóstej pozycji, ponieśliśmy osiem porażek. Pogoń Szczecin, która wygrała ligę, miała siedem porażek. Wisła i Śląsk, czyli kluby, które zajęły odpowiednio drugie i trzecie miejsce, miały po osiem przegranych, czyli tle, co my. To pokazuje jak wyrównany poziom był w tej lidze. Niestety, zbyt wiele razy remisowaliśmy, bo aż dziesięć. Wpłynęło to na wynik sportowy, który nie jest tak dobry, jak byśmy chcieli.
Można powiedzieć, że zrealizowaliśmy na bardzo dobrym poziomie cel główny, stawiany przez władze akademii, a więc rozwój indywidualny graczy. Dwóch zawodników, którzy jesienią grali w CLJ, czyli Kacper Skwierczyński i Wiktor Kamiński, trenowali niedawno z „jedynką” i pojechali z nią na obóz. Poza tym, wielu chłopców już wcześniej przeszło do rezerw. Sporo piłkarzy zrobiło taki postęp, który pozwoli im przeskoczyć do „dwójki”, czy nawet do pierwszej drużyny. Z tego trzeba się cieszyć, ale to też sprawia, że siła zespołu U-18 się osłabia, co wpływa na wyniki. Wiadomo, że w ich miejsce wchodzą gracze z młodszych roczników, którzy pokazują potencjał, rozwijają się i też mają szanse na to, żeby iść naprzód. Tylko musimy być cierpliwi i dać im trochę czasu.
Spoglądając na statystyki: straciliście dużo goli.
- Zgadza się. Przez większość sezonu nasi środkowi obrońcy mieli kontuzje. Dość często dochodziło do tego, że na stoperze występowali zawodnicy, dla których nie była to nominalna pozycja. To na pewno też przełożyło się na liczbę straconych goli.
Których meczów możecie najbardziej żałować w drugiej rundzie? Tak na dobrą sprawę, poza wysokimi porażkami ze Śląskiem i Wisłą Kraków, większość spotkań było na styk.
- W końcówce sezonu trochę się rozpadliśmy. Część zawodników była mentalnie poza klubem, liczyła się z tym, że odejdzie. W tych wspomnianych meczach przegraliśmy zbyt wysoko, co nie powinno się wydarzyć. Poza tymi wynikami najbardziej możemy żałować remisu z Lechem, który grał w osłabieniu. Wiadomo, można się teraz tłumaczyć, że widzi się błędy tylko na swoją niekorzyść, lecz w tym spotkaniu straciliśmy gola na 2:2 po trzymetrowym spalonym. Nikt tego nam nie odda, to po prostu miało miejsce. Mogło to zaboleć, wszyscy czuliśmy frustrację po ostatnim gwizdku. Na pewno możemy „pluć sobie w brodę” również po rywalizacji z Zagłębiem Lubin. Do przerwy prowadziliśmy 2:0, a mecz skończył się remisem 2:2. Myślę, że tych dwóch meczów żałujemy najmocniej.
Jak rozmawialiśmy na półmetku rozgrywek, to wspominał pan o analizie statystycznej, przygotowanej przez dział analizy. Wynikał z niej m.in. wzrost strzelonych goli po atakach pozycyjnych. Jak było teraz, po rundzie wiosennej?
- Tak jak we wcześniejszej rundzie, analizowaliśmy grę naszej drużyny w ataku pozycyjnym. Braliśmy pod uwagę gry kontrolne i mecze ligowe z zespołami z pierwszej części tabeli. Dużo lepsze wskaźniki mieliśmy w okresie przygotowawczym. Nie wiem czy spowodowane było to tym, że w spotkaniach towarzyskich nie było aż takiej odpowiedzialności za wynik, czy sparingpartnerzy nie byli tak mocni, jak przeciwnicy ligowi. Myślę, że i to, i to.
