Jarosław Jankowski: To był bardzo udany sezon

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

06.05.2021 18:30

(akt. 07.05.2021 16:03)

- Przez cały sezon przeszliśmy ze skromnym budżetem, ale będąc w pełni wypłacalnym. Nasz budżet był niski, znaleźlibyśmy się pewnie w czwórce, ale od dołu – z najniższym budżetem. Mimo to, udało nam się coś fajnego, zagraliśmy bardzo udany sezon. Przed startem rozgrywek nie zakładaliśmy tego, że będziemy w TOP4 - podsumowuje w rozmowie z Legia.Net Jarosław Jankowski, przewodniczący rady nadzorczej sekcji koszykówki Legii Warszawa.

fot. Jacek Prondzynski

To był fantastyczny sezon. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia, było bardzo blisko medalu, zadecydował jeden rzut, ostatnia sekunda, ale i tak nie wpływa to na ocenę całego sezonu. Dawno takiego nie było. Zgodzisz się?

- Tak dokładnie to 0,7 sekundy zdecydowało o tym, że medalu nie mamy. Pięć minut po tym meczu nie sądziłem, że gdy emocje opadną, to będę myślał takimi kategoriami, że ten sezon był naszym ogromnym sukcesem. Bo jak się przegrywa trójmecz wynikiem 243:242 i medal rzutem na taśmę w ostatniej sekundzie rywalizacji, to myśli negatywnych jest w głowie mnóstwo. Ale gdy emocje opadły, nie tylko u mnie, ale w całej drużynie, w sztabie szkoleniowym, to doszło do nas wszystkich, że udało nam się coś fajnego, że zagraliśmy bardzo udany sezon. Przed startem rozgrywek nie zakładaliśmy tego, że będziemy w TOP4. Chcieliśmy załapać się do gry w fazie play-off i to było naszym celem. 

Kapitalny był początek rozgrywek - okazało się, że trener Wojciech Kamiński szybko właściwie poukładał wszystkie klocki i zbudował z nich niezłą maszynę. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wybór trenera był strzałem w dziesiątkę i głównym fundamentem pod udany sezon?

- Bez dwóch zdań. Trener Kamiński wykonał fantastyczną robotę ze swoim sztabem. Wojtek jest tam szefem, dowodzi całemu projektowi, ale brawa należą się też innym – Markowi Zapałowskiemu, Kubie Nowosadowi, Adamowi Blechmanowi, pomaga nam też dr Mateusz Dawidziuk. Są też Tomasz Gniedziuk, który jest kierownikiem drużyny i oczywiście „generał” Robert Chabelski. Także wiele osób pracowało na ten sukces. Oczywiście rola Wojciecha Kamińskiego jest najważniejsza i niepodważalna. Wszedł w nowe środowisko i znakomicie się w nim odnalazł. On wcześniej z tymi ludźmi nie pracował. Pamiętam, że na początku miałem z nim taką rozmowę: - Wiem, że każdy trener przychodzi ze swoimi ludźmi, ale mamy wiele wartościowych osób w sztabie, przyjrzyj się im, a jak będziesz chciał coś zmieniać to wtedy dasz znać. I okazało się po czasie, że nie było takiej potrzeby. Wojtek bardzo dobrze współpracuje z ze sztabem, a sztab z trenerem. 

Ten sezon pokazał też jak ważne było mieć własny dom. Hala na Bemowie, mimo braku kibiców, była twierdzą trudną do zdobycia.

- Zdecydowanie. Ten poprzedni sezon, w którym graliśmy i trenowaliśmy chyba w jedenastu halach, pokazał, że to ma ogromne znaczenie. Dziś trenujemy w jednym miejscu i gramy w jednym miejscu – jak czas pokazał, to robi różnicę. Dobrze czujemy się na Bemowie. Hala mogłaby być większa, ale to nasz dom i rywalom nie jest w nim łatwo. 

W bardzo dobrych wynikach na początku sezonu pomagali dwaj koszykarze, którzy wyrastali ponad Legię i ponad ligę - mowa o Michale Sokołowskim i Justinie Bibbinsie. Nie było obaw, że po ich odejściu wszystko się posypie?

