News: Jakub Arak: Piszę swoją historię

Jakub Arak: Od pionka do piłkarza jeszcze długa droga...

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

03.07.2013 11:40

(akt. 05.01.2019 10:17)

- Mam nadzieję, że po sukcesie naszej drużyny na mistrzostwach Polski juniorów, nie będę musiał długo czekać na awans do pierwszej drużyny. Do wszystkiego podchodzę jednak spokojnie i wiem, że od pionka do statusu piłkarza czeka mnie jeszcze długa droga - twierdzi w długiej rozmowie z Legia.Net Jakub Arak, piłkarz Młodej Legii i juniorów stołecznej drużyny, który w minionym sezonie sięgnął po dwa mistrzostwa kraju.

Co było dla ciebie najważniejsze w maju?


- Wydaję mi się, że najważniejszy był dla mnie występ na głównym boisku przy ulicy Łazienkowskiej. Parę lat temu miałem wrażenie, że to nieosiągalne. Ostatecznie
 cel osiągnąłem dosyć szybko.


Pytam się o maj, bo to miesiąc matur…


- Szczerze mówiąc, to o maturach już dawno zapomniałem. Trochę czasu od egzaminów minęło. Wyniki były niezłe. Pisałem podstawowe przedmioty, a miałem jeszcze zdawać biologię, ale wyjechałem z drużyną na turniej do Holandii i skończyło się na polskim, matematyce i angielskim. Piłka jest najważniejsza.


To powiedz coś więcej o matematyce, z której byłeś ponoć świetny w gimnazjum.


- Najpierw, muszę sprostować pewną rzecz (śmiech). W mojej sylwetce, która swego czasu pojawiła się na Legia.Net, napisano, że miałem sto procent z próbnych matur z matematyki już w gimnazjum, a tak było dopiero w liceum (ciekawy tekst Piotra Jóźwiaka o Araku można przeczytać tutaj). Niestety, majowy egzamin nie poszedł mi już tak dobrze, miałem po jednym błędzie w zadaniu zamkniętym i jeden w otwartym.


Nie przeszkadzało ci, że poszedłeś do szkoły rok wcześniej? (Arak urodził się w 1995 roku – przyp. red.).


- Nie. Uważam, że nawet lepiej, że tak się stało. Wcześniej skończyłem edukację, dzięki czemu w stu procentach mogę się skupić na grze w piłkę.


Nie spóźniasz się czasem na treningi? Z Zalesia Górnego jest kawałek drogi.


- Z Zalesia mam na stadion około 30 kilometrów, ale nikt mnie nie zmusza do jeżdżenia na zajęcia. Każdego dnia wstaję i z chęcią przyjeżdżam na treningi.


Ponoć grzeczny chłopiec z ciebie. Łatwiej cię upilnować w życiu prywatnym niż na boisku.


- Mam różne marzenia i cele, które bardzo chcę zrealizować. Poświęcam się piłce w stu procentach i wiem, że piłkarzem jest się na boisku, ale także poza nim. Wiem, że musze się odpowiednio prowadzić i unikać wszelkich używek. Enklawy też póki co nie odwiedziłem (śmiech).


Opowiedz jak to się stało, że trafiłeś na Łazienkowską.


- Na jeden z turniejów w Piasecznie, zostały zaproszone mocne drużyny - w tym Legia i Korona Kielce. Dodatkowo zagraliśmy my - panowała opinia, że rocznik ’95 w Victorii Głosków jest całkiem mocny. Przyjechaliśmy, zajęliśmy trzecie miejsce, a na 12 bramek, które zdobył mój zespół, 11 było mojego autorstwa. Po wszystkim, do moich rodziców i trenerów, podszedł Dariusz Banasik z Radosławem Boczkiem. Wszyscy porozmawiali i po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że warto będzie trafić do Legii. Decyzja nie była jednak prosta.


Trener Banasik to dla ciebie taki legijny ojciec?


- Dużo zawdzięczam trenerowi Banasikowi, który sprowadził mnie do klubu. Wiem jednak, że to dzięki wszystkim szkoleniowcom w akademii, znajduje się obecnie w tym miejscu, w którym jestem. Cieszę się, że grałem w Młodej Legii, ale musiałem na wszystko ciężko zapracować.


Część minionego sezonu spędziłeś jeszcze w juniorach. Swego czasu, narzekałeś w „Przeglądzie Sportowym” na poziom rozgrywek. Wiele się zmieniło odkąd powstały cztery ligi makroregionalne?