Budujące jest natomiast to, że było widać wzrost w liczbie samych ataków pozycyjnych oraz procencie utrzymania piłki na połowie przeciwnika. Było widać, że zależało nam na rozgrywaniu piłki od tyłu, nie szukaliśmy jedynie ataków szybkich, potrafiliśmy dłużej budować nasze ataki pod presją przeciwnika. Wiadomo, że jeśli chcemy długo utrzymywać się przy piłce, to dajemy też czas rywalowi na zorganizowanie defensywy. I nie zawsze – po takich akcjach - padały bramki. Liczymy jednak i wierzymy w to, że taki styl gry będzie indywidualnie rozwijał zawodników.
Widział pan sporą dysproporcję między grą drużyny w sparingach a meczach o stawkę?
- Im bliżej wieku seniora, tym zawodnicy muszą lepiej sobie radzić z oczekiwaniami czy z tym, że popełnione błędy będą obciążały ich indywidualnie. Wiadomo, to normalne w piłce seniorskiej, piłkarze muszą sobie z tym radzić. Druga strona medalu jest taka, że to Legia Warszawa. Każdy gracz, który tutaj trafił, został wyselekcjonowany, chce osiągać jak najlepsze wyniki, pokazać się, zależy mu na tym, żeby zespół zwyciężał. Na pewno pojawiała się frustracja, gdy nie wygrywaliśmy. Jeżeli drużyna jest na fali, pokonuje kolejnych rywali, to pewność siebie rośnie. A spada, gdy przegrywasz, tracisz punkty, remisujesz.
Trzeba dodać, że wszyscy gracze chcieli, sumiennie pracowali, walczyli na boisku. Zdarzało się, że w ostatnich minutach potrafiliśmy wyciągać wyniki. Nie można powiedzieć, że ktoś się poddawał, nie chciał. Rozmawialiśmy z zawodnikami, którzy nie potrafili określić, z czego wynikały proste błędy, z których tracimy bramki, czy brak koncentracji w sytuacjach, które mogliśmy wykorzystywać. Piłkarze byli dobrze nastawieni do meczów, a – mimo to – w pewnych momentach nie udawało się wygrywać.
Nad którymi aspektami staraliście się mocnej pracować w treningach, ale poprawa nie była zauważalna w meczach o stawkę?
- Mimo że dochodziliśmy z piłką do strefy bezpośredniego zagrożenia, czyli do pola karnego i jego okolic, oddawaliśmy stosunkowo mało strzałów. Widzieliśmy, przygotowując statystyki z meczu na mecz, że przeciwnicy, którzy mieli nawet słabsze okazje, uderzali na bramkę częściej niż my.
Z czego może to wynikać?
- Myślę, że z decyzyjności zawodników. Być może też z tego, że dużo czasu poświęcaliśmy na utrzymanie piłki, gry na utrzymanie. Zależało nam na tym, żeby zawodnicy potrafili kontrolować grę, dzięki posiadaniu, przyjęciu, podaniach, ruchu bez piłki. Może trzeba było jeszcze bardziej naciskać na podejmowanie ryzyka i uderzanie na bramkę nawet z trochę mniej dogodnej sytuacji. I wcześniej zwiększyć liczbę środków treningowych pozwalających na wzrost skuteczności tego elementu gry.
Podejrzewam, że brak Wiktora Kamińskiego, Kacpra Skwierczyńskiego i Patryka Pierzaka, którzy jesienią stanowili o sile zespołu, a na początku roku awansowali do rezerw, był odczuwalny.
- To normalna sprawa. Jeżeli z zespołu wyjmuje się filary, to jest to widoczne. Drużyna funkcjonuje, najlepsi zawodnicy idą wyżej i potrzeba trochę czasu, żeby to budować na nowo. Z tym musimy się liczyć, być tego świadomi i przyjąć do wiadomości, że tak bywa.
W ostatnich tygodniach zmieniliście system. Przeszliście do ustawienia z trójką obrońców, tak jak rezerwy i pierwszy zespół.
