
Jacek Magiera: Pracy się nie boję
12.02.2014 12:20
(akt. 04.01.2019 13:11)
Jacek Magiera o zawodnikach po powrocie ze zgrupowania pierwszej drużyny.
Nowa funkcja w grudniu była zaskoczeniem?
- Nie, nie była. Od dłuższego czasu szykowałem się do podjęcia samodzielnej pracy. Na przełomie października i listopada rozmawiałem z Janem Urbanem na temat swoich ambicji. Ostatecznie złożyło się tak, jak się złożyło – zmieniono pierwszego szkoleniowca Legii. Tak czy inaczej, odszedłbym przed rundą wiosenną.
Od razu wśród wielu kibiców pojawiła się opinia, że Magiera nie ma charyzmy, bo nie potrafi krzyknąć na zawodników na boisku…
- Śmieszy mnie to. Kiedyś rozmawiałem z trenerem Jackiem Zielińskim, który doprowadził Lecha Poznań do mistrzostwa Polski. Przed sezonem mówili mu, że nie ma charyzmy, ale już po sezonie, według kibiców już ją miał... Tego słowa używa wiele osób, ale tak naprawdę wiele z nich nie zna nawet jego znaczenia. Współpracowałem z kilkunastoma szkoleniowcami i wiem, że krzyk jest oznaką słabości. Wszystko można poukładać. Ktoś widział jak Górski czy Łobanowski codziennie wydzierali się na swoich zawodników? Byli znakomitymi szkoleniowcami, ale nie musieli tak postępować, bo potrafili uczyć inaczej. Mam swój styl i chcę się go trzymać.
Po tym, jak oficjalnie ogłoszono, że nie zostanie pan przy pierwszej drużynie były inne propozycje poza Widzewem? Kiedy pojawił się temat rezerw?
- Rozmowa na temat objęcia przeze mnie drugiej drużyny odbyła się w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Już wtedy obiecałem prezesowi Leśnodorskiemu, że poprowadzę rezerwy. Uznałem, że tutaj będzie najlepiej zacząć samodzielną pracę. Z Widzewa faktycznie do mnie raz zadzwoniono, ale od razu z kilku powodów to storpedowałem. Dałem słowo na Łazienkowskiej, a to dla mnie bardzo ważne. Dodatkowo nie byłem w tej chwili zainteresowany pracą w łódzkim klubie.
W Widzewie mógłby pan przynajmniej przez pół roku pracować w Ekstraklasie, a rezerwy to jednak czwarty poziom rozgrywkowy…
- Jestem ambitnym człowiekiem i mam swoje cele, zadania oraz założenia, które realizuję. Uważam, że praca w rezerwach to dla mnie krok do przodu, choć słyszę głosy o tym, że się cofam, bo zamieniam stadiony we Wrocławiu, Gdańsku i Poznaniu na obiekty w Grodzisku Mazowieckim, Wieluniu czy Kleszczowie. Mimo wszystko to postęp, bo pracuję samodzielnie, a nie jestem asystentem – to dla mnie ogromne doświadczenie.
Widać, że trener pracuje z wielkim entuzjazmem.
- Z wielkim! Mam zapał do pracy, tak samo jak cały mój sztab, który skompletowałem i jak ja, jest chętny na różnego rodzaju pomysły i nowinki. Chcemy robić wszystko żeby drużyna odnosiła sukcesy, a poszczególni piłkarze podnosili swoje umiejętności i wspinali się coraz wyżej.
Z pańskim asystentem. Krzysztofem Dębkiem, wydajecie się duetem, którego współpraca dobrze rokuje na przyszłość. Obaj po prostu pasujecie do siebie – jako ludzie i szkoleniowcy, macie podobny styl pracy.