- W województwie Mazowieckim nie mieliśmy praktycznie żadnego poważnego konkurenta. Cieszę się, że powstała liga makroregionalna, w której możemy mierzyć się z ekipami z innych regionów. To ważne żeby była rywalizacja, dzięki której, możemy wspinać się na wyżyny umiejętności. Kiedy wcześniej przyjeżdżały do nas drużyny z dołu tabeli, to nie musieliśmy się zbyt mocno koncentrować na przeciwniku.


Plusem była jedynie okazja do strzelania większej ilości bramek?


- No tak, ale to nie jest takie ważne. W tym wieku, trzeba się przede wszystkim rozwijać, chociaż… Kto nie lubi strzelać bramek?


Pamiętasz mecz z Polonią w juniorach?


- Pamiętam.


Co czułeś wychodząc na boisko?


- Przed pierwszą kolejką, trener Dębek dał mi opaskę kapitana zespołu. Dodało mi to pewności siebie, czułem się też bardziej odpowiedzialny za drużynę. Już przed meczem wiedziałem, że mogę przesądzić o jego losach. Dodatkowo Dariusz Banasik powiedział przed pierwszym gwizdkiem, że jak trzy razy trafię do siatki, to da mi zadebiutować w Młodej Legii. Dwie bramki wpadły w miarę szybko, a na trzecią trzeba było poczekać. O wszystkim jednak zapomniałem, lecz koledzy o wszystkim mi przypomnieli. Trudno powiedzieć gdzie bym się teraz znajdował, gdybym nie zdobył wtedy bramki.


- Często się zastanawiam, co by się stało, gdybym nie strzelił trzeciego gola. Uderzyłem wtedy przy słupku. Brakowało centymetrów, a futbolówka mogłaby nie wlecieć do bramki. Wiedziałem, że prędzej czy później – przy takim rozwoju jak teraz – zagram w Młodej Ekstraklasie, ale ten gol, jest dla mnie wyznacznikiem pokazującym jak cienka linia jest między sukcesem, a jego brakiem.


Trzy asysty miał wtedy Jan Grzesik.


- Znamy się i rozumiemy bardzo dobrze. Dwie bramki zdobyłem kończąc jego dośrodkowania ze stałych fragmentów gry. Przy moim trzecim golu Janek świetnie rozprowadził kontratak, po którym przyjąłem piłkę i uderzyłem z dystansu. W Młodej Ekstraklasie, bardzo dobrze rozumiem się z kolegami z juniorów.


Wchodząc do Młodej Legii, ktoś musiał ci pokazać miejsce w szatni czy nie było z tym kłopotu?


- Praktycznie wszyscy się znamy, czy to z boiska, czy ze szkoły. Nie ukrywam, że najlepszy kontakt mam z chłopakami, z którymi występowałem w juniorach. Mówię tu między innymi o Mateuszu Zawale, Janie Grzesiku, Kamilu Mazku czy Robercie Śmigielskim, który asystował mi w Lubinie. W szatni nie ma żadnych podziałów, wszyscy jesteśmy jedną, wielką ekipą. Poza tym, już w lipcu trenowałem z „młodą”, więc nie było żadnych kłopotów.


Po jednym z meczów trener Banasik powiedział, że był Górski i Efir, a teraz czas na Araka. Miałeś najlepszą pierwszą rundę w Młodej Ekstraklasie z waszej trójki, bo strzeliłeś 6 goli w 9 meczach. Górski w 13 spotkaniach ani razu nie trafił do siatki, a Michał w dwóch potyczkach też nie strzelił gola.


- Podchodzę do tego spokojnie. Moim zdaniem nie ma żadnego przepisu na sukces, niektórzy gracze potrafią wystrzelić wcześniej, a inny muszą cierpliwie poczekać na sukces i bramki. Robię swoje i zobaczymy co z tego wyjdzie.


Ale w debiucie zabrakło ci cierpliwości, bo trafiłeś do bramki.


- Już wcześniej, czułem, że jestem w dobrej dyspozycji. Mało kto, wierzył, że mogę coś zdziałać na boisku. Podszedłem do tego spokojnie i wiedziałem, że jeśli będę miał sytuacje, to trafię do siatki. Złożyło się tak, że miałem dwie okazje i dwa razy strzeliłem gola.


Czytałeś w Internecie komentarze na swój temat?


- Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że tego nie robiłem. Od dziecka interesowałem się tym co dotyczy Legii, ale też całej piłki nożnej. Zależy jednak do czego zmierzasz…


Zmierzam do tego, że raptem po kilku meczach, niektórzy zaczęli cię wysyłać do pierwszej drużyny…


- Nie czuję presji przez takie komentarze. Do takich opinii podchodzę na luzie. Wiadomo, że nie odmówiłbym jeśli dostałbym propozycję treningów z zespołem Jana Urbana. Uważam jednak, że muszę mocno trenować i eliminować swoje słabości, żeby dostać szansę w pierwszej drużynie.


A jakie są te słabości? Moim zdaniem, brakowało skuteczności.


- To jest zaleta i wada. Cieszę się, że w każdym meczu dochodzę do paru sytuacji strzeleckich. Czasami brakuje koncentracji. Choć myślę, że marnowanie tych okazji, bierze się z niedociągnięć technicznych. Grając w juniorach, miałem kilkanaście szans na gola i spokojnie mogłem wykorzystać tylko połowę z nich, a i tak dorobek był pokaźny. Teraz staram się pracować nad skutecznością, ale i nad techniką żeby zniwelować swoje braki. Każdy element można poprawić, zarówno ten słabszy i ten mocniejszy. Chciałbym też, aby moja wytrzymałość była na wyższym poziomie, żebym przez 90 minut mógł grać na pełnych obrotach.

Często jesteś w ruchu, potrafisz wyjść na pozycję, a przede wszystkim świetnie grasz głową – to twoje podstawowe atuty.


- Niezręcznie jest się oceniać samemu (śmiech). Zawsze piłka mnie szukała, przez co łatwo dochodziłem do sytuacji bramkowych. Odkąd pamiętam wiele dośrodkowań potrafiłem zamienić na gola, ale w tym też można być lepszym.


A jak smakowało ci mistrzostwo Młodej Ekstraklasy?


- Wystąpiłem jedynie w dziewięciu meczach, ale każdy członek drużyny przyczynił się do ostatecznego triumfu. Nasza ciężka praca została wynagrodzona. Wielkim przeżyciem była też dla nas gra dla kibiców, którzy wspierali nas w trakcie spotkania z Widzewem przy Łazienkowskiej. Do tej pory graliśmy głównie na bocznej płycie, gdzie nie było mowy o zorganizowanym dopingu i publiczności w takiej liczbie. Oby tak było częściej!


Po tamtym spotkaniu Aleksander Jagiełło powiedział, że kiedyś to on dopingował, a teraz kibice wspierali jego, już jako piłkarza. Przeszedłeś podobną drogę?


- Kiedy byłem młodszy lubiłem chodzić na stadion stołecznego klubu, żeby oglądać mecze i dopingować Legię. Uwielbiałem zasiadać na trybunach. Często obserwowałem spotkania z sektora rodzinnego, ale na Żylecie też bywałem. Teraz chce robić wszystko, żeby „Wojskowi” notowali jak najlepsze wyniki. 


A miłość do Legii pojawiła się po transferze na Łazienkowską czy jeszcze wcześniej?


- Koledzy z Zalesia od początku naprowadzali mnie na odpowiednią drogę. Zaszczepiono we mnie miłość do Legii od małego. Wiele zawdzięczam temu klubowi. To przy Łazienkowskiej mnie ukształtowano. Moim marzeniem jest gra w pierwszej drużynie. Mam praktycznie same dobre wspomnienia.


Miałeś na Facebook-u ustawiony status, że pracujesz w Legii jako pionek. Coś się zmieniło po rundzie wiosennej?


- (Śmiech). Żartowaliśmy z kolegą, że trzeba dodać miejsce pracy na naszych profilach na Facebook-u. Wpisałem tam, że jestem pionkiem i tak już zostało oraz się przyjęło.


Niedługo chciałbyś chyba zmienić pionka na piłkarza?


-
Tak, ale spokojnie… Do piłkarza jest przede mną daleka droga. Na razie skupiam się na ciężkiej pracy, która powinna zaprocentować w przyszłości.


Jesteś też fanem Realu Madryt (Kuba przyszedł na rozmowę w bluzie z herbem hiszpańskiej drużyny), więc Emilio Butragueno powinieneś doskonale znać.


-
Oczywiście, że go kojarzę. Widziałem też jego bramki w internecie. Był takim lisem pola karnego.


