
Ivica Vrdoljak: W Warszawie czuję się jak w domu
24.04.2014 11:15
(akt. 08.12.2018 17:57)
Zdjęcia ze spotkania - kliknij tutaj
Spotkanie odbyło się w ramach cyklu „B(L)iżej Legii”, w którym kibice będą spotykać się z piłkarzami. Pomysłodawcą i sponsorem akcji są zakłady bukmacherskie Fortuna. W pierwszej części spotkania „Ivo” w sklepie Legii rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Kibice odwiedzający w tym momencie „Fan Store” otrzymali bony na 50 zł do realizacji. Następnie spotkanie przeniosło się do SportsBaru, gdzie fani zadawali zawodnikowi mnóstwo pytań.
Otrzymałeś już może propozycje przedłużenia kontraktu z Legią?
- Jeszcze nie minął cały rok, od kiedy ostatnio podpisałem umowę. Obecna obowiązuje jeszcze przez rok, ale jest opcja jej przedłużenia o następne 12 miesięcy. Mamy na to czas.
Jakie są nastroje w zespole przed ostatnimi siedmioma spotkaniami w walce o mistrzostwo?
- Jesteśmy pozytywnie nastawieni. Przez 30 kolejek pokazaliśmy, że jesteśmy najlepszym zespołem. Podział punktów zabrał nam 5 „oczek”, ale pokażemy, że tę przewagę utrzymamy, a może i nawet powiększymy.
Który mecz twoim zdaniem będzie najważniejszy spośród tych siedmiu, finałowych pojedynków?
- Najważniejsze jest, by zacząć od zwycięstwa, właśnie przeciwko Zawiszy. Myślę, że wyjazd do Gdańska będzie ważny. Stamtąd trzeba przywieźć 3 punkty. Każde spotkanie jest ważne, bo każda strata punktów sprawi, że Lech Poznań zaraz do nas doskoczy. Musimy kroczyć krok po kroku.
Żałujesz, że tak łatwo zrezygnowałeś z gry w reprezentacji Chorwacji, dlatego, że nie chciałeś grać na środku obrony?
- Za czasów selekcjonera Slavena Bilicia i mojej gry w Dinamie Zagrzeb, mówił mi on, że widzi mnie ewentualnie na środku bloku defensywnego. W środku pomocy była bardzo duża konkurencja, tak więc mała szansa na grę. W Dynamie występowałem głównie na pozycji defensywnego pomocnika, czasem będąc rzucany na pozycję stopera. To nie wystarczyło, bo inni zawodnicy, regularnie grający na tych pozycjach wykorzystali swoją szansę. Nie mogę powiedzieć, że czegoś żałuję, bo nigdy nie wiadomo, jakby to się wszystko po tym potoczyło. Jestem zadowolony z tego jak rozwijała się moja kariera przez lata. Niektórzy z moich kolegów, którzy mogli zrobić wielką karierę, dziś nawet nie grają już w piłkę, także trzeba być zadowolonym z tego co jest i co się ma.
Czy zostaniesz chciałbyś w Warszawie aż do zakończenia kariery?
Jestem bardzo chętny, ale to chyba pytanie do prezesa. (śmiech)
W jakim zespole chciałeś zagrać?
- Nie myślałem nigdy w takich kategoriach. Mogę powiedzieć, że jak byłem młody to podobała mi się liga hiszpańska, a szczególnie gra FC Barcelony.
Czy masz coś przeciwko temu, by być wystawianym na środku obrony?
- Przez osiem lat gram regularnie w środku pola. Kiedyś chciałem grać na środku obrony, ale nie wiadomo jakby to dziś wyglądało. Ostatni raz na tej pozycji zagrałem jeszcze za kadencji trenera Macieja Skorży, więc dawno. Zawodnicy ze środka pomocy często po trzydziestce są cofani na środek obrony, także zobaczymy co mnie spotka.
Co byś chciał poprawić w swojej grze?
- To chyba nie możliwe, ale chciałbym poprawić szybkość (śmiech). Z racji mojego wieku, z każdym kolejnym rokiem będzie o to trudniej. Oby nie było problemów z kontuzjami, bo każdy zawodnik, który je omija, imponuje większą pewnością siebie, wygląda dużo lepiej na boisku.
Jak przychodziłeś do Legii dostałeś praktycznie z marszu opaskę kapitana. Czy czułeś jakąś presję, związaną z kwotą miliona euro, za którą Cię sprowadzono i jak przekonałeś do siebie ówczesną szatnię?