- Bardzo szanuję Krzyśka za jego pracę i wkład w kształtowanie młodzieży, która potem przychodziła do mnie, do pierwszej drużyny. Na dobrą sprawę znamy się od czasów, kiedy jeszcze grałem w piłkę. Często przychodziłem na jego treningi z Młodymi Wilkami z rocznika ’91. W tej chwili poznajemy się jeszcze mocniej i wymieniamy się pomysłami. Nie jest zaskoczeniem, że Krzysztof Dębek znalazł się w sztabie – na pewno on, jak i wszyscy trenerzy, z którymi współpracuję, będą mieli wiele roboty. Każdy jest potrzebny, nie tylko mnie, ale głównie zawodnikom.
Na ile znał pan tę drużynę przed podjęciem pracy?
- Od wewnątrz nie znałem tego zespołu zbyt dokładnie. W tej chwili każdego zawodnika poznaję poprzez indywidualne rozmowy oraz zachowanie w szatni, a także na boisku. Pod względem sportowym miałem wyrobione zdanie o kilku piłkarzach. Jesienią obejrzałem zaledwie jedno spotkanie rezerw, które odbyło się na Targówku, ale widziałem wcześniej treningi na bocznym boisku i wszystkich z nazwiska kojarzyłem. Obecnie każdego znam tak, jak znać powinienem.
Przy pierwszym spotkaniu rozdał pan zawodnikom własnoręcznie przepisane egzemplarze książki pod tytułem "Szczęście czy fart".
- To był jeden z pomysłów, aby w ten sposób się „przywitać” i przedstawić filozofię mojej pracy. Uważam, że przesłanie zawarte w tej książce pozwoli jeszcze bardziej zrozumieć zawodnikom jak bardzo muszą się starać, aby coś osiągnąć. Pójście na skróty może okazać się zgubne. Oni wiedzą o co grają – o lepsze jutro i tak do tego powinni podchodzić. A co do przepisywania… ja się pracy nie boję (uśmiech).
Zgubne może być to, że przed wiosną liderujecie w trzeciej lidze?
- Zależy dla kogo. Celem tej drużyny jest awans do drugiej ligi i to dla nas bardzo ważne. Najważniejszy jest dla nas progres zawodników, którzy docelowo mają trafić do pierwszego zespołu i wybić się w nim. Ewentualny brak awansu, będzie porażką dla całej ekipy, ale może być sukcesem pojedynczych jednostek. Trzeba rozgraniczyć co jest ważniejsze dla klubu, a najważniejsze jest dostarczanie wychowanków do drużyny występującej w Ekstraklasie.
- Może dożyjemy czasów, że rezerwy będą mogły grać w pierwszej lidze – to byłoby najlepsze dla rozwoju. Na pewno wiosną nie będziemy patrzeć po każdej kolejce w tabelę, ale musimy zwracać uwagę na to jak się prezentujemy i jakie indywidualne postępy robi każdy z chłopaków.
Do tej pory u trenera Banasika było tak, że promowało się trzech-czterech zawodników, którzy byli szkieletem drużyny, brakowało pod koniec rundy rotacji. U was będzie to wyglądało trochę inaczej?
- W lutym ogłosimy naszą szeroką, 23-osobową kadrę zespołu. Wiadomo, że wpływ na nią będą miały decyzje trenera Berga. Ważne będzie również zachowanie tych, którzy nie załapią się do pierwszego zespołu. Zobaczymy czy oni będą chcieli podjąć rękawicę i powalczyć o miejsce w drugiej drużynie. Pytań nadal jest wiele, ale naszym założeniem jest żeby poprzez dobrą drużynę, poszczególne jednostki podnosiły swoje umiejętności i szły do przodu. Wszyscy ludzie w zespole są ważni, a nie tylko dwóch czy trzech chłopaków. Musimy też mieć na uwadze, że za trzy czy pięć lat, ktoś kto obecnie jest przykładowo numerem pięć na swojej pozycji, w przyszłości może być już najlepszy. To jest młodzież, z którą wszystko się może zdarzyć – trzeba pracować.
Jak póki co układa współpraca z trenerem Bergiem?