- Michał to bez wątpienia najlepszy zawodnik z jakim miałem okazję współpracować odkąd jestem w koszykówce, świetny też człowiek. Ale od początku wiedzieliśmy, że to jest prawdopodobnie opcja czasowa. Michał w tym krótkim czasie dużo nam dał, całej drużynie, poszczególnym zawodnikom. Bardzo się cieszymy, że spędził z nami ten czas. Co do Justina – gdy odchodził, wydawało mi się, że będzie go łatwiej zastąpić, że zdołamy wypełnić lukę, jaka po nim powstała. Okazało się to trochę trudniejsze, ale na końcu chyba wyszło, że sobie z tym jednak poradziliśmy. Less Medford bardzo dobrze prowadził naszą grę w fazie play-off, w tych najważniejszych meczach pokazał się z jak najlepszej strony.  To kawał zawodnika. 

Zaraz po tym jak Bibbins odszedł z Legii przytrafiła mu się groźna kontuzja i nie mógł pomagać swojemu nowemu zespołowi. Można powiedzieć, że w sumie szczęśliwie się złożyło, że odszedł akurat w takim momencie sezonu.

- Justin miał pecha, doznał kontuzji, która na dłużej go wyeliminowała. Na szczęście już wrócił do gry, jesteśmy z nim w kontakcie, wiemy co się z nim dzieje i życzymy mu jak najlepiej. Przesympatyczny człowiek i super zawodnik. 

Mówiłeś, że za Bibbinsa dostaliście ofertę nie do odrzucenia, mimo zaporowej ceny. Jakiego rzędu pieniądze są to w koszykówce? Bo wielu kibiców jest przyzwyczajonych do ogromnych sum jakie są w piłce nożnej.

- To jest nieporównywalne. W koszykówce transfery gotówkowe zdarzają się niezwykle rzadko. Średnio pewnie jeden na sezon w całej lidze. W tym sezonie było wyjątkowo nieco inaczej – były 2-3 takie ruchy, związane to było ze specyfiką tego sezonu, kilka lig w ogóle nie grało, ci którzy grali w Europie byli w rymie meczowym i byli pożądani przez mocniejsze kluby. W normalnym czasie jednak transfery za pieniądze są rzadkością. Kilka lat temu z zespołu Wojtka Kamińskiego odszedł zawodnik na tej samej zasadzie co Bibbins i był najlepiej punktującym graczem Champion League, w którym ten zespół grał. To dla porównania my za Justina dostaliśmy dwa razy większe pieniądze. 

Do zespołu trafili w trakcie sezonu Nickolas Neal, Lester Medford o którym wspomniałeś i Walerij Lichodiej pod koniec rozgrywek. Udało się załatać dziury powstałe po odejściu Bibbinsa i Sokołowksiego? Może nie jeden do jednego, ale czy spełnili swoje role?

- Przejście Nicka Neala było zaplanowane wcześniej, przyszedł do zespołu gdy był jeszcze Justin i miał być zmiennikiem Bibbins. Brakowało nam drugiej osoby, która może pomóc na rozgraniu i dać odpocząć Bibbinsowi. Les przyszedł w miejsce Bibbinsa, a Lichodiej przyszedł w kluczowym momencie sezonu, gdy uznaliśmy, że zespół potrzebuje trochę doświadczenia. To był bardzo młody zespół, tego doświadczenia czasem brakowało w końcówkach meczów. Lichodiej się dobrze wpisywał w nasze potrzeby, miał ogromny bagaż doświadczeń, grał w dużych klubach w spotkaniach o dużą stawkę. I to zaprocentowało. 

Mariusz Konopatzki wrócił do Legii jako walczak, zawodnik który pomoże na parkiecie w trudnych sytuacjach. Ale jak niespodziewany był jego powrót tak szybko z Legii odszedł. 

- Konkurencja była duża, grał mało i sam poprosił o rozwiązanie kontraktu i przeniesienie się do Krosna, do zespołu z I ligi. Zgodziliśmy się na to, tak czasem w życiu się układa. 

Powiedzmy kilka słów o tych, którzy tworzyli zespół Legii w tym wyjątkowym sezonie. Earl Watson.

- Big Man – wielki człowiek, który bardzo mało mówi, ale to przesympatyczny człowiek. Zawodnik o najwyższym wyskoku w całej lidze, bardzo efektowny mimo swojej potężnej budowy. 

Dariusz Wyka.