- W żadnym klubie, w którym grałem, nie miałem żadnego problemu z kolegami w szatni. Z każdym miałem dobry kontakt. W okresie gdy przyszedłem do Legii, pojawiło się w klubie sporo nowych zawodników zza granicy. Byłem zaskoczony tym, że otrzymałem od początku opaskę kapitana, ale mam nadzieję, że udowodniłem wszystkim, że na to zasługuję poprzez zaufanie chłopaków z drużyny i moją pracą na boisku. Czy czułem presję na początku? Jak podpisałem kontrakt nie czułem nic takiego. W Chorwacji pisano, że Dynamo Zagrzeb sprzedało zawodnika za zaledwie milion euro. Dopiero jak na stałe zadomowiłem się w Polsce usłyszałem, że jest to aż milion euro, wtedy pojawiła się jakaś presja.
Najlepszy oraz najcięższy moment podczas twojego pobytu w Legii?
- Były dwa takie momenty: jak awansowaliśmy za pierwszym razem do fazy grupowej Ligi Europy po zwycięstwie w Moskwie oraz zeszłoroczny dublet. Z drugiej strony, po ostatniej rundzie jesiennej pisano, że zagrałem na jej przestrzeni słabo, często wracając do mojej jednorazowej, słabszej postawy w spotkaniu ze Steauą Bukareszt. Ja tak nie uważałem, lecz wszyscy patrzyli na moją postawę przez pryzmat tego jednego meczu. Mogę więc powiedzieć, że ostatnia jesień należała do najłatwiejszych, jednak teraz czuję się lepiej i oby ten rok był jeszcze lepszy.
Co czuje zawodnik, kiedy podchodzi do wykonania rzutu karnego, w szczególności tak ważnego, jak w zeszłorocznym spotkaniu przeciwko Lechowi, który może decydować o losach tytułu mistrzowskiego?
- Sporo ludzi mnie o to pyta. W takim momencie nie czuję żadnej presji, nie myślę o najgorszym. Podchodzę do piłki z myślą, że mi się uda zdobyć bramkę. Jak w przyszłości nie trafię którejś „jedenastki”, to będę się wtedy martwił, jednak póki co, do każdego rzutu karnego podchodzę z dużą pewnością siebie.
Wiesz coś w związku z kontuzją Kuby Koseckiego, którą odniósł dziś na treningu?
- Jeszcze nic nie wiem, mam nadzieję, że to nic groźnego. Dopiero chyba jutro przejdzie badania.
Co sądzisz o zamykaniu stadionów dla kibiców, oraz jak przy okazji takiego spotkania motywujesz kolegów z zespołu?
- Trudne pytanie, może się ktoś obrazić, więc lepiej, żebym nie odpowiadał na to pierwsze pytanie. Co do motywacji, to wszyscy w szatni pomagamy sobie przed takim meczem. Wiadomo, że przy pustych trybunach brakuje wsparcia kibiców, jednak musimy zagrać takie spotkanie i przez 90 minut walczyć tak samo jak w innych spotkaniach.
Jak spędzasz swój wolny czas w Warszawie?
- Jestem bardzo związany ze starszym dzieckiem, z synem, z którym spędzam prawie każdą wolną chwilę, czy to w domu, czy przychodzimy tu, do klubu, gdyż on też lubi grać w piłkę. A wieczorami pójdę z żoną do kina lub na kolację. Wolny czas staram się spędzać głównie z rodziną. Czy syn pójdzie w moje ślady? Będzie robił to, co będzie chciał, ale będę się cieszył, jak zwiąże swoją przyszłość z jakimś sportem, niekoniecznie piłką nożną.
Ciężko było dotrzeć do Daniela Ljuboi? Trzymał się tylko z grupą „bałkańską”, czy integrował się ze wszystkimi?
- Podobnie jak mamy teraz chłopaków, którzy mówią po hiszpańsku czy portugalsku, możemy mówić o tym, że tworzą jakąś grupę. Rozmawiają w tym języku, w którym najlepiej potrafią. Wszyscy w klubie nie mówią w języku polskim czy angielskim. Taki był też „Ljubo”, który posługiwał się językiem francuskim czy niemieckim. Miał też jednak lepszy kontakt z tymi starszymi zawodnikami z Polski: Michałem Żewłakowem czy Kubą Wawrzyniakiem. Daniel miał swój charakter, ale żadnych problemów w szatni nie sprawiał.