- Zawsze jest tak, że pierwsza drużyna ma priorytet – to ona przede wszystkim ma odnosić sukcesy. Rozmawiałem z trenerem Bergiem trzy razy po kilkadziesiąt minut i były to merytoryczne spotkania na temat stylu gry i wykorzystania potencjału wszystkich chłopaków. Chcemy współpracować tak, żeby nie było zgrzytów. Na razie z komunikacją nie ma żadnego problemu. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w trakcie sezonu. Jestem optymistą i chcę jak najlepiej współpracować ze wszystkimi szkoleniowcami akademii, a szczególnie z Darkiem Banasikiem, który jest opiekunem najstarszych juniorów. Wszyscy musimy stworzyć system, który będzie promował najlepszych i krok po kroku kierował ich do pierwszej drużyny.
Brak dziewięciu zawodników, którzy pojechali do Turcji, był dla was kłopotem w przygotowaniach?
- Od początku życzyłem każdemu z nich żeby został w pierwszej drużynie. Muszą o to walczyć bez kompleksów, nie mogą się niczego i nikogo obawiać. Każdy trener chce mieć jak najlepszą drużynę. Chcę żeby mój zespół był kolektywem na boisku, ale również poza nim. Wyobrażam sobie, że zawodnicy będą trzymać się ze sobą i walczyć wspólnie o jak najlepsze wyniki. Trzecia liga rusza dopiero w marcu, więc mamy czas na przygotowania. Na zgrupowaniu w Arłamowie będziemy już szlifować wszystkie rzeczy i chcę żeby byli tam gracze gotowi na wszelkie wyzwania. Cały czas uczulam chłopaków, że może być tak, że pięciu-sześciu zawodników zejdzie na mecz Legii II z pierwszego zespołu, ale to nie oznacza, że sens pracy moich podopiecznych dobiega wtedy końca.
Od początku okresu przygotowawczego pracuje z wami siedmiu juniorów.
- Wszyscy się starają i sumiennie pracują na treningach. Cały czas wzajemnie się poznajemy. Zaprosiliśmy na zajęcia zawodników z wysokimi umiejętnościami i obserwujemy ich pod kątem reakcji na wyższe obciążenia i szybsze tempo ćwiczeń. Nie jest powiedziane, kto z nich zostanie z nami na dłużej. Indywidualnych ocen też nie chcę póki co wystawiać. Pamiętajmy, że do drugiego zespołu mogą trafić też inni juniorzy, cały czas będziemy to monitorować.
Na testach fizycznych brylował chociażby Ryczkowski, który miał najlepszy wynik w zespole.
- Takie wyniki są dla sztabu szkoleniowego wyznacznikiem tego, jak dany zawodnik może reagować na obciążenia oraz jak piłkarz podchodził do swoich obowiązków w trakcie urlopu – czy wykonał zalecenia od trenera zajmującego się przygotowaniem fizycznym. Wiem już jak to u wszystkich wygląda. Nie jest to bardzo wysoki pułap, ale u wielu wyniki były zadowalające. Chcemy aby nasza drużyna grała na wysokim rytmie, po stracie zamierzamy od razu atakować rywali, a odpoczywać będziemy mając już piłkę przy nodze.
- Robimy obecnie odprawy pokazując chłopakom na przykładzie najlepszych drużyn w Europie czy też pierwszej Legii i analizujemy jak powinniśmy grać, by nie popełniać błędów z wideo. Najpierw trzeba zobaczyć pewne reakcje, żeby wdrożyć je w swoje zachowania, a słowa czasem nie wystarczają.
Mówi trener o szybkiej piłce, a można powiedzieć coś o tym czy planujecie postawić na grę ofensywną czy defensywną – taką jak pod koniec rundy jesiennej prezentowały rezerwy.
- Trudno w tej chwili rozmawiać o konkretnych systemach, bo na to jest jeszcze odrobinę za wcześnie. Do końca okresu przygotowawczego będziemy próbowali różnych wariantów. Może komuś znajdziemy nową pozycję, ale do rozpoczęcia ligi postaramy się z Krzyśkiem Dębkiem, aby wszystko optymalnie funkcjonowało. Mamy pomysły i zobaczymy co z nich wyjdzie.