Miał przezwisko „Sęp”, bo najczęściej strzelał z obszaru „szesnastki”. Trochę podobnie jest z tobą, zdobywasz gole przede wszystkim z pola karnego. Też chcesz tym zapracować w dalekiej przyszłości na taką ksywkę?


- Chciałbym, ale futbol się zmodernizował. Od napastnika wymaga się także gry tyłem do bramki, pomocy w ataku pozycyjnym i dłuższego utrzymywania się przy piłce. Nie wystarczy już tylko strzelać, dlatego staram się poprawiać swoje mankamenty i wspierać drużynę na większym obszarze pola gry. Myślę, że gdybym był starszy, to stałbym przede wszystkim w „szesnastce”, ale w ostatnich latach trochę się zmieniło, dlatego uważam, że mam inny styl gry niż Butragueno.


Jaki jest ten styl?


- Staram się wzorować na wielu zawodnikach – w Polsce i na świecie. Świetnym wzorcem jest Robert Lewandowski, który według mnie, osiągnął wszystko ciężką harówką na treningach. Swoją drogą, nie pochwalam jego zachowania w finale Ligi Mistrzów, kiedy to Polak zdeptał Boatenga, ale jest bardzo dobrym napastnikiem, od którego mogę się uczyć. Atakujący BVB potrafi utrzymać się przy piłce mając rywala na plecach, ma dobre przyjęcie i wiele spokoju przy wykańczaniu akcji. Cenię także Robina Van Persiego, Zlatana Ibrahimovicia czy Gonzalo Higuaina.


Widać, że piłka to twoja pasja, bo opowiadając o niej, widać, że żyjesz tym o czym mówisz.


- Kiedy tylko mogę śledzę wyniki wszelkich meczów. W weekend, jeśli jestem w domu, ciągle siedzę przy telewizorze i oglądam jakieś spotkania żeby wyciągać wnioski i uczyć się od lepszych. To jest moje życie!


Latem podpisałeś pierwszy zawodowy kontrakt z Legią. To była dodatkowa motywacja dla młodego chłopaka?


- Nigdy nie trzeba było mnie motywować. Gdyby nie zaproponowano mi takiej umowy, to nadal trenowałbym tak samo ciężko. To był jednak kolejny krok w mojej przygodzie z piłką.


Kiedy myślisz o sobie, to kiedy, według ciebie, byłby optymalny czas na dołączenie takiego zawodnika do pierwszej drużyny?


- Mam nadzieję, że po sukcesie naszej drużyny na mistrzostwach Polski juniorów, nie będę musiał długo czekać. Chciałbym strzelać gole w Ekstraklasie, gdzie można zadebiutować w różnym wieku. Jeden rozgrywa pierwszy mecz jako 16-latek, drugi cztery lata później, a obaj mogą osiągnąć wielki sukces. Nie ma na to recepty.


W ostatnich dniach cieszyłeś się z wygranej na mistrzostwach juniorów starszych. Który tytuł był ważniejszy? Ten czy poprzedni?


- Obie wygrane są dla mnie równie ważne. Młoda Ekstraklasa, to teoretycznie wyższy poziom, lecz zwycięstwo można wypracować w 30 kolejkach – przez dłuższy czas. Finałowy turniej juniorów składał się z kolei tylko z trzech spotkań. Rywalizowały z nami trzy dobre drużyny. Musieliśmy wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, co skutkowało wielkimi emocjami, ale i stresem. Wiedzieliśmy, że każdy moment w meczu, może być kluczowy dla ostatecznych wyników.


Znowu strzelałeś jak na zawołanie.


- Przed wyjazdem do Grudziądza, miałem jeden cel – przywieźć złoty medal z mistrzostw Polski. Na ogół, napastnicy zdobywają bramki seriami. Nie mogłem do końca przewidzieć w jakiej formie będę na decydujących zawodach. Byłem dobrze przygotowany motorycznie, a także mentalnie, a dodatkowo cały czas czułem wsparcie rodziców, brata i mojej dziewczyny.


Co w przyszłym sezonie? Rezerwy czy wypożyczenie?


- Wiele zależeć będzie od tego, w której lidze będziemy grali. Mówi się o drugiej i trzeciej… Na razie nie myślę o tym co będzie. Skupiałem się na spotkaniach w mistrzostwach Polski juniorów, a co dalej? Jeszcze zobaczymy, bo żadne decyzje nie zostały podjęte.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.