Utrzymujesz z nim jakiś kontakt, tak jak na przykład „Rado”?
- Nie. Utrzymuję kontakt na przykład z Marko (Sulerem – przyp. red.).
Co zawiodło w meczu z Wisłą Kraków, gdy w drugiej połowie, grając w przewadze, straciliście dwie bramki?
- Takie spotkania się zdarzają. Wtedy straciliśmy dwa punkty, ale można powiedzieć, że w Gliwicach, rzutem na taśmę zyskaliśmy trzy, zamiast jednego. Ze Śląskiem Wrocław zagraliśmy jeden z najlepszych meczów w tej rundzie, a uzyskaliśmy zaledwie remis. To jest piłka nożna, takie sytuacje się zdarzają. Nie powinno do tego dojść, ale wyciągnęliśmy z tego wnioski. Jak prowadzisz w spotkaniu 2:0 i masz przewagę zawodnika na boisku, to po prostu musisz grać zespołowo. Chybaza wcześnie zakodowaliśmy sobie w głowie, że ten mecz jest już wygrany.
Co sądzisz o zwolnieniu trenera Jana Urbana i jak układa się współpraca z Henningiem Bergiem.
- O zwolnieniu decydują inni ludzie, nie ja, więc nie mogę na ten temat wiele powiedzieć. Trener Urban zasługuje na szacunek, bo zdobył z Legią dublet, zostawił ją na pierwszym miejscu w tabeli. Gdyby w pierwszej rundzie nie było tyle problemów z kontuzjami, może ta sytuacja wyglądałaby nawet jeszcze lepiej. Mam tu na myśli europejskie puchary. Jeśli chodzi o trenera Berga, uważam, że wszystko dobrze wygląda, mamy fajną atmosferę, dobrą pozycję tabeli, idziemy w dobrym kierunku, oby tak dalej.
Myślisz, że liga po reformie powinna obowiązywać również w przyszłym sezonie?
- Nie, nie chciałbym, aby tak zostało na kolejny sezon. My narzekamy, bo jesteśmy liderami, ale straciliśmy poprzez podział punktów pokaźną przewagę nad rywalami. Rozumiem, ze powinno być więcej meczów, rozumiem podział na grupę mistrzowską i spadkową. To jest fajne, tylko ten podział punktów… Może uczciwiej będzie od początku liczyć każdemu po półtora punktu za zwycięstwo, tylko wtedy chyba będzie się z nas śmiała cała Europa. Popatrzmy też na rywalizację o tytuł króla strzelców. Łukasz Teodorczyk w grupie mistrzowskiej będzie miał znacznie trudniej o gole niż Marco Paixao w grupie spadkowej. To są rzeczy, które mnie się nie podobają, ale każdy ma swoją opinię i pogląd na sytuację. Ktoś może powiedzieć, że teraz będzie więcej emocji, a ja uważam, że bez reformy było ich tyle samo.
Co będziesz milej wspominał? Awans do fazy grupowej Ligi Europy i powitanie na lotnisku czy fetę po zdobyciu tytułu mistrza Polski?
- Zdecydowanie fetę na Starówce.
Jak długo uczyłeś się polskiego?
- Bardzo szybko zacząłem język polski rozumieć, zaś po pół roku zacząłem rozmawiać. Kupowałem gazety, próbowałem czytać. To mi pomogło w nauce języka.
Przeciw jakiemu zawodnikowi w lidze nie lubisz grać najbardziej?
- Chyba nie ma takiego zawodnika, do każdego podchodzę z nastawieniem, że sobie poradzę, że jako zespół damy radę. Nie patrzę nigdy na przeciwnika przez pryzmat jednego zawodnika. Nie potrafię wiec sobie nikogo takiego przypomnieć.
Jak często rozmawiasz z trenerem Bergiem na temat taktyki czy zadań na boisku?
- Co kilka dni, można powiedzieć że co trzy dni. Dzień przed meczem i po meczu mam taką rozmowę – trwa zwykle 20-30 minut.
Czy skorzystałeś z indywidualnych treningów z Kazimierzem Sokołowskim? Czy to jest przymusowe, czy dobrowolne?
- Trener ćwiczy głównie z piłkarzami ofensywnymi. Jeśli ja mam coś dodatkowego do zrobienia, to zostaję z trenerem Paco. Ale trenerzy zawsze znajdą dla nas czas, jeśli tylko mamy do nich sprawę, chcemy zrobić coś dodatkowo, to nie ma z tym problemu. Natomiast część ćwiczeń jest obowiązkowa, ale głównie dla graczy ofensywnych.