Zawodnicy już podkreślają, że treningi się zmieniły, są bardziej urozmaicone niż do tej pory i chce się im trenować.
- Nie ma takich samych trenerów, każdy ma inne metody i różny warsztat. Gdybym miał działać tak samo jak Dariusz Banasik, to nie byłaby potrzebna zmiana. Jednak powtórzę po raz kolejny - Darek wykonał z tą drużyną kawał dobrej roboty. Wiadomo, że nowy szkoleniowiec jest też impulsem do intensywnych ćwiczeń. Postaramy się, żeby każde zajęcia były urozmaicone, ale również obfitujące w ciężką pracę. Nie wyobrażam sobie, że ćwicząc, zawodnik śmieje się jak głupi do sera i nie jest skoncentrowany. Trening jest jak mecz, trzeba się przykładać do każdego podania i strzału, będziemy zwracać uwagę na małe rzeczy, bo tylko one zaprowadzą nas do tych wielkich. Chciałbym żeby każdy patrzył na siebie jeśli chodzi o profesjonalizm, bo to ważna kwestia w tym zawodzie.
Dopuszcza pan do siebie myśl, że powtórzą się sytuacje z Sulerem i Antoloviciem? Jeśli ktoś taki trafiłby pod pańską opiekę to miałby szansę na grę?
- Nie wyobrażam sobie sytuacji, że mam w drużynie zawodnika, którego nie mogę wystawić w składzie. Od razu powiedziałem chłopakom, że będą u nas występowali ci, którzy w danej chwili prezentują się w naszym odczuciu najlepiej. Nie ma tu co patrzeć na wiek – chcemy rywalizacji i to ona ma nakręcać zespół do wytężonej pracy na treningach.
Jednym z piłkarzy, który mógł odejść na wypożyczenie, był Łukasz Bogusławski. Ostatecznie zostaje – ponoć przekonywaliście go, że będzie dla was ważnym zawodnikiem.
- Uważam, że Łukasz będzie dla tej drużyny ważnym piłkarzem. Dodatkowo „Bogusław” swoim charakterem, doświadczeniem i wiedzą może wiele dać zespołowi w szatni. Rozmawiałem z nim na temat pozostania w klubie – od początku mówiłem mu, że wierzę w niego, ale miejsca w składzie nie dostanie za darmo. Wiem, że stać go na występy w Ekstraklasie i wierzę, że to marzenie kiedyś spełni. Teraz musi pomóc sobie sam – pracować i nie załamywać się, że nie pojechał na zgrupowanie z pierwszą drużyną. Jeśli tak będzie, to trener Berg sam go zauważy.
Dla takiego piłkarza lepszym rozwiązaniem nie byłoby właśnie wcześniejsze ogrywanie się na poziomie Ekstraklasy?
- Nie ma idealnej ścieżki rozwoju, zawsze jest wyjście „A” i „B”. Możliwe, że Łukasz poszedłby do Widzewa i od razu regularnie grał, ale równie dobrze całe to wypożyczenie mogłoby się zakończyć klapą. Pozostanie w Legii też nie musi oznaczać strzału w dziesiątkę. To tak jak pytanie do mnie – czy lepiej było zostać w rezerwach czy poprowadzić RTS. Dzisiaj tego nie stwierdzimy. Ja podjąłem taką decyzję, a nie inną i uważam ją za słuszną. Nie boję się pracy i rywalizacji, bo moja kariera piłkarska zawsze polegała na ciężkiej harówce i walce. Rozsądek zawsze musi wygrać z podpowiedziami ludzi z zewnątrz. Piłkarz sam musi podejmować decyzję nad najważniejszymi dla niego rzeczami.
Jedynym piłkarzem, który na razie zdecydował się odejść z rezerw, jest Mohamed Essam. Rozmawiał pan wcześniej z Egipcjaninem?