- Trudno go nie lubić i przejść obok niego obojętnie. Świetnia grał i robił bardzo dobrą robotę w szatni. Najlepszy tenisista stołowy w całym zespole. Wszyscy, włącznie ze mną, się z nim mierzyliśmy. Wydawało się, że duży wzrost nie będzie mu pomagał, a był nie do pokonania. 

Jakub Sadowski.

- Chłopak, który zrobił spory postęp, dużo mu dały treningi z pierwszą drużyną. Bardzo liczymy na jego dalszy rozwój w kolejnym sezonie. 

Grzegorz Kulka.

- Jedno z największych objawień Legii. Chłopak, który kilka razy próbował swoich sił w ekstraklasie, nigdy mu się nie udawało. Wyciągnęliśmy go z I ligi, Wojtek Kamiński go odbudował, i Grzesiu zaliczył fajny sezon. On ma jeszcze potencjał, aby się dalej rozwijać. Zostaje z nami na kolejny sezon i mam nadzieję, że nadal będzie pozytywnie zaskakiwał. 

 Legijny weteran czyli Adam Linowski.

- Lino jest w Legii już tyle lat, że trudno w pamięci policzyć, jest z nami od czasów I ligi. Bardzo fajny i pozytywny człowiek. Obojętnie czy gra czy siedzi na ławce rezerwowych – zawsze daje z siebie sto procent możliwości. Dobry duch drużyny. 

Jakub Karolak.

- Kojarzę go wciąż z pierwszym sezonem, kiedy w play-offach zagraliśmy świetnie – dwa lata temu. Bardzo zdeterminowany i skupiony na osiąganiu sukcesów. Mocno przeżywający wszystko, gdy drużynie nie idzie. Kapitan drużyny w minionym sezonie, bardzo pozytywny postać. 

Młody Didier Urbaniak

- Benek, jeden z moich ulubieńców. Ma ogromny luz, który w połączeniu z talentem, może zrobić z niego świetnego zawodnika. Ale musi poprzeć to wszystko ciężką pracą. Jeśli to zrobi, to wkrótce może być jednym z najlepszych graczy Energa Basket Ligi. Tylko musi sam w to uwierzyć. Wierzę w to, że przyszły sezon będzie do niego należał. 

 Grzegorz Kamiński

- Kamyk dwa. W zeszłym roku był najlepszym juniorem w Polsce. Teraz trafił do zespołu, który dał mu szansę gry. Wykorzystywał ją najlepiej jak potrafi. Ma duży potencjał i zostaje z nami na kolejny rok. Ma fajny charakter i liczę na to, że dzięki ciężkiej pracy będzie się rozwijał. Wspominam o tej pracy, bo to taki moment dla młodych koszykarzy, że talent muszą poprzeć ciężkim treningiem i sporą pokorą. Inaczej nic dobrego z tego nie wyjdzie. 

Jamel Morris

- Świetny zawodnik i świetny człowiek. Przejechał do Polski w trudnym dla siebie momencie, dopiero co urodziło mu się dziecko, miało miesiąc gdy podpisywał kontrakt z Legią. Taka rozłąka jest trudna i dla ojca i dla rodziny. Mimo tego, zagrał świetny sezon. Dwa razy udało mu się odwiedzić najbliższych i wiem, że to dużo dla niego znaczyło. Emocjonalny, wrażliwy, dawał nam właściwą jakość. Bardzo przeżywał porażki i swoje gorsze mecze, żył drużyną w stu procentach. 

 Przemek Kuźkow

- Najbardziej uśmiechnięty człowiek w drużynie. Co by się nie działo, jest pozytywnie nastawiony. Nawet gdy był poza dwunastką meczową, bo takie sytuacje się zdarzały, to wiedział, że na ławce ma swoją pracę do wykonania – żył spotkaniem, pobudzał kolegów. 

Lester Medford

- Często jest nieobliczalny – miał mecze w których zagrał genialnie i takie, o których wszyscy chcieli szybko zapomnieć. Prawdziwego Lesa zobaczyliśmy w fazie play-off. Mam wrażenie, że to gracz który świetnie się czuje grając przeciwko dobrym zespołom, w meczach o dużą stawkę. Fajny, sympatyczny człowiek, zżyty mocno ze swoją żoną, która często przyjeżdżała na nasze mecze i wspierała go jak potrafiła najlepiej. Przeprowadzka z Lublina do Warszawy wyszła mu na dobre. 