Myślisz, że będziecie w przyszłym sezonie w stanie skutecznie powalczyć o Ligę Mistrzów?
- Trochę za wcześnie by o tym mówić, najpierw zdobądźmy tytuł mistrza Polski. Potem będziemy mieć kilka meczów eliminacyjnych, zanim dojdziemy do IV rundy kwalifikacji, Trzeba iść więc krok po kroku. Nie wybiegajmy tak daleko, najpierw zróbmy pierwszy krok i obrońmy tytuł mistrzowski. A co dalej? Mamy dobry zespół, dobrą atmosferę. Natomiast wiele będzie zależeć od ewentualnego losowania, od formy dnia. Przed nami kilka miesięcy treningów i meczów, zobaczymy jak będzie. W zeszłym roku byliśmy blisko, może teraz się uda. Wszystko jest możliwe. Na pewno wychodząc na boisku nikomu nie przyznam, że jest lepszy.
Porównałbyś trenerów Skorżę, Urbana i Berga? Największe zalety i mankamenty?
- Nie lubię porównywać trenerów. Każdy trener jest inny, każdy potrafił dać nam coś innego, coś dobrego. Każdy ma swoje plusy i minusy, ale nie chcę o tym mówić publicznie.
Kiedyś przeczytałem, że twoim ulubionym piłkarzem jest Ronaldo, ale ten prawdziwy – Brazylijczyk. To prawda?
- (śmiech). Tak ten oryginalny, to prawda.
Oglądasz czasem treningi czy mecze rezerw, trenujecie z tymi chłopakami, Który z nich rokuje najlepiej twoim zdaniem?
- Bardzo podoba mi się Bartłomiej Kalinkowski, chłopak nie ma kompleksów na boisku. Kilka razy na dłużej by z nami Michał Bajdur – to też fajny zawodnik. Tam kilku piłkarzy ma duży potencjał i razem z trenerem Jackiem Magierą wykonują dobrą robotę. Na pewno paru z nich będzie miało okazję się pokazać w letnim okresie przygotowawczym.
Jak ci się podoba w Polsce?
- Bardzo mi się podoba. Bardzo chętnie zostanę tutaj do końca kariery, a może i dłużej. W Warszawie czuję się jak w domu. Przez cztery lata tylko cztery miesiące w sumie byłem w Chorwacji – to też o czymś świadczy.
Jak będzie wynik meczu Legia – Zawisza w sobotę?
- Taki sam jak ostatnio – 3:0.
Na koniec kibice na kartkach układali hasła związane z meczem Legii z Zawiszą. Autor najlepszego hasła wygrywał koszulkę meczową Legii z podpisami zawodników. Oto kilka wybranych haseł:
- Do boju chłopaki, wykorzystajcie Zawiszy braki. Trzy punkty zdobędziecie, by na meczu z Lechem na mecie, by stadion pełen kibiców na biało, mógł wykrzyczeć mistrz, mistrz Legia mistrz!
- Legia mistrzem będzie, a reszta zazdrościć jej będzie.
- Zawisza rzucił rękawice, Legia po zwycięstwie opromieni stolicę.
- Zawisza dostałeś 3:0 i nie miałeś dość, teraz znów dostaniesz w kość.
- Gdy ci smutno, gdy ci źle, idź na Legię, zabaw się!
- Legia – Zawisza 2:1. 21 punktów różnicy, 21. numer koszulki, 21 sezonów w Legii. Wszyscy razem po mistrza. Ivica Vrdoljak!
- Kiedy Legia mecz wygrywa, to Zawisza… głupa wali.
- Legia Warszawa wraz z naszym Ivicą, w sobotę ma sprawić przyjemność kibicom. Ivica strzel gole dwa, Legia mistrza Polski ma. Kto jak nie nasz kapitan, da nam powód do picia.
- Legia ma dziś dobrego kapitana, do Ligi Mistrzów otworzy się brama.
- Ivica lubi sushi, więc awans do Ligi Mistrzów wygrać musi.
- Ivo, Ivo odstaw piwo. Nie pij też wódeczki, czyść wszystkie piłeczki i strzelaj brameczki. Gdy punkty trzy zdobędziemy, po mistrzostwo sięgniemy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.