- Tak, rozmawiałem z Mohamedem w pierwszych dniach mojej pracy z drużyną. Później, po kilku treningach i meczu z Victorią Sulejówek, doszedłem do wniosku, że Essam nie ma dużych szans na to aby wygrał rywalizację z którymś z chłopaków z akademii grających na jego pozycji. Dlatego jego kontrakt został rozwiązany. Życzę mu powodzenia i tego by realizował się jako zawodnik w innym klubie.
Póki co do zespołu trafił Miłosz Kozak z Lecha, o którym opinie pozasportowe nie są najlepsze. Nie ma pan przed nim pewnych obaw?
- Nie, nie boję się, natomiast za krótko znam chłopaka aby cokolwiek o nim powiedzieć. W akcji widziałem go na jednym treningu. Dajmy mu czas na aklimatyzację. Myślę, że teraz najważniejsze jest, aby się skupił na pracy – już nie komentował tego jak tu trafił i gdzie grał. Zaczyna pisać nowy rozdział i niech się na tym skoncentruje.
Testowany w Legii II był Dawid Jarczak, ale on przy Łazienkowskiej nie zostanie...
- Uważam że Jarczak jest zbyt dobrym zawodnikiem aby występował w III lidze. Spokojnie powinien sobie poradzić w klubach o mniejszych aspiracjach w Ekstraklasie.
Poza Kozakiem, nie licząc Kurowskiego i Bajdura, planujecie jeszcze jakieś wzmocnienia
- Naszym głównym celem jest zasilanie drużyny młodzieżą z akademii piłkarskiej. Nie będziemy testować wielu zawodników, ale jeśli już to takich, którzy są zaopiniowani przez nasz dział skautingu. Jeśli ktoś wpadnie mi w oko, to może również zostać zaproszony na zajęcia poprzez klub – na pewno nie będzie żadnej partyzantki, bo jesteśmy na to zbyt poważnym klubem.
Widzi pan u zawodników szacunek? W końcu współpracują z człowiekiem, który wiele osiągnął w Ekstraklasie, zagrał wiele meczów i kilkanaście goli strzelił.
- Nigdy nie miałem z tym problemów, ale kto mnie zna, to wiedział, że byłem człowiekiem z zasadami, których się trzymałem. Do piłki starałem się podchodzić najlepiej jak potrafię, sumiennie i tak też jest ze mną jako trenerem. Obecnie chcę jako szkoleniowiec być sumienny, zdyscyplinowany, przygotowany, punktualny i odpowiedzialny za drużynę. To szalenie istotne, bo szacunek można stracić momentalnie, a pracuje się na niego latami. Każdy, nawet byli koledzy z drużyny jak Rzeźniczak, Saganowski czy Szala, nie mieli z tym kłopotu, mimo że wcześniej razem wybiegaliśmy na boisko. Trzeba wzajemnie traktować się poważnie.
O ile łatwiejszy będzie awans do drugiej ligi po pozostaniu większości piłkarzy, którzy nie załapali się do pierwszej drużyny?
- Niezależnie od tego jakim składem będziemy grali, to zawsze naszym celem będzie zwycięstwo. Dopiero po meczach będziemy je analizować – czy mogliśmy wygrać, a jeśli nie, to dlaczego. Jesteśmy w Legii i musimy walczyć zawsze do końca. Można podawać tu wiele przykładów. Jednym z ostatnich jest mecz Polski z Białorusią na mistrzostwach Europy w piłce ręcznej, kiedy przegrywając trzema bramkami w końcówce, udało się wygrać jednym trafieniem. Chcemy wpajać tym młodym ludziom, że niezależnie od wszystkiego, trzeba się starać. Dzięki temu będą mieli łatwiej w seniorach.
Pomówmy chwilę o Janczyku - do kiedy z wami zostanie?