- Wynikało to z możliwości rozwoju zawodników na poszczególnych profilach. I z tego, żeby móc wykorzystywać piłkarzy w optymalny sposób. Przed przerwą zimową przedstawiłem pomysł panu dyrektorowi. Musiałem uargumentować, dlaczego chcę zmienić ustawienie zespołu i jak rozwiną się w nim gracze. Odbyliśmy kilka spotkań i uzyskałem akceptację. Dla mnie było też ważne to, że piłkarze mogą potrenować, pograć w ustawieniu, które staje się coraz bardziej popularne. I funkcjonuje, co widać w pierwszym zespole prowadzonym przez trenera Michniewicza. Gdyby któryś z zawodników miał trafić do „jedynki”, to szansa zetknięcia się z tym systemem może ułatwić im proces przejścia.
Sztab drugiego zespołu i CLJ miał spotkania z trenerem Michniewiczem. Szkoleniowiec mówił o sposobie na grę, pokazywał analizy meczów w tym systemie. Dla nas, jako trenerów, to możliwość rozwoju. Rezerwy przez dłuższy czas funkcjonowały z innym systemem. Gdy utrzymanie było jednak pewne, doszło do modyfikacji, która nie była obarczona większym ryzykiem. Wynikało to ze współpracy z pierwszą drużyną. Trener Sokołowski zmienił ustawienie, aby zawodnicy mogli się do niego przyzwyczaić. A szkoleniowiec Michniewicz chciał zobaczyć zawodników na poszczególnych pozycjach.
Będzie chciał pan kontynuować grę w tym systemie, w nowym sezonie?
- Dużo będzie zależało od ustaleń z władzami akademii, pomysłu na grę w rezerwach. Istotne będzie też to, na jakich profilach będziemy mieć zawodników i co będzie potrzebne, aby móc ich rozwijać. Myślę, że to sprawa otwarta.
W nadchodzących rozgrywkach będziecie chcieli zmienić sposób treningów, wprowadzić nowe ćwiczenia, skupić się np. na strzałach, których nie oddawaliście zbyt wiele w ostatnim czasie?
- Drużyna w przyszłym sezonie na pewno, w dużym stopniu, się zmieni. Przychodzi do nas cały rocznik 2004, w zespole zostanie paru chłopaków o rok starszych. Znam ich, niektórych trenowałem w przeszłości, będąc szkoleniowcem U-14. Jednak trudno w tym momencie określać, czego będą potrzebowali ci gracze. Będziemy chcieli, żeby zespół funkcjonował w jasno określonych ramach, tak, aby umożliwić zawodnikom rozwój indywidualny. Jeżeli coś nie będzie wyglądało jak należy, to będziemy nad tym pracować. Ale mamy też nad sobą program, który jasno określa, nad którym elementem pracujemy w danych tygodniach. Nie może być teraz tak, że wszystko zmieniamy na hura, bo w ostatnim sezonie oddawaliśmy mniej strzałów. Przed nami nowy rozdział. Będziemy reagować na bieżąco, ściśle realizując program szkoleniowy akademii.
Skupienie się w znacznym stopniu na rozwoju jednostek, trochę przeszkadza w odnoszeniu lepszych wyników?
- To, że myślimy o jednostkach, nie znaczy, żeby w ogóle nie skupiać się na drużynie albo uprawiać sport indywidualny. Wszystko musi być oparte o funkcjonowanie zespołu, zarówno jeśli chodzi o podejście mentalne, jak i o założenia taktyczne, współpracę w grupie, bo to sport drużynowy. Pracujemy z zespołem, ale chcemy wykorzystać najlepsze cechy graczy i poprawiać ich słabsze strony.
