News: Dziś oferta Lechii dla Koseckiego, rozmowy w sprawie Żyry wstrzymane

Jakub Kosecki: Muszę być cierpliwy

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

16.10.2014 09:49

(akt. 05.01.2019 10:21)

- Coś w życiu zawdzięczam Lechii. W Gdańsku trener Paweł Janas zaufał mi z marszu. Pamiętam swój debiut w meczu z Wisłą Kraków. Wyszedłem na boisko po dwóch czy trzech treningach z drużyną. Początek był trudny, bo graliśmy przeciętnie, spadaliśmy w tabeli i pojawiła się spora presja. Na pewno trochę się bałem, bo przeprowadziłem się sam do nowego miasta. Generalnie jednak wszystko zakończyło się szczęśliwie. Utrzymaliśmy się w lidze, a po wygranym meczu z Legią zeszło z nas ciśnienie, dlatego ruszyliśmy całym zespołem w miasto. Sam zrobiłem kilka głupot, ale musieliśmy się odstresować. To wtedy wypłynęło moje zdjęcie w szatni Lechii, kiedy cieszyłem się bardzo ekspresyjnie. Przeprosiłem za to później fanów Legii. Wszystko sobie wyjaśniliśmy - opowiada przed meczem z Lechią Jakub Kosecki na łamach "Przeglądu Sportowego".

Przechodząc do Lechii, czuł się pan gotowy na grę w ekstraklasie?


- Pamiętam, jak leciałem z Warszawy do Gdańska. Z okna w samolocie widziałem stadion Lechii i przechodziły mi przez głowę różne myśli. Czy na pewno dam radę? W Legii trener nie ufał mi na tyle, bym mógł liczyć na poważną szansę. Zadawałem sobie to pytanie, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że muszę zmienić podejście. Nie mogłem być dłużej szarą myszką. To właśnie w Lechii stałem się pewny siebie. Broniliśmy się przed spadkiem, a ja w szatni nie bałem się wyrażać swojej opinii. Do tej pory tak robię.


Po powrocie do Warszawy mial pan znakomity sezon. Poprzedni był za to kompletnie nieudany. Z czego to wynikało?


- Moją największą głupotą było granie w poprzednich rozgrywkach na mocnych zastrzykach przeciwbólowych. Po 40 minutach meczu zaczynałem odczuwać dyskomfort. To była katastrofa. Każde kaszlnięcie, kichnięcie, wstanie z łóżka, potrzeba fizjologiczna - było nie do wytrzymania. Nie mogłem sobie spokojnie posiedzieć na kanapie. Przed treningami nie brałem zastrzyków, dlatego zdarzało mi się potykać o własne nogi. Nie mogłem zgiąć kolana. Trener Urban pytał, o co chodzi, ale byłem zawzięty, nie przyznawałem się. To był wielki błąd. Teraz dałem sobie siedem miesięcy na dojście do optymalnej formy.


Obecny status w drużynie panu odpowiada?


- Jestem tym sfrustrowany, ale muszę być cierpliwy. Miałem kilka poważnych kontuzji i zmieniłem nastawienie. Spędzałem dużo czasu z rodziną, mogłem wszystko dokładnie przemyśleć, ale nie spokorniałem. Zdaję sobie sprawę, jaki wykreowałem obraz o sobie. Wiem tylko tyle, że życie mamy jedno i trzeba się nim cieszyć. Muszę zrobić wszystko, by być zadowolonym z tego, co osiągnąłem. Zresztą moje plany po zakończeniu kariery nie są związane z piłką.

W tym sezonie nie odgrywa pan pierwszoplanowej roli w zespole, czy nie żałuje pan, że nie poszedł do Pampeluny?


- Jeśli mam odejść z Legii, to gdzieś, gdzie mógłbym się rozwijać. Nieważne, ile miałbym zarabiać, ważne, ile dostałbym minut na boisku. Jeśli uznam, że pozostanie w Warszawie jest dla mnie najlepszą opcją, mogę nawet przy Łazienkowskiej skończyć karierę, nie widzę w tym niczego złego.


Jak pan postrzega trenera Berga? Chyba śmiało można powiedzieć, że pan i Jakub Rzeźniczak jesteście „dziećmi" Jana Urbana, więc jego zwolnienie musiało zaboleć.


- O tym, że Jan Urban nie jest już trenerem Legii, dowiedziałem się, czekając na samolot, którym leciałem na wakacje. Na początku byłem zły, ale nie na władze klubu, tylko na siebie, że przeze mnie, przez moją słabszą dyspozycję zwolniono trenera, który tyle mi dał, któremu tak wiele zawdzięczam. Co do trenera Berga, to mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Naprawdę wykonuje fantastyczną pracę i uważam, że działacze powinni zadbać o to, żeby norweski szkoleniowiec pracował przy Łazienkowskiej jak najdłużej. Powiedziałem to nawet prezesowi Leśnodorskiemu, kiedy ostatnio z nim rozmawiałem. Berg dostosowuje zajęcia pode mnie i każe kolegom z drużyny mnie faulować, żebym się do takiej gry przyzwyczaił. No i się przyzwyczaiłem.


Zapis całęj rozmowy z Jakubem Koseckiem można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (41)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.