W tych ostatnich meczach nie bał się brać na siebie ciężaru gry.

- Zdecydowanie. Nie unikał odpowiedzialności, dowodził i pokazywał klasę w decydujących często momentach spotkania, brał na siebie grę gdy zespół miał gorszy moment. 

I Walerij Lichodiej.

- Bardzo pozytywny człowiek, taki normalny. Wiele lat już spędził w Polsce. Sezon zaczął słabo, jak cały Anwil Włocławek. U nas odżył, grał jak za swoich najlepszych lat. To pokazuje, że dobrze się czuł w tym zespole. Jego doświadczenie i umiejętności pomogły nam się znaleźć w najlepszej czwórce. 

Mówiłeś, że zawodnicy przeżywali mecze, reagowali emocjonalnie. Ale patrząc z boku, w trakcie meczów reagowałeś najbardziej emocjonalnie. Wymieniłbyś trzy momenty, które powodowały, że poziom emocji był ponad przeciętną?

- To prawda, sport wyzwala u mnie przeogromne emocję i trudno nad tym zapanować. Co do trzech momentów, to na pewno ostatni mecz ze Śląskiem Wrocław, spotkanie w Szczecinie, które dało nam awans do TOP4 i chyba wygrany w Warszawie mecz z Anwilem. Wówczas ekipa z Włocławka wydawała się mocną drużyną. Było to pierwszy zwycięstwo nad Anwilem od powrotu do PLK.

A jakieś rozczarowanie?

- Chyba tylko jedno – Puchar Polski. To był jedyny mecz w sezonie, w którym dostaliśmy okrutnie po głowie. Nie podjęliśmy walki. Dziwne było same podejście do meczu. A jednej strony wydawało się, że wszyscy są zdeterminowani i bardzo chcą się pokazać, ale z drugiej ten mecz nam kompletnie nie wyszedł. To był taki moment rozczarowania, nie wiedzieliśmy do końca czemu tak się stało, długo to analizowaliśmy. Zastanawialiśmy się z trenerem, jak zareagować, jakie kroki poczynić. Chyba dobrze wybraliśmy, bo później wyniki i gra były lepsze. 

Mówimy cały czas o udanym sezonie. Ale pamiętam przed sezonem były problemy i zagrożenie, że wszystko może się nie udać, że może nie dojść do startu w rozgrywkach. Były kłopoty ze spięciem i tak niskiego jak na EBL budżetu. 

- To prawda. Jesteśmy po sezonie, który udało nam się zagrać. Fajnie, bo osiągnęliśmy sukces. Faktycznie nasz budżet był niski, znaleźlibyśmy się pewnie w czwórce, ale od dołu – z najniższym budżetem. Byliśmy po bardzo trudnym sezonie, przerwanym przez Covid. Finansowo wiele klubów stało na krawędzi, z dnia na dzień wszystkie rozgrywki były przerwane, byliśmy pozbawieni jakichkolwiek dochodów czy wpłat od sponsorów, a zobowiązania wobec zawodników i pracowników klubu pozostawały. To był bardzo trudny moment. Wykonaliśmy z Łukaszem Sekułą tytaniczną pracę przez te kilka miesięcy, by w ogóle przystąpić do rozgrywek i być w miarę stabilnym finansowo klubem. To się udało, przez cały sezon przeszliśmy ze skromnym budżetem, ale będąc w pełni wypłacalnym. Wszystko były regulowane na czas. Zawodnicy, co miłe, podkreślają że nigdy nie grali w tak dobrze zarządzanym i zorganizowanym klubie. 

Teraz nie będzie powtórki w tej kwestii? O budżet można być spokojnym?

- Przyszły sezon powinien być trochę lepszy jeśli chodzi o finanse. Trzeba jasno powiedzieć, że nie będzie to znacząca poprawa, ale pieniędzy na wydatki będzie trochę więcej. Ale sukces pewnie będzie zdecydowanie trudniej powtórzyć. Ale zrobimy wszystko co w naszej mocy, by znów sprawić niespodziankę. 

Sukces pomaga w rozmowach z partnerami biznesowymi, sponsorami czy pandemia spowodowała, że nie ma to większego znaczenia i wszelkie takie próby są bardzo trudne?