Zespół jest podstawą do rozwoju piłkarzy. To się nie zmienia. Chcemy, żeby drużyna grała w określonym stylu. Mówiłem wcześniej o tym, że przez dłuższy czas nie mogliśmy korzystać ze stoperów, którzy byli kontuzjowani. Ale nie zmienia to faktu, że gdy nie będą do naszej dyspozycji, to będziemy grali w obronie „niskiej”, ustawieni w „szesnastce” i przesuwali się od prawej do lewej, żeby nie stracić goli, bo gramy bez obrońców. No nie, aż tak bardzo nie możemy odchodzić od naszego stylu i tego, jak chcemy grać. Mimo że mieliśmy deficyt na jakichś pozycjach, chcieliśmy dalej reprezentować Legię i grać w taki sposób, że będziemy bronić wysoko, stosować pressing, co było obarczone ryzykiem straty bramki po kontrze. Zależało nam jednak na tym, aby dalej to realizować. Ważniejszy jest dla nas rozwój w tej konkretnej filozofii.
To nie jest tak, że weźmiemy drużynę i zrobimy wynik w byle jakim stylu, i będzie to wyznacznik naszej pracy. Nie możemy tak do tego podchodzić. Trzeba to odróżnić. Jeżeli zespół będzie grał dobrze, jednostki będą dobrze funkcjonowały, to również będą się rozwijały i szły w górę. Jeśli widzimy, że dany zawodnik zasługuje na to, żeby być „wyżej”, może zbierać doświadczenie i grać w seniorach, to nie będziemy go hamować i zatrzymywać tylko dlatego, żeby U-18 wygrało ligę czy zostało wicemistrzem. Prawdopodobnie za dwa lata nikt nie będzie o tym pamiętał. A taki piłkarz może stracić sześć miesięcy czy rok, w trakcie którego mógłby zrobić duży krok w stronę tego, żeby szybciej się rozwinąć i jeszcze lepiej grać w piłkę. To jedna sprawa.
Druga sprawa. Przepis o młodzieżowcu powoduje to, że dużo więcej chłopców dostaje szansę w „jedynce”. Widzieliśmy, że wielu piłkarzy rezerw regularnie trenowało z pierwszym zespołem. W kadrze drużyn z ekstraklasy czy I ligi trzeba mieć więcej młodych graczy. To powoduje, iż zmniejsza się średnia wieku „dwójki”, więcej chłopaków idzie do przodu. W przeszłości, gdy CLJ była do lat 19 i grali w niej nawet najbardziej utalentowani 19-latkowie, to rezultaty drużynowe mogły być inne, lepsze.
Kolejna kwestia. Wisła Kraków do samego końca walczyła o mistrzostwo Centralnej Ligi Juniorów, ale to klub, który nie ma rezerw. W CLJ, w barwach „Białej Gwiazdy”, grali zawodnicy, którzy schodzili do niej z „jedynki”. Wiadomo, że to, w jakiś sposób, przekładało się na wynik. Hubert Turski, piłkarz Pogoni Szczecin, reprezentant Polski, który ma kilka występów ekstraklasie, do końca sezonu grał w zespole U-18, który walczył o tytuł mistrzowski. U nas, zawodnicy tacy, jak Kamiński i Skwierczyński, dostali wolne, aby móc się przygotować do obozu z pierwszą drużyną.
Oczywiście, jeżeli mamy tak mocne jednostki i zespoły, aby o coś walczyć, to chcemy to robić. Ale jeśli mamy w ten sposób hamować rozwój piłkarzy, to nie tędy droga.
Cele na przyszły sezon?
- Główny cel to stworzenie drużyny. Drużyny, w której będą rozwijać się zawodnicy, którzy w przyszłości zasilą pierwszy zespół. Drużyny, której - mimo przesunięć między zespołami - zawodnicy będą ze sobą dobrze współpracowali. Jeśli chodzi o miejsce w tabeli… Dużo będzie zależało od realizacji pierwszego celu, czyli stworzenia kolektywu. Jeżeli piłkarze będą rywalizować jedynie pod względem sportowym, wspierać się, czuć więź i chęć osiągania wspólnych sukcesów, a nie tylko indywidualnych, to możemy grać o jak najwyższe cele drużynowe.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.