- Dawid z nami zostaje, ale on sam musi sobie odpowiadać na pytania czy nadal tego chce. Janczyk jest w takim wieku, że każda chwila balowania i łamania żelaznych zasad może mieć opłakane skutki w dalszej karierze piłkarskiej. Zrobiliśmy mu badania i przed nim wiele ciężkiej pracy, na pewno czekają go chwile załamania, ale jeśli to przetrzyma, będzie można przejść do dalszych elementów odbudowywania go, bo na razie zrzuca wagę i przygotowuje się fizycznie do zajęć z piłką.
W ogóle jest temat żeby potem zagrał w trzeciej lidze?
- Trzecia liga trwa do czerwca, więc nigdy nie mów nigdy. Za miesiąc Dawid przejdzie kolejne testy i badania. Życzę mu żeby najpierw zagrał w drugiej drużynie, a potem zdołał wrócić na przykład do pierwszej.
Jak trener się zapatrywał na tą sytuację kiedy pierwszy raz się spotkaliście?
- Dawid grał ze mną w jednej drużynie dziewięć lat temu i na początku stycznia, gdy go zobaczyłem to… nie poznałem go. Trochę się zmienił… Damy jednak radę go odbudować jeśli skoncentruje się na pracy i odsunie od siebie wszystkie rzeczy, które mogą go rozpraszać. Wierzę, że Janczyk będzie wkrótce uśmiechniętym młodym człowiekiem, który wrócił na boisko.
Skoro Janczyk nie bierze udziału w zajęciach z piłkami, to jak wyglądają jego zajęcia?
- Kiedy pan Lucjan Brychczy nie pojechał na zgrupowanie z pierwszą drużyną, to przeprowadzał zajęcia techniczne z piłkami dla naszych podopiecznych. To były jedyne zajęcie Dawida z piłką - Janczyk nie bierze udziału w żadnych gierkach, bo wtedy ćwiczy z trenerem od przygotowania fizycznego. Ma przygotowany specjalny program odbudowy.
Każdemu z zawodników spodobało się graffiti w szatni. To był pana pomysł – skąd się wziął?
- Od kilku lat zbierałem pomysły, zapisywałem w notatkach. Szatnia to musi być drugi dom, zawodnicy muszą przychodzić i dobrze się w niej czuć, miło spędzać czas. Taka grafika była bardzo potrzebna. Dziękuję chłopakom, kibicom Legii, którzy wykonali to perfekcyjnie. Zawodnicy przez to codziennie patrzą na profil legionisty i mają wytyczone cele. Wypisane hasła jak: punktualny, charakterny, waleczny, biorący odpowiedzialność za siebie i zespół, ambitny czy pewny siebie, mają im przypominać miejsce, w którym są, czyli w najlepszym klubie w Polsce.
A skąd pomysł na treningi poza piłkarskie - boks, biegi narciarskie.
- Z każdego sportu trzeba czerpać wzorce. Te treningi mają charakter wytrzymałościowy, a także integracyjny, gdyż często w takich sytuacjach zawodnicy poznają się jeszcze bardziej i otwierają na nowe horyzonty. Uważam, że jest to potrzebne, ale oczywiście nie może przesłonić prawdziwych ćwiczeń na boisku, dlatego potraktowaliśmy to jako pierwszą jednostkę w treningu dwufazowym, gdzie te popołudniowe zajęcia były już z piłkami.
- Po drugie zawodnicy zobaczą i przekonają się na swojej skórze, że aby coś osiągnąć trzeba bardzo mocno pracować. Znamienne okazały się tu też słowa Krzyśka Kosedowskiego, który prowadził trening bokserski, a podczas zajęć powiedział do chłopaków mniej więcej takie zdanie: - Nie ma śmiechów czy żartów, tylko ciężka praca, bo to od was zależy gdzie dziś jesteście, a gdzie będziecie za 5 lat. Wiem, że chłopaki zapamiętają to sobie na długo. Po treningu narciarskim wiem natomiast, że już żaden z piłkarzy gdy będzie oglądał biegi narciarskie i na przykład Justynę Kowalczyk w akcji, nie będzie jej poganiał żeby szybciej biegła (uśmiech).
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.