- Na pewno sukces pomaga, łatwiej rozmawia się osiągając dobre wyniki. Wszyscy doceniają nasze osiągniecia w minionym już sezonie. Pandemia jednak ma przełożenie na gospodarkę, to nie jest jakaś tajemna wiedza. W normalnej sytuacji po takim sukcesie pewnie byłoby dużo łatwiej, ale i tak nie jest źle – właśnie dlatego, że mamy za sobą udany czas. 

Jaki jest teraz udział i pomoc piłkarskiej Legii dla sekcji koszykówki?

- Zawsze będziemy korzystać ze wsparcia i siły piłkarskiej Legii i docelowo nie musi to mieć wymiaru przede wszystkim finansowego. Strategicznie chcemy iść drogą niezależności Ale dla Legii piłkarskiej to też jest trudny okres, pandemia też dała się we znaki. Dlatego w dłuższym okresie czasu chcemy iść drogą niezależności finansowej od Legii czy od jednego sponsora. Bo czasem problemy na rynku mają przełożenie na klub. Dlatego dywersyfikujemy źródła naszych przychodów, by być mniej podatnymi na problemy pojedynczych firm czy wspierających nas podmiotów. 

Już po ostatnim meczu odszedł Jamel Morris. To zapowiedź większych zmian w zespole?

- Jamel się pożegnał, ale powiedział co zobaczenia. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. Na pewno będziemy z nim rozmawiać o przyszłym sezonie. On na razie pojechał dograć obecny sezon do Francji, a tam rozgrywki trwają do połowy czerwca. Jak skończy się tam sezon, to na pewno wykonamy telefon do Jamela i będziemy sondować możliwość jego gry w Legii w kolejnym sezonie. A co zmian i pozostałych zawodników, to te rozmowy dopiero się rozpoczynają. Z każdym będziemy rozmawiać o tym czy i w jakiej roli go widzimy. Sukces akurat w takich negocjacjach nie pomaga. Zawodnik po udanych rozgrywkach ma większe oczekiwania, uważa że powinien zarabiać więcej. Na spełnienie wszystkich oczekiwań może nie być nas stać. Ale na pewno ze wszystkimi, na których nam zależy będziemy negocjować. A czy dojdziemy do porozumienia, to czas pokaże. 

A nowi gracze? Będzie wiele nowych twarzy?

- Na pewno jakieś będą. W pierwszej kolejności chcemy się skupić na podpisaniu polskiego składu – bo polską część kadry jest trudniej zawsze skompletować, podaż zawodników jest ograniczona. W przypadku graczy zagranicznych ta podaż jest niemal nieskończona – głównie z uwagi na koszykarzy ze Stanów Zjednoczonych. Musimy się skupić więc na Polakach, którzy są dobrzy i pasują do koncepcji trenera. On też nie z każdym zawodnikiem chce współpracować. 

Jak już wspomniałeś taki sezon będzie ciężko powtórzyć. Jakie cele sobie stawiacie przed startem kolejnych rozgrywek?

- Naszym celem długofalowym jest zadomowić się w czołówce Energa Basket Ligi. Dla mnie czołówka to jest takie TOP6. Jeśli będziemy w najlepszej szóstce, to będzie mnie to na ten moment satysfakcjonowało. To będzie trochę powyżej naszych możliwości finansowych, ale w sensie sportowym jest to do osiągnięcia. Trzeba pamiętać, że w ekstraklasie jest wiele klubów z dużo większym budżetem niż my. Musimy nadrabiać jakością naszej organizacji, bardzo dobrym trenerem, sztabem i całą organizacją. 

W nowym sezonie do hali w końcu powrócą kibice! Bardzo ich brakowało? 

- Na pewno i to bardzo. Kibiców brakowało nie tylko nam, ale na Bemowie ta atmosfera jest wyjątkowa. Pomijając straty finansowe jakie ponieśliśmy z powodu braku kibiców, to granie przy pustych trybunach to nie jest to samo. Nie ma takiej atmosfery, mecze przeżywa się zupełnie inaczej. Miejmy nadzieję, że normalność już wraca i przyszły sezon zaczniemy z kibicami. Nie wiem czy w pełnym zapełnieniu hali, ale może choć w połowie